Ginny


Ginny czuła się dość niezręcznie w towarzystwie ludzi, którzy powinni... nie żyć. Nie żeby narzekała!

Tylko, że była nawet na pogrzebie niektórych z nich...

Lily Potter i James Potter nie przypominali osób, które sobie wyobrażała, ale pocieszające było to, że Syriusz nie wydawał się tak bardzo różnić od Syriusza, którego znała.

Grimmuald Place też było całkowicie inne niż to, które pamiętała. Nie było takie... brudne? Ponure? Mroczne? Było właściwie dość zaludnione i schludne. Nic nie leżało po kątach niepotrzebnego itd. A atmosfera jaka panowała w środku przypominała jej nowy budynek tuż po przeprowadzce, kiedy jeszcze wszyscy biegali we wszystkiego strony, poruszając się po przestrzeni jak po pokoju hotelowym – obcym miejscu.

Odniosła nawet dziwne wrażenie, że czuła się najbardziej komfortowo w tym domu ze wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w środku.

Uśmiechała się na wspomnienie, kiedy sama Melanie zapytała się JEJ, w której szafce są filiżanki do kawy. Dość ironiczne.

- Więc... - zaczęła Melanie trochę niepewnie. – Jesteś żoną Harry'ego?

Ginny udała, że wcale nie zauważyła, jak kilku członków Zakonu, stojących w kuchni podsłuchuje ich rozmowę.

- Tak. – odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Ale jeszcze ciężko przyzwyczaić się do tej myśli. To był dzień naszego ślubu, kiedy Harry został tutaj wysłany, więc jeszcze nie mieliśmy czasu, żeby przyzwyczaić się do takiej relacji.

- Długo byliście przedtem razem? – zapytała kładąc łokcie na stole i zaczesując palcami włosy za uszy.

Dziewczyna była całkowicie pochłonięta słowami Ginny, co tej całkiem schlebiało.

- Zostaliśmy parą na moim piątym roku, a na szóstym Harry'ego, ale niedługo później Harry ze mną zerwał. – Ginny mogła zobaczyć zdziwienie na twarzy nastolatki i kilka rozmów wokół również ucichło. – Nasz związek mógł być niebezpieczny dla mnie i dla mojej rodziny, jeśli Voldemort czy inni śmierciożercy by się o nim dowiedzieli, a Harry już wtedy był poszukiwany. Nie wrócił potem do szkoły, musiał uciekać i znaleźć sposób, żeby pokonać Voldemorta. Razem z grupką przyjaciół zostaliśmy w Hogwarcie, który został generalnie przejęty przez śmierciożerców i próbowaliśmy pomagać tak jak to tylko było możliwe.

- Ale... - odezwała się jakaś kobieta. – Przecież byliście dziećmi.

Ginny zerknęła na nią i pokiwała głową.

- Ale to, że byliśmy dziećmi wcale nie przeszkadzało wojnie zabijać i nas. Stawiliśmy opór, kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo.

- Jesteś dzielna. – wyszeptała Melanie, a Ginny pokręciła głową.

- Nie jestem bardziej dzielna niż inni, którzy byli tam ze mną. – odpowiedziała. –Tu nie chodzi o odwagę. Oprócz strachu o własne życie i życie mojej rodziny, i przyjaciół, bałam się o życie Harry'ego, o którym nikt nic nie słyszał odkąd musiał się od nas oddzielić z Ronem i Hermioną. I ten strach dał mi najwięcej siły.

Melanie zmarszczyła brwi, analizując słowa Ginny.

- Apropos Rona. – odezwała się Lily. – On i Ginny mają zaraz się tutaj pojawić. – oznajmiła.

Ginny przeszedł po plecach zimny dreszcz.

- Ale wiedzą o mnie? – zapytała wstając od stołu.

Lily pokiwała głową i uścisnęła ramię Melanie.

- Nie do końca...

- A... Czy ja, to znaczy, czy Ginny wie? – zapytała przełykając niepewnie.

Lily zmarszczyła brwi i złapała spojrzenie kogoś stojącego za Ginny.

- Nie. – odezwał się głos za jej plecami. – Dlatego będziemy chcieli cię przenieść zanim się pojawią. Wiemy, co może się stać jeśli będziesz spotkasz się z córką Molly i każdy wolałby tego uniknąć.

Ginny obejrzała się za siebie na Jamesa, który najwyraźniej nadal chował urazę do tego, co się stało z Harry'm i Jeremy'm. Nie żeby to była wina Ginny, ale w jakiś sposób była w to wszystko zamieszana. Ludzie zawsze szukają kogoś do winienia, a w tej sytuacji, była to Ginny.

- Czyli ona nie wie, że tu jestem, tak w ogóle, w tym świecie?

- Nie. Staramy się utrzymać całą sytuację w tajemnicy. Na pewno jakieś rumory dotarły do Nory, ale nie zostały zweryfikowane, więc nikt nie powinien w nie wierzyć. Takie są procedury. – odpowiedział, a jego rysy lekko się rozluźniły.

Ginny potaknęła.

- Wezmę tylko swoje rzeczy z sypialni. – mruknęła kierując się w stronę schodów, kiedy dało się słyszeć znajome głosy dochodzące z salonu.

Ginny zatrzymała się w wejściu, a James o mało na nią nie wpadł.

- Cholera. – przeklęła Lily, a Melanie pisnęła z reprymendą. – James, zabierz ją stąd, szybko.

Ginny nie mogła się ruszyć. Nie wiedziała, co ją nagle naszło, ale po prostu była zbyt przytoczoną całą sytuacją, żeby choćby oderwać wzrok od wejścia do salonu, które co chwilę rozświetlały zielone światła.

I nagle w progu stanął Ron.

- Ginny? – zapytał ze zdezorientowaniem i zerknął za siebie, a potem z powrotem na dziewczynę, która wyglądała dokładnie tak samo jak jego siostra, lecz była blada jak kreda.

James złapał ją za ramię i szarpnął stanowczo do przodu.

I wtedy, przy Ronie stanęła Ginny, wyglądając na równie zdezorientowaną jak on, ale też podejrzliwą.

Miała zmarszczone brwi, a włosy schludnie odgarnięte do tyłu.

Dwoje brązowych oczu spotkało się i cały pokój zamarł. Nikt nie wiedział jak to będzie wyglądać. Czy pojawi się światło? Błysk? Może grom albo zwykłe puff? A może po prostu nagle obie znikną?

Ginny stojąca przy swoimi bracie wyciągnęła nagle różdżkę i wycelowała w drugą Ginny.

- Kto to jest? – zapytała ze złością, ale też czymś więcej, jak panika, w swoim głosie.

Przez kolejną chwilę nikt się nie poruszył.

Nic się nie stało.

James wypuścił ramię Ginny z uścisku, delikatnie rozwierając palce i dotknął jej drugiego ramienia, żeby się odwróciła.

Ginny wyglądała dobrze, bladość powoli schodziła z jej twarzy, choć w oczach lśniły delikatnie łzy. Wypuściła drżący oddech i oparła się o ścianę.

Taką reakcję mogło wywołać stanięcie w oko w oko ze śmiercią, choć może to, co właśnie mogło się stać było nawet gorsze od śmierci.

- Co się tu dzieje? – powtórzyła Ginny, a jej dłoń z różdżką nawet się nie trzęsła.

- Ginny, opuść różdżkę. – powiedział James robiąc ostrożny krok w stronę dziewczyny.

- Nie podchodź! – zawołała nagle ze złością i wycelowała w niego.

Ginny nadal obserwowała dziewczynę, która w tym wymiarze miała być nią. I widziała w swoich oczach dziwny cień , gdy ta spojrzała na Jamesa.

- Co się tutaj dzieje? – zapytała robiąc krok w tył, a jej oczy w panice szukały ucieczki.

- Zaraz wszystko ci wyjaśnimy. – odpowiedział cierpliwie James.

Ginny nie wyglądała jakby całkiem uwierzyła Jamesowi, ale powoli opuścił różdżkę, a Ron położył jej dłoń na ramieniu, jakby dla wsparcia.

- Masz inną różdżkę. – odezwała się nagle Ginny.

I to z jakiegoś powodu, którego wtedy jeszcze nikt nie rozumiał, poruszyło drugą dziewczynę.

Jej oczy się rozszerzyły w zrozumieniu i złości.

- Confringo! – rzuciła zaklęcie na środek pokoju i wybiegła do salonu.

- Łapcie ją! – zawołał James.

Kilka zaklęć błysnęło w drugim pokoju, a głosy mieszały się ze sobą.

Ron nie wiedział, co opętało jego siostrę, ale wiedzieli, że cokolwiek to było będzie mógł zadawać pytania później.

Ginny serce waliło w piersi, kiedy mogła jedynie czekać. I po kilku chwilach zaklęcia ustały, a w drzwiach pojawił się James z nieprzytomną dziewczyną w rękach. Ron stał tuż za nim, trzymając jej różdżkę, a jego wzrok był kompletnie obcy, gdy spojrzał na Ginny, nadal przyklejającą plecy do ściany.

Bliźniacy pojawili się na schodach i z przechyloną głową powiedli wzrokiem od ich niby-siostry do dziewczyny stojącej w holu.

Z rozkojarzonym wzrokiem spojrzeli na Ginny.

- Spotkałyście się? – zapytał Fred.

Ginny mogła tylko potaknąć.

George podniósł brwi.

- Nie powinniście... no wiecie... Zniknąć? – zapytał trochę niezręcznie.

- CO? – zawołał Ron zatrzymując się w pół kroku.

Ginny pokręciła głową i spojrzała na Lily, która pomyślała to samo, co ona.

- To nie może być prawdziwa Ginny. 





Do końca roku postaram się dodać jeszcze conajmniej dwa rozdziały, ale nic nie obiecuję ;)

Mam nadzieję, że powoli przygotowujecie się na koniec tego fanfiction, bo została nam tylko 1/4 drogi!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top