12. Louis
Relacje Louis'a i Harry'ego powoli szły do przodu. Mężczyźni otwierali się na siebie, więcej rozmawiali, czasem spędzali wspólnie czas. Można swobodnie powiedzieć, że się zaprzyjaźniali ze sobą.
Jednak tym, co Louis uznał za swój osobisty sukces był fakt, iż w stosunku do Harry'ego był wyjątkowo miły. Czasem zdarzyło mu się rzucić jakąś kąśliwą uwagę czy powiedzieć coś mniej przyjaznym tonem, ale to było naprawdę rzadko, a on był z tego dumny.
Z kolei czymś, co po tym blisko miesiącu mieszkania razem, stało się dla Tomlinson'a normalne był natłok jego myśli. Powiedzmy, że przyzwyczaił się do codziennych i cholernie niepoprawnych uwag jego podświadomości na temat Styles'a. "Zobacz, Harry jest taki niewinny.", "Spójrz, Harry jest taki uroczy.", "O! O, spójrz! Jego włosy tak ładnie podrygują!" te myśli nawiedzały jego łepetynę co najmniej raz na godzinę i mimo początkowego zmęczenia nimi teraz były czymś do przeżycia. Co więcej! Louis, całkiem możliwe, że się z nimi zgadzał... Tak w pięciu procentach... No może dziesięciu...
O siedemnastej dwadzieścia trzy we wtorek Louis przekraczał próg domu jego i Harry'ego. Był odrobinę zmęczony dzisiejszym dniem, gdyż jego klientki były naprawdę irytujące i absurdalne. Jak mogły kazać mu przefarbować swoje włosy?! Przecież to grzech!
Wracając jednak do Tomlinson'a i jego powrotu, gdy tylko się rozebrał i krzyknął "wróciłem" w odpowiedzi dostał... Ciszę. Mężczyzna pomyślał, że może Harry znowu wczuł się w jego książkę trochę zbyt mocno. Swoją drogą Louis uważał, że było to urocze. Sposób, w jaki młodszy przeżywał swoje dzieło, jak się mu oddawał.
Po rozebraniu się westchnął cicho, kierując się do kuchni w celu przyszykowania dla nich posiłku. Weszło mu już to w nawyk i nie sprawiało takiego problemu jak na początku. W zasadzie teraz była to swego rodzaju przyjemność. Uwielbiał oglądać uśmiech Harry'ego podczas pałaszowania jego potraw.
Gdy jedzenie było gotowe, co nie zajęło mu długo, bo wystarczyło je podgrzać, Louis stwierdził, że chce się przebrać. Jego ciasne, czarne rurki przestały być wygodne już jakieś dwie godziny temu, ale czego nie robi się dla ładnego wyglądu, prawda? Louis uwielbiał mieć świadomość, że podoba się innym. Kochał, gdy mężczyźni zawieszali na nim swoje spojrzenia na dłużej niż byłoby to stosowne.
Mężczyzna wyszedł z kuchni, idąc powolnym krokiem do swojego pokoju. Zatrzymał się jednak przy drzwiach do pokoju Harry'ego, zaniepokojony cichym pojękiwaniem dobiegającym ze środka. Coś się stało? Zapytał sam siebie w myślach zanim obrócił się i nacisnął klamkę. I cóż... Styles'a zdecydowanie nic nie bolało.
- Harry, czy coś si... - urwał, gdy jego spojrzenie padło na siedzącego (a raczej podskakującego) na łóżku bruneta.
Usta Louis'a otworzyły się szeroko, a oczy wytrzeszczyły. Nie wierzył w to, co widział. Przecież... To nie było możliwe. Styles był zbyt sobą, by to było prawdą.
Otóż Harry siedział na swoim łóżku, plecami do Louis'a, i ujeżdżał swoje bladoróżowe dildo. Tomlinson miał idealny widok na to, jak zabawka znikała w małej dziurce Styles'a, wywołując u niego ciche jęki i pomruki.
Louis przyglądał się temu kilka sekund aż jego oczy nie zjechały w górę i wtedy, cóż... Jego kutas, który zareagował na ten rozkoszny widok, stwardniał do końca, co było niezwykle bolesne, patrząc na to, jak ciasne były jego spodnie.
Loczki Harry'ego podskakiwały delikatnie w rytm jego ruchów i Louis aż zamruczał na ten widok w duchu. Miał ochotę złapać te włosy i po prostu się nimi zająć. I oh, były tak piękne, nie, żeby cały Harry taki nie był. Po prostu włosy bruneta były czymś, co podobało się Louis'owi wyjątkowo mocno.
Kiedy spojrzenie Louis'a zjechało z powrotem do różowego dildo, jęki młodszego nasiliły się. Ruchy Harry'ego były gwałtowne i prawdopodobnie bolały go, ale Louis wiedział, że on po prostu chce już dojść.
Tomlinson podziwiał bruneta kręcącego biodrami, kiedy nabijał się na dildo aż nie doszedł do niego najgłośniejszy z jęków. Harry zakwilił, gdy zacisnął się na dildo, podczas przeżywania orgazmu. Następnie wypiął się w stronę Louis'a, układając głowę na poduszce i powoli, z przymkniętymi powiekami, wyciągnął z siebie zabawkę.
Gdy piękne zielone oczy się otworzyły i natrafiły na Louis'a, Harry zaskamlał, chowając się błyskawicznie pod kołdrę. Nie obchodziło go to, że jego jedna dłoń jest ubrudzona spermą i to średni pomysł wycierać ją w świeżą pościel.
Niebieskooki odchrząknął niezręcznie, modląc się, by współlokator nie zauważył jego erekcji. Louis popatrzył niepewnie na czerwonego, niczym znak drogowy, Styles'a, w którego oczach zebrały się łzy.
- Harry... Ja um... Przepraszam, że wszedłem bez pukania... Po prostu usłyszałem... I pomyślałem... Myślałem, że coś jest nie tak i... Wybacz. - mamrotał bez sensu, nie wiedząc, co powiedzieć.
Styles nie odpowiedział mu. Siedział po prostu schowany pod kołdrą, patrząc na Louis'a zaszklonymi oczami. Szatyn wiedział, że Harry pewnie czuję się upokorzony i odkryty i cholera. Louis tak strasznie żałował, że nie wyszedł zaraz po tym, jak zobaczył, co robi młodszy.
- Ja... Um... Wyjdę... Jak... Jak coś w kuchni jest podgrzany obiad. - wydusił w końcu, powoli wychodząc z pokoju Styles'a.
I cholera jasna... Louis nie umiał przestać myśleć o tym, co zobaczył. Nie umiał wyrzucić z głowy ładnych jęków, ale tym, co prześladowało go zdecydowanie bardziej, były załzawione, zielone oczy. Oczy, które nie powinny wyglądać tak smutno.
Tomlinson wiedział, że zrąbał i, mimo że obiecał sobie, iż zapomni o tych słodkich jękach i podskakujących loczkach to nie potrafił. Albo raczej jego kutas tego nie chciał... Cóż... Możliwe, że Louis tak naprawdę również nie chciał zapomnieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top