7. Harry
Taras w domu to naprawdę opłacalne i przydatne miejsce. Szczególnie w takie poranki jak ten.
Harry obudził się zastraszająco wcześnie, gdyż już o siódmej zero trzy był na nogach. Wygramolił się ze swojego ciepłego łóżka i poczłapał, przecierając oczy do kuchni, gdzie zrobił sobie kawę. Pił ją, samotnie siedząc na kanapie w salonie i wpatrując się w przestrzeń swojego domu, co jakiś czas sprawdzając czy Petunia dalej śpi na fotelu.
Gdy tylko wybiła godzina dziewiąta czternaście, a jego wąż zasyczał, informując, że już nie śpi, Harry podszedł do swojej dziewczynki i ucałował jej łepek, następnie miziając ją po nim. Był naprawdę zakochany w Petunii i całym jej uroku. Przyjaciółka Styles'a dopiero co wstała i jedynym o co prosiła to mizianie jej. Nie chciała jeść czy uciekać od niego. Wolała z nim pobyć i czuć go przy sobie.
- Moja kochana dziewczynka. - pochwalił węża i uśmiechnął się do niej rozczulony. - Jak ci się spało słoneczko?
W odpowiedzi otrzymał syknięcie, co postanowił uznać za coś w stylu 'było dobrze'. Mężczyzna pieścił węża przez kolejne kilka minut, po czym wstał i przeciągnął się, spoglądając za okno.
Pogoda na zewnątrz była cudna. Słońce zagościło na niebie w akompaniamencie tylko kilku jasnych chmurek. Wiatr wiał delikatnie, sprawiając, że liście odrobinę gibały się przy jego podmuchach. Harry rozmarzył się na temat tej pogody i postanowił zaczerpnąć trochę słońca. Mężczyzna momentami myślał, że jego skóra jest odrobinę zbyt blada i to aż niezdrowe.
Brunet siedział na tarasie, grzejąc się w przyjemnych promieniach słońca z Petunią u stóp fotela, na którym się znajdował. Styles rozmyślał o tym, co ostatnio się wydarzyło lub też nie.
Louis nie odezwał się do niego od swojej wizyty i Harry zaczynał się tym powoli martwić. Co, jeśli szatyn go nie polubił? Lub był miły tylko dlatego, że czuł się zobowiązany? Z drugiej strony wiedział, że pewnie te wszystkie rzeczy związane z przeprowadzką trochę zajmą szatynowi.
W między czasie, kiedy to Louis milczał, Harry napisał kilka rozdziałów do swojego nowego tworu i ugościł u siebie jeszcze jedną osobę chętną do zamieszkania u niego. Ową osóbką była młoda dziewczyna ledwo po dwudziestce. Nie bała się Petunii i była naprawdę miła, ale gdy uśmiechała się zalotnie do Harry'ego sprawiała, że ten był przerażony. Styles nie umiał obchodzić się z kobietami, które okazywały mu zainteresowanie. W sumie było to dość logiczne skoro wolał mężczyzn, co nie zmienia tego, iż nie umiał im ładnie odmówić. Zawsze czuł się winny odrzucania ich.
Z tą młodą damą poradził sobie dość łatwo. Udawał, że nie widział jej zalotów i, mimo że raniło mu to serce, nie mógł zrobić jej nadziei. Nie chciał ranić jej bardziej niż już to robił swoim zimnym podejściem. Po tym dziewczyna, mimo iż obiecała się skontaktować nigdy nie zadzwoniła.
Z rozmyślań, Harry'ego wyrwał dzwonek do drzwi. Mężczyzna zdziwił się, ponieważ nie spodziewał się dzisiaj żadnych gości. W zasadzie to w najbliższym czasie nie spodziewał się gości w ogóle.
Podniósł się i powolnym krokiem podążył do drzwi. Nie spieszył się nigdzie zupełnie tak, jak zazwyczaj. Nie był z nikim umówiony, więc nie mógł się spóźnić. Jego sumienie również nie czuło się winne przetrzymywania tajemniczego gościa na zewnątrz, ponieważ pogoda była idealna. Tak, więc Styles mozolnie i samotnie człapał do drzwi, podczas gdy jego ukochana, wężowa przyjaciółka wygrzewała się dalej w promieniach słońca na tarasie.
Otworzył drzwi równie powoli, unosząc wzrok na postać w progu. I jakie było jego zdziwienie, gdy ujżał śliczne szaroniebieskie tęczówki, roztrzepane, karmelowe włosy i dużą torbę na ramieniu przybysza.
Louis stał w drzwiach zdziwionego bruneta, który nie wiedział czy to omamy czy po prostu śni. Przecież starszy obiecał zadzwonić, gdyby chciał się wprowadzić, tymczasem mężczyzna stał przed nim z pewnym siebie uśmieszkiem i figlarnymi chochlikami tańcującymi w jego cholernie hipnotyzujących oczach.
- Cześć, Harold. - powiedział na przywitanie. - Mogę wejść?
Styles, nie będąc do końca wybudzonym z szoku jedynie przesunął się, robiąc miejsce, by Tomlinson mógł przejść. Nawet nie zareagował na przekręcenie jego imienia. Objechał, teraz chyba-współlokatora, wzrokiem i musiał przyznać, że te idiotyczne, luźne i wzorzyste spodnie wyglądają naprawdę dobrze na szatynie. Do tego miał na sobie zwykłą białą bluzkę za dużą na niego rozmiar czy dwa i cienką czarną bluzę. Wyglądał, jakby dopiero wyszedł z łóżka w piżamie, ale Styles nie miał zamiaru tego mówić na głos. Tym bardziej, że sam nie wyglądał lepiej.
A skoro już przy tym... Harry miał rozpuszczone włosy, a bluzka z myszką miki okrywająca jego tors naprawdę była chyba złym pomysłem. Do tego jego wczoraj ogolone nogi nie były zakryte długimi spodniami, a zwykłymi spodenkami do kolan. Cholera, co jeśli Louis tego nie zaakceptuje i uzna go za zboczeńca?
Zestresowany zielonooki westchnął i powoli ruszył za szatynem, który właśnie robił coś w salonie. Owym cosiem okazało się rzucenie na kanapę i położenie na niej. Harry lekko zdezorientowany patrzył na mężczyznę, nie wiedząc, co zrobić.
- Harry... To nie problem, jeśli od dziś się wprowadzę? Reszta moich rzeczy przyjedzie jakoś do piątku. - powiedział po krótkiej chwili Louis, uchylając jedno oko i przyglądając się młodszemu.
Styles, chcąc po prostu się ulotnić do swojej sypialni, kiwnął głową, rumieniąc się delikatnie pod czujnym wzrokiem szatyna. Przemieścił się niezręcznie z nogi na nogę, po czym odchrząknął i spuścił głowę na podłogę.
- Jasne. Twój pokój uprzątnę jeszcze do jutra, będziesz bardzo zły śpiąc dziś na kanapie?
- Nie. Wpadłem bez zapowiedzi, więc... Jakoś przeżyję. - powiedział z wesołym uśmiechem, wpatrując się odrobinę zbyt intensywnie w Styles'a, na co ten zareagował jeszcze większym rumieńcem.
Harry nie rozumiał dziwnie czujnego spojrzenia, jakim obdarzał go starszy. Postanowił nie pytać i po prostu się przebrać, a następnie uporządkować pokój, który teraz będzie służył Tomlinson'owi.
Gdy Styles zmienił ubrania, będąc cholernie speszonym zaczął wątpić w to, że pomysł z współlokatorem był taki genialny. Cóż, Petunia nadal wygrzewała się na terasie, więc nie mógł z nią porozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top