I wszystko było dobrze

EPILOG

Obudził się bardzo gwałtownie.

Uczucie jakby mrówki przechodziły pod jego skórą ogarnęło całe jego ciało i panika przejęła kontrolę. Coś owijało się wokół jego kończyn, dusząc go i krępując. Jego nogi wydawały się płonąc, a plecy przywarły do mokrej, lodowatej przestrzeni pod nimi.

I nagle rozbłysło światło, otworzył oczy.

- Dzień dobry – usłyszał miękki głos dochodzący gdzieś z prawej strony, ale wszystko było jeszcze rozmazane.

Okulary – pomyślał, ale nie mógł podnieść dłoni, która spoczywała na materacu wzdłuż jego ciała.

Widział jednak już w jakiej sytuacji się znajdywał. Leżał na łóżku, jego nogi były pokryte pościelą, a jego tułów był pokryty zimnym potem. Ginny odeszła od okna, skąd przed chwilą odsłoniła zasłony wpuszczając światło poranka do pokoju i usiadła na swojej stronie łóżka pochylając się nad nim i przykładając mu wierzch dłoni do czoła.

- Dobrze się czujesz? – zapytała delikatnie, ale z ulgą a jednocześnie rezygnacją odjęła dłoń od jego skóry czując, że temperatura nie jest podwyższona. – Śniło ci się...

Zaczęła mówić, ale te kilka chwil, które Harry spędził praktycznie w amoku już przeminęły i poderwał się do pozycji siedzącej. Wspomnienia ostatnich chwil wykwitły na powierzchnie jego umysłu, a dłoń automatycznie skierowała się do stoliczka przy łóżka, gdzie pochwyciła okulary. Założył je bardzo szybko, o mało nie dźgając się w oko i wstał z łóżka. Robił to jednak tak szybko i nieuważnie, że jego nogi zaplątały się w pościeli i runął na podłogę obijając sobie plecy.

- Harry! – zawołała Ginny przeskakując przez materac i klękając przy nim. – Merlinie... Hej, powoli.

Harry złapał ją za nadgarstki, kiedy próbowała pomóc mu wstać i spojrzał jej w oczy.

W jego spojrzeniu Ginny widziała panikę i dezorientację, widziała jakby szukał u niej jakiegoś zrozumienia, czegoś... ale ona była tylko zdezorientowana i zmartwiona, jego panika przelewała się na nią.

- Co się stało? – zapytał. – Jakim cudem tu jesteśmy? Ginny, widziałem go, siebie. Zniknęliśmy – próbował jej wytłumaczyć, ale jego słowa nie przynosiły takiego rezultatu na jaki liczył.

- O czym ty mówisz? – zapytała po długiej przerwie.

Puścił jej dłonie i odsunął się pod ścianę. Ginny nie ruszyła się ze swojego miejsca, gdzie klęczała na podłodze, patrząc na niego wielkimi oczami.

- Zadam ci kilka pytań Gin – przymknął powieki i potarł skronie. – I wiem, że mogą zabrzmieć dziwnie, ale po prostu na nie odpowiedz.

- Nie rozumiem, Harry...

- Wszystko ci wyjaśnię, ale jeszcze sam nie wiem co się dzieje, dlatego musisz mi tutaj pomóc – powiedział błagalnym tonem i czekał dopóki nie potaknęła. – Dobrze. Powiedz mi jaka jest nasza relacja.

Ból i niezrozumienie wymalowało się na jej twarzy, a Harry nie mógł tego znieść, choć trwało tylko sekundę po tym jak słowa opuściły jego usta.

- Jesteśmy razem prawda?

- Jesteśmy małżeństwem – powiedziała trochę zdławionym tonem, a jej oczy zabłysły.

- Dzięki Bogu... - mruknął.

Ginny chwilę temu wyglądała jakby była gotowa się rozpłakać, ale teraz znowu nie wiedziała co czuła. Nie miała pojęcia czemu Harry się tak zachowywał ani co się właściwie teraz tutaj działo.

- Następne pytanie - Harry zawahał się.

Jak mógł się dowiedzieć, o co pytać, żeby ustalić w jakiej rzeczywistości się znalazł albo w ogóle jakim świecie... Nie wiedział dlaczego żył, jeśli żył – sądził że może i on i Ginny zginęli, i są w zaświatach, ale Ginny wydawała się nie wiedzieć o co mu chodzi. Wydawała się...

- Moi rodzice – wzrok dziewczyny się wyostrzył. – Żyją?

Patrzyła na niego dziwnie, nie odpowiadając, choć wyglądała parę razy jakby próbowała przemówić.

- Nie Harry. Nie żyją – powiedziała w końcu.

- Jak zginęli?

Ginny przełknęła ciężko, ale odpowiedziała po krótszej przerwie niż przedtem.

Lily i James zginęli w nocy 31 października, kiedy Harry miał roczek. Harry trafił do Dursleyów, o świecie magii dowiedział się od Hagrida. W Hogwarcie był w Gryffindorze, jego najlepsi przyjaciele to Ron i Hermiona. Wszystko się zgadzało, od początku do końca...

- Wczoraj w ogrodach Pałacu Prawd odbył się... - przerwała biorąc głębszy oddech.

- Nasz ślub – dokończył Harry wyczekująco.

- Pamiętasz to wszystko? – zapytała trochę żałośnie, jakby myślała o najgorszym.

- Tak, Gin – złapał ją za dłonie i ścisnął chcąc ją uspokoić. – Ale na weselu. Czy stało się coś... co nie powinno? Po całej ceremonii, po zdjęciach?

Ginny uspokoiła się i zmarszczyła brwi.

- Oprócz tego, że Teddy rozbił George'owi aparat, a Kingsley musiał wyjść w połowie, żeby pozbyć się prasy?

Tego Harry już nie pamiętał.

- Harry – Ginny przywołała do siebie jego wzrok. – Musisz mi powiedzieć co się dzieje.

Więc Harry jej powiedział. Opowiedział jej o ataku śmierciożerców, o dymie i sztylecie. O tym jak znalazł się w alternatywnej rzeczywistości – we śnie, a potem w świecie, gdzie wszystko wydarzyło się inaczej. Opowiedział jej jak ona do niego dołączyła i jak razem działali, jak walczyli w kolejnej wojnie z Voldemortem. Opowiedział jej o swoich rodzicach, rodzeństwie. O jej braciach bliźniakach, do tego czasu już płakała. Potem doszedł do bitwy na błoniach, do Bazyliszka i ich szalonym planie z przynętą w postaci drugiego Harry'ego i sprowadzaniem Voldemorta z innego wymiaru, aby obaj zniknęli.

Aż w końcu doszedł do momentu, w którym zobaczył siebie i zniknął... A raczej prawie zniknął.

Kiedy skończył, Ginny opierała się o niego. Siedzieli razem na podłodze, pogrążeni w myślach. Potem wstali, wymienili jedno spojrzenie, ubrali się i wyszli.

Nie musieli pytać – co teraz? Bo oboje wiedzieli, że należy iść do Hermiony.

...

Hermiona wysłuchała go siedząc nad kubkiem gorącego kakao. Jej twarz była nieprzenikniona, a godzina choć dziesiąta rano za wczesna by Ron zwlekł się jeszcze z łóżka.

była dobrym słuchaczem. Nie robiła min, choć czasem podnosiła brwi, nie przerywała mu, czasem przechylała głowę – na przykład gdy wspomniał, że temporbis jest dziełem Roweny Ravenclaw.

Ginny siedziała obok niego, a jak skończył się tłumaczyć, sama zaczęła mówić o ich dzisiejszym poranku. O tym w jakim stanie Harry się obudził i że pomyślała, że ma gorączkę, jaki był spanikowany i tak dalej.

Kiedy skończyli, Ron zszedł na dół. Miał typowy skacowany wyraz twarzy, co nie było raczej niczym dziwnym, skoro wczoraj był świadkiem na ślubie. Jednak kiedy zobaczył Harry'ego zrobił szybki krok w tył i chciał wyjść, ale Hermiona, która od pewnego czasu miała taki wyraz twarzy jakby wiedziała coś czego oni najwyrażniej nie widzieli, tylko machnęła różdżką i drzwi zamknęły mu się przed nosem, więżąc go w pokoju z pozostałymi.

Hermiona wstała i odłożyła pusty już kubek do zlewu, spojrzała wymownie na Rona, po czym wyszła zamykając za sobą drzwi i nie pozwalając zrobić tego samego swojemu ukochanemu.

Harry był zirytowany, Ginny wydawała się także zbita z tropu ich zachowaniem.

Ron westchnął ciężko i podszedł do stołu, ale nie usiadł. Jego ciało było ustawione w taki sposób, żeby móc jak najszybciej uciec lub pochylić się przed klątwą, co Harry odebrał za dość niepokojące.

- Chciałbym zacząć od tego, że byłem temu przeciwny od samego początku.

Ginny zmarszczyła brwi i zaczerwieniła się. To już jej się nie podobało.

- Ale na swoją obronę mam to, że tak naprawdę nikt cię do niczego nie zmuszał i połknąłeś to sam z własnej nie przymuszonej woli, – mówił, ostrożnie dobierając słowa – i nawet jeśli ci nie przeszkodziłem to dlatego, że sami nie wiedzieliśmy jakie to będzie miało rezultaty. Zgaduję, że spore?

Ginny po tych krótkich słowach wstępu cała się zagotowała i zaczęła krzyczeć. Pytała o czym on mówił, co takiego Harry niby połknął i czy im wszystkim odjęło rozum?!

Harry nic nie mówił tylko przypatrywał się jak wrzeszczą na siebie nawzajem, tocząc jednak dość sensowną rozmowę – po prostu dość głośną.

- ...George tego wcześniej nie testował, ale to George! Gdyby to miało być naprawdę niebezpieczne to by nikogo tym nie częstował!

Harry przestał słuchać po tym zdaniu. Żadne z nich nawet nie zauważyło, kiedy Harry wyszedł z pokoju, zbyt byli pochłonięci kłóceniem się ze sobą.

Hermiona przechodziła przez korytarz i spojrzała na Harry'ego podnosząc jedną brew. Posłał jej słaby uśmiech.

- Wiesz jak skomentowaliby to mugole? – zapytała, ale raczej retorycznie.

-„Niezła faza" – parsknął Harry, choć nie czuł ani odrobiny rozbawienia.

Musiała wyczuć to po jego tonie, więc uśmiechnęła się pocieszająco, a potem jej wzrok się rozmył i wydawała się wsłuchiwać w krzyki dochodzące z kuchni.

- ... Na jego własnym weselu! Taki z ciebie przyjaciel!

- O przepraszam bardzo! Nawet nie zauważyłaś, kiedy to wziął!

Hermiona westchnął kręcąc głową, ale kryjąc uśmieszek. – Harry rozumiał jej reakcję. Ginny i Ron mogli rosnąć, starzeć się, ale dalej pozostawali tacy sami.

Harry nie widział potrzeby dużej sterczeć tak w korytarzu, więc ruszył do drzwi frontowych, Hermiona go nie zatrzymała, za co był dość wdzięczny. Wyszedł na zewnątrz i aportował się.

...

George nie otworzył mu drzwi, kiedy zapukał do jego mieszkania, ale zajrzał do środka tak czy siak. Gdyby ktoś uznał takie wchodzenie za niestosowne mógłby się wytłumaczyć, że chciał sprawdzić, czy lokatorowi nic nie jest, wiedząc, że poprzedniego wieczoru musiał nieźle balować.

- Harry ! – zawołał George wycierając ręce w ręcznik. – Jesteś na nogach!

- Ty też – zauważył Harry, nie mając nic lepszego do powiedzenia.

- Nie da się ukryć – zaśmiał się chłopak. – Co cię sprowadza? Chcesz eliksir na kaca? Coś na wzmocnienie? A może...

- Co wczoraj mi dałeś?

George zamilknął. Jego usta gwałtownie się zamknęły.

- To nie był najlepszy pomysł – mruknął cicho George nie patrząc na Harry'ego. – Nawet nie wiedziałem, że wziąłem je ze sobą. Dopiero nad tym pracuję. Ale piliśmy, mieszaliśmy. Al z Departamentu Tajemnic miał moje chichotki... Chłopaki chcieli, żebym załatwił więcej cukierków i jakoś tak wyszło, że je wyjąłem. Nie pomyślałem.

- Kto jeszcze to wziął? – zapytał Harry.

- Tylko ty. Jak zacząłeś majaczyć i mdleć od razu zareagowaliśmy. Pozbyliśmy się tego z twojego organizmu i no wiesz... Obiecaliśmy, że nie będziemy o tym gadać i że lepiej zostańmy przy samym alkoholu, a potem wróciłeś do ogrodów z Ronem i jeszcze trochę tańczyliście, a potem piliście z tatą.

Harry przetarł dłonią twarz, strącając okulary na czoło.

- Naprawdę przepraszam stary... Ale nic ci nie jest? Potem wyglądałeś dobrze, nic ci nie było...

- To coś... To co widziałem George, jeśli twoje wyroby to wywołało, to... to jest straszne.

- Co widziałeś? – zapytał George.

Harry zaśmiał się niewesoło.

- Sam już nie wiem, ale to było bardzo, naprawdę bardzo prawdziwe.

Harry nie miał siły więcej mówić. Przedtem kiedy opowiadał to Ginny i Hermionie, wtedy to było takie proste, a teraz... Teraz to wszystko znalazło się w kompletnie innym świetle. Było mu niedobrze.

- Usiądź – George podprowadził go do fotela.- Przyniosę ci wody.

Harry spędził trochę czasu w kompletnie odrętwiałym stanie, siedząc w salonie George'a, pociągając maleńkie łyczki ze szklanki.

George siedział w przyległej kuchni gdzie próbował naprawić aparat fotograficzny zniszczony przez Teddy'ego i tylko co pewien czas podnosił wzrok i przyglądał się Harry'emu, którego wzrok pozostawał wbity w róg dywanu.

Zjedli razem drugie śniadanie, Harry wydawał się już uspokoić na tyle, żeby odbyć kilka krótkich rozmów na bezpieczne tematy. George zawiadomił niedługo później Ginny, że Harry jest u niego, żeby się nie martwiła.

Harry sam nie wiedział dlaczego po prostu nie wyjdzie, ale obecność George'a, a w pewnym sensie też brak obecności Freda upewniała go w postrzeganiu tego świata jako jego. Wiedział z żalem lub nie, że to jest jego świat, jego rzeczywistość. Tutaj jest jego miejsce.

Po kilku godzinach pozbył się odrętwienia, a George z żalem musiał przyznać, że aparat jest nie do naprawienia, ale przynajmniej zdjęcia uda się jeszcze wywołać. W jego mieszkaniu stworzył sobie ciemnie, więc z tym nie było problemu.

- Zostaniesz na obiad? – zapytał wołając z kuchni, gdy Harry właśnie miał wychodzić. – Mogę napisać do Ginny, żeby też przyszła.

- Nie chcę robić ci problemu George i tak już się zasiedziałem – odparł Harry.

George od razu zaczął kręcić głową.

- Daj spokój Harry! Zawsze jesteś tu mile widziany. A tak poważnie, wiem, że spieprzyłem, widzę jaki jesteś. Chciałbym to jakoś naprawić, jeśli teraz wyjdziesz tylko wpędzisz mnie w większe poczucie winy.

Harry widział w jaką grę ten grał. Teraz nie mógł wyjść, więc zgodził się zostać. George odetchnął z ulgą i pobiegł wysłać sowę po Ginny.

- Zdjęcia powinny być już gotowe, więc możesz je wyjąć z wanny i wywiesić na sznurku, żeby wyschły. Potem zrobię kopię dla rodziców, już mówili, że chcą mieć własny album z waszego ślubu.

Harry uśmiechnął się.

Poszedł do ciemni i ostrożnie otworzył drzwi. Zdjęcia leżały w małej wanience zatopione w jakimś płynie, Harry nie wiedział w jakim, więc wolał na wszelki wypadek go nie dotykać. Wyjął różdżkę i zaczął po kolei unosić zdjęcia i zaczepiać je klamerką na sznurku. W pokoju było oczywiście całkiem ciemno, nie licząc kilku czerwonych lampek, ale dzięki nim właśnie był w stanie zobaczyć co znajduje się na zdjęciach.

Uśmiechał się patrząc na niektóre z nich. Inne nawet go zadziwiały – jak to na którym na pierwszym planie znajdowała się Hermiona z Luną, które trzymały kieliszki z szampanem jak to toastu, a w tle za nimi stał Draco rozmawiający z Dudleyem...

Harry wywieszał tak zdjęcia, przyglądając się niektórym dłużej, innym mniej. Te które całkiem nie wyszły i były zbyt rozmazane albo całkiem ciemne odkładał od razu na bok, żeby nie zajmowały miejsca na sznurku.

Zdjęcia wydawały się nie kończyć. Zapełnił już cztery sznurki, aż w wanience zostały dwa zdjęcia.

Pierwsze Harry już znał – to było to na którym stał z Ginny, Ronem, Hermioną i Teddy'm. Widząc to zdjęcie Harry stracił na chwilę oddech. Zdjęcie nie było takie samo – kadr był troszeczkę inny, wokół nich było więcej miejsca, jakby zdjęcie było robione z większej odległości... Ale wszystko było takie samo jak Harry zapamiętał.

- Merlinie... - mruknął tylko.

Ostrożnie wywiesił mokre zdjęcie na sznurku i obrócił się po ostatnie.

Różdżka wypadła mu z dłoni, a fotografia jak gdyby nigdy nic unosiła się na powierzchni cieczy... Zdjęcie przedstawiało jakiś ogród. Huśtawka w tle, zieleń wszędzie. A na środku dwóch, małych chłopców, wyglądających jakby byli w tym samym wieku, choć jeden był odrobinkę wyższy. Stali bardzo blisko siebie. Jeden miał zarzucone ramię wokół szyi drugiego, oboje szczerzyli się bardzo szeroko. I choć na zdjęciu byli tacy młodzi, ze swoimi dziecięcymi buziami, Harry wiedział, że to Jeremy i Harry Potterowie.

Schylił się po różdżkę i wylewitował fotografię w powietrze. Nie zastanawiając się wiele chwycił dłonią zdjęcie, jakby potrzebował się upewnić, że na pewno jest prawdziwe. Jeśli mógł polegać na zmyśle dotyku, to tak, była jak najbardziej prawdziwa.

Ciesz skapnęła na podłogę i dopiero wtedy oprzytomniał, choć nie wiedział tak naprawdę co robi. Czuł się bardziej zagubiony niż w momencie gdy obudził się dzisiejszego ranka.

Zawiesił zdjęcie na sznurku, a ono przekręciło się na klamerce w drugą stronę, gdzie na oświetlonej na czerwono przez lampy stronie widniały słowa:


I open at the new start,

Harry , dziękujemy za możliwość napisania własnej historii

i zbudowania własnej rzeczywistości.

- My


...








KONIEC.

31.07.19 - Sto lat Harry :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top