22. Harry
Nie sprawdzony! Przeczytaj notkę na końcu, proszę T^T
Harry zawsze uważał swoje łóżko za najwygodniejsze miejsce na świecie. Gdy je kupował, materac sprawdzał cztery razy zanim osądził, że jest wystarczająco miękki i aż do teraz, nigdy nie miał problemu z ułożeniem się. Zawsze znajdywał idealną pozycję i zakopany w kołdrę rozkoszował się ciepłem.
W tym momencie jednak jego szyja bolała od skręcania się, by spojrzeć w okno. Plecy wydawały się pospinane i dziwnie sztywne, a na domiar złego było mu zimno w stopy. Westchnął głośno i z cichym fuknięciem podniósł się, a następnie wepchnął stopy w swoje puchate kapcie. Zrezygnowany poczłapał do drzwi i dopiero wtedy zauważył, że jego ukochanej Petunii nie ma w pokoju. Westchnął cicho, czując dziwne osamotnienie osiadające na jego żołądku.
Petunia była z nimi podczas długiej rozmowy. Przysłuchiwała się wszystkim ich słowom, dzielnie trwając przy boku Harry'ego z ogonkiem na jego kolanach. Musiała być naprawdę tym zmęczona. Gdy Harry później z nią siedział, zasnęła prawie natychmiast na swoim fotelu, tuląc łepek do jego dłoni.
Mężczyzna wyszedł ze swojej sypialni z zamiarem znalezienia swojego małego pytona i patrzenia, jak śpi. Możliwe, że miał zamiar przy okazji mówić do niej, oczywiście, gdyby spała, na tyle cicho, by jej nie zbudzić.
Człapał korytarzem, do oświetlonego rogalikowatym księżycem salonu, patrząc pod nogi, by mieć pewność, że o nic się nie wywróci. Gdy stanął w progu pokoju i zobaczył, że na wężowym fotelu nie ma jego przyjaciółki poczuł zaniepokojenie. Przez kilka minut miał wrażenie, że jego serce wręcz zatrzymało swą pracę, gdy nagle spostrzegł uchylone drzwi na balkon i zarys sylwetki Louisa. Najwyraźniej nie tylko on nie mógł spać.
Zbliżył się do drzwi na balkon, a do jego nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach dymu papierosowego. Zmarszczył nos, mając ochotę kichnąć, wycofał się z tego jednak, gdy usłyszał słowa Louisa i zrozumiał, że nie został zauważony.
- Myślę, że to jedna z naszych ostatnich rozmów, jeśli nie ostatnia, Petunio - powiedział przyciszonym, ponurym głosem Tomlinson. Zaciągnął się głośno papierosem i ze świstem wypuścił dym w przestrzeń nocy.
Starszy mężczyzna stał w tym samym miejscu, w którym Styles spotkał go w noc zaraz po wprowadzeniu się szatyna. Był lekko zgarbiony, jakby jakiś niewidzialny ciężar nie pozwalał mu ustać prosto. W popielniczce obok niego było już kilka zgaszonych papierosów i Harry był pewny, że Tomlinson palił jednego po drugim, nie pochwalał tego i miał ochotę wytknąć mu, że o siebie nie dba.
- Będę za tobą tęsknił, Petunio - wyszeptał nagle Louis, jakby wstydząc się słów, które wypowiadał. - I za twoim pokręconym właścicielem też będę tęsknić - dodał.
Po rozmowie Louisa i Harry'ego żaden z nich nie zadecydował o tym, że Tomlinson ma opuścić mieszkanie loczka. Żaden też nie powiedział, czy kocha drugiego i brunet odczuł teraz tego skutki. Szatyn podjął decyzje za nich i postanowił się wynieść. Harry nie wiedział, co go bardziej zabolało. Świadomość tego, że Tomlinson mu o tym nie powiedział, czy to, że jednak chciał go opuścić.
Louis zaciągnął się papierosem po raz kolejny, a Harry zdecydował się wyjść z ukrycia. Wszedł na balkon i usiadł na fotelu. Petunia prawie natychmiast zasyczała radośnie i owinęła się miedzy jego nogami. Styles zauważył, że Tomlinson prawie niezauważalnie drgnął, co oznaczało, że musiał zdać sobie sprawę z jego obecności.
- Więc czemu nie śpisz, Harry? - zapytał nagle Louis, wyrzucając niedopałek papierosa za balustradę. Nie obrócił się w stronę Harry'ego, jednak to pytanie przywiodło pewne wspomnienie.
- Nie mogłem zasnąć. - odpowiedział lekko napiętym głosem, skanując przygarbione plecy szatyna. Nie wiedział w co grają, ale ta rozmowa zdawała się tak zabawna i bezcelowa. Miał wrażenie, jakby właśnie byli aktorami, wypowiadającymi linijki scenariusza. - A ty?
- Tak wyszło, słońce. - Zaśmiał się gorzko i obrócił w stronę Harry'ego. - Nowe miejsce i te sprawy.
Styles spojrzał w podkrążone oczy starszego. Nie był w stanie dojrzeć tęczówek szatyna z tej odległości i przy tak nikłym świetle, ale jego serce zaciskało się. Była to jedna z ich pierwszych rozmów odbyta na tym balkonie. Harry miał ochotę przez chwilę się rozpłakać, ale nie mógł nawet powiedzieć dlaczego.
- Nie chcę byś się wyprowadzał. - wyszeptał w końcu młodszy, spuszczając wzrok na Petunię opierającą główkę na jego miękkim kapciu.
- Nie chcę się wyprowadzać. - odpowiedział szatyn, patrząc wprost na Stylesa. Loczek czuł jego wzrok na sobie aż nazbyt wyraźnie i z niewiadomych przyczyn nagle poderwał się do góry i pokonał dzielącą ich przestrzeń.
Harry nie miał wprawy w całowaniu i nie wiedział, co zrobić z rękoma, gdy gwałtownie przycisnął wargi do tych węższych Louisa. Jego serce łomotało w piersi tak szybko, że Styles miał wrażenie, iż starszy może usłyszeć to aż nazbyt wyraźnie.
Zanim szatyn oddał pocałunek minęło kilka, dłużących się w nieskończoność sekund. Mężczyzna poruszył ustami naprzeciw tym Harry'ego, układając jedną ze swoich dłoni na jego policzku i sprawiając tym gestem, że serce młodszego topniało.
Pocałunek był smakował papierosami. Usta Tomlinsona były suche i gorzkie, a Harry, mimo że próbował (wcale nie) nie umiał tego nienawidzić. Muskali swoje wargi i splatali języki długo i namiętnie aż zabrakło im tchu. Harry zaciskał dłonie na pomiętej koszulce Louisa, a ten głaskał delikatnie jego biodro i policzek, wyrywając z partnera ciche pomruki.
Gdy się oderwali oboje mieli przyspieszone oddechy i mokre, błyszczące usta. Oboje zerkali na siebie, udając że wcale tego nie robią i choć obaj byli dorośli, było w tej chwili coś dziecinnego i dziwnie niewinnego. Harry chciał zapisać tą chwilę na całym swoim ciele, by móc przypominać sobie ją ilekroć spojrzy na swoje ciało.
- Kocham cię. - wyszeptał, przerywając ciszę i zerkając w błyszczące, pod światłem księżyca, oczy Louisa.
- Kocham cię. - odszepnął Louis. Skanował całą twarz bruneta, nieprzerwanie głaskając jego biodro.
Wargi młodszego rozciągnęły się w ogromnym uśmiechu, gdy nagle ich moment został przerwany przez głośne syczenie Petunii. Mężczyźni roześmiali się cicho i spojrzeli na siebie, a następnie na węża. Louis ukucnął i pogłaskał łepek ich przyjaciółki.
- Tak, ciebie też kochamy, Petusiu. - powiedział do węża, nie mogąc zahamować uśmiechu cisnącego się na jego usta.
- I nie masz zamiaru się wyprowadzać? - zapytał Harry, patrząc między swoją małą dziewczynką a Tomlinsonem.
- Tylko, jeśli sam mnie wywalisz. - odpowiedział Louis, puszczając młodszemu oczko.
Tamtej nocy mężczyźni spali, przytulając się w wygodnym łóżku Harry'ego z przyzwoitką w postaci Petunii, leżącej gdzieś w pokoju.
Styles już nigdy więcej nie czuł się samotny, ani nie wystawił ogłoszenia dotyczącego poszukiwania współlokatora. I choć ich związek nie był idealny to był dobry i szczęśliwy. Oboje się kochali i byli sobie wierni, a gdy pewnego dnia wpadł do nich Zayn, oświadczając, że hajta się z pewnym uroczym Irlandczykiem Louis wisiał Harry'emu drugiego węża.
Morał jest prosty: Gdy twój kumpel się zakocha w barmanie nie zakładaj się ze swoim narzeczonym o kupno drugiego węża.
------------------------------------
KONIEC!
Wybaczcie, że tak zjebałam terminy (jeśli ktokolwiek to przeczyta XD)
Mam zamiar poprawić to ff jak znajdę czas więc jakby ktoś miał spam powiadomień to wybaczcie ;-;
Dziękuję za każdą gwiazdeczkę i komentarz z całego serduszka i cieszę się, że to skończyłam i w końcu się za to wzięłam XD
CHAMSKA REKLAMA!
Niedługo mam zamiar zacząć nowe Larry ff (jeśli pyknie to niedługo)
Mam napisane jakieś 11? rozdziałów tego ff ale potrzebuję lepszy zapas XD a to opis --->
- Co robisz? - zapytał niski, męski głos. Czyli męska, nieszczęsna omega - zajebiście.
[...]
- Chcę się zabić. - odpowiadam wolno, spoglądając w dół budynku. W sumie ładny stąd widok.
- Nie uważasz, że taka śmierć przysporzy problemu innym? Nie sądzę, by widok roztrzaskanego człowieka był przyjemny nawet dla psychopaty. - rzuca z wyczuwalną niechęcią. Cóż, mnie wizja rozjebanego ciała też odrzucała. Piątka, nieszczęsna omego.
JUP TO ABO B)) XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top