Kto kim jest
To był moment.
Nawet nie moment, w sumie to może nawet nie była sekunda.
Harry w jednej chwili stał pomiędzy Syriuszem i Jamesem w przejściu kuchni a salonu, a w drugiej jego dłoń była owinięta na szyi Petera i przypierała go do ściany.
- Harry! – zawołał James zbyt oniemiały, żeby podjąć jakąkolwiek reakcję, ale szybko się zreflektował, kiedy Syriusz trącił go ramieniem i razem odciągnęli młodego człowieka, od ledwo dyszącego animaga.
Peter osunął się na podłogę i zaczął kasłać trzymając się za gardło, a Harry próbował wyrwać się z dwóch stalowych uścisków.
Jeremy razem z Remusem szybko znaleźli się przy Glizdogonie, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest, a dokładnie przed Harry'm pojawił się tamten blondyn trzymający teraz różdżkę tuż przed jego nosem.
- Jeśli zaraz się nie uspokoisz będę zmuszony cię oszołomić. – oznajmił z przechyloną lekko głową i ze zmrużonymi oczami. – Harry... - dodał smakując imię z wyraźną ciekawością.
Melanie zakryła usta dłońmi, ale się nie odezwała. Jej wielkie oczy śledziły wszystko.
- Nic ci nie jest?- zapytał Remus Petera i położył dłoń na jego ramieniu, klękając przy jego boku.
- Nie dotykaj go! – zawołał Harry jeszcze raz szarpiąc się do przodu.
- O c-co mu ch-hodzi? – zapytał zdenerwowanym głosem Peter.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi! – syknął Harry. – Nie próbuj mnie oszukać. Widziałem jak grasz nie raz i nie nabiorę się na to nawet w innym świecie, ty zdrajco.
- Harry... - westchnął Syriusz rozumiejąc, gdzie mogło zajść nieporozumienie.
- Peter nie jest zdrajcą. To nasz przyjaciel. – powiedział James ściskając mocniej ramię Harry'ego dla lepszego efektu.
Peter był okrutnie blady, a jego niezgrabne dłonie trzęsły się ze strachu, gdy Harry patrzył na niego z czystą nienawiścią.
Harry nie mógł się powstrzymać. Wiedział, że teraz wyglądał jak jakiś skończony wariat, ale śmiech, gorzki i ironiczny sam cisnął mu się na usta.
- Niech to udowodni.
Jeremy zmarszczył brwi.
Nie odezwał się jeszcze ani razu, tylko obserwował reakcję Petera.
Ze wszystkich przyjaciół swoich rodziców najmniej lubił Petera i Roya... ale to była inna bajka.
- Jak mógłby to udowodnić? – zapytał Harry'ego zachowując neutralny wyraz twarzy.
- Niech pokaże lewe ramię. – odpowiedział natychmiastowo Harry.
Jeremy prychnął, a Harry zmrużył oczy.
- To nie miałoby sensu. – stwierdził chłopak i wywrócił oczami.
- Niby dlaczego?
Jeremy zamiast odpowiedzieć podszedł bliżej Harry'ego i podwinął własny rękaw ukazując Mroczny Znak. Harry zaniemówił, więc, żeby podkreślić swój punkt, Jeremy podszedł do blondyna i podwinął jego rękaw ukazując jednakowy znak.
Blondyn wywrócił oczami i ze zirytowaniem zakrył magiczne znamię.
Jeremy posłał Harry'emu współczujący uśmiech i krótkim machnięciem różdżki ukazał Czarny Znak na ramieniu Glizdogona.
- Syriusz ma taki sam, tata tylko fragment. Przez pewien czas Voldemort przymusowo oznaczał wszystkich, których uznawał za przydatnych. Brak Mrocznego Znaku uznałbym za raczej nietypowy, tak jak u ciebie. Oczywiście nie mają one żadnej mocy, tylko śmierciożercy otrzymują zaklęte tatuaże.
- Moje oskarżenie nie jest bezpodstawne. – stwierdził Harry defensywnie. – Znak Petera jest znakiem śmierciożercy.
- I jak chcesz to sprawdzić? Chyba nie masz zamiaru wypróbować na nim zaklęcia Morsmorde i przypadkowo, jeśli miałbyś rację, przywołać tu zgrai morderczych czubków?
- Mrocznego Znaku nie da się ukryć pod żadnym zaklęciem. Jest permanentnie nałożone na skórze. Zwykłe Zaklęcie Ukrywające powinno wszystko rozwiązać. – odpowiedział Harry robiąc krótką przerwę.
Jeremy wytrzymał jego wzrok, poczym wzruszył ramionami.
- Dobra. – skinął i podszedł do Petera z wyciągniętą różdżką, który zaczął bardzo łapczywie oddychać.
- Chwila! – zawołał James puszczając Harry'ego i łapiąc Jeremy'ego za nadgarstek.- Przecież to Peter! Żaden z niego materiał na śmierciożercę.
- W moim świecie też tak pewnie mówiłeś, zanim wydał nas Voldemortowi. – mruknął Harry nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego.
James zacisnął zęby i zmarszczył brwi w niezadowoleniu, ale puścił rękę syna.
Jeremy odwrócił się ponownie w stronę Glizdogona. Zaklęcie miał już na końcu języka, ignorując strudzone jęki Petera próbującego wydukać jakieś słowa.
Mężczyzna ostatecznie pojął, że nie otrzyma z nikąd pomocy i zrobił to, co najlepiej potrafił – czyli nogi za pas.
A raczej łapki za ogon...
- Przemienia się ! – zawołał Isaac. – Petrificus Totalus!
- Drętwota! – krzyknął Jeremy, jednak oba zaklęcia nie trafiły drobnego szczura, który zaczął ze sporą prędkością przemykać się pomiędzy nogami czarodziei w stronę drzwi.
Sprawa wydawała się być beznadziejna... Zaklęcia nijak nie były w stanie trafić małego gryzonia, ale na jego nieszczęście w towarzystwie była jedna osoba – godny jego przeciwnik.
Kot stanął mu na drodze i łapką przycisnął do podłogi. Język oblizał pyszczek, a wąsiki zadrżały, ale poza zatrzymaniem szczura, profesor McGonnagal nie dała poddać się swojej kociej naturze.
Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać Lily zakryła szczura durszlakiem kuchennym.
- Dla mnie to wystarczający dowód. – stwierdził Isaac chowając różdżkę do wewnętrznej kieszeni szaty i posyłając znaczące spojrzenie w stronę Jeremy'ego.
- Nie zaszkodzi się upewnić... - mruknął młody Potter, kiedy Lily zdołał uśpić stworzenie wpuszczając mgiełkę nasenną do środka naczynka.
- W komórce pod schodami powinno być kilka flakoników eliksiru odmieniającego animagów. – wyszeptał słabo Remus patrząc na uśpionego szczura w dłoniach Lily.
- Na razie zamkniemy go na górze, zabezpieczę pokój. – odparła Lily odchrząkając. – Nie wiem, kiedy się obudzi...
Harry poruszył się delikatnie w uścisku Syriusza, który nagle go puścił.
Wiedział, że to jest pewnie dla nich spory szok. Ich przyjaciel w końcu właśnie próbował uniknąć, czegoś, co przynajmniej w ich opinii, miało go uniewinnić.
Sprawy pewnie nie ułatwiał też fakt, że oskarżył go Harry, który dla nich do niedawna był właśnie zdrajcą...
Profesor McGonnagal miauknęła przeciągle i skoczyła na ladę kuchenną.
- Ona ma rację. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. – powiedział Isaac.
- Nie sądzę, żeby to miała na myśli. – parsknął Jeremy uśmiechając się lekko.
- Skąd wiesz, znasz koci?
- A ty? – zapytał z szerszym uśmiechem.
- Chłopaki! – jęknął Syriusz z westchnięciem. – Nie dzisiaj, dobrze? Potem sobie poflirtujecie, ale nie tutaj i nie teraz.
- My wcale...!
- Przecież to nie tak...!
Melanie zachichotała.
- Twoja siostra chyba myśli, że jesteśmy zabawni. – stwierdził blondyn przeplatając ramiona na piersi.
Harry uśmiechnął się kącikiem ust i pokręcił głową, ale Jeremy to zauważył.
- Świetnie. Nawet Harry jest przeciwko mnie.
- Jeremy... - odezwał się James. – Później. Teraz skupmy się na Peterze.
Jeremy przez chwilę wyglądał jakby miał zamiar protestować, ale zaraz skinął głową, a jego twarz stała się poważniejsza.
Harry zdał sobie sprawę, że jeszcze nie widział przedtem, żeby chłopak pozwolił sobie, żeby tak się rozluźnić jak przed chwilą, gdy przekomarzał się z Isaaciem.
Ale ta chwila refleksji była wszystkim na co Harry mógł sobie pozwolić zanim jego myśli podążyły na inne tory.
Harry miał rację.
Mroczny Znak na ramieniu Glizdogona był magiczny. Był znakiem śmierciożerców, a co za tym idzie, Peter Pettigrew był zdrajcą.
- Przykro mi. – to były jedyne słowa na jakie był w stanie się zdobyć, gdy obrócił się, żeby opuścić pokój na piętrze, w którym zamknięto parszywego szczura.
Pokój ten, był dawną sypialnią Vernona i Petunii, i Harry po prostu czuł się źle przebywając w nim, zwłaszcza, gdy większość osób w pokoju powinna być martwa bądź nie istnieć...
Wychodząc z pokoju na korytarz, słyszał jak Lily powstrzymuje drgający oddech od płaczu, a ktoś siada na podłodze przy ścianie, najpewniej Syriusz – w niedowierzaniu.
Harry miał zamiar zejść na dół, ale jego wzrok padł na drzwi, które były niby tak znajome, a jednocześnie bardziej obce niż kiedykolwiek przedtem, gdy nie miały na sobie tylu zamków.
Chwycił za klamkę i popchnął drzwi.
Pomieszczenie było podobne. Okno znajdowało się w tym samym miejscu, co w jego wspomnieniach, ale tu podobieństwa się kończyły. Nie było łóżka, biurka czy szafy. Kufer nie leżał na podłodze, ani klatka Hedwigi nie czekała pusta na powrót śnieżnej sowy.
Mugolskie graty, które gdzieś trzeba było wrzucić, piętrzyły się po małej przestrzeni. Lampy z potrzaskanymi żarówkami, zdjęcia w ramkach, stare i zniszczone zabawki, rzeczy osobiste Dursleyów, sprzęty do sprzątania...
- Harry? – rozległ się niewyraźny głos od drzwi. – Co robisz?
- Nic. – odpowiedział ocierając twarz i pozbywając się przerażającego widoku sprzed oczu, po przez odwrócenie się w stronę rozmówcy.
Jeremy nie wyglądał jakby mu uwierzył, ale przepuścił go w progu na korytarz, gdzie stał Isaac.
- Nie miałem okazji was odpowiednio przedstawić. – odchrząknął. – Więc... To jest Isaac Murphy, a to Harry Potter z innego świata.
- Zapomniałeś podać moje pełne imię. – prychnął blondyn podając Harry'emu dłoń. – Nazywam się Isaac Niesamowity Murphy. A ty mam nadzieję nie jesteś Harry „Tym Razem Cię Zabiję" Potter? Tego już poznałem, ale biorąc pod uwagę, że tu stoję miałem szczęście spotkać go tylko dwa razy... O dwa za dużo jeśli mam być szczery, ale to była wina tego durnia. – wskazał na Jeremy'ego.
- Sam się pchałeś na Pokątną. – mruknął chłopak pod nosem.
- Bo ktoś, nie powiem kto, powiedział mi, że tam będzie, kiedy go ostrzegałem, że to zły pomysł, żeby tego dnia tam szedł.
- Przecież już mówiłem, że nie sądziłem, że mówiłeś serio! – żachnął się Jeremy, a Isaac wywrócił oczami.
- Lubię żartować, ale nie kiedy chodzi o twoje bezpieczeństwo.
Harry odchrząknął, a Isaac ponownie skupił na nim swoją uwagę.
- Więc jak jest?
- Co jest? – zapytał Harry trochę zagubiony.
- Twoje imię. – odparł chłopak nieznudzony. – Będziesz Harry „Też Cię Nie Lubię i Zabiję" Potter czy coś bardziej w stylu Harry „Zostańmy Najlepszymi Przyjaciółmi" Potter?
Harry podniósł wysoko brwi, a Jeremy zakrył twarz dłonią i pokręcił głową w zirytowaniu.
- Chyba zostanę przy Harry'm Jamesie Potterze...
- Więc drugie imiona! – zawołał uradowany Isaac. – Jer nie ma się czym pochwalić, ma mugolskie imię po swoim dziadku, Athony. Ale biorąc pod uwagę te okoliczności chyba też będę musiał przedstawić się imieniem mojego ojca. – zrobił dramatyczną pauzę. – Harry Jamesie Potterze, jestem Isaac Nicholas Murphy z Flamelów, ale zazwyczaj zanim pochwalę się nazwiskiem, chwalę się tym, że udało mi się po...
Jeremy zakrył mu usta dłonią.
- Ani słowa Isaac. – warknął. – Bo zacznę żałować, że wyciągnąłem cię z Azkabanu.
- Byłeś w Azkabanie? – zapytał nagle Harry.
- Tak... A ty zabrałeś się ze mną jako pasażer na gapę. – mrugnął do niego blondyn. – Tylko, że na mnie dementorzy nie działają, czego nie można powiedzieć o tobie.
- Dlaczego dementorzy na ciebie nie działają?
- Bo nie mam duszy. – odpowiedział błyskawicznie Isaac z kamienną twarzą, a Jeremy uderzył się w czoło. – Oczywiście żartuję. Mam duszę, a nawet sumienie i serce. – parsknął chłopak na widok twarzy Harry'ego. – Naprawdę nie wiem dlaczego dementorzy nie mają na mnie wpływu, jeszcze tego nie wyjaśniliśmy.
- Co zrobiłeś, że trafiłeś do Azkabanu?
Isaac uśmiechnął się w stronę Jeremy'ego.
- A spróbuj mu powiedzieć. – syknął młody Potter zaciskając dłoń na nadgarstku blondyna.
- Widzisz Harry... To jest właśnie ta rzecz, którą zazwyczaj chwalę się przed nazwiskiem, a której najwyraźniej nie powinno się robić przy sporej widowni śmierciożerców, którzy mają cię za jednego z nich...
- Ani słowa Isaac! – zawołał Jeremy czerwony na twarzy.
Bursztynowe oczy blondyna rozbłysły w rozbawieniu.
- Wybacz Harry, ale to chyba opowieść na inną chwilę. A teraz chodźmy może na dół do cioci Minerwy i Melanie, żeby nie czuły się same w swoim jakże porywającym towarzystwie.
Cioci Minerwy?
Nie wiem czego się spodziewaliście po Jeremy'm, ale ma nadzieję, że nie jesteście rozczarowani :) Isaaca długo planowałam i chyba widać, że ten duat ma swoją ciekawą przeszłość...
Nie będę nic zdradzać i sami też jeszcze długo się nie dowiecie, bo coś czuję, że Voldemort planuje jakieś manewry... ;)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO HARRY!
Sybilla nigdy by na to nie wpadła, że dożyjesz 38 lat :P
P.S. (kocham Cię)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top