W przededniu wojny
Z przeprosinami za opóźniania oraz z uprzejmym pozdrowieniem, dla
oraz dla
;)
- To beznadziejny plan.
- Mówisz tak, ponieważ ja go wymyśliłem.
- Może. Co nie zmienia faktu, że jest on beznadziejny i nie ma szans na sukces.
- Cóż, zdecydowanie nie będzie miał szans, jeśli będziesz miał takie podejście.
Przez chwilę trwała cisza.
- Wymyśl coś innego.
- Już myślałem i nadal uważam, że to najlepsze, co możemy zrobić. Wiem czego się w tym boisz, ale spróbuj się przełamać. Dla dobra sprawy, jeśli nie widzisz w tym nic dla siebie.
- W tym nie ma nic dla mnie.
- To twoje zdanie.
Westchnięcie i o wiele dłuższa przerwa.
- To naprawdę beznadziejny plan, ale zrobię to. Na twoją odpowiedzialność.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.
- Jesteś idiotą.
...
- - -
...
Jeremy czekał z Isaaciem na wzgórzu niedaleko Zakazanego Lasu. Isaac miał zmartwiony wyraz twarzy, ale jego ramiona były napięte w determinacji. Chłopak wyciągnął dłoń w stronę Jeremy'ego, który uśmiechnął się smutno i ją ścisnął.
- Myślisz, że naprawdę przyjdą? – zapytał Isaac.
Jeremy wywrócił oczami, ale poczuł się trochę normalniej widząc sceptycyzm chłopaka.
- Widziałeś jak wygląda Hogwart. To nie jest żaden przekręt, Harry zaczął wojnę. Będą tu, już lada moment.
I rzeczywiście, jak na komendę, zaczęły rozlegać się trzaski aportacji.
Jeremy i Isaac przez długi czas nikogo nie rozpoznawali, aż czarodzieje i czarownice nie zaczęli porządkować się w grupach.
Wiatr wiał bardzo mocno, że aż słychać było gwizdy. Ptaki nie latały, ale w lesie coś się kryło... Isaac wytężył wzrok i zauważył błysk kopyt. Wciągnął gwałtownie powietrze.
- Centaury – mruknął z przejęciem.
Jeremy uśmiechnął się szerzej i pociągnął Isaaca za sobą w dół zbocza, żeby wyjść armii na spotkanie.
Zbliżając się byli w stanie już rozpoznać kilka grup, były młodziki i Cedric, nawet Remus i Molly. A przed nimi wszystkimi z jak zwykle ślepym wyrazem twarzy stał Dumbledore i McGonagall.
- Ciociu! – zawołał Isaac, ale zanim zdołał pomachać, ktoś rzucił w ich stronę zaklęcie tnące.
- Stop! – zaczęły się krzyki i Jeremy przesłonił Isaaca własnym ciałem, chcąc wziąć na siebie wszystkie zaklęcia, kiedy nagle TRZASK i Harry stał tuż przed nim.
- Nie atakować! – zawołał stanowczo. – To nie są śmierciożercy!
Isaac zarumienił się i przegryzł wnętrze policzka doskonale wiedząc, że to oświadczenie daleko mijało się z prawdą, ale miał wystarczająco rozumu, żeby tego nie prostować.
Minęło jeszcze kilka minut i agresywne krzyki Harry'ego, nawet kilka przekleństw, które zaskoczyły Jeremy'ego, zanim reszta ostatecznie się uspokoiła i przestała ich atakować.
Harry zawahał się, ale gdy Jeremy otworzył ramiona, ten trochę niezręcznie, ale uściskał ich obu.
- Mówiłem, że nie musicie przychodzić – powiedział trochę niezdecydowanie, choć czuł sporą ulgę mając dwóch utalentowanych czarodziei ze sobą, a zwłaszcza tych dwóch.
Jeremy wywrócił oczami.
- I miałaby nas ominąć cała zabawa? – prychnął i posłał Isaacowi znaczące spojrzenie. – Już wystarczy, że próbował mnie rano uśpić i związać, żebyśmy tu nie przychodzili, a raczej żebym ja tutaj nie przychodził. Nie mam zamiaru walczyć jeszcze z tobą, Harry.
Harry pokręcił głową z uśmiechem.
- W takim razie to raczej dobrze, że nie mam zamiaru cię stąd wyganiać. Dobrze was widzieć.
Jeremy potaknął i rozluźnił się wiedząc, że Harry naprawdę nie miał nic przeciwko temu, żeby walczyli.
Ponad ramieniem Harry'ego zauważył Jamesa i Syriusza, a także klan Weasleyów i Lily, którą łatwo można było pośród nich zgubić.
- Nie ma Ginny? – zdziwił się Jeremy.
Harry westchnął.
- To skomplikowane. Nie mogliśmy zabronić żadnej z nich, to znaczy ani jednej ani drugiej walczyć, ale nie mogliśmy im też pozwolić przyjść tu jednocześnie, więc... - zaczerwienił się nagle i zamilknął.
Jeremy zmrużył oczy, a po sposobie w jaki wzrok Harry'ego na krótko uciekł w stronę Isaaca, odczytał go niemal natychmiast.
- Nie... Proszę nie mów, że naprawdę to zrobiliście – poprosił zamykając powieki.
Harry nie odpowiedział natychmiast, a Isaac się roześmiał.
- Nie mieliśmy wyboru! – bronił się starszy chłopak dość zażarcie. – Widziałeś Ginny? Gdyby ich nie zamknęli to zakradłyby się tutaj i naraziły siebie nawzajem. Nie mogliśmy ryzykować.
Jeremy podniósł ręce w geście poddania.
- Nie mnie oceniać – stwierdził. – To na ciebie się będę wściekać - westchnął. – A jak rodzice, mówiłeś im, że przyjdę?
- Mówiłem. Nie byli zadowoleni, mieli nadzieję, że cię to ominie, tak jak Melanie, ale nie protestowali, gdy przedstawiłem im sytuacje.
- To znaczy?
Harry pokręcił głową.
- To nie jest dobry moment.
Jeremy potaknął powoli i podniósł brwi.
- Rozumiem... Stajesz się tak samo tajemniczy jak mój martwy brat. Uważaj, to może być jakiś znak – mrugnął, a Isaac westchnął z irytacją na czarny humor chłopaka.
Przez to obaj nie zauważyli jak Harry się nachmurzył i lekko skwasił, zajęci drażnieniem siebie nawzajem.
- No co? –zaśmiał się Jeremy i trącił go ramieniem, przez co Isaac także się uśmiechnął.
- Nieważne już. Daj mu to, co masz dla niego i chodźmy do twoich rodziców i cioci Minerwy.
Harry podniósł brwi i z ciekawością patrzył jak Jeremy wyjmuje zgiętą na pół niewielką kartkę z kieszeni spodni. Robił to ostrożnie i ze smutnym uśmiechem. Wyglądał jakby dawał mu coś niezwykle wartościowego, bardzo cennego, a nie zgiętą kartkę.
Harry delikatnie wziął od niego podarunek i już przy pierwszym dotyku wiedział, że to nie była zwykła kartka.
- To fotografia – powiedział spokojnym głosem Jeremy, a Isaac ponownie wziął go za rękę, a ich palce zaplotły się ze sobą. – Zawsze noszę ją ze sobą, kiedy wychodzę na misję. Lubię myśleć, że przynosi mi szczęście, bo to zatrzymana chwila, kiedy byłem naprawdę szczęśliwy, kiedy byliśmy wszyscy jeszcze razem... Drugą połówkę zdjęcia ostatni raz miał Harry, więc wątpię, żebyś mógł ją znaleźć, ale i tak sądzę, że jest czegoś warta.
I zdecydowanie była.
Fotografia była zerwana w taki sposób, że widać było w pełni tylko małego Jeremy'ego, i połowę twarzy i ciała Harry'ego, a nawet mniej niż połowę. Stali w miejscu, gdzie było zielono, a za ich plecami ustawiona była huśtawka.
- Mam tutaj osiem lat – wyszeptał młodszy chłopak i spuścił wzrok. – Mam nadzieję, że przyniesie ci dzisiaj szczęście.
Harry uśmiechnął się i objął bez wahania Jeremy'ego, który mocno zacisnął ramiona wokół niego.
Kiedy odchodził z Isaaciem w stronę zastępów, Harry zerknął jeszcze raz na zdjęcie i na przerwaną w połowie własną twarz...
- Jak mogłem tego nie widzieć... - szepnął do siebie i zgiął ponownie fotografię, wkładając ją do kieszeni, a potem obracając się twarzą w stronę Hogwartu. – Oby ci się udało... idioto - prychnął i potarł szczypiące powieki, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Zbliżamy się do końca!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top