16. Louis
Ogółem ;-; rozdział jest w ciul długi ;-; i dlatego w przyszły pn nie będzie rozdziału ;-; nie chce zawalić terminów i później dodawać jeden rozdział na miesiąc dlatego przyszły poniedziałek i 25 maja nie ma rozdziałów ;-;
Jakiś tydzień później w piątek paznokcie Louis'a dalej były jasno niebieskie. I nie, nie pozwolił Harry'emu pomalować ich drugi raz (nie zaprzecza jednak, że młodszy mu to proponował). Lakier jakimś cudem, mimo kilku odprysków, które pojawiły się tam przez nieostrożne zachowanie Louis'a podczas gotowania, utrzymywał się na jego paznokciach z własnej woli, jakby czekając na to aż ktoś go zauważy. Oczywiście, Harry go zauważał codziennie, chwaląc swoją robotę i uznając ją za solidnie wykonaną, jednak nikt po za nim nie zwrócił na to uwagi. W pracy ani jego szefowa, ani klientki, ani irytująca nowa stażystka o imieniu Arabella nie zauważyły jego ślicznie podkreślających kolor oczu paznokci (nie żeby narzekał jemu to bardzo pasowało).
Tomlinson podniósł wzrok ze swoich paznokci, kiedy zaciskał dłoń na klamce, wchodząc do domu. Był nieco zmęczony tym dniem. Miał dwie wymagające klientki, które nad wyraz dbały o swoje włosy i nie chciały, by ktokolwiek to spierdolił (nie żeby Louis kiedykolwiek odważył się spierdolić jakiekolwiek włosy. Ten facet je wręcz czcił, więc jakby mógł?). Oczywiście szatyn zajął się nimi jak powinien i były zadowolone, ale kosztowało go to sporo energii i dużo wymuszonej uprzejmości.
Niebieskooki miał naprawdę spore nadzieje na to, że po rozebraniu się i zjedzeniu obiadu z Harry'm będzie mógł odpocząć w swoim pokoju, pod kołdrą, pogrążony w głębokim śnie. Niestety, gdy ściągał lewego buta, siłując się przy okazji z kurtką poczuł kurewski ból. Powodem tego okazał się mały (nie taki mały) lokaty chochlik, który wtulał się w niego, uśmiechając tak jasno i szeroko, że Louis prawie stracił wzrok. I pewnie wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że Louis leżał na ziemi, bo jak się okazało biegnący Harry, który przytulił go z zaskoczenia sprawił, iż grawitacja stała się naprawdę silna.
- Ciebie też miło widzieć, Harold... - powiedział odrobinę zdumiony zachowaniem Loczka. I nie, Louis nie miał mu tego za złe. Broń cię panie od myślenia w ten sposób. Możliwości przytulania Harry'ego była dla niego czymś wyjątkowym. Czymś powodującym miłe trzepotanie w klatce piersiowej i chęć zostanie tak już na zawsze, mimo twardej podłogi i bólu spowodowanego upadkiem. Louis odchrząknął i głaszcząc delikatnie plecy Styles'a, zapytał: - Co się stało?
Mężczyzna ucieszył się jeszcze bardziej na to pytanie, a Louis nie sądził, że to możliwe. Harry uśmiechał się niemal boleśnie szeroko i zbyt wesoło na dorosłego. Wyglądał jak kilkunastoletni chłopiec, który dostał szóstkę ze swojego znienawidzonego przedmiotu... Lub po prostu jak Harry, który cieszy się kwiatkiem.
- Skończyłem książkę. - pisnął szczęśliwy, wtulając się w Louis'a na nowo. I cóż... Szatyn promieniował dumą. Wiedział ile ta praca znaczyła dla młodszego i jak starał się nadać jej autentyczności, wypytując go czasem o naprawdę dziwne rzeczy.
- Naprawdę? - dopytał zdziwiony. Cóż... Minęło już kilka ładnych miesięcy odkąd się poznali i uświadomił sobie to dopiero teraz. Czas z Harry'm był taki... Inny. Było w nim coś magicznego, coś niepowtarzalnego. Może to dlatego, że ten zawsze był tak samo ciepłym i uprzejmym człowiekiem, a może dlatego, że miał bardzo ładny uśmiech. Louis nie wiedział, ale jednego był pewny. Nie chciał, by ten czas przelatywał mu przez palce. Chciał go uchwycić i wykorzystać najmocniej, jak umiał. Myśl, że kiedyś drogi jego i Harry'ego się rozejdą kuła jego serce i owszem, było to niebezpieczne i Louis nie chciał o tym myśleć, ale mimo to przyzwyczaił się już. Do Styles'a, Petunii, niedorzecznych myśli i wspólnych posiłków, to wszystko było już codziennością, jakąś cząstką niego, której amputacja mogłaby z niewiadomych przyczyn (bo przecież to nie tak, że Louis był przywiązany czy coś) go zaboleć.
- Tak. - wyszczerzył się młodszy. - Chce coś słodkiego w nagrodę.
- A ty co, dzieciak? - zaśmiał się.
- Dorosły pisarz na głodzie cukrowym. - fuknął, bocząc się i odsuwając od Louis'a, ale ten nie miał serca być na niego zły. To był dzień Harry'ego, jego sukcesów.
- Upiję cię dzisiaj. - zaśmiał się, powoli podnosząc z podłogi. - Ubieraj się idziemy po słodycze i wino. Trzeba uczcić tą twoją książkę.
***
Tomlinson naprawdę nigdy nie myślał, że z takiego powodu po pracy stałby między półkami małego sklepu nieopodal jego miejsca zamieszkania i wybierał wino. To nawet nie brzmi logicznie. No, bo czy odpowiedź na pytanie "Co tutaj robisz?" brzmiąca: "A wiesz, wybieram wino, by upić mojego współlokatora z okazji tego, iż skończył książkę" może być poważna? Owszem, jeśli mówi ją ktoś, kto nie jest Louis'em. On nie robił takich rzeczy. Nigdy. Mógł pochwalić, ale nie świętować czyiś sukces, a przynajmniej nie z własnej inicjatywy. On się w to nie bawił. Niestety jakimś cudem skończył, gdzie skończył.
Louis wahał się właśnie między półsłodkim winem hiszpańskim, a nieco droższym, słodkim, które wydawało się być francuskie, kiedy Harry przyszedł do niego w podskokach. Jego brwi były złączone, a mina śmiertelnie poważna. Szatyn już chciał zapytać czy coś się stało, gdy podążył za jego spojrzeniem na duże, szczupłe dłonie, w których trzymał dwie paczki żelek. Jedne były typowymi misiami z nadzieniem, a drugie kwaśnymi języczkami. Niebieskooki ledwo powstrzymał parsknięcie śmiechem.
- Masz jakiś dylemat życiowy, Styles? - zakpił Louis, jednak nie zrobił tego w ten niemiły sposób. Na jego ustach gościł delikatny uśmiech, który zdradzał brak chęci dopieczenia współlokatorowi.
- Nie wiem, które będą lepsze. - odpowiedział przejęty brunet, zdając się nie zauważyć tonu przyjaciela. - Wiesz, te są takie delikatne i słodkie, a te takie kwaśne i mniej subtelne. Nie wiem co lepsze.
Louis zaśmiał się cicho i wskazał na kwaśne żelki.
- Weź te. - Uśmiechnął się do niego wesoło. - Biorę słodkie wino, więc będą ci idealnie pasować.
Zielonooki rozpromienił się i cmoknął delikatnie policzek Louis'a, na co ten zdębiał. Stał na środku jednej z alejek sklepu i patrzył się tępo w plecy Loczka. Dwudziestosiedmiolatek był dziś zadziwiająco odważny, nie, żeby starszemu to jakoś zawadzało.
***
Przy kasie skończyli z kwaśnymi żelkami, dwoma butelkami różnych słodkich win, czekoladą, ciastkami, chrupkami i lodami. Louis nie wnikał w to, kiedy młodszy chce przejeść te słodycze, patrząc na to, że Tomlinson jadł jedynie... Właściwie słodkości nie jadł wcale (wypieki jego mamy się nie liczyły, bo to dzieła sztuki, a nie słodkości). Musiał dbać o linię.
- No, Harold, podziwiam twój metabolizm. - dokuczył zielonookiemu, Louis.
- Co? Czemu? - zapytał zdziwiony.
- Jesteś taki szczuplutki, a tyle wpieprzasz słodyczy. - zaśmiał się Tomlinson, patrząc na niego czule, gdy ten zakłopotany zaczął bawić się palcami. - Tylko żartuję, Harry.
Styles uśmiechnął się do niego szeroko z lekkim rumieńcem na policzkach i spojrzał w jego oczy, sprawiając, że jego szczęście dosłownie przenikało przez Louis'a. Szatyn w sumie nie rozumiał szczęścia wyższego mężczyzny. Nigdy nic nie napisał i nie znał tego uczucia w sercu, gdy twoje dzieło jest gotowe, gdy wypuszczasz je spod swoich palców, powierzając innym, by je ubrali i przygotowali, a następnie podarowali ludziom pod ocenę. Nie znał tego, ale sam fakt widzenia Harry'ego tak uradowanego napawał go dumą i dziwnym rodzajem spełnienia. Miał wrażenie jakby dzielił ze Styles'em to przeżycie i uważał to za piękne.
- Uroczo razem wyglądacie. - powiedziała cicho młoda ekspedientka, która akurat kończyła kasować ich zakupy.
Dziewczyna miała długie, spięte w luźnego warkocza, brązowe włosy i ładne, duże, jasnoniebieskie oczy. Louis'owi przypominały trochę tęczówki należące do jego siostry. Brązowowłosa oprócz tego nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat. Była niziutka i drobna. Na jej nadgarstku było sporo bransoletek z kamyczkami, koncertów i kilka rzemyków.
Harry zarumienił się na jej słowa i zaczął pakować ich zakupy, będąc kompletnie niezdolnym do odpowiedzi. Louis rzucił mu krótkie spojrzenie, po czym z powrotem zaczął analizować młodą dziewczynę. Miała poprzygryzane wargi i lekkie cienie pod oczami. Pod jej uniformem dostrzegł bluzkę z dość drogiej firmy. Co tu robi, jeśli stać ją na bluzkę od Gucci'ego? Przez myśl mu przeszło, że może rodzice każą jej zarabiać, by nie wychować jej na typową rozwydrzoną dziewuchę z za dużą ilością pieniędzy.
By potwierdzić swoją teorię Louis spojrzał szybko na świecące się kolczyki w jej uszach. Małe diamenciki w czarnym złocie, potwierdziły idealnie jego teorię, nie wspominając o sygnetem z literą R. Pierścień wyglądał na stary, coś w rodzaju rodzinnej pamiątki z herbem rodziny. Takich rzeczy nie dało się raczej znaleźć w wielu domach.
- Lou? - cichy głos Styles'a wybudził go z jego dziwnego zboczenia zawodowego. Boże Tomlinson jednak był czasem przerażający... I zdecydowanie nie był normalny.
***
Louis domyślał się, że Harry ma słabą głowę. W zasadzie on na to liczył. I nie, Louis nie był zboczeńcem (może troszkę, w końcu fetysz włosów normalny nie jest) ani żadnym gwałcicielem. Chciał po prostu zobaczyć jaki jest pijany Harry. Czy ma szkliste oczy? Czy wargi są bardziej czerwone? Czy chce tańczyć? Czy cieszy się jak dziecko? Czy uroczo chichocze? Czy jest tak samo idealny, piękny i cudowny, jak wtedy, gdy jest trzeźwy? Tomlinson potrzebował odpowiedzi na te pytania bardziej niż oddychać, ale z drugiej strony nie chciał ich. Jakby wiedza na ten temat sprawiła, że Harry będzie łatwiejszy do rozgryzienia, a Louis unikał tego jak ognia. Owszem, dalej obserwował młodszego, ale starał się go analizować jak najmniej. Bał się, że jego dziwny pociąg do Harry'ego wyparuje wraz z momentem, gdy go "odkryje" czego z niewiadomych dla siebie przyczyn nie chciał. Może po prostu Harry był uzależniający? A może Louis faktycznie był wariatem? Nie wiedział.
- Lou... - wymamrotał po czwartym kieliszku wina już zarumieniony i wyjątkowo uśmiechnięty Harry. - Lou jak to jest uprawiać seks?
Louis nigdy nie spodziewał się takiego pytania. Naprawdę nigdy, więc nic dziwnego, że właśnie dławił się winem, a jego oczy szkliły się przez nieprzyjemne uczucie w gardle.
- C-Co? - wydusił w końcu, a Harry spojrzał nie niego odrobinę zagubionym wzrokiem.
- Seks, wiesz... Wkładasz kutasa w dziur-
- Wiem, jak to działa. - przerwał szybko Louis, zasłaniając usta młodszemu. Boże czemu to tak niezręczne?
- Więc... Jak to jest? - ciągnął dalej. - Wiesz, ja nigdy tego nie robiłem. - powiedział poważnym tonem z uroczą zmarszczką między brwiami, kiedy się skupiał najwyraźniej na przeszukiwaniu swoich wspomnień. - W sumie to się nawet nie całowałem. - dodał po chwili, a Louis znowu się zadławił. Co jest do kurwy z tym winem?!
- Jak to? - zapytał zdziwiony do granic możliwości. Może upijanie Harry'ego nie było aż tak dobrym pomysłem? Przecież on przez najbliższy miesiąc będzie się chował przed nim z zawstydzenia.
Styles jednak nie odpowiedział już nic. Wzruszył jedynie ramionami, układając głowę na oparciu kanapy i wsłuchując się w cicho grającą muzykę z wierzy w salonie. Wyjątkowo młodszy stwierdził, że zamiast ukochanego rudego muzyka chce posłuchać dla odmiany radia. Decyzja ta zyskała duże poparcie Louis'a, dlatego teraz siedzieli, milcząc i wsłuchując się w cicho brzmiącą rockową balladę. Ta chwila, mimo lekkiej niezręcznej atmosfery unoszącej się między współlokatorami, miała w sobie coś magicznego i niepowtarzalnego.
- Chciałbym się zakochać, Lou. - powiedział nagle Harry. - I być kochanym.
- Każdy chciałby, Harold. - mruknął, pociągając łyk szkarłatnego wina.
- Naprawdę? - zapytał szczerze zaskoczony, przerzucając swoje delikatnie zamglone i szklące spojrzenie na całkiem dobrze trzymającego się Louis'a. Cóż, Tomlinson swego czasu lubił imprezować... Ostro imprezować i nie przeczył, że owe wydarzenia zahartowały go.
- Mhm.
Po tym zapadła znowu chwilowa cisza. Harry myślał nad czymś intensywnie, następnie rozglądając się gorączkowo. Uspokoił się dopiero, gdy jego oczy padły na zwiniętego w kłębek węża leżącego kilka metrów od nich. Zwierzątko prawdopodobnie spało i Harry odetchnął z ulgą, rozluźniając napięte nieświadomie mięśnie. Louis patrzył na to sącząc swoje wino i zastanawiając się, co siedzi w tej głowie pełnej loczków? O czym myślał?
- Ciekawe czy Petunia też znajdzie swoją miłość życia. - rzucił nagle Styles, nieświadomie odpowiadając na mentalne pytania Louis'a.
- Myślisz, że węże tworzą związki? - zapytał odrobinę zdziwiony, gdy Harry upijał kilka łyków trunku ze swojego kieliszka.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział pewnie, gdy oblizał swoje usta z wina. - One też kochają i mają uczucia. Każdy zasługuje na miłość nawet taki wąż, ale Patunia to dobry wąż. To taki wąż, który zasługuje na najlepsze... Może lepiej w takim razie zostawić ją samą, co? Faceci są problematyczni, a kobiety nawet bardziej.
Louis zaśmiał się cicho, patrząc jak wielkie zielone oczy prześlizgują się po wszystkim dookoła w poszukiwaniu sensownej odpowiedzi. Był szczerze zaangażowany w swoje małe rozmyślania i Louis był tym tak strasznie zauroczony. Harry był zdecydowanie zbyt uroczy.
***
Gdy kończyli drugą butelkę wina Harry z myśliciela i ciekawego świata chłopca zmienił się w kulkę pieszczot i niczym mały rzep przyległ do Louis'a. Przytulił się do niego, wciskając swoją głowę w miejsce, gdzie ramię Tomlinson'a stykało się z szyją i mrucząc cicho wdychał ładny zapach mężczyzny. Szatyn pachniał papierosami, dziwnymi kosmetykami do włosów, jakimiś perfumami i tym swoim Louisowym czymś. Harry za to pachniał, jak słodkie wypieki i kwiaty, coś delikatnego. Pachniał jak sztuka. Sztuka tak krucha, że dotknięcie jej palcem zniszczyłoby całą kompozycję, jak... Obraz na wodzie.
- Chce zatańczyć. - wybełkotał Styles, gdy do jego uszu dobiegły nuty granej właśnie przez radio wolnej piosenki.
- Utrzymasz się na nogach? - zaśmiał się Louis, który nie ukrywał, że już mu trochę szumiało w głowie.
- Oczywiście, że się utrzymam!
- Więc na co czekasz, Harold?
- Nie mam siły wstać... - powiedział smutnym tonem, wtulając się mocniej w ciało Louis'a, na co starszy zaśmiał się cicho rozczulony.
Między nimi zapadła cisza, a Harry uniósł głowę, by spojrzeć w rozbawione niebieskie oceany. Louis zatopił się w zamglonych i zaszklonych od procentów oczach, podziwiając odmienny odcień zieleni, który bił od nich. Spojrzeniem zjechał na ułamek sekund na ładne i pulchne wargi bruneta i och cholera. Przez chwilę, gdzieś z tyłu głowy, przebijała się w umyśle Louis'a myśl, że chce pocałować Styles'a.
- Chce tańczyć. - powtórzył zdeterminowanym głosem Loczek i wstał chwiejnie z kanapy. Cóż... Jego siła woli po alkoholu zadziwiała Tomlinson'a.
- Więc tańcz, skarbie. - Louis uśmiechnął się ciepło do współlokatora, ale ten zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie, Lou. - zachichotał, bujając się na piętach. - Chce zatańczyć z tobą.
Louis przez chwilę przyglądał mu się zdziwiony, po czym nie chcąc zasmucić Harry'ego (nie miał zamiaru przyznać się, że chciał wykorzystać to, iż mógł być blisko młodszego) wstał i podszedł do niego.
W pomieszczeniu rozbrzmiewała jakaś piosenka Aurory, której wyróżnić z tytułu Louis nie był w stanie. Dłonie szatyna opierały się na zgrabnych biodrach bruneta, kiedy ten był wtulony w jego ciało z ramionami owiniętymi luźno wokół szyi Tomlinson'a. Bujali się w rytm spokojnej piosenki pogrążając się w swoich myślach, które nie ukrywajmy, ale w wypadku Louis'a wracały do pulchnych, malinowych warg.
Piosenka się skończyła, a para dalej gibała się w znanym tylko sobie rytmie. Następny utwór, który rozbrzmiał był nieco żywszy, a Harry poderwał się, by móc spojrzeć na twarz partnera. Jego dłonie delikatnie głaskały kark starszego, gdy na ustach gościł uśmiech z dołeczkami. Harry już otwierał usta, by coś powiedzieć, kiedy jego szmaragdy spotkały te pochmurne tęczówki i słowa ugrzęzły w gardle. Wpatrywał się uporczywie swoimi szklanymi oczami w Louisowe studnie bez dna. Miał rozchylone wargi i dla trzydziestojednolatka wyglądał prześlicznie.
- Chyba chce byś mnie pocałował. - powiedział powoli Loczek, patrząc ciężkim, jak nigdy spojrzeniem na wąskie usta.
- To nie jest dobry pomysł. - otrząsnął się Louis, wpatrując jak zahipnotyzowany w śliczną twarz oddaloną o zaledwie kilka centymetrów od siebie. - Nie jestem dobrą opcją na pierwszy pocałunek.
- Pieprzyć to.
I potem nie było już nic, po za spragnionymi siebie ustami, całującymi wygłodniale. Wargi ocierające się o siebie i zderzające, by splątać języki w szaleńczym tańcu. Louis wiedział, że to złe. Wiedział, że Harry będzie żałował tego pocałunku, ale pokusa takiej bliskości była zbyt dobra, zbyt mocna, zbyt paląca. Chciał Styles'a blisko siebie, a usta przy ustach, miażdżące się tak zażarcie były idealnym spełnieniem jego pragnień.
I Louis nie zwrócił uwagi na alkohol, ani na przekleństwo, które słyszał chyba pierwszy raz wypowiedziane przez Styles'a. Nie myślał już. Liczył się Harry. Harry, który całował go tego wieczora więcej niż ten jeden raz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top