▲ Rozdział 13.
Jaebum opuścił łazienkę w bokserkach, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Omal nie padł na zawał, gdy ujrzał siedzącą na jego łóżku Borę. Dziewczyna miała na sobie seksowny, czerwony strój, który prześwitywał w intymnych miejscach.
– Długo kazałeś na siebie czekać.
Uśmiechnęła się zalotnie, przygryzając dolną wargę.
Był pewien, że gosposia wpuściła ją do środka i nie mógł jej nawet za to ochrzanić, ponieważ jego ojciec pozwalał Borze na wszystko.
– Wyglądasz jak dziwka – skwitował chłodno, mierząc ją pogardliwym spojrzeniem. – Ubierz się, bo jest mi niedobrze na twój widok.
Bora podniosła się z krzesła i podeszła nieco bliżej, uważnie przyglądając się nagiej klacie chłopaka. Dla niej odzwierciedlał ideał. Kochała go do szaleństwa, dlatego była w stanie znieść wszystkie obelgi, jakie kierował w jej stronę.
– Pomyślałam, że zrobię ci przedślubny prezent. W końcu niebawem wyjedziemy w podróż poślubną. Chcę wiedzieć, co powinnam ubrać na naszą pierwszą wspólną noc.
Jaebum zacisnął palce na jej nadgarstku w chwili, gdy chciała go dotknąć. Był pewien, że gdyby stała przed nim inna dziewczyna, nie mógłby się oprzeć pokusie. Nienawiść do Bory była jednak tak ogromna, że nie czuł nawet podniecenia na jej widok, choć nie była brzydką dziewczyną.
– Odpuść. Nie będzie żadnego ślubu, zrozum to wreszcie – powiedział stanowczo, choć miał dość powtarzania tego w kółko.
– Oczywiście, że się odbędzie. Za dwa tygodnie. Już wszystko jest przygotowane – mówiła niezrażona, uśmiechając się od ucha do ucha. – Musisz tylko wybrać sobie garnitur. Moja suknia niebawem będzie gotowa.
– Ile razy mam ci mówić, że nigdy cię nie poślubię?! – krzyknął, nie potrafiąc dłużej opanować złości. – Nie kocham cię! Ja cię nawet nie lubię, do jasnej cholery!
– Nie szkodzi. Twoje uczucia do mnie się zmienią, gdy zrozumiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy.
– Mam już kogoś, kogo lubię!
– Jisoo nigdy nie odwzajemni twoich uczuć. O to się nie martwię.
– Jisoo to przeszłość – oznajmił stanowczo, patrząc wprost w zaskoczone oczy dziewczyny. – Poznałem kogoś, kto z każdym kolejnym dniem staje mi się bliższy. Nieważne, co zrobisz, nigdy nie będziesz nią. Nigdy nie sprawisz, że spojrzę na ciebie, jak na kobietę, ponieważ szczerze cię nienawidzę.
Bora zacisnęła palce i przygryzła dolną wargę, ledwie powstrzymując się od płaczu. Próbowała udawać, że słowa i zachowanie Jaebuma jej nie zraniło. Naprawdę wierzyła, że w końcu jej ulegnie i ujrzy w niej kobietę, którą zacznie pożądać, ale on wciąż patrzył na nią z pogardą. To bolało.
– Dlaczego? Przecież nigdy nawet nie próbowałeś mnie poznać.
– Ponieważ nigdy nie poślubię kogoś, kogo z góry narzuca mi ojciec. To skreśliło cię, zanim cię zobaczyłem – odpowiedział szczerze, opierając się o biurko. – Dlatego proszę cię, skończ ten cały cyrk ze ślubem i zniknij z mojego życia. Nigdy z tobą nie będę.
– Wiesz, że twój ojciec ci nie daruje, jeśli nie pojawisz się na ślubie? – spytała łamiącym się głosem. – Wydziedziczy cię.
Jaebum wzruszył obojętnie ramionami.
– Nie dam o to. Jestem pewien, że moja nowa dziewczyna pozwoli mi się u siebie zatrzymać.
– Nie masz dziewczyny.
– Mam.
– To kłamstwo.
– Wcale nie. Nazywa się Sana i jest mi cholernie bliska.
– Przestań! – krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Proszę cię, przestań.
Z surową miną podszedł do drzwi i otworzył je na oścież.
– Wynoś się, nim stracę cierpliwość i użyję siły, by cię stąd wyrzucić.
Bora usiadła na łóżku i zacisnęła palce na świeżej pościeli.
– Nigdzie się nie wybieram.
Podszedł do szafy, z której wyjął jeden ze swoich płaszczy i narzucił go na ramiona dziewczyny. Wziął ją na ramię i nie zważając na jej głośne krzyki, postawił ją za drzwiami.
– Co ty robisz?! – Patrzyła na niego z niedowierzaniem, zaciskając palce na miękkim materiale płaszcza.
– Pozbywam się śmieci ze swojego pokoju. – Zamknął jej drzwi przed nosem i przekręcił zamek, by mieć pewność, że Bora nie dostanie się do środka.
Zmęczony opadł na łóżko i przyłożył do twarzy poduszkę. Spodziewał się, że Bora będzie dobijała się do drzwi, ale najwyraźniej skapitulowała i zdecydowała się odejść, nie chcąc bardziej upokarzać się w oczach pracowników pana Lim. Miała szczęście, że użyczył jej swojego płaszcza i nie wyrzucił ją w tym prześwitującym stroju.
Gdy podniósł się, ujrzał ubrania dziewczyny przewieszone przez długą lampę. Postanowił, że odeśle je przy pomocą szofera. Sam nie zamierzał spotkać się z tą dziewczyną. Bał się, iż kolejne spotkanie skończy się morderstwem. Naprawdę miał dość Bory i brakowało mu pomysłów, dzięki którym w końcu by się jej pozbył. W życiu nie spotkał kogoś, kto tak ślepo chciał być z kimś, przez kogo jest bezustannie poniżany. Ta dziewczyna naprawdę musiała mieć coś z głową.
Wziął komórkę do ręki i wystukał na klawiaturze wiadomość do Sany.
Masz ochotę się dzisiaj spotkać? Może pójdziemy do kina? Na taką naszą pierwszą, prawdziwą randkę...
Szybko jednak skasował cały tekst i ponownie opadł na łóżko. Zapraszanie dziewczyny na randkę przez SMS-a było żałosne. Musiał wymyślić coś innego.
Sana długo wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze i zastanawiała się, czy powinna wyjść do Jisoo. Dziewczyna pozwoliła jej wziąć kąpiel i nawet pożyczyła swoje ubrania, gdy tylko przekroczyły próg jej niewielkiej kawalerki. Problem polegał na tym, że szara koszulka na ramiączkach nie zakrywała okropnej blizny, która przypominała Sanie o poprawczaku.
Po kilku długich minutach zdecydowała się w końcu wyjść z łazienki. Niepewnie otworzyła drzwi i ruszyła w stronę kuchni. Jisoo siedziała przy niewielkim stole. Spojrzała na nią znad parującego kubka. Widać było, że chciała coś powiedzieć, jednak zamilkła, dostrzegając okropną bliznę na ciele młodszej koleżanki.
Sana zajęła miejsce naprzeciwko blondynki i wzruszyła ramionami.
– Mówiłam, żebyś dała mi jakąś bluzę. Wtedy nie musiałabyś tego oglądać.
Jisoo zamrugała oczami, kompletnie nie wiedząc, co powinna powiedzieć. W końcu nie mogła dać jej bluzy, skoro w mieszkaniu było ponad trzydzieści stopni.
– Co ci się stało? – spytała przejęta Jisoo, nie spuszczając wzroku z szatynki.
– Dziewczyny z poprawczaka nie są zbyt miłe dla nowych, wiesz? – spytała z wymuszonym uśmiechem Sana. – Gdy ktoś jest słaby i boi się przeciwstawić, robi za kozła ofiarnego. Tak też było w moim przypadku.
– Dlatego chciałaś się zabić?
Dłoń Sany zastygła nad kubkiem z owocową herbatą. Dopiero teraz zaczynało docierać do niej, że jedną nogą była po drugiej stronie. Naprawdę pragnęła skoczyć i była pewna, że gdyby nie Jisoo, to jej serce dziś przestałoby bić. Dlaczego się wycofała? Dlaczego jednak przeszła przez barierkę i pozwoliła, by Jisoo ją przytuliła i zabrała do swojego mieszkania, skoro nie pałały do siebie sympatią?
Nie miała pojęcia, ale nie żałowała tego.
– Nie. Nie dlatego.
Jisoo zmrużyła oczy, nie spuszczając wzroku z twarzy dziewczyny. Lee Sana była dla niej zagadką, którą zamierzała rozgryźć. Nie lubiła jej, ponieważ przez nią, Jaebum coraz rzadziej się z nią spotykał, jednak w chwili, gdy ujrzała ją na moście, cała jej niechęć wyparowała. Wiedziała, że nie może pozwolić tej dziewczynie umrzeć i miała nadzieję, że każdy na jej miejscu zachowałby się podobnie.
– Wiem, że początek naszej znajomości nie był najlepszy, ale jestem pewna, że zdołamy się jeszcze dogadać.
– Mówisz to, dlatego że chciałam popełnić samobójstwo. W innym wypadku dalej chciałabyś poznać mój sekret i go wykorzystać.
– Mylisz się. – Jisoo pokręciła głową. – Wciąż zamierzam poznać twój sekret, by mieć pewność, że nie skrzywdzisz Jaebuma. I twoja próba samobójcza nie ma z tym nic wspólnego.
– Dlaczego po prostu nie przeszłaś obok i mnie nie zostawiłaś? – Sana w końcu odważyła się spojrzeć jej w oczy. – Dlaczego musiałaś się wtrącić?
– Nie mogłam pozwolić ci umrzeć, głupia! – oznajmiła stanowczo Jisoo, marszcząc gniewnie brwi. – Po pierwsze: Jaebum naprawdę cię polubił i twoja śmierć by go zraniła. Po drugie: jak miałabym przejść obok ciebie i nie zareagować? Wyrzuty sumienia nie pozwoliłyby mi normalnie żyć, gdyby później okazało się, że rzeczywiście skoczyłaś, a ja mogłam cię przed tym powstrzymać.
Sana schowała twarz w dłoniach i mimowolnie wybuchła głośnym płaczem. Jisoo nie przeszła obok niej obojętnie, choć za nią nie przepadała, a ona pozwoliła tej niewinnej nastolatce umrzeć. Czy miała prawo w ogóle nazywać siebie człowiekiem? Jak mogła wciąż żyć, skoro miała na sumieniu drugiego człowieka?
Jisoo zaklęła pod nosem i obeszła stół, zatrzymując się nad płaczącą dziewczyną. Objęła ją ramieniem, choć musiała się do tego przymusić. Dziwnie czuła się w obecności Sany, a jej łzy sprawiały, że nie wiedziała, jak powinna się zachować. W końcu zagrała w jej stronę nieczysto, a świadomość, iż była na skraju rozpaczy, wszystko komplikowała. Gdyby tylko wiedziała, że ta dziewczyna jest tak słaba psychicznie, nigdy nie próbowałaby jej zastraszyć.
– Och, nie płacz już – prosiła, głaszcząc jej plecy. – Wszystko się ułoży. Może zadzwonię po Jaebuma, hm? Jestem pewna, że poprawi ci humor.
Sana pokręciła przecząco głową.
– On nie może mnie polubić. Nie może mu na mnie zależeć.
– Dlaczego? – zdziwiła się Jisoo, odsuwając od siebie Sanę. – Przecież to fajny chłopak. Nie podoba ci się?
Sana momentalnie przypomniała sobie o Marku, który uciekł w chwili, gdy powiedziała mu prawdę. Tak bardzo pragnęła wierzyć, iż nie będzie osądzał jej po przeszłości, że jego odejście całkowicie ją załamało. Niby powinna się tego spodziewać, a jednak ból po jego stracie był ogromny. Traktowała go jak przyjaciela i nie mogła znieść myśli, że już nigdy go nie zobaczy.
Wiedziała, że z Jaebumem będzie tak samo. W końcu, kto chciałby się zadawać z morderczynią?
Starła dłońmi łzy i spojrzała na milczącą Jisoo, bijąc się z własnymi myślami. Wciąż jej nie ufała i uważała, że posiadała dwie twarze, ale miała dość tych wszystkich kłamstw. Oczywiście nie zamierzała dookoła rozpowiadać o swojej przeszłości, ale tak bardzo pragnęła odnaleźć u kogoś zrozumienie, że zaczynała tracić rozum.
– Potrąciłam nastolatkę i uciekłam z miejsca wypadku, nie udzielając jej żadnej pomocy – zaczęła, a oczy Jisoo rozszerzyły się z przerażenia. – Podczas gdy ta biedna dziewczyna umierała, ja zastanawiałam się, jak nie zostać ukaraną. Byłam niepełnoletnia, jechałam pożyczonym autem od kolegi, który wysłał mnie po alkohol, ponieważ impreza się rozkręcała, a on był pijany. Oczywiście nie miałam prawka, ale Woobin uczył mnie, jak jeździć. Zapewniał, że przecież jest ze mnie świetny kierowca i nic mi się nie stanie, gdy raz wsiądę za kółko bez prawka, ale mylił się. Ten jeden raz całkowicie zrujnował mi życie. Zrobił ze mnie morderczynię.
Jisoo usiadła z wrażenia na krześle, raz po raz odtwarzając w głowie to, co przed chwilą usłyszała. Patrząc na Sanę, w życiu by się nie spodziewała, że mogła zrobić coś tak okropnego.
– Kłamiesz. Gdybyś mówiła prawdę, nie miałabyś tutaj życia. Byłabyś piętnowana i musiałabyś się wyprowadzić do innego miasta – oznajmiła w końcu, bawiąc się dłońmi.
– To nie stało się tutaj. Wyjechałam na wakacje do Woobina i dzięki temu, że sama poszłam na komisariat, w mediach nie pojawiła się moja twarz. Nie powiem ci, gdzie wypadek miał miejsce, ponieważ nie ma to żadnego znaczenia. – Sana podniosła się z krzesła i głośno westchnęła. – Teraz, gdy znasz już prawdę, możesz mnie pogrążyć. W końcu o to ci od samego początku chodziło, prawda?
Jisoo z niedowierzaniem patrzyła, jak dziewczyna podchodzi do drzwi i zakłada na ramiona czerwony płaszcz. W ostatniej chwili zatrzasnęła drzwi, nie pozwalając jej wyjść na zewnątrz.
– Dokąd idziesz? – spytała oszołomiona, niczego nie rozumiejąc.
– Czy ma to jakiekolwiek znaczenie? – Sana chciała dotknąć klamki, jednak Jisoo od razu zacisnęła palce na jej nadgarstku i pociągnęła ją w stronę kuchni. – Co ty robisz!?
– Powstrzymuję cię przed zrobieniem głupstwa! – odkrzyknęła Jisoo i posadziła szatynkę na krześle. – Nigdzie stąd nie pójdziesz, rozumiesz? – Wskazała na nią palcem, robiąc przy tym groźną minę. – Spędziłaś w poprawczaku cztery lata, a to oznacza, że wypadek miał miejsce dawno temu. Byłaś młoda, miałaś w samochodzie alkohol i w dodatku prowadziłaś bez prawa jazdy. Miałaś prawo się przerazić i uciec, choć absolutnie nie powinnaś tego zrobić. Fakt, że dobrowolnie poszłaś na komisariat i się przyznałaś, wiele znaczy, Sana. Może i nie uratował tej biednej dziewczyny, ale pokazał, że żałujesz tego, co zrobiłaś. Czasu nie cofniesz, ale możesz nauczyć się żyć z poczuciem winy.
– Jak mam to zrobić, skoro wciąż przed oczami mam jej twarz!? – W oczach Sany zalśniły łzy. – Z początku myślałam, że potrąciłam jakieś zwierzę. Było ciemno. Gdy tylko wyszłam z samochodu i ujrzałam pomarańczową kurtkę, szkolny plecak... Oczy tej dziewczyny zwrócone w moją stronę... Mój Boże, jak mogłam ją wtedy zostawić, skoro wyciągała w moją stronę dłoń? – Zakryła usta dłonią, tłumiąc szloch.
Wspomnienie wypadku sprawiło, że znów pragnęła uciec na most i z niego skoczyć. Nie zasługiwała na to, by żyć. Nie po tym, co zrobiła.
Jisoo ponownie tego dnia przytuliła do siebie dziewczynę. Nie miała pojęcia, jak ona zachowałaby się w podobnej sytuacji, dlatego nie chciała oceniać Sany. Wyrzuty sumienia będą ją męczyły do końca życia i to jest cena, którą przyjdzie jej zapłacić za to, co zrobiła.
– Potrzebujesz pomocy specjalisty. Sama nie dasz rady poradzić sobie z tą traumą. Porozmawiam z Jaebumem. Jestem pewna, że kogoś znajdzie.
– Nie. – Sana zacisnęła palce na nadgarstku dziewczyny, z przerażeniem patrząc jej w oczy. – On mnie znienawidzi.
Jisoo uśmiechnęła się delikatnie, dotykając jej dłoń.
– On nie jest taki. Zapewniam cię, że postara się znaleźć jakieś rozwiązanie.
Hyejin przekręciła klucz w zamku, wymuszając na ustach pogodny uśmiech. Na samą myśl, że za tydzień ma wyjechać z szefem w kolejną „delegację", która oznaczała po prostu pobyt w luksusowym hotelu, alkohol, mnóstwo przekąsek oraz spełnianie wszystkich zachcianek Jongho, miała ochotę się rozpłakać. Myślała, że z biegiem czasu przyzwyczai się do myśli, że sprzedaje swoje ciało, udając szaleńczo zakochaną kochankę, jednak było jej coraz ciężej. Bała się, że jej rodzeństwo kiedyś pozna prawdę, a wtedy przestanie być ich wzorem do naśladowania. Tłumaczenie, że robiła to, by zapewnić im lepszą przyszłość, nic by nie wskórało.
Zaskoczona tym, że nie została przywitana przez siostrę, zdjęła buty oraz kurtkę, po czym ruszyła w stronę kuchni, zapalając po drodze światła. W pomieszczeniu nie było ani Sany, ani przygotowanego przez nią posiłku. Było to bardzo dziwne, zważywszy na fakt, iż nie miała dziś pracować w barze.
Zdezorientowana poczłapała w stronę pokoju brata i weszła do środka, nie przejmując się nawet pukaniem do drzwi.
– Gdzie Sana? – spytała, wpatrując się w plecy Kyungsoo. Chłopak grał na komputerze w jakąś brutalną grę, w której mordował zombie. Gdy nie odpowiedział, podeszła bliżej i wyjęła mu z uszu słuchawki, ponawiając pytanie.
– A co mnie to obchodzi!? – fuknął Kyungsoo, odbierając od siostry słuchawki. – Może znowu kogoś potrąciła i teraz się ukrywa.
– Kyungsoo!
– NO CO!?
Hyejin patrzyła na brata oszołomiona, zaciskając dłonie z taką siłą, że knykcie jej zbielały. Skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu? Przecież wydawało jej się, że wybaczył Sanie.
Słysząc dzwonek do drzwi, wskazała na Kyungsoo palcem i powiedziała stanowczym głosem:
– Wrócimy do tego.
Opuściła pokój i otworzyła drzwi. Widząc przerażoną minę Marka, który momentalnie przekroczył próg mieszkania i ruszył w stronę salonu połączonego z kuchnią, pospiesznie ruszyła za nim.
– Mark? O co chodzi?
– Sana nie wróciła jeszcze do domu? – spytał, nerwowo rozglądając się na boki. Nie minęła chwila, jak zaczął obgryzać skórki wokół paznokci.
– Dopiero przyszłam, ale wygląda na to, że nie wróciła. Może jest gdzieś z tym chłopakiem, z którym ostatnio się umówiła. – Wyjęła z kieszeni komórkę i wykręciła numer siostry. Momentalnie włączyła się poczta głosowa. – Ma wyłączony telefon. To dziwne...
– Zrobiła to – powiedział przerażony Mark, opadając na podłogę. Tępo wpatrywał się w swoje dłonie, a z jego oczu zaczęły spływać łzy. – Mój, Boże... Ona naprawdę to zrobiła, a ja nawet jej nie powstrzymałem.
Przerażona Hyejin nachyliła się nad blondynem, kładąc mu dłonie na ramionach.
– O czym ty mówisz?
– Widziałem Sanę na Moście Samobójców! – krzyknął, a wchodzący do pomieszczenia Kyungsoo, momentalnie zamarł. – Była po drugiej stronie barierki i chciała skoczyć, a ja... uciekłem. Widziałem, że jakaś dziewczyna próbuje ją powstrzymać, więc stwierdziłem, że moja obecność tylko pogorszy sprawę i...
– Jak mogłeś, Mark!? – krzyknęła Hyejin, kierując się w stronę drzwi. Cała trzęsła się ze strachu, a jej umysł został zaatakowany przez wiele czarnych myśli, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Zasunęła kurtkę pod samą szyję, w ogóle nie zwracając uwagi na Kyungsoo, który robił dokładnie to samo. – Kiedy ją widziałeś?!
Mark spuścił wzrok.
– Jakieś sześć godzin temu...
Sześć godzin!
Przecież Sana już mogła nie żyć!
Wybiegła z domu, nie zamierzając zawracać sobie głowy płaczącym Markiem. Nie mogła uwierzyć, że przyjaciel był świadkiem próby samobójczej Sany i nic nie zrobił. Przecież mógł ją powstrzymać!
Co, jeśli ona faktycznie skoczyła?
Kyungsoo dobiegł do siostry, przeglądając wiadomości na telefonie.
– W internecie nie ma żadnej informacji o dzisiejszym samobójstwie na tym przeklętym moście, a to oznacza, że Sana nie skoczyła – mówił, próbując uspokoić starszą siostrę, choć sam był kłębkiem nerwów. Wiedział, że przyczynił się do stanu Sany i był na siebie o to cholernie zły. Dlaczego zawsze musiał działać tak gwałtownie?!
– Nie wiesz tego, Kyungsoo! – krzyknęła Hyejin, a po jej policzkach spływały łzy. – Jeżeli coś jej się stało, nie wybaczę sobie tego! To moja siostra! Jak mogłam nie zauważyć, że coś ją gryzie? Może dawała jakieś sygnały? Może w jakiś sposób błagała nas o pomoc? – mówiła, nerwowo rozglądając się na boki. – Myślałam, że jest szczęśliwa...
Kyungsoo zacisnął palce na dłoni siostry i zaczął biec w stronę mostu, do którego mieli jakieś pół godziny drogi. Po drodze był postój taksówek, z którego zamierzał skorzystać.
– Nic jej nie jest, Hyejin. Na pewno nic jej nie jest.
Sam nie wiedział, czy próbuje przekonać do tych słów Hyejin, czy samego siebie. Dlatego biegł ile sił w nogach, ciągnąc za sobą wolniejszą siostrę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top