Tylne wyjście
Ginny nerwowo bawiła się skórkami przy swoich paznokciach, obserwując z progu, jak idealna kopia niej samej jest przywiązywana do krzesła magicznymi więzami.
James i Syriusz starali się jak najdokładniej spętać dziewczynę i nie patrzeć na jej twarz. Ron zaciskał szczękę i wzdrygał się za każdym razem, kiedy któryś z nich zaciskał pętle.
- To nie ma żadnego sensu – stwierdził potem, kiedy byli na korytarzu. – Ginny nigdy nie wychodziła sama, zawsze była w Norze z mamą albo którymś z naszych braci czy tatą. Nigdy nie zostawialiśmy jej samej i przecież wiedzielibyśmy, jeśli by wyszła.
- Nie było w jej zachowaniu niczego dziwnego? – zapytał Syriusz przeplatając ramiona na piersi.
Ron pokręcił głową.
- Może była trochę cichsza... Rzadziej się odzywała i mniej marudziła. Przestała naciskać, żeby rodzice pozwolili jej walczyć. Ale to nie była jakaś wielka zmiana. Nadal robiła miny, jak to ona i była całkiem normalna, po prostu jak Ginny... - przerwał na chwilę. – Zwłaszcza po śmierci Harry'ego bardziej się uspokoiła i nawet była trochę weselsza, ale sam nie wiem... To może nie mieć związku, to było mniej więcej w tym samym czasie, kiedy było to wielkie zamieszanie, gdy przenosiliśmy się z Muszelki do Nory.
- Mogę zobaczyć jej różdżkę? – zapytała Ginny.
James i Syriusz wymienili spojrzenia, ale po chwili wahania potaknęli podając jej różdżkę.
Ginny ostrożnie wzięła ją do rąk i zważyła jak cenny skarb. Różdżka była jej absolutnie obca i choć miała nadzieję ją rozpoznać, zawiodła się.
- Co teraz zrobimy? – zapytał Ron odrywając wzrok od Ginny.
- Po pierwsze musimy poinformować resztę Weasleyów o naszym odkryciu, a potem musimy ustalić kim jest osoba, która podszywała się pod Ginny... A przede wszystkim, co się stało z twoją prawdziwą siostrą – wyliczył poważnie James.
- Myślę, że nie powinniśmy jej zostawiać samej w pokoju, ktoś cały czas powinien z nią być – dodała Ginny. – Na wszelki wypadek.
Wiedziała, że nic jej nie grozi – zniknięcie itd., ale czuła się zagrożona mając kogoś kto miał niewiadomo jakie intencje i jeszcze wyglądał dokładnie tak samo jak ona.
- Przydzielę kogoś, żeby trzymał wartę – odparł Ron.
Nagle z dołu rozległy się wrzaski i głośne uderzanie butów o podłogę.
Dzisiejszego dnia było sporo ludzi na Grimmuald Place, więc cokolwiek się działo, ani James, ani Syriusz nie byli tym specjalnie przejęci.
A przynajmniej tak było zanim zeszli na dół i wysłuchali raportu zwiadowców, którzy wrócili z terenu.
Bazyliszek zaatakował Hogwart. Bazyliszek zabijał śmierciożerców.
Nikt nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Widok był naprawdę spektakularny – stwierdził jeden z czarodziei. – Najpierw płomienie ogarnęły całe błonia, a potem Bazyliszek wypadł przez okno w zamku i zaczął nurkować pomiędzy piętrami, a śmierciożercy uciekali gdzie tylko się dało!
Ich historia rozeszła się błyskawicznie po całej kwaterze i została podana dalej.
Nie trzeba było długo czekać na rozkazy z Pałacu Prawd, które miał przynieść wysłannik Dumbledora.
Wszyscy, to znaczy James, Lily, Syriusz, Ron, Ginny, bliźniacy i wielu, wielu innych zakonników, których Ginny kojarzyła bardziej lub mniej znajdowali się w głównym pokoju na Grimmuald Place, gdzie było najwięcej miejsca.
Na górze podszywacz nadal był nieprzytomny, a czuł przy nim Cedric i Oliver, którzy pojawili się razem ze zwiadowcami, wracając z jednej z misji.
W końcu po czasie, który wydawał się być zdecydowanie za długi, a w rzeczywistości był całkiem przyzwoity do środka weszły dwie figury zakrywające twarze.
Pierwsza z nich odsłoniła swoją twarz, a puszyste włosy wytrysnęły spod materiału.
- Dumbledore zarządził, że przejmujemy z powrotem Hogwart nie później niż jutro o wschodzie słońca. Wszyscy muszą być gotowi do walki.
Szepty poniosły się po pokoju, a wtedy druga osoba podeszła do przodu i zdjęła kaptur.
Reakcja była oczekiwana, kilka osób wstało, kilka wykrzyknęło, inni po prostu byli zaskoczeni, itd. Itd.
Ginny już od chwili, gdy zobaczyła dziewczynę, czuła kim jest druga osoba, więc w chwili, gdy tylko twarz Harry'ego została odsłonięta, pobiegła do niego rzucając się mu w ramiona.
- Udało ci się? Nic im nie jest? – zapytała nie wypuszczając go ze swojego uścisku.
- Powinni być cali, mają siebie nawzajem – odparł owijając ręce wokół jej talii i wciągając jej zapach.
Pojawienie się Harry'ego na Grimmuald Place było zaskoczeniem głównie dla tych, którzy byli przy tym, gdy stamtąd uciekł, a dla reszty było to tylko na tyle dziwne na ile byłoby pojawienie się kogokolwiek, kogo nie widuje się często.
Ludzie porozchodzili się, aby wypełnić rozkaz do walki i przygotować się na jutrzejszą bitwę aż w salonie została tylko grupa osób oczekujących wyjaśnień.
- To jest Hermiona – przedstawił dziewczynę, trzymając Ginny za rękę.
Hermiona patrzyła dziwnie na Ginny i nieśmiało na pozostałe osoby w pokoju.
- Wyglądasz prawie dokładnie tak samo jak ona. Ale włosy masz trochę krótsze... -stwierdziła.
- Jak ona? – zapytał Ron.
- Oh! Ty pewnie jesteś Ron. Ginny dużo mi o tobie opowiadała. O wielu z was – uśmiechnęła się, czerwieniąc lekko przez całą uwagę, jaką otrzymywała.
- Znasz moją siostrę? – zapytał Ron natychmiast.
- Ginny jest bezpieczna – odezwał się nagle Harry. – Zostawiłem ją w Pałacu Prawd z Dumbledorem. Nie mogłem jej zabrać tutaj ze sobą ze względu, że jedna Ginny już tutaj jest. Ale zapewniam cię, że jest cała i zdrowa.
I przez to zdanie - pytania nie miały końca.
Hermiona właściwie odpowiadała więcej niż Harry, będąc dłużej i lepiej zaznajomioną z sytuacją Ginny.
Lily patrzyła z uśmiechem na złączone dłonie Harry'ego i Ginny, a ulga jaką odczuwała wiedząc, że Harry dopilnował, żeby Jeremy'emu nic nie było, była większa niż można sobie wyobrazić. Nie sądziła, że zniosła by utratę drugiego syna.
Rozmawiali do późna. James i Syriusz nadal wydawali się być zimni w stosunku do Harry'ego, ale nie na tyle, żeby ich relacja przeszkadzała w solidaryzowaniu się w obliczu wspólnego wroga, którym był przecież Voldemort.
Ron wydawał się być najbardziej zadowolony z całej sytuacji. A podczas rozmowy jego wzrok, co chwilę uciekał w stronę Hermiony. Oczywiście starał się to tuszować, ale jego ciekawość wydawała się być po prostu silniejsza od niego samego.
Po kilku godzinach, w czasie których udało im się dojść do porozumienia, co do jutrzejszego ataku, na schodach pojawił się Cedric i zapukał lekko do drzwi, żeby zwrócić na siebie ich uwagę.
Harry natychmiast wstał z kanapy, na której siedział, kiedy go zobaczył.
Ginny zagryzła wargę, kiedy jej wzrok padł na jego postać, ale nic nie powiedziała.
- Obudziła się – powiedział odchrząkając i starając się nie patrzeć na Harry'ego, którego przedtem widział tylko po drugiej stronie w szeregach Voldemorta i nadal nie potrafił się do tego przyzwyczaić.
Harry otrząsnął się z dziwnego transu i zmarszczył brwi.
- Kto się obudził? – zapytał.
Syriusz zakaszlał kilka razy.
- Ron przyprowadził tutaj wcześniej Ginny, która jak sądził była jego siostrą. Prawda wyszła na jaw, gdy przypadkowo obie dziewczyny się spotkały i... no i nie zniknęły, więc związaliśmy tamtą na górze.
Harry ledwie powstrzymał się przed wybuchem.
- Przypadkowo spotkały się? – powtórzył niebezpiecznie cichym tonem, a kilku osobom dreszcz przeszedł po plecach. – Będziecie ją przesłuchiwać?
- Naturalnie – odpowiedział James poważnie.
- Chcę być pierwszy.
Harry chciał na własną rękę przekonać się kim była osoba, która tak wykorzystała jedną Ginny, a drugą o mało nie zabiła – czego co jasne nie zrobiła, ale iluzja śmierci jest niewiele lepsza od prawdziwej.
Zanim ktokolwiek mógł zaprotestować, Harry skierował się w stronę schodów, słysząc, że kilka osób, w tym najpewniej Cedric, podążają za nim.
Doszedł na górę i pytająco wskazał na jedne ze drzwi. Cedric potaknął potwierdzająco.
Harry złapał za klamkę i pociągnął, ale natrafił na opór.
- Oliver zamknął je od środka – wytłumaczył wzruszając ramionami starszy chłopak.
Harry potaknął i przez chwilę nasłuchiwał, co dzieje się po drugiej stronie drzwi.
Słychać było dwa głosy, jeden zdenerwowany, drugi spokojniejszy i zmęczony.
Harry zapukał.
- Kto tam? – rozległo się pytanie po kilku chwilach ciszy.
Głos zdecydowanie należał do Olivera Wooda i Harry musiał powstrzymać się przed lekkim uśmiechem, który chciał pojawić się na jego twarzy.
- Cedric i Harry Potter – powiedział Cedric zbliżając się bliżej drzwi. – Chcemy przesłuchać więźnia.
Jednak zanim Oliver był w stanie odpowiedzieć lub otworzyć drzwi, osoba w środku zawołała głośno.
- NIE OTWIERAJ TYCH CHOLERNYCH DRZWI – zawołał głos, który nie brzmiał już tak samo jak głos Ginny. – ANI SIĘ WAŻ WOOD!
- Uspokój się, już ci mówiłem, że nie masz żadnej kontroli nad tą sytuacją – odparł Oliver lekko zirytowanym tonem, a jego kroki zbliżyły się do drzwi.
- NIE! Zaczekaj! – zawołał jeszcze raz głos. – P-proszę – słowo brzmiało obco w ustach tamtej osoby, a ton był złamany. – B-błagam... Nie otwieraj ich. Nie możesz ich otworzyć. Proszę...
Harry zmarszczył brwi, a cień Olivera pojawił się pod drzwiami.
- Zaczekaj – odezwał się Harry kładąc dłoń na zimnym, błyszczącym drewnie. – Dlaczego nie chcesz, żeby Oliver otworzył drzwi? – zapytał głośno.
Odpowiedź nie pojawiła się natychmiast, ale podłoga skrzypnęła i ktoś oddychał na tyle głośno i niespokojnie, że Harry mógł to usłyszeć przez zamknięte drzwi.
- Nie mog-gę... - rozległa się cicha odpowiedź, a potem zrezygnowanym, spokojniejszym tonem: - Dobrze wiesz dlaczego nie możesz wejść do środka.
Harry wstrzymał oddech, a jedyne co słyszał przez kilka długich sekund to bicie jego serca.
- Nie możemy się spotkać – dodał cicho głos i Harry nie był już pewny czy to powiedziała osoba za drzwiami, czy on sam.
Odwrócił się opierając o drzwi i starając się to wszystko przetrawić.
- Nie możemy się spotkać...
Mam nadzieję, że Wy nigdy nie usłyszycie od drugiej osoby tego zdania:
"Nie możemy się spotkać..."
:)
Z dedykacją dla
@lyliannePotter5961
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top