Dlaczego to musisz być ty?
I nagle rozległ się śmiech, choć może śmiech to za dużo powiedziane, raczej chichot, pełen ulgi.
Harry zmarszczył brwi i spiął ramiona, które wbijały się w zimne kraty.
Coś poruszyło się w głębi, materiał szurnął po wilgotnej posadzce, jakby ktoś ciężko dźwigał się na nogi.
Śmiech było gorzki, ale w jakiś sposób zadowolony, Harry nie potrafił tego do końca wyjaśnić, ale kiedy osoba zaczęła mówić, wszystko stało się troszkę, ale tylko troszkę, jaśniejsze.
- Mówiłam ci to za każdym razem, kiedy sprowadzałeś tu kolejnego więźnia. – powiedział znajomy, zmęczony głos, a postać podeszła bliżej, tak, że Harry potrafił już odróżnić jej kształt, jednak w celi i tak było za ciemno, żeby mógł zobaczyć twarz.
Mimo tego, nie musiał. Wiedział kto stoi przed nim.
- Za każdym razem to było mówione, że koniec końców ciebie też tu zamkną. Nie słuchałeś. Ale przyznaję, dawno cię tu nie było. Krążyła nawet plotka, że zginąłeś, ale choć niektórzy zaczęli w to wierzyć, ja nie. Czekaliśmy aż pojawisz się z nowymi zapasami albo więźniem. Znaczy nikt cię nie wini, po tym jak tamta misja ze mną nie wypaliła, spodziewaliśmy się, że będziesz przez pewien czas siedzieć cicho i się nie wychylać...
Harry westchnął ciężko.
Kolejne tajemnice, kolejne sytuacje, które nie dotyczyły jego.
- Nic ci nie jest? – głos nagle się zmienił z drażniąco miłego, choć urażonego w zatroskany i przestraszony. – Jesteś ranny?
Dwie zimne dłonie chwyciły go za ramiona, a Harry odruchowo go odepchnął.
Jak można powiedziecie komuś, kto sądzi, że cię zna, że nie jest się tą samą osobą? Te sytuacje, drugo wymiarowe alternatywy, były coraz bardziej męczące.
- Posłuchaj Malfoy, naprawdę...
- Malfoy? – zaśmiał się chłopak klękając przed nim. – Od kiedy to mnie tak nazywasz, Potter?
Harry podniósł brwi.
Było tak wiele rzeczy, które były nie tak w tej całej sytuacji, tak wiele...
- Hej, wiem, że pewnie tam na górze teraz jest niezłą rozróba skoro tu jesteś, ale już dobrze. – powiedział łagodnie Draco i położył dłoń na jego kolanie.
Harry przełknął ciężko i poruszył się strącając jego rękę.
Mógł wręcz wyczuć zdezorientowanie na twarzy blondyna.
- Posłuchaj.... – to imię nadal trochę dziwnie brzmiało na jego języku, choć tam w domu już od pewnego czasu pracowali nad tym, żeby zakopać ich dawne zaszłości, mimo to słowo „Draco" brzmiało lepiej nie wypowiedziane. – Wiem, że to może wydać ci się niemożliwe, pewnie mi nawet nie uwierzysz, ale nie jestem Harry'm, a w każdym razie nie tym Harry'm, którego znasz.
Draco się nie odezwał, tylko dalej klęczał przed nim nieruchomo.
- Nie wiem, co było pomiędzy tobą, a Harry'm, ale... - nie było prostego sposobu, żeby to powiedzieć, ale Harry wiedział, że nie ma prawa tego ukrywać, więc te słowa po prostu musiały wybrzmieć. – On nie żyje. Zginął jakieś pół roku temu, naprawdę mi ...
Nagle jego słowa zostały gwałtownie przerwane, kiedy Draco położył dłonie po obu stronach jego twarzy i przyciągnął go do siebie.
Ich usta ledwie się zetknęły, kiedy Harry brutalnie go od siebie odepchnął i skoczył na nogi.
Odruchowo przetarł buzię rękawem i wbił zimne spojrzenie w Malfoya, który przewrócił się na tyłek i musiał podeprzeć się z tyłu ramieniem od siły odepchnięcia, ale nie ruszył się odkąd Harry wstał.
- To naprawdę nie jest dobry pomysł. – mruknął Harry wypuszczając ciężko powietrze i odwracając się tyłem do blondyna, po czym przeklinając siarczyście.
Co za bajzel.
Cholera.
I nagle, gdzieś poza burzą, która rozpętała się w głowie Harry'ego, usłyszał drżący oddech i zduszony płacz.
Obrócił się niechętnie w tamtą stronę.
Malfoy siedział teraz mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie przedtem Harry, opierając się o kraty.
Miał twarz ukrytą w dłoniach i próbował opanować drżenie ramion.
- Nie jesteś nim. – wydusił w końcu z siebie chłopak, kiedy było jasne, że Harry nie ma zamiaru się odezwać.
- Nie jestem. – potwierdził cicho, ale i tak było go bardzo dobrze słychać.
- On naprawdę nie żyje. – jego głos był teraz tak pusty, że Harry mógł naprawdę poczuć jego ból, nie potrafił nic powiedzieć przez chwilę.
- Byliście blisko?
Draco przegryzł dolną wargę.
- Byliście... razem?
- Nie. – odpowiedział kręcąc głową, a jakiś przekręcony, smutny uśmiech pojawił się na chwilę na jego twarzy.
Harry zmarszczył brwi w zdezorientowaniu.
- To dlaczego chciałeś mnie...
- To, że nie byliśmy razem, nie znaczy, że nie było czegoś między nami. – syknął Draco, a zaraz schował znowu twarz w dłoniach.
- Przykro mi.
- Kim do cholery jesteś? – zapytał Draco nagle zdenerwowany.
Zanim Harry mógł odpowiedzieć Draco wstał i wycierając łzy sięgnął po coś za siebie ukazując różdżkę, którą dźgnął go zaraz w pierś.
Harry podniósł obie ręce.
Wiedział, że to nie jest odpowiednia chwila, żeby się zastanawiać i pytać skąd ten ma różdżkę i tak dalej... Ale prawda była zasadniczo jeszcze głupsza i kompletnie niewiarygodna, a Draco nie wyglądał, żeby był w tej chwili zbyt racjonalny.
- Jestem Harry Potter. – powiedział powoli wpatrując się w twarz chłopaka, którego szczęka była zaciśnięta, a dłoń pewna. – Ale jestem z innego wymiaru. Wiem, że to kompletnie niewiarygodne i pewnie możesz mi nie uwierzyć, ale to prawda. Przeniosło mnie tutaj temporbis, sztylet stworzony przez Rowenę Ravenclaw.
Draco wysłuchał go cierpliwie bez nawet mrugnięcia okiem.
- Masz rację. – powiedział w końcu. – Nie wierzę ci.
Harry poczuł nagle idiotyczną potrzebę tupnięcia nogą, co było kompletnie niedojrzałe, ale był zbyt wyczerpany całą tą sytuacją, żeby o to dbać.
A jednak się nie ruszył.
- Musisz mi uwierzyć. – nalegał Harry. – Spójrz. Myślę, że jesteśmy po tej samej stronie skoro tu jesteś, choć mogę się mylić, bo nie jestem taki jak Harry stąd. Nigdy nie służyłem Voldemortowi i nie byłem nawet w Slytherinie!
- Ale wiesz kim jestem.
- Tak. Jesteś Draco Malfoy, jesteś synem Narcyzy, która uratowała mi życie w moim świecie, tak jak ty, pomimo tego, że nigdy się nie dogadywaliśmy.
I wtedy Draco parsknął śmiechem. Gorzkim głębokim, a łzy wściekłości znowu zabłysnęły w jego oczach.
- Uwierz mi, gdyby teraz naprawdę stał przed tobą Draco Malfoy, raczej próbowałby cię zabić niż pocałować.
Harry zmarszczył brwi.
- Co? – zapytał elokwentnie.
- Eliksir Wielosokowy! – powiedział. – Fakt, trochę tu już siedzę i czasem zapominam, że nie wyglądam tak jak zwykle i niektórzy mnie nie poznają, ale ty zawsze wiedziałeś kim jestem.
- Nie jestem tym Harry'm. – powiedział Harry chyba po raz setny.
- Tak, jasne. A ja nie jestem Draco Malfoy, tyle już ustaliliśmy. Chcę wiedzieć kim naprawdę jesteś.
- Już mówiłem.
- A ja powiedziałam, że ci nie wierzę!
Harry zatrzymał się przy tym zdaniu.
- Powiedziałam...? Jesteś dziewczyną?
Draco miał komiczny wyraz twarzy. Wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową, a różdżka mocniej wbiła się w jego pierś.
- Jasne, że jestem dziewczyną, po co inaczej bym miała cię całować? Harry nie jest gejem.
- Skąd mam niby to wiedzieć? – prychnął Harry czując jak czerwień napływa do jego policzków. – Ja już mówiłem, nie jestem TYM Harry'm, ale też nie jestem gejem.
- Przynajmniej ustaliliśmy, że jesteś facetem. – mruknęła do siebie.
- Jestem Harry'm Potterem!
- Od kilku minut temu zaprzeczasz, a ja wiem, że nim nie jesteś!
- Bo jestem z innego wymiaru! Zapytaj kogo chcesz, Zakon, śmierciożerców, wątpię, żeby jeszcze był ktoś oprócz ciebie kto o tym nie wie, ale nie powinno mnie to dziwić, skoro jakimś cudem umknął ci fakt, że twój Harry zginął pół roku temu.
Jego czy też jej oczy się zaszkliły i straciły ostrość.
Harry mógł wyraźnie zauważyć, jak ciężko przełyka ślinę i bierze niepewny oddech, jeden po drugim.
- Chyba mam cię już dość. – powiedziała. – Widzę, że nie chcesz ze mną współpracować, ale może będziesz gadać przy lepszej motywacji.
- O czym ty mówisz?
- Drętwota.
I wszystko ogarnęła ciemność, jednak zanim się to stało, Harry zerknął jeszcze na różdżkę i nie mógł nie zauważyć, że jest bardzo znajoma.
I kiedy się nad tym zastanowił to doszło do niego, że widział tę różdżkę praktycznie codziennie przez ostatni czas.
Jednak wniosek, który pojawił się po tej dedukcji był dla niego tak zaskakując, czy też niemiło uprzytomniający, że nie chciał przyznać, że dobrze wie kto jest właściciel tej różdżki w jego świecie, bo to by oznaczało, że tutaj właściciel mógł być ten sam-alternatywny, ale ten sam...
Wiecie już kim ona jest?
:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top