19. Harry
Więc... nie mam zapasów ani chęci na nic i uh ;-; przepraszam.
to opowiadanie wydaje mi się strasznie chujowe i po prostu nie mam ochoty go pisać więc jestem zmuszona je zawiesić lub przynajmniej stwierdzić że rozdziały będą wtedy kiedy ewentualnie je napiszę przepraszam.
Dziwny stan, w jaki wprowadziło go dzisiejsze odkrycie był dla Harry'ego niepojęty. Nigdy nie sądził, że jeśli zauważy, iż darzy kogoś jakimś szczególnym uczuciem będzie taki zagubiony. Styles nie wiedział, co działo się w jego głowie. Jedna część szalała ze szczęścia, inna rozpaczała, jeszcze inna krzyczała o to, by Louis wrócił, a ta ostatnia, najbliższa Harry'emu, podpowiadała mu, że jest głodny. I nie, nie chodziło tu o taki typowy głód. Harry był głodny, by zjeść posiłek z Lou, by z nim porozmawiać, by móc skanować jego ruchy, ucząc się ich na pamięć. I zdecydowanie bardzo był przerażony tym, jak późno zauważył swoje uczucia i dziwne nawyki względem Tomlinsona.
Harry opadł na kanapę z ciężkim westchnięciem. No i co on miał teraz zrobić? Chciał Tomlinsona, który był nieosiągalny dla takiej wstydliwej ciamajdy życiowej, jaką był Styles. Ale co on ma na to poradzić? Taki był zawsze. Zakłopotany i trochę nieporadny, zbyt kobiecy i delikatny. Czy to trudne polubić taką osobę w ten inny sposób? Może, gdyby Louis go poznał znalazłby w tym pozytywy? Może by go chciał? Ale do cholery jasnej, o czym on myślał?! On nawet nie wie, co Tomlinson myśli o ich pocałunku (nie, żeby jakoś paliło mu się specjalnie do wiedzy na ten temat z obawy przed odrzuceniem).
- Petunio. - jęknął załamany Harry. - Jestem beznadziejny.
Ssss, które wydała z siebie w odpowiedzi jego przyjaciółka brzmiało niczym reprymenda. Harry nie mógł tak źle o sobie myśleć. Wiedział, że jego ukochana dziewczynka tego nie chce.
- Wiem, kochanie. - rzucił, wzdychając ciężko. - Cholera wiem, że nie mogę tak myśleć, ale... Oh Petunio. Czuję się taki zagubiony, wiesz? Chciałbym wiedzieć, co myśli o dniu wczorajszym, a w tej samej chwili chce po prostu uciec daleko stąd.
Petunia jedynie wpełzła na jego kolana, wtulając się w chudy brzuch właściciela. I Harry to doceniał. Nie mógł liczyć na więcej, ale szczerze mówiąc nawet więcej nie potrzebował. On po prostu chciał czuć akceptacje i wsparcie.
***
Trzaśnięcie drzwiami i dwa głosy w korytarzu wyrwały Harry'ego z jego i tak płytkiego snu. Brunet nie mógł znaleźć wygodnej pozycji i z niewiadomych przyczyn budził go nawet najmniejszy szmer, przez co naprawdę źle spał. Jednak gdy otumanienie spowodowane niedawno zakończoną czynnością minęło coś zaczęło mu nie pasować. Czemu w korytarzu były dwa głosy? Zayn powinien być u siebie. Louis przyprowadził kogoś bez uprzedzania Harry'ego? Zielonooki nic nie mógł poradzić na to, że jego serce zacisnęło się niebezpiecznie. To nie było to co myślał, prawda? Louis nie przyprowadził nikogo na jednonocną znajomość, prawda?
Odpowiedź Harry dostał kilkanaście sekund później, kiedy do salonie wszedł Louis i... Zapłakany Zayn. Mimo że znał Adonisa dość krótko zrobiło mu się go szkoda. Przez myśl mu przeszło, że jego dziewczyna faktycznie wyrzuciła go z domu i poczuł się z tym tak źle, że wstał i po prostu zamknął starszego w uścisku.
Malik nie oponował i grzecznie wtulił się w ramiona wysokiego dwudziestosiedmiolatka. Harry czuł jak jego koszulka przesiąka w miejscu, gdzie łzy mulata kapały na materiał. Nie wiedział co się stało, ale czuł, że jakby się nie opierał zaraz się dowie. Westchnął cicho i kilka minut później, gdy Zayn ewidentnie przestał szlochać i jedynie pociągał nosem, usiadł na kanapie, patrząc to na swojego współlokatora (ale nigdy w jego oczy) to na jego przyjaciela.
- Co się stało? - zapytał cicho, spoglądając niepewnie w oczy Louis'a.
- Porwano jego dziewczynę. - powiedział bezuczuciowo, wskazując kciukiem na Adonisa, który o ironio nawet zapłakany z gilami cieknącymi z nosa wyglądał zabójczo.
Harry westchnął po raz kolejny i wstał, wracając chwilę później z chusteczkami w ręce. Podał przedmiot biednemu w jego oczach mulatowi. To musiało być straszne, a Louis traktował to jak zwykły nic nie znaczący szczególik. Czy ten człowiek naprawdę był tylko zimnym sopelkiem lodu, który Harry chciał zagrzać, trzymając w swoim serduszku? Ale czy to było w ogóle możliwe, by przy tym go nie unicestwić? Lód w końcu topniał pod wpływem ciepła.
- Harold! Słuchasz mnie!? - zapytał poirytowany Tomlinson wyrywając Styles'a z jego świata myśli.
- Co? Tak. - powiedział niepewnie, jednak, gdy dojrzał karcący wzrok Louis'a wiercący w nim dziurę, skulił się i dodał cicho. - Znaczy... Nie bardzo.
Tomlinson westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi.
- Mówiłem, że ktoś prawdopodobnie porwał dziewczynę Zayn'a. Musiał być to ktoś znajomy, bo w domu nie ma śladów włamania. Po za tym zniknęło trochę jej rzeczy, w mieszkaniu jest syf i nie ma biżuterii tego... Kurwa Malik przestań ryczeć! - krzyknął zirytowany szatyn, gdy Zayn znowu zalał się łzami.
Po tym zaczęli się o coś sprzeczać, ale Harry już tego nie słuchał. Owszem było mu szkoda mulata. Jego dziewczyna zniknęła bez słowa, a najlepszy przyjaciel darł się, bo płakał. Harry niestety zaczął myśleć o tym czy może jego przeszłość, by tu nie pomogła. W końcu nie każdy był tak dobrym hakerem jak on, prawda?
Bo cóż... Harry od dziecka lubił bawić się w komputerach, a w liceum naprawdę potrzebował dorobić. Wiedział, że to co robił było złe, bo od kiedy hakowanie kont bankowych kumpli z klasy za hajs było dobre, ale on naprawdę tego potrzebował. Tak przynajmniej się usprawiedliwiał. Gdy poszedł na studia i sam musiał za nie płacić nie zaprzestał swojej brudnej pracy dorywczej. Do czasu. Wpakował się w spore kłopoty i mało brakowało, by mieć policje na karku. Po tamtej sprawie Harry odciął się od brudnej pracy, skończył studia i zaszył się z dala od innych. Tak było lepiej.
Teraz jednak myślał, że może jego doświadczenie, by się przydało. Jeśli dziewczyna Malika miała telefon, a miała na pewno, mógłby ją bardzo szybko namierzyć. Hakowanie baz danych portali społecznościowych miał w małym paluszku, a w ten sposób mógłby do niej dotrzeć. Dowiedzieć się gdzie ostatni raz przebywała, gdy na przykład sprawdzała maila. To brzmiało jak dobry plan pomocy, jednak z drugiej strony to było takie szalone. Akcja ratunkowa dziewczyny, która mogła po prostu odejść? I Tomlinson brzmiący, jak jakiś detektyw z filmu kryminalnego? Coś mu umykało i nie wiedział, co to jest.
No i była jeszcze jedna sprawa. Jeśli chciałby pomóc musiałby się przyznać, że był hakerem, że miał na pieńku z prawem, a to wyjątkowo komplikowało sprawę. Harry zamknął ten rozdział swojego życia dawno temu. Nie mówił o tym nikomu, bo tak było lepiej. On sam nawet o tym nie myślał. To był błąd młodości, co prawda ogromnych rozmiarów, ale opamiętał się, prawda?
- Louis? Skąd wiesz, że tak to powinno wyglądać, a nie inaczej, przy braku włamania? - zapytał, przerywając żarliwą wymianę zdań między przyjaciółmi, którzy właśnie wyzywali się od stołków i kaczupów, Harry nie chciał wnikać.
- Co? - zdziwił się tym, na chwilę zbity z tropu mężczyzna. - Ah... Byłem detektywem.
- Jednym z najlepszych. - wtrącił Zayn.
No... To Harry był pogrążony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top