00.-Ostoja.

Usłyszałam dzwonek do drzwi z niemałym trudem zwlokłam się z kanapy - odepchnęłam na bok Ferliego biało brązowego kundelka , który nie zareagował na to poczynanie entuzjastycznie.

Jednak po kolejnym dzwonku do drzwi Ferli nadstawił uszu i zeskoczył z kanapy podbiegając w kierunku drzwi.

Zaśmiałam się na jego reakcję, bo reagował tak tylko , gdy ....

*

-Justin?!- mój pisk zaskoczenia wywołał u niego śmiech. Nie wierzyłam własnym oczom, ale mój narzeczony właśnie stał w drzwiach.

-Będziesz tak stała, malutka? Nie przywitasz się ze mną?- rozłożył szeroko ręce , a ja skoczyłam na niego omal go nie przewracając w tym cholernym progu.

-Ty cholero jedna! Przecież miałeś wrócić z delegacji dopiero w piątek !- zauważyłam , bo dzisiaj była akurat środa.

-Więc mam teraz wyjść i pojawić się w piątek?

-Ani mi się waż!- zareagowałam od razu na jego słowa i przytuliłam się do niego mocno wtulając się w jego tors. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem wciskając nos w jego granatowy garnitur.

Zaśmiał się na moją reakcję.

Aż klatka piersiowa wibrowała od jego śmiechu. Jego ramiona objęły mnie mocno.Usta złożyły dowód bezgranicznej miłości i wiecznej troski na moim czole.

Tak dobrze było móc z powrotem czuć jego zapach.

Zatapiałam się w tym bezpieczeństwie coraz bardziej. Jego ramiona otaczały mnie jak ciepły koc podczas zimowego wieczoru. Zawsze dawały rozgrzewające ciepło.

Jego ramiona były dla mnie tarczą ochronną. Skrzydłami odganiającymi zły powiew czarnej nocy i chroniącymi przed odłamkami nienawistnych brutalizmów dzisiejszego świata.

Bo świat nie był dobry.

Ale jeśli bliska osoba była dla ciebie całym światem to świat stawał się znośniejszy. Wtedy nie widziało się wad , bo nieskalanie dobra osoba była przy tobie. I wszystko stawało się piękniejsze.

Nawet zima przy nim nie była
tak mroźna. Nie czułam tego przenikającego chłodu ogarniającego moje całe ciało podczas stania na mrozie. Śnieg nie sypał w oczy podczas strasznej zamieci. W czasie burzy nie słyszałam grzmotów. Nie widziałam piorunów. Przy nim nie było chłodu. Na moje ciało nie spadła ani jedna kropla deszczu.

Pory roku nie zawierały w sobie zimy. Przy nim było ciągłe lato.

A promyki słońca nieustannie oświetlały moją twarz.

Nie zalewała mnie fala
chłodnego przypływu. Nie targały moim umysłem sponiewierane rozszalałe jak bestie myśli. Nie było potoków. Nie było powodzi. Nie było huraganu. Nie było wiatru, który przenosił każdy jeden listek w inne miejsce z dala od innych liści.

Moje ciało nie łamało się na pół.
Nie czułam bólu popękanych do krwi ust. Odłamki szkła nigdy nie poraniły mojego ciała. Nie czułam chłodnych spojrzeń. Pomimo tego kim byłam.

Cienie nie chodziły za mną krok w krok. Koszmary nie spychały mnie na dno. Nie spadałam nigdy.

Przy nim wznosiłam się wyżej.

Był spokój.

Moja ostoja.

Bądź nią ... zawsze

Hejka!Co myślicie o czymś takim ?
Co do rozdziałów ,to ja tu będę je tak rozrzucać nieporadnie czasem trochę gwałtownie niczym wiatr hulający w polu.Ale to będzie zależne od mojego nastroju...no to ten no lecę do syna Gabriela!💕

Ok....

Tego się nie spodziewałam...😍🙈🙈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top