▲ Rozdział 05.

Ustawiła na stole jedzenie oraz cztery miseczki, choć nie miała pojęcia, dla kogo jej rodzeństwo zawsze przygotowywało dodatkowe nakrycie. Z początku myślała, że w ten sposób chcą zapamiętać zmarłą matkę, ale przecież nigdy nie robili czegoś podobnego. Nie zamierzała jednak wypytywać Kyungsoo o powód, by przypadkiem go nie rozzłościć. Może i żartował z nią i próbował okazać swoje wsparcie, ale wciąż czuła strach przed jego odtrąceniem.

Z radością spojrzała na wielki gar zupy, ryż, makaron oraz mnóstwo przystawek i zerknęła na zegarek. Hyejin za moment powinna pojawić się w drzwiach. Nic nie poprawiało nastroju po ciężkim dniu w pracy tak, jak dobry posiłek.

– Wow, ale się postarałaś – Kyungsoo z uznaniem spojrzał na stół, wdychając przyjemny zapach przygotowanego jedzenia. – Aż mi w brzuchu zaburczało.

Sana z uśmiechem patrzyła, jak brat zajął miejsce przy stole i chwycił w palce pałeczki, ze zniecierpliwieniem wpatrując się w jedzenie.

– W poprawczaku musiałyśmy zajmować się codziennymi obowiązkami. Tak się złożyło, że zostałam przydzielona do kuchni i nauczyłam się tego i owego. – Zajęła miejsce naprzeciwko Kyungsoo, ale od razu wstała, gdy drzwi mieszkania otworzyły się na oścież, ukazując zmachaną Hyejin, która rzuciła ogromną torbę na podłogę. Tuż za nią pojawił się uśmiechnięty blondyn, stawiając wielkie torby z zakupami tuż obok torby młodej kobiety.

Sana wpatrywała się w chłopaka wielkimi oczami, podczas gdy Kyungsoo odwrócił się w jej stronę i powiedział zadowolonym tonem:

– To jest właśnie Mark. Ten, którego rozbierałaś wczoraj wzrokiem.

Spuściła speszona wzrok, gdy spojrzenie chłopaka zetknęło się z jej. Była pewna, że policzki oblał jej soczysty rumieniec. Żałowała, że nie potrafiła tego powstrzymać, a gula w gardle nie pozwoliła jej się przywitać z gościem, który z tajemniczym uśmiechem ukłonił się w jej stronę i podniósł torby z zakupami, by położyć je na kuchennym blacie, tuż obok lodówki.

– Och, jestem taka głodna! – Hyejin radośnie klasnęła w dłonie i powiesiła ocieplaną kurtkę na wieszaku, z wdzięcznością wpatrując się w siostrę. Wiedziała, że Kyungsoo nie był odpowiedzialny za te pyszne dania. Jedyne co potrafił ugotować to jajecznica oraz zupa z wodorostów. – Mark, to moja młodsza siostra, która przyjechała z Ameryki.

– Wiem. Mieliśmy okazję już się poznać – przerwał jej blondyn, z rozbawieniem zerkając na Kyungsoo, który miał niezłą zabawę z obserwowania zachowania Sany. Nic dziwnego, skoro próbowała ukryć się pod prostą grzywką, która jedynie zasłaniała jej czoło. Był pewien, że gdyby mogła, to schowałaby głowę w piasek, niczym struś.

Hyejin wpatrywała się chwilę w swoich młodszych towarzyszy, ostatecznie rezygnując ze snucia różnych scenariuszy i zajęła miejsce obok siostry. Mark usiadł obok Kyungsoo i od razu sięgnął po marynowane pieczarki i wcisnął sobie jedną do ust, z uznaniem unosząc kciuk do góry.

Sana uśmiechnęła się niemrawo w podziękowaniu i postarała się zapomnieć o swoim wczorajszym wygłupienia się, skupiając całą uwagę na siostrze. Wiedziała, że pod makijażem ukrywała wory pod oczami. Choć się uśmiechała i z radością zajadała się przygotowanymi przez nią pysznościami, była zmęczona.

– Często spędzasz noce w biurze? Naprawdę musisz rezygnować z odpoczynku skuli jakiegoś głupiego raportu? – spytała.

Hyejin posłała jej krótkie spojrzenie i znów utkwiła wzrok w jedzeniu, nie chcąc okazać zdenerwowania. Wolała nie rozmawiać o swojej pracy, ponieważ nie wszystko wyglądało tak, jak to przedstawiała. Wiedziała, że gdyby rodzeństwo poznało prawdę, to zmieniłoby o niej zdanie, a przecież miała być dla nich wzorem do naśladowania. Nie chciała, by było im za nią wstyd. Nawet jeśli robiła wszystko z myślą o ich przyszłości, nie byliby w stanie zrozumieć pewnych rzeczy, do których była zmuszana w zamian za większą gotówkę.

– Czasem po prostu zapomnę o tym, że miałam go przygotować i tak to się potem kończy. Sama jestem sobie winna, bo nie potrafię wszystkiego spamiętać, a pracuję tam już rok – odpowiedziała wymijająco, nalewając sobie zupę.

– Zdarza jej się też wyjeżdżać w delegację na kilka dni – dodał Kyungsoo, podając Markowi sok pomarańczowy. – Mówiłem, żeby poszukała czegoś innego, bo ta praca ją wykańcza, ale jest uparta. Nie pozwala mi nawet gdzieś dorobić, bym choć trochę ją odciążył.

– Ty masz się zająć nauką. To jest teraz najważniejsze – oznajmiła stanowczo Hyejin, mierząc w brata łyżką. – Całkiem dobrze zarabiam i dzięki tej pracy mogę zapewnić ci przyszłość i tylko to się liczy. Przynajmniej z czystym sumieniem będę mogła posłać cię na studia.

Sana uśmiechnęła się smutno, grzebiąc łyżką w zupie. Hyejin zawsze marzyła, by jej rodzeństwo dobrze się uczyło i skończyło studia, z których ona musiała zrezygnować, przez wzgląd na nich. Niestety tylko jedno z nich zdołało jej nie rozczarować.

– A ty – Mark zwrócił się do Sany – co studiowałaś za granicą?

Nie rozumiał, dlaczego przy stole nastąpiła grobowa cisza, a atmosfera zrobiła się nieprzyjemna. Czuł się nieco zmieszany, a przecież nie powiedział niczego złego. W końcu Kyungsoo sam wspominał, że jego siostra wyjechała za granicę, a po co miałaby tam jechać, jeśli nie dla nauki?

– Nic. Po prostu próbowałam swoich sił w modelingu, ale mi się nie udało i dlatego wróciłam tutaj – skłamała Sana, starając się brzmieć naturalnie. Nie mogła powiedzieć, że studiowała jakiś kierunek, bo co by zrobiła, gdyby zaczął ją o niego wypytywać? Jedyne doświadczenie, jakie zdobyła w poprawczaku to umiejętność gotowania i skończyła zaledwie liceum.

– Może to przez twój wzrost. Jesteś śliczna, szczupła, ale dość niska – zastanowił się Mark, uważnie ilustrując zmieszaną Sanę. Spojrzał na Kyungsoo z żalem, gdy ten uderzył go w ramię. – No co!?

– Kto tu jest niby śliczny, hm!? – warknął Kyungsoo, zamachując się na przyjaciela łyżką. – Nie zapominaj, że to moja siostra!

– I dlatego mam mówić, że jest szpetna, jak nasza nauczycielka z matematyki!? – obruszył się Tuan, wskazując palcem na rozbawioną szatynkę. – Przecież nie będę kłamał! Hyejin też jest niczego sobie!

Kyungsoo podniósł się z siedzenia i zacisnął rękę na szyi blondyna, lekko go podduszając, a drugą dłonią robił mu kuksańca.

Sana posłała siostrze pytające spojrzenie, a ta tylko machnęła ręką i pokazała, by nie zwracała na nich uwagi i skupiła się na jedzeniu. Najwyraźniej takie sytuacje miały częste miejsce w tym domu. Fajnie, przynajmniej nie było tak ponuro, jak w poprawczaku. Poza tym zrobiło jej się miło, jak Mark powiedział, że była ładna. Najwyraźniej wczorajszy wybryk go do niej nie zraził.

Jaebum przekroczył próg ogromnej willi i od razu został przywitany przez gosposię, która zaproponowała przygotowanie posiłku. Choć jadł niedawno u Jisoo, to na samą myśl o pysznych panierowanych jajkach tej kobiety zrobił się okropnie głodny.

Ahjumma, mogę cię prosić o te pyszne panierowane jajka, które potrafisz zrobić? – spojrzał na kobietę błagalnym wzrokiem, a ta przytaknęła radośnie i zniknęła z jego pola widzenia.

Sam zdecydował się odświeżyć po minionej nocy, dlatego też ruszył w stronę łazienki, która znajdowała się na drugim piętrze w jego pokoju. Z minionej nocy pamiętał wszystko. Nie mógł uwierzyć, że był na tyle pijany, by zaproponować Sanie zemstę na wszystkich, którzy ją zranili. Niestety po alkoholu stawał się albo skończonym dupkiem, który kończył z poobijaną gębą, albo robił z siebie obrońcę uciśnionych i próbował zostać bohaterem.

Zniknął w łazience, by zrelaksować się w wannie pełnej pachnącej piany. Oczywiście nie omieszkał włączyć sobie jacuzzi, które wspaniale koiło mu nerwy.

Gdy wysuszył włosy i za pomocą lakieru oraz szczotki ułożył je do góry, wrócił do pokoju i rzucił się na łóżko, przeglądając telefon. Bora poprosiła go o spotkanie, co oczywiście zignorował i nie zamierzał w ogóle jej odpisywać. Nie miał pojęcia, co jeszcze mógł zrobić, by ta dziewczyna zrozumiała, że nigdy nie będą razem. Gdy Jisoo dała mu kosza, zdołał przeboleć ten fakt po dwóch tygodniach i, choć wciąż czuł do niej o to żal, ani śmiał się jej w jakikolwiek sposób narzucać. Doskonale wiedział, że to tylko by ją od niego odsunęło, a tego nie chciał.

Po dłuższym wpatrywaniu się w komórkę postanowił się ubrać i zejść do kuchni, gdzie Lin z pewnością czekała na niego z przygotowanym posiłkiem. Bardzo lubił tę kobietę i naprawdę nie przebolałby, gdyby ojciec zamienił ją na kogoś innego. W jakiś sposób zastępowała mu matkę, która odeszła prawie dziesięć lat temu, zostawiając go samego z surowym ojcem. Teraz musiał znosić nie tylko jego, ale również macochę, która wyjątkowo upodobała sobie wszelkie zabiegi upiększające. Wyglądała jak porcelanowa laleczka, a jej przemiły wyraz twarzy kompletnie nie współgrał z jej paskudnym charakterem.

–Mmm, ale tu pysznie pa... – zamilkł, przerażonymi oczami wpatrując się w ojca, który siedział przy stole i obecnie rzucał w jego stronę gniewne spojrzenie. Lin skinęła chłopakowi i uciekła z kuchni przerażona.

Nie spodziewał się go zastać tutaj o takiej godzinie. W dodatku zapowiadało się na awanturę, a drewniana laska, która leżała na stole obok przygotowanego posiłku, dała mu wyraźne do zrozumienia, że tym razem nie obejdzie się bez przemocy. No, tak. Jaebum zapomniał już, że ojciec w ostateczności sięgał po radykalne środki, by go sobie podporządkować. Kiedyś za pomocą porządnego lania udało mu się go ustawiać po kątach, ale nie był już tym samym chłopakiem. Choćby nie wiadomo jak bardzo oberwał, nie ugnie się.

– Dzwoniła do mnie Bora – zaczął mężczyzna, krzyżując dłonie na stole – i powiedziała, że ją ignorujesz.

– Oczywiście, że ją ignoruję, bo jest kompletną kretynką – oznajmił bez strachu Jaebum, nie spuszczając wzroku z twarzy ojca. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Był zszokowany.   – Nigdy nie zostanie moją żoną. Nie zrujnuje jej życia tak, jak ty zrobiłeś to z życiem mamy.

– Kobieta ma wiernie stać u twojego boku, wspierać cię i odgrywać swoją rolę. Twoja matka nie nadawała się do prowadzenia domu. Była bezwartościowa.

– W przeciwieństwie do ciebie, zajmowała się mną i wiedziała, że pieniądze nie miały dla mnie większego znaczenia. To przez ciebie odeszła.

– I zostawiła cię pod moją opieką, matka roku! – prychnął, podnosząc się z krzesła. Chwycił w palce laskę i podszedł do syna. - Twój ślub z Borą się odbędzie i nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat. Jesteś jedynie kartą przetargową, rozumiesz? Dzięki tobie zdobędziemy więcej pieniędzy i tylko to się liczy.

– Prędzej umrę, nim do tego dopuszczę! – wysyczał przez zęby i momentalnie się skulił, gdy końcówka laski uderzyła go w policzek. Nie miał czasu na reakcję, ponieważ Siwon raz po raz uderzał go przedmiotem.

Jaebum nie krzyczał. Zaciskał zęby, ochraniając głowę rękoma, które okropnie go bolały. Nie zamierzał dać ojcu satysfakcji, dlatego ani mu się śniło błagać go o litość. Wolał wylądować w szpitalu ze złamaniami, niż się przed nim ukorzyć.

– Dlaczego zmuszasz mnie do takich rzeczy!? – krzyczał Siwon, wpatrując się w skulone ciało syna z furią i ogromnym rozczarowaniem. – Nie tak cię wychowałem!

Nie zamierzał odpowiadać. Po prostu czekał, aż ojciec się zmęczy i zostawi go w spokoju.

Przypadkiem ujrzał macochę, która wszystkiemu przypatrywała się z ukrycia. Gdy pochwyciła jego spojrzenie, uśmiechnęła się z satysfakcją i odeszła.

Jinyoung otworzył drzwi i omal nie zemdlał na widok poobijanego przyjaciela, który nie potrafił się wyprostować i chodził pochylony na prawą stronę. Miał głęboką ranę na policzku i liczne zadrapania na dłoniach. Mimo to, uśmiech nie schodził z jego twarzy.

– Co ci się stało? – spytał, przepuszczając przyjaciela w drzwiach.

Ten bez pytania skierował się w stronę jego pokoju, a gdy się w nim znaleźli, ostrożnie oklapł na łóżku, mieląc w ustach przekleństwo.

– Bora się stała – parsknął, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ta dziwka poskarżyła się mojemu tatusiowi, że ją olewam.

– Nie mów tak o niej, Jaebum.

–Nawet nie próbuj stawać w jej obronie! – warknął, mierząc chłopaka ostrzegawczym spojrzeniem. – To głupia suka, która niszczy mi życie! Jeśli uważa, że skarżąc się mojemu ojcu, cokolwiek osiągnie, to się grubo myli! Już ja jej pokażę, jakim potrafię być skurwielem!

– Co masz na myśli? – Jinyoung usiadł na krześle, patrząc na przyjaciela ze zrezygnowaniem. Nie było sensu stawać w obronie Bory, choć naprawdę nie lubił słuchać obelg na jej temat. Był w stanie zrozumieć jej akt desperacji, jednak wygląd Jaebuma sprawiał, że sam zaczynał być na nią wściekły. Siwon już dawno nie podniósł ręki na syna, a to oznaczało, iż Bora musiała naprawdę nieźle mu nagadać.

– Pamiętasz wariatkę w czerwonym płaszczu, którą omal nie rozjechałem? - zapytał, a Jin przytaknął. – Wczoraj zaprosiłem ją na soju. Muszę przyznać, że miło spędziliśmy czas i ostatecznie wylądowałem w domu Jisoo, która się mną zaopiekowała.

– Ło, tutaj mówisz o tej dziewczynie w czerwonym płaszczu, a tu i tak myślami jesteś przy Jisoo. Mówisz na Borę, a sam nie potrafisz zapomnieć o kimś, kto dał ci kosza – Jinyoung rzucił w przyjaciela długopisem, który leżał na biurku znajdującym się za jego plecami.

Jaebum pokręcił energicznie głową, machając przy tym ręką.

– Nie o to chodzi. Chodzi o to, że ta wariatka rzeczywiście jest ładniutka. Miałeś co do tego rację.

Jinyoung zmarszczył brwi.

– I co w związku z tym? Dalej nie rozumiem, do czego zmierzasz.

– Zmierzam do tego, że wprowadzę tę wariatkę do naszej paczki. Niech Bora zobaczy, że jestem zainteresowany inną dziewczyną i zrozumie, że kompletnie mnie nie kręci. Może wtedy się odpierdoli. – Pstryknął zadowolony palcami i momentalnie się skrzywił, odczuwając ból w okolicy żeber. Tym razem ojciec postarał się o to, by szybko nie zapomniał o karze.

Jin przetarł oczy i rzucił chłopakowi niedowierzające spojrzenie.

– Chcesz wykorzystać niewinną dziewczynę, by pozbyć się Bory? Przecież ty tak nie robisz! Nie bawisz się dziewczynami!

Jaebum zacmokał niezadowolony ustami i pokręcił głową.

– A kto powiedział, że ją wykorzystam? Przecież mówię, że mi się podoba. Jest normalna, ładna i da się z nią porozmawiać, choć za bardzo lubi boysbandy. Ale nie ma człowieka bez wad, prawda?

Jinyoung momentalnie się rozchmurzył i oparł plecy o oparcie krzesła, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Big Bang czy BTS?

Jaebum wywrócił oczami.

– BTS.

Obaj w tym samym momencie wybuchnęli śmiechem, jednak to Jaebum przypłacił tym ból żeber. Nawet szczęka zaczęła go boleć, ale nie potrafił przestać się śmiać. Nie mógł uwierzyć, że te wszystkie fanki boysbandów były takie przewidywalne. Osobiście nie rozumiał szału na tych śpiewających i tańczących chłopaczków, jednak był pewien, że starsze dziewczyny potrafiły zapanować nad emocjami, gdy rozmawiały o swoich ulubieńcach, jednak z Saną było inaczej. Gdy tylko spytał o jej ulubiony zespół, jej oczy zaczęły błyszczeć niczym gwiazdy, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech, który nie zniknął, dopóki nie skończyła swojego długiego wywodu na temat członków zespołu i ich piosenek. Nawet puściła mu kilka kawałków i mimowolnie musiał przyznać, że niektóre piosenki nawet mu się spodobały.

Jinyoung przestał się w końcu śmiać i spojrzał na Jaebuma z powagą. Przed oczami miał obraz zapłakanej Bory, której było mu szczerze żal. Może i zachowywała się, jak chora na umyśle desperatka, ale lubił ją i nie mógł nic na to poradzić.

– Wiesz, że Bora wczoraj strasznie płakała? Była ledwo przytomna, gdy odwiozłem ją do domu.

Cała radość momentalnie wyparowała z Jaebuma, przez co westchnął głośno i wywrócił oczami.

– Sama jest sobie winna. Nigdy nie dałem jej żadnych nadziei na to, że między nami może się coś zrodzić. To nie moja wina, że ma na moim punkcie jakąś chorą obsesję.

Jinyoung przytaknął, nie mogąc nie zgodzić się z przyjacielem. Gdyby traktował Borę choć przez chwilę w miły sposób, ta rzeczywiście mogłaby ubzdurać sobie, że była w stanie go zdobyć. Jaebum jednak od pierwszego spotkania w jego domu był dla niej oschły i nie zamierzał zachowywać się grzecznie nawet w towarzystwie jej rodziców. Przypłacił tym porządnym laniem od ojca, ale nawet to nie zdołało zmienić jego zdania. Po prostu w chwili, gdy Siwon oznajmił mu, że będzie musiał się ożenić, znienawidził przyszłą żonę, zanim ją zobaczył. Nic nie było w stanie tego zmienić.

– Mimo to... jest mi jej szkoda – przyznał Jin, spuszczając wzrok na swoje ręce. – Naprawdę nie lubię patrzeć, jak cierpi.

– To się z nią nie widuj. W końcu i tak traktuje cię, jak pieska, którego potrzebuje tylko wtedy, gdy nie ma komu się wyżalić – odparł obojętne Jae, uważnie obserwując smutną minę przyjaciela. – Ona jest świrnięta, Jin. Nie mam pojęcia, jak ktoś taki może ci się podobać.

– C-co? – Jinyoung uniósł na niego oszołomiony wzrok. – T-to nie tak... Ja tylko...

Jaebum uniósł dłoń, nakazując mu zamilknąć.

– Spokojnie, przecież mi to nie przeszkadza. Osobiście mam ją w dupie. Chodzi mi tutaj tylko o ciebie i o to, że dajesz jej się wykorzystywać. Znalazłbyś sobie porządną dziewczynę, a o niej zapomniał. W końcu Bora ma obsesję na moim punkcie i nie patrzy na ciebie jak na mężczyznę. Nie jestem pewien, czy zdołasz to kiedykolwiek zmienić.

Jaebum już jakiś czas temu zauważył, że Jinyoung za bardzo lgnie do Bory i nie był z tego powodu zbytnio zadowolony. Wiedział bowiem, że przyjaciel ciężko przechodził zawody miłosne, a naprawdę nie uśmiechało mu się go pocieszać. Niestety ten chłopak nie miał szczęścia do kobiet, co było przykre, zważywszy na fakt, że był naprawdę w porządku.

Jinyoung uśmiechnął się smutno i wzruszył ramionami.

–Taki już mój los. Chyba powinienem zabujać się w jakiejś brzydkiej okularnicy, by mieć jakiekolwiek szanse.

– Nie rozpaczaj nad swoim losem i odpal Xbox'a. Muszę się na czymś wyżyć, a Tekken to najlepszy sposób w moim obecnym stanie.

Jinyoung roześmiał się, podszedł do półki z grami i zaczął szukać gry. Sam miał ochotę oderwać myśli od Bory i tego, co do niej czuł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top