2. Louis

Wieczór na dobre wkupił się w łaski nieba, gdy średniego wzrostu szatyn szedł przez park. Mężczyzna, co jakiś czas przykładał do ust papierosa na zmianę z wypuszczaniem dymu po zaciągnięciu się. Nie wiedział, ile już tak błądził, ale wnioskując po tym, iż słońce znikło za koronami drzew musiało minąć kilka godzin. Nie przeszkadzało mu to ani trochę. Był po dość męczącym, przepracowanym dniu, a to go odprężało.

Szedł dalej, rozmyślając nad jego marną sytuacją. Pieniądze, które miał na koncie powoli się kończyły, a praca fryzjera przynosiła dość lichy zysk. Ale cóż, nie zawsze nasze pasje są w stanie nas utrzymać. Pytanie, więc czemu podjął się tej pracy i skąd miał poprzednie pieniądze?

Otóż nazwisko Tomlinson nie przypadkiem było znane i to nie tylko w jego starej branży. Louis William Tomlinson był detektywem genialnym, jednym z najlepszych na terenie całej Anglii. Powszechnie jednak wiadomo, że coś, w czym jesteśmy dobrzy, nie musi być naszym hobby. Tak było z szatynem.

Mężczyzna był świetny, żadna zagadka nie była tajemnicą, a opryszki, których sprawami się zajmował drżeli na wieści o nim. Ale to było nudne. Brak wyzwania, godnego przeciwnika, którego poziom intelektualny mógłby równać się z tym Louis'a, sprawił, iż mężczyzna porzucił dotychczasową pracę.

Zarobki tak błyskotliwego i nieomylnego detektywa były naprawdę dobre, a fakt, iż Louis nie był rozrzutny sprawił, że dopiero teraz, po blisko trzech latach od zmiany profesji, zaczynało mu brakować pieniędzy. Mieszkanie, w którym cały czas mieszkał, stało się zbyt drogie w kosztach, a pensja przeciętnego fryzjera, nie wystarczająca.

Tomlinson był w potrzasku finansowym i nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Nie chciał zmieniać miejsca zamieszkania. Z centrum Londynu miał wszędzie blisko. No, może do pracy miał odrobinę dalej. Salon, w którym pracował znajdował się w dzielnicy zbliżonej bardziej do obrzeży miasta niż jego serca. Nie przeszkadzało mu to jednak, aż do teraz. Potrzebował znaleźć nowe lokum lub nową pracę, a tego najbardziej nie chciał. Lubił swoją szefową i miłe klientki, a przede wszystkim lubił ciepłą atmosferę owego miejsca.

Niebieskooki myślał i myślał nad rozwiązaniem tego problemu. Nie chciał zmieniać też miejsca zamieszkania z powodów bardziej prywatnych. Otóż Louis miał ciężki charakter i niewielu z nim umiało przetrwać. Jego humorki i słowa wypowiadane w nie zawsze przemyślany sposób były okropnym utrapieniem w kontaktach międzyludzkich. A fakt, że jego sąsiad i najlepszy przyjaciel w jednym był na niego w pewien sposób skazany był naprawdę idealnym wyjściem. Dzięki temu nie czuł się w pewien sposób samotny. Fakt, jego partnerzy ograniczali się do ewentualnych jedno nocnych przygód, ale posiadanie przyjaciela, do którego mógł wpaść praktycznie zawsze był w zupełności wystarczający.

Krążył po parku jeszcze jakiś czas, aż jego telefon nie zaczął wibrować w jego kieszeni. Najpierw chciał to zignorować. Był po pracy, a jego zmęczenie czyniło go jeszcze mniej uprzejmym i miłym człowiekiem. Ostatecznie jednak skończył z urządzeniem przy uchu.

- Witaj, Louis. Czy mógłbyś przyjść jutro do pracy za Lauren? Jej mama gorzej się poczuła i musi zostać, by się nią zająć. - odezwał się miły i ciepły głos po drugiej stronie.

Trzydziestojednolatek westchnął w duchu i przewrócił oczami. Popełnił błąd, nie patrząc kto dzwoni. To nie tak, że Louis nie lubił swojej pracy. Kochał ją, w końcu włosy to jego pasja (prędzej fetysz, ale Louis wolał nazywać to pasją), ale fakt, iż będzie musiał wstać z łóżka przed dziesiątą był przerażający. Z drugiej strony dostanie za ten dzień pieniądze, których teraz tak potrzebuje. Zaciągnął się ostatni raz papierosem, wyrzucając go na ziemię i gasząc butem, po czym w końcu odpowiedział:

- Mogę przyjść, jeśli to aż tak pilne. - mruknął niechętnie.

Cóż, Louis po wypowiedzeniu tych słów, zaczął ich naprawdę żałować. Jego szefowa dziękowała mu przez następne kilka minut i mówiła, jak wdzięczna jest, a niebieskooki marzył o tym, by się teraz zabić. Miał dość trajkotania Liz. Była cudowną osobą i ją naprawdę lubił, ale w takich chwilach, gdy ten chciał się wyciszyć i odprężyć jej energiczność cholernie przytłaczała.

- Liz... - przerwał jej w pewnym momencie. - Muszę kończyć. Czy coś jeszcze ważnego potrzebujesz?

- Nie, dziękuję Louis. Do zobaczenia jutro. - powiedziała i zakończyła połączenie.

Tomlinson odetchnął z ulgą i postanowił wrócić do domu. Skoro jutro musi wstać o tak popapranej godzinie to przydałoby się wyspać. Sen był bardzo ważną częścią jego życia i odgrywał kluczową rolę w jego nastawieniu, co do danego dnia. A trzeba wiedzieć, że szatyn nader wszystko nie chciał być nie miły dla swoich klientek, a przynajmniej dla ich włosów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top