3.-Zawsze.

"Zawsze."

To słowo opuszczające jego usta otuliło mnie do snu. Położyłam swoją głowę na jego umięśnionym torsie blisko serca , a on zagarnął moje ciało swoim wytatuowanym  ramieniem.
Kobieta Anioł patrzyła się na mnie z jego prawego ramienia. Wiedziałam, że przedstawia mnie. Była nawet podobna do mnie.

Choć ja nie miałam skrzydeł. I nie byłam aniołem.

Ale podobno każdy dobry człowiek ma skrzydła. A ukazują się tylko raz. Gdy naszym bliskim grozi jakieś niebezpieczeństwo. Wtedy one ochraniają- zasłaniają i pilnują aby nie dosięgło ich coś złego. Chronią ich niczym tarcza. Tą tarczą były dla
mnie jego ramiona. W nich czułam
się bezpiecznie. A żadne zło nie było
w stanie sięgnąć przez tą barierę ochronną.

Bo on tworzył wokół mnie  pole minowe. I wydawało mi się , że wytwarzał je już od samego początku tylko ja wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Kilka lat wcześniej

Nie miałam siły płakać. Nie miałam siły ani ochoty na ból. Nie chciałam czuć tego bólu rozczarowania płynącego głęboko z mojej duszy. Moje serce na chwilę przestało bić. W jednej chwili wszystko zamarło.... Cały świat.
Tylko ja nadal trwałam i byłam.
Siedziałam - skulona ukryta za trybunami. Wcisnęłam się na sam koniec. Tak aby mnie nie było widać.
Chciałam się stać niezauważalna. Aby macki  upiorne ponownie nie wyciągnęły po mnie swoich przerażających dłoni i nie zepchnęły mnie na sam dół. Na dół , z którego już nie powrócę.

Chciałam krzyczeć. Chciałam wyć. Zrobić cokolwiek aby to uczucie ściśniętej klatki piersiowej i skrzywionego zaburzenia rzeczywiści tej nocy odeszło. Aby ból po prostu odszedł. Chciałam być na nią zła.
Jednak to nie jej wina , że oddała serce potworowi. Nie wiedziała. Dobrze się ukrywał. Mam nadzieję , że ja też się dobrze ukrywam.

-Co ty tu robisz?- podskoczyłam nagle na dźwięk tego męskiego głosu.

Proszę... niech to nie będzie on.
Nie będę miała szans się przed nim bronić...
Niemal mdleje ze strachu , gdy czuje na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się powoli i widzę te śliczne - brązowe tęczówki. Obiekt westchnień większości  dziewczyn. A mój powód do życia- Justin Bieber. Zanim się zastanawiam nad tym co robię po prostu uciekam. On nie może mnie widzieć w takim stanie. Nie widzę jak wyglądam , ale moja twarz dosłownie mnie pali. Zapominam o uderzeniach kija na moich plecach jednak te  przypominają mi o sobie kiedy potykam się o cholerny kamień i ląduje  plecami na ziemię
Tracę oddech... Jęczę głośno z bólu. I ponownie widzę go.

-To nie od tego upadku prawda?- w pierwszej chwili nie wiem o co mu chodzi, ale kiedy  z tyłu pleców widzę krew  na mojej bluzie  rozumiem.. I jest mi tak bardzo źle tym , że on jest tego świadkiem.

I mam ochotę ukryć się przed całym światem. A szczególnie przed nim. Bo on nie powinien tego widzieć. Nie on. Nie znamy się. On nie zna mnie. Ja znam go bardzo dobrze. On może mnie kojarzyć z widzenia. Być może słyszał kiedyś o Lilianie  Flerro  z pierwszej "b" . Ale nic poza tym...

-Posłuchaj...
-Ja przepraszam...- mój głos jest taki niepewny i chwiejny bo taka się czuje. Chwiejna jak ta trzcina co ją wiatr tak pomiata. Opieram się na rękach i wstaje powoli , ale krzywię się z powodu bólu ogarniającego moje całe plecy.

Nie zdążam zrobić nawet kroku. Wpadam na niego. Podnoszę głowę do góry  i w jego oczach widzę determinację i siłę.
-To nie ty powinnaś przepraszać aniołku ...- jego dłoń czule głaszcze mój policzek. A potem przyciąga mnie do siebie i uważając na moje plecy daje mi pełen ciepła uścisk.
-Nie pozwolę , żeby ten świat ponownie wyrządził ci krzywdę... Od teraz zawsze będę cię chronił- szepczę , a ja czuję po raz pierwszy tej nocy  , że nie jestem sama.

Jego ramiona niczym skrzydła ochroniły mnie przed tamtym powiewem złej i okrutnej nocy.

I chronią do dziś.

Pojawił się na mojej drodze niczym Anioł , który nagle zstąpił z nieba.

Przegonił ogromne burzowe chmury  na mojej drodze i odsłonił światło.

*

Czułe muśnięcia na moim karku przebudziły mnie z tej krainy snów.I po otworzeniu  oczu ujrzałam najpiękniejszy widok na świecie.
Ujrzałam jego.

Mojego narzeczonego. Moje światło

Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że kilka miesięcy temu ten przystojny brunet zadecydował o tym, że chce mieć mnie w swoim życiu na zawsze.
To bardzo odważne słowa , "na zawsze ", a jednak nie bał się ich wymówić na głos. W jego głosie była niezachwiana pewność-oczy dawały mi blask pochodzący prosto z jego czystej duszy. Chciał , abym była jego. A ja byłam tak bardzo zaszczycona tym, że to mi postanowił oddać siebie na zupełną wyłączność. Czułam cholerne wzruszenie, które  wtedy opanowało moje serce. Radość tryskała ze mnie niczym woda z fontanny.

Zgodziłam się powiedziałam "tak" , a jednocześnie złożyłam obietnice samej sobie, że nigdy w życiu nie dopuszczę do pokuszenia grzechów tych diabelskich głosów  , które rujnują wszystko. Oraz, że zawsze będę strzegła naszych serc , aby żadna powódz nie zalała ich toksyczną trucizną samego piekła pochodzącego z tego grzesznego świata.

Zawsze , będę strzegła i nie dam się na grzechów pokuszenie...

Witajcie!Wow, wow to już 208 wyświetleń!Dziękuje wam bardzo!Czy do tej pory podobają wam się rozdziały?Przyjmę każde słowa krytyki jakby co!Ściskam was wszystkich bardzo mocno💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top