- Nie. Bo przecież tak było wygodniej.
Rozniósł się cichy pisk po szpitalnym korytarzu. Lekarz dyżurny i jakaś pielęgniarka pobiegli w kierunku miejsca, z którego dochodził ten dźwięk. Mężczyzna w okularach odetchnął spokojnie. Podszedł do kobiety klęczącej nad ciałem jakiegoś chłopaka, który okazał się być niedoszłym samobójcą z poprzedniego wieczoru. Brunetka trzęsła się i nie wiedziała co robić, więc odsunął ją lekko i zaczął reanimować szatyna, którego tętno było słabe. Dwa puste pudełka po tabletkach leżały na parapecie, a ten przeklnął w duchu. Bo po jaką cholerę zajmować się kimś, kto na każdym roku próbuje uciec lub się zabić. Nie mógł zostawić go samego, więc przeniósł go szybko na wózek. Pędzili do innej sali, aby jak najszybciej przepłukać żołądek.
Tym razem mi się uda, zaraz się zobaczymy...
I tym razem nie było mu dane zasnąć na wieki.
Był zmuszony ponownie otworzyć oczy.
~*~
Młoda pani psycholog, kiedy tylko usłyszała, że chłopak się obudził, popędziła na wizytę do niego. Usiadła jak poprzednio na twardym stołku i czekała na reakcję.
- Porozmawiajmy - zaczęła, gdy ten udawał, że jej nie widzi. - Znowu próbowałeś to zrobić. - Bardziej stwierdziła aniżeli spytała.
- Nie chciałem się z tobą widzieć. Czego chcesz?
- Wysłuchać cię. Nikomu nigdy nie powiem o czym rozmawialiśmy.
- Robisz to, bo musisz.
- Nie muszę. Mogę w każdej chwili zrezygnować z opieki nad tobą i zlecić ją komuś innemu. Interesujesz mnie.
- Jako niezrównoważony psychicznie?
- Jako człowiek. Powiedz mi co dalej. Z tego co wiem jeden z twoich przyjaciół zabił się przedawkowując tabletki. Chciałeś zrobić to co on? - była bezpośrednia. Wiele osób mogłoby uznać ją po prostu za chamską, ale ona była bardzo szczera. Chłopak zacisnął pięści na materiale jego kołdry i przymrużył oczy.
- Skąd taka... Szczerość? - zastanowił się w jakie słowa to ubrać.
- Po co mam owijać w bawełnę? Jeśli będę zadawać pytania powoli to zaboli bardziej. Można to porównać z odrywaniem plasterka. Im dłużej bawisz się, aby tego nie poczuć, tym bardziej boli. Lepiej od razu, co nie?
- Ma sens - blado się uśmiechnął, ale po chwili i tak powrócił do swojego wyrazu pełnego bólu i żalu. - Co chcesz wiedzieć?
- Więcej o twoich przyjaciołach. O Kim Sung Eun.
- Kiedy skończyła bawić się Jiminem chciała zwrócić uwagę Hoseoka. Długo odtrącał jej zaloty, bo wiedział, że ją kochałem. Nie przeszkadzało jej to jednak robić na moich oczach. Siadała mu na kolana, uśmiechała się, przytulała, kiedy tylko miała okazję. Stwierdziłem, że to też jest chwilowe, jak z Jiminem. Koniec końców znudziła się nim, więc liczyłem, a raczej byłem pewny, że go też zostawi. W końcu oszalał na jej punkcie i w tym samym momencie zwyzywała go i zostawiła. Jako przyjaciel powinienem zareagować, ale uciekałem przed tym. Nie pokłóciłem się z Hobim, tak jak z Jiminem. Ignorowałem go. Mniej bolało. Obydwoje na długi czas zniknęli mi z oczu. Miałem już dwóch przyjaciół mniej. Myślałem, że na tym się skończy, bo zajmowała się tylko mną. Chociaż ja tylko chciałem tak myśleć, prawda była kompletnie inna. Gorsza.
- Nie interesowało cię co się z nimi dzieje? Czemu ich nie widziałeś?
- Nie, bo przecież tak było wygodniej.
- Muszę już iść. Zobaczymy się jutro - blondynka zamknęła za sobą drzwi.
Może i się zobaczymy, ale po drugiej stronie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top