5.-Nadzieja.
"Jesteś moją nadzieją na lepsze jutro. Na lepsze dzisiaj. Na lepsze całe życie"
Doskonale pamiętałam te słowa , które szybkim tempem wypłynęły
z moich ust. Były one całkowicie szczerze. Justin był dla mnie wszystkim. Bez niego nawet być
może nie byłoby mnie tu teraz.
Uratował mnie tamtego wieczoru ,
ale niedługo później pomógł mi i mojej mamie pozostać przy życiu.
Dobrze pamiętałam ten dzień jakby to było wczoraj.
~~~~
Kilka lat wcześniej
Odrabiałam akurat lekcje choć matematyka nie była moim
ulubionym przedmiotem. Te liczby , te niezrozumiałe równania przyprawiały mnie o zawrót głowy. Siedziałam już drugą godzinę nad tymi lekcjami i
nic nie rozumiałam.Wiadomości z podręcznika wprowadziły mnie w stan totalnej dezorientacji. Miały wyjaśnić temat , spowodowały tylko to , że upewmiły mnie w tym iż "wiem, że nic nie wiem. Wiedziałam, że Justin jest dobry z matematyki , ale nie chciałam go wykorzystywać. Bo nie przyjaźniłam się z nim tylko ze względu na matmę. Do tej pory pomógł mi z niej tylko raz.
Tamtego wieczoru powiedział , że gdybym potrzebowała jego pomocy
to mam do niego przyjść. Napisał mi adres swojego domu ze swoim numerem telefonu na małej - samoprzylepnej karteczce , którą przykleił pod spód mojej bluzy.
To było w tamten wieczór kiedy jego ramiona mnie ochroniły. Rozczuliła mnie ta karteczka bo wyrażała więcej niż tysiąc słów. Nie spytał mnie kto mnie tak skrzywdził po prostu zaoferował mi swoją pomoc.I bezpieczeństwo . W tamtej chwili je czułam.
Poddałam się. Nie rozwiąże tego zadania sama na moją dobrą przyjaciółkę nie mogę liczyć, bo stosunek do matmy ma taki jak ja.
Nic z niej nie rozumie choć stara się bardzo. Ale matematyka jest bardzo skomplikowana. Tak samo jak moje życie. Nie umiem sprawić , żeby było lepsze więc jak mam poradzić sobie z matematyką?
Trzymałam palec nad przyciskiem" wyślij" wahając się czy dobrze sformułowałam wiadomość , a przede wszystkim czy powinnam powiedzieć , że potrzebuję pomocy z matmy czy może napisać ogólnie?. Był czwartek -godzina 16:00 za pół godziny miał mieć trening. Mój palec podjął za mnie decyzję. Zrobiłam to - wysłałam wiadomość po chwili zdając sobie sprawę z tego, że Justin może zignorować wiadomość bo przecież ja mu swojego numeru nie podawałam.
Odpowiedź przyszła natychmiast
Od :Justin:Lili , to Ty?Co się stało?
Zareagowałam ciepłym uczuciem w serduszku po jego słowach . Nazwał mnie tak inaczej jakby pokazywał , że nie jestem dla niego jakąś kolejną małolatą kręcącą się wokół niego tylko kimś ważnym dla samego niego i dla jego serca. Czy to możliwe?
Miałam mu odpisać kiedy nagle usłyszałam jakieś krzyki dochodzące z dołu i głuchy trzask szklanej rozbijanej butelki.
Bałam się. Ale nie o siebie tylko o moją mamę. On mógł coś jej zrobić. Zanim zdążyłam się zastanowić nad tym dobrze wyszłam z pokoju i zbiegłam szybko na dół.
Zamarłam ujrzawszy ten okropny widok , który sprawił , że trzęsłam się odczuwając niewymowny lęk o moją rodzicielkę. Stał nad nią z uniesioną ręką w górze w której trzymał szklaną butelkę jego ukochanego pogrążacza się w nałogu i oddalacza od zachowania trzeźwości umysłu.
Nienawidziłam tej butelki tak samo jak jego. Nienawiść to też uczucie prawda?Ale dla niego miałam tylko ogromny huragan złych myśli , a dobrej karmy.
Bo chciałam , aby karma do niego wróciła.
Za każdy jeden policzek-za milion gorzkich słów smakujących niczym najgorsza czarna kawa. Za nieprzespaną noc. Za łzy. Za ból straconych nadziei na wyjście z tego bagna. Chcę aby karma go dopadła.
Bo moja mama nie zasługiwała na kogoś takiego.
Nie jej wina , że wybrała serca głos.
Z moich ust wyrwał się krzyk kiedy ujrzałam jej spuchnięty policzek bolało tak jakbym to ja cierpiała. Rzuciłam się na niego , ale nie miałam szans. Mimo to walczyłam. Chciałam mu wydrapać serce , którego i tak nie miał. Dostałam pięścią w oko zabolało i na chwilę mnie zamroczyło nic nie widziałam. Na tym nie poprzestał. Rzucił mną do przodu nie umiałam się utrzymać i wpadłam na ławę. Na szczęście ucierpiały tylko moje biodra.
Zacisnęłam ręce mocno na kancie ławy. Czułam ogromną wściekłość i ból. Mgła złości przesłaniała moje wszystkie myśli. Zrzucił mnie z tego stołu na podłogę - pierwszy kopniak dostałam w żebra. Zgięłam się z tego bólu , a po moich policzkach pociekły łzy.
-Zostaw ją to jeszcze dziecko!- upomniała go mama zanosząc się płaczem , a ja poczułam ogromny ból w moim sercu. On nie był wart jej łez.
Żaden psychol nie jest ich wart.
Usłyszałam trzask i jęk bólu mojej mamy .
On ją zabije!...
Nie wiem jakim cudem znalazłam w sobie te siły , ale podniosłam się i sięgnęłam po wazon z ławy. Kącik ust mojej mamy krwawił , a jej prawy policzek szpeciła prosta - krwawa kreska zadana przez jeden odłamek szkła tej butelki. Choć to ona krwawiła teraz , w tym samym momencie krwawiła moja dusza.
Zbliżyłam się do mojej mamy nad którą stał ten gnój. Trzymałam w górze uniesiony wazon. Czy chciałam go zabić? Czy potrafiłabym to zrobić?
Nigdy się tego nie dowiedziałam, ponieważ nagle ktoś zapukał głośno do drzwi. Nikt z nas nie otwierał .
Pukanie się nasiliło , aż w końcu drzwi zostały wyłamane , a ja ujrzałam Justina. Całego ubranego na czarno - kaptur zakrywał połowę jego twarzy przez co nie widziałam jej wyraźnie. Ale czułam jego emocje.
Nie wiem w którym momencie poczułam jego palce pomagające mi zwolnić uścisk z wazonu , ale huk roztrzaskującego się wazonu mnie otrzezwił. Zamrugałam , a po chwili zobaczyłam obcego chłopaka ubranego na czarno , który okłada pięściami kochanka mojej mamy.
-Mam go zabić?- otworzyłam oczy szeroko na jego słowa.
Poczułam na sobie wzrok Justina więc postanowiłam zamknąć oczy. Nie chciałam widzieć jego osądzającego wzroku. Potępienia , a przede wszystkim tego , że uważa mnie za wariatkę. Niestety nie dałam rady tego zrobić , ponieważ opuchlizna pod moim okiem dawała o sobie znać przypominając mi o tym jak muszę się prezentować przed nim.
-Lili...?- uniosłam wzrok po jego słowach i pokręciłam głową.
-Nie rób tego Ryan.
Byłam w szoku , że owy Ryan był do tego zdolny. Ale po jego mocnych ciosach bez wahania było widać, że byłby w stanie zrobić to. I to mnie przerażało, ale z drugiej strony imponowało. Nie znał mnie, a mimo to pojawił się razem z Justinem i pomógł nam.
Bezinteresownie.
Tak bardzo się tego wstydziłam. Justin nie powinien być świadkiem takiej sceny. Jego kolega również.
-Przepraszam.- wymówiłam te słowa, po czym uklękłam na podłogę. Wzięłam do ręki odłamek szkła pozostałość po butelce. Popatrzyłam wokół mnie na bałagan szkieł na podłodze uzmysławiając sobie, że ten stan rzeczy przedstawia mnie. Bo moim życiem rządzi bałagan . A te odłamki to ja. Stojąca zazwyczaj na ziemi - utrzymująca się ostatkiem sił choć dookoła mnie potężny wicher krzywd i cierpienia. Ale w końcu nadejdzie taki czas , że padnę.
Z wyczerpania z tego worka bólu , w którym zbiera się z każdym dniem coraz więcej doznanych krzywd , aż wypełniają ten worek po brzegi. A kiedy padnę to rozpadnę się kawałek po kawałku.
Cząsteczka po cząsteczce. Pozostanę tylko złamaną częścią samej siebie.
Nie do naprawienia. Nie do złączenia.
A może nadszedł ten czas rozpadu ?
Zakryłam twarz dłońmi , a z moich ust wyrwał się głośny płacz. Przestałam nad tym panować. Ból pochłonął mnie całą. Poczułam jego dłonie zabierające kawałek szkła. Jego ciepły oddech owiewał zimność mojego ciała.
-Nie płacz, Aniołku. Ten chuj nie zasługuje na żadne łzy.
Jego ręce oplotły mnie w pasie , a ja opadłam ciałem na jego klatkę piersiową. Czułam bicie jego serca i byłam tak bardzo wdzięczna, że jest tu ze mną.
O nic nie pytał. Ale swoim milczeniem przekazywał mi więcej zrozumienia niż mu się mogło wydawać. Dla mnie cisza była w tej chwili spokojem .
A on był moją nadzieją.
Odwróciłam się po jakimś czasie
w jego stronę, a wtedy jego oczy pociemniały. Uchylił usta kiedy zobaczył mnie w takim stanie,
a jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach. Ciężko oddychał , a w oczach miał wypisany ból zupełnie tak jakby trwał w nim ze mną.
I wtedy właśnie powiedziałam mu te słowa , a on przyciągnął mnie bliżej do siebie i pocałował czule w głowę.
Był moją nadzieją jednak wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie miał zamiar zostać ze mną tak
długo i , że te słowa znajdą odzwierciedlenie w przyszłości.
*
-Lili, wyglądasz jak naburmuszone dziecko, któremu nagle zabrano coś bardzo ważnego- usłyszałam jego śmiech , który oderwał mnie od przeglądania się ciekawym widokom za oknem. Choć tak naprawdę jedyny ciekawy widok , który mnie interesował prowadził właśnie samochód.
Idealnie dopasowana granatowa marynarka tak dobrze prezentująca się na nim i wystająca spod niej biała koszula sprawiały , że kiedy patrzyłam się na mojego narzeczonego chciałam się na niego rzucić- tak jak rzuca się lew na ofiarę. Nie pochłonęłabym go w całości chłonęłabym tylko tą naszą intymną chwilę. Był dla mnie jak przepyszna babeczka - delektowałam się nim każdego dnia , a każdy kolejny kęs sprawiał, że rozpływałam się coraz bardziej.
Topniałam i spalałam się na słońcu pod wpływem jego uśmiechu.
Spojrzałam się na niego ze zmarszczonymi brwiami i westchnęłam cicho - Bo tak właśnie jest. Chciałam cię mieć więcej dla siebie dzisiejszego dnia i...- dalsze słowa przerwał mi pocałunek , którym mnie szybko uraczył podczas naszej jazdy do domu jego matki.
-Będziesz mnie miała na zawsze. Już niedługo- mruknął w moje usta i odsunął się ode mnie kiedy tylko delikatnie skubnęłam go w usta .
Jego spojrzenie płonęło. Zdawałam sobie sprawę, że powoli czuję ten ogień. Bo ja czułam go wręcz namacalnie. Pomimo niedawnych wspólnych chwil spędzonych w łóżku nie miałam go dość. I nigdy nie będę miała. Pragnęłam go ciągle tak samo.
Wyzwalał we mnie dużo niedosytu mimo , że ciągle dzięki niemu dochodziłam do szczytu , chciałam więcej.
Więcej jego.
-Kurwa, Lil widzę to spojrzenie. Mój penis dosłownie mnie parzy . Ty niedobra kobieto , przez ciebie mam ochotę pieprzyć ten cały obiad i...- warknął i poprawił się na siedzeniu.
- Mogę dać mu ulgę- wymruczałam filuternie. Przeklął głośno i spojrzał się na mnie uważnie.
-Teraz jedziemy na obiad. Ale potem przysięgam, że skosztuje cię bardzo dokładnie- jego niski głos i ten wzrok sprawiał , że robiło mi się mokro.
Moja woda, mój ocean uniesienia gorących chwil przepływających między nami.
-Obiecujesz?- uniosłam do góry brew
-Jak cholera.- po jego słowach uśmiechnęłam się i pomyślałam sobie , że przetrwam ten obiad po to , żeby później w pełni cieszyć się naszym złączeniem ciał.
Hejka, kochani.Ten rozdział wpadł tu zupełnie nie planowany ,tak po cichaczu.Powiedzcie, co sądzicie o nim i jak myślicie Lilian rzeczywiście przetrwa ten obiad?Ściskam i do następnego powolnego powiewu.❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top