▲ Rozdział 12.

Choć Sana była dziwnie przygaszona po powrocie do domu i nie zapowiadało się na to, by chciała podzielić się ze starszą siostrą zmartwieniami, Hyejin spakowała do kolorowej torby smakowicie wyglądające muffinki i wyszła z domu. Zamierzała osobiście spotkać się z właścicielem Pluton i podziękować mu za to, że dał Sanie szansę. Oczywiście inaczej sobie wyobrażała przyszłość młodszej siostry, jednak w obecnej chwili musiała zadowolić się tym, co dał jej los.

Dochodziła szesnasta. Hyejin ponownie zerknęła na zegarek i upewniwszy się, że bar jest otwarty, weszła do środka. W środku było tylko kilku klientów oraz wysoki, młody chłopak za barem. Gdy do niego podeszła, przywitał się grzecznie.

– Szukam Kang Jisunga – powiedziała niepewnie, uśmiechając się do chłopaka.

– Szefa? A w jakiej sprawie? – zdziwił się blondyn, uważnie jej się przyglądając.

Uniosła ponad bar torbę z muffinkami.

– Chciałam mu podziękować za zatrudnienie mojej siostry.

– Zaraz go zawołam.

Skinęła w podzięce i nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Było bardzo ładne, jednak nie zmieniało to faktu, iż przychodzili do niego głównie pijaki. Osobiście omijała takie miejsca szerokim łukiem i nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że któreś z jej rodzeństwa będzie pracowało w takim miejscu, jednak nie mogła narzekać. Nawet jeśli była rozczarowana tym, iż przyszłość Sany nie malowała się w jasnych barwach, udawała, że wszystko było w porządku. Nie widziała siostry przez cztery lata, które minęły jej na ciągłym zamartwianiu się. Nie chciała znów jej stracić przez swoje rozczarowanie. Dlatego pocieszała się Kyungsoo i to w nim pokładała obecnie całą wiarę.

– Szukała mnie pani? – z rozmyślań wyrwał ją przyjemny, męski głos.

Na jej ustach momentalnie zawitał uśmiech. W chwili, gdy ujrzała średniego wzrostu mężczyznę w czarnym swetrze, oniemiała. Musiał być niewiele starszy od niej, a spodziewała się ujrzeć kogoś zupełnie innego. Gdzieś tam obawiała się, że zatrudnienie Sany kryło za sobą drugie dno, tak jak to było w jej przypadku, jednak teraz wszystkie obawy zniknęły. Sama chciałaby mieć tak przystojnego szefa.

– Dzień dobry. Jestem starszą siostrą Lee Sany.

– Może pójdziemy do kawiarni obok? – zaproponował, obdarzając ją przepięknym uśmiechem. Aż się nogi pod nią ugięły.

– P-po co? – spytała, wpatrując się w niego, jak idiotka. Czuła się głupio, jednak nie potrafiła spuścić z niego wzroku. Odkąd sypiała z szefem i miała mnóstwo pracy, nie potrafiła patrzeć na mężczyzn, jak na obiekt pożądania. Ostatni raz motyle w brzuchu czuła w liceum, przy swojej pierwszej miłości, która skończyła się w chwili, gdy Hongki wyjechał na studia za granice. Miała jechać z nim, ale musiała zrezygnować ze swojej przyszłości, by zająć się rodzeństwem.

Jisung roześmiał się pod nosem i obszedł bar, by po chwili znaleźć się koło niej.

– A chce pani rozmawiać w barze? – spytał, wskazując głową w stronę pijących alkohol mężczyzn. – Wydaje mi się, że taka urocza kobieta raczej nie lubuje się w takich miejscach.

Hyejin spuściła onieśmielona wzrok i uniosła kolorową torbę.

– Chciałam panu tylko podziękować za zatrudnienie mojej siostry. Naprawdę jestem wdzięczna za to, że zdecydował się pan dać jej szansę. To wiele dla mnie znaczy.

– Po pierwsze: mów mi Jisung. Nie sądzę, byśmy musieli być wobec siebie tak oficjalni – oznajmił, przyjmując prezent. – Po drugie: nastolatki popełniają wiele głupot. Niestety niektórzy z nich muszą w bolesny sposób za nie płacić. Wydaje mi się, że Sana wyciągnęła lekcje ze swojego pobytu w tamtym miejscu, ponieważ nie wygląda na kogoś, kto stwarza problemy.

– To naprawdę dobra dziewczyna – zapewniła, nerwowo bawiąc się dłońmi. – Zapewniam, że będzie pan... to znaczy, będziesz z niej zadowolony.

Jisung spojrzał na drzwi i skinął w ich stronę głową.

– To, co z tą kawiarnią?

– Och, może innym razem – odparła nerwowo, rozglądając się na boki. – Niestety się spieszę. Wpadłam tylko na chwilkę.

Jisung westchnął głośno, wyraźnie rozczarowany.

– Cóż, może innym razem – Wzruszył ramionami. – Możesz mi jednak zdradzić swoje imię. O ile nie jest żadną tajemnicą.

– Hyejin. Nazywam się Hyejin.

– Ładnie.

Przez moment patrzyli sobie w oczy, nieświadomi tego, że byli obserwowani przez barmana, który uśmiechał się pod nosem. Hyejin ostatecznie zdecydowała się pożegnać i opuściła bar z czerwonymi policzkami.

Oszołomiona, wachlowała dłońmi przed twarzą, choć wiał chłodny wiatr. Nie rozumiała, dlaczego tak nagle zrobiło jej się gorąco. Może i w barze było ciepło, ale nie aż tak.

– Boże, zachowuje się jak jakaś napalona nastolatka. Muszę się ogarnąć – mamrotała pod nosem, kierując się w stronę domu.

Sana siedziała na rogówce, przykryta ciepłą kołdrą i wpatrywała się w swoje dłonie. Od ostatniej rozmowy z Markiem nie miała na nic ochoty. Była przygaszona i przerażona, ponieważ nie miała pojęcia, co chłopak zrobi z informacją, o której się dowiedział. Może i przyjaźnił się z jej rodzeństwem, ale był tylko człowiekiem i zawsze coś mogło mu się wymsknąć podczas rozmowy.

Poza tym była odrobinę rozczarowana. W głębi serca miała nadzieję, że chłopak po usłyszeniu prawdy, zatrzyma ją i zapewni, że to niczego nie zmieniało. W końcu Sana nie była tą samą osobą, co kiedyś. Nigdy nie popełniłaby drugi raz tego samego błędu i wciąż płaciła za swoje grzechy.

Niestety prawda była taka, że przeszłość już zawsze będzie ciążyć na jej barkach. Nawet jeśli wypadek miał miejsce w innym mieście, to i tak się wydarzył i nic nie mogło tego zmienić.

Nie zwróciła nawet uwagi na to, kto wszedł do mieszkania, dopóki nie została brutalnie wyciągnięta z łóżka. Widząc wkurzonego brata, wpatrywała się w niego szeroko rozwartymi oczami.

– Kyungsoo...

– Czyś ty całkowicie zwariowała!? – krzyknął, potrząsając ją za ramiona. – Co ty sobie w ogóle myślałaś, do jasnej cholery?!

– O co ci chodzi? – Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale był zbyt silny. Nic nie mogła poradzić na to, że tak bardzo ją przerażał.

– Jak mogłaś powiedzieć Markowi o tym, że zabiłaś człowieka?!

Zamarła, momentalnie spuszczając wzrok. Nie spodziewała się, że Mark powie o wszystkim jej bratu. Z jakiegoś powodu wierzyła, że zachowa to dla siebie i, gdy tylko przetrawi ową informację, przyjdzie z nią porozmawiać. Najwyraźniej się przeliczyła.

Kyungsoo potrząsnął milczącą siostrą, z niedowierzaniem wpatrując się w jej bladą twarz. Nie miała na sobie ani grama makijażu, co oznaczało, że była przybita tym, co się wydarzyło.

– Powiedziałaś mojemu najlepszemu przyjacielowi, że jesteś morderczynią! – krzyknął sfrustrowany, w końcu ją puszczając. Chodził w te i we wte, zaciskając dłonie. – Jak ja mam się z nim przyjaźnić, skoro nawet nie chce już do nas przychodzić!? Jak mogłaś?!

– Przepraszam...

– Co mi po twoim „przepraszam"?! – Gniewnie uderzył dłonią w stół, obrzucając ją wściekłym spojrzeniem. Po rozmowie z Markiem był wyprowadzony z równowagi. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Sana komukolwiek powie o tym, co zrobiła cztery lata temu. – Po cholerę mu o tym mówiłaś?! Może najlepiej napisz sobie na czole „JESTEM MORDERCZYNIĄ" i spaceruj tak po ulicy?! W końcu jest to powód do chwalenia się!

– Nie sądziłam, że ci o tym powie! – krzyknęła, a w jej oczach zalśniły łzy. – Myślałam, że po jakimś czasie przetrawi tę informację i...

– I co?! – przerwał jej. – Powie, że nic się nie stało i będziecie mogli stworzyć związek, w którym nie ma miejsca na żadne tajemnice? – prychnął, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Zabiłaś człowieka, a to jest prawdziwe życie, a nie jakaś pierdolona drama!

Nie mogła dłużej tego słuchać. Wiedziała, że brat nie okaże jej choćby odrobiny zrozumienia, a bała się z nim kłócić. Każde jego słowo zadawało jej ból. Znów patrzył na nią w ten sam sposób, co cztery lata temu. Znów było mu wstyd za to, że była jego siostrą i wcale mu się nie dziwiła.

W pośpiechu nałożyła płaszcz oraz buty, kompletnie nie zawracając sobie głowy tym, że miała na sobie szare dresy oraz krótką, poplamioną koszulkę. Nim zatrzasnęła za sobą drzwi, usłyszała jeszcze wściekły głos brata:

– Jasne, uciekaj! W końcu jesteś w tym najlepsza!

Zbiegała po schodach, zanosząc się coraz głośniejszym szlochem. Gdy wybiegła na zewnątrz, wpadła na uśmiechniętą Hyejin. Nie zwróciła jednak na nią uwagi. Udając, że nie słyszy jej nawoływania, biegła przed siebie ile sił w nogach. Przechodnie patrzyli na nią, jak na wariatkę, jednak na żadnym z nich nie skupiła swojej uwagi.

Zatrzymała się dopiero na moście, opierając się o chłodną barierkę. Patrzyła na jezioro, a z jej oczu spływały łzy. Pragnęła zapomnieć o przeszłości. O tym jednym dniu, który zrujnował jej życie, ale jak miała to zrobić, skoro wyrzuty sumienia wciąż dawały o sobie znać? Nigdy nie przestanie być morderczynią. Zabiła człowieka. Niewinną nastolatkę, która całe życie miała przed sobą.

Gdyby tamtego dnia wyszła z samochodu i sprawdziła, czy wciąż żyła...

Gdyby wtedy nie odjechała...

Przeszła przez barierkę, wpatrując się w wodę. Wystarczył jeden skok, by przestała czuć. Jeden skok, by uwolnić rodzeństwo od niej i jej problemów. Kyungsoo i Hyejin nie zasługiwali na to, by cierpieli z jej powodu. Nawet jeśli udawali, że wszystko było w porządku, to tylko piękne kłamstwo. Kłamstwo, którym pragnęli ją karmić, by czuła się swobodnie i nauczyła się żyć od nowa.

– Sana? – Słysząc swoje imię, zacisnęła mocniej palce na barierce, przymykając oczy. Serce dudniło jej w klatce piersiowej jak szalone.

Most był rzadko używany przez swoją mroczną historię, która wiązała się z duchami samobójców. Nie zmieniało to jednak faktu, że niektórzy nie zwracali na to uwagi i korzystali z tej drogi.

– Sana, co ty robisz? – Jisoo rozejrzała się na boki. Gdy upewniła się, że nikogo nie było w pobliżu, ostrożnie zaczęła zbliżać się do dziewczyny. – Nie wygłupiaj się i przejdź na drugą stronę. To niebezpieczne.

Jisoo słyszała wiele historii o samobójcach, którzy odbierali sobie życie na tym moście, jednak nigdy nie sądziła, że ujrzy to na własne oczy. W dodatku tym kimś była Lee Sana! Dziewczyna, której dopiero co załatwiła pracę!

– Odejdź. To nie twoja sprawa! – krzyknęła Sana przez łzy, nachylając się nad wodą.

– Porozmawiajmy – prosiła Jisoo. Cała trzęsła się ze strachu. Nie miała pojęcia, co zrobi, gdy Sana rzeczywiście skoczy. Woda musiała być lodowata i kto wie, co znajdowało się pod nią. – Jestem pewna, że zdołamy wyciągnąć cię z bagna, w które się wpakowałaś. Nie wiem, co to, ale skoro chcesz się zabić, to nie jest to błahy problem.

– Nie udawaj, że cię to obchodzi. Nie lubisz mnie, więc po prostu daj mi święty spokój.

– Jestem po prostu zazdrosna o Jaebuma, bo przez ciebie nie poświęca mi tyle samo uwagi, co wcześniej! – przyznała, choć przyszło jej to z trudem. – Zapewniam cię, że Jaebum bardzo przeżyje twoją śmierć. Chcesz, żeby się załamał? Chcesz skończyć w tak żałosny sposób?

Jaebum. Miała odnaleźć jego mamę...

– Jaebum ma kasę. Jeśli wpakowałaś się w jakieś kłopoty, na pewno ci pomoże – zapewniła Jisoo, opierając się o barierkę. Widziała mokrą od łez twarz Sany. Wyglądała jak siedem nieszczęść. – Ja załatwiłam ci pracę i zrobię wszystko, by Jisung cię z niej nie wylał. Obiecuję.

– Wszystkim będzie beze mnie lepiej. Przynoszę tylko wstyd i cierpienie mojej rodzinie. Nienawidzę siebie tak bardzo, że naprawdę pragnę umrzeć.

– Teraz tak ci się wydaje, ale gdy skoczysz i nagle się rozmyślisz, nie będzie już odwrotu. – Jisoo wyciągnęła ku niej dłoń, ostrożnie podchodząc coraz bliżej. – Nieważne, co cię boli. Zapewniam, że sobie poradzisz. No, chodź. Wysłucham cię i nie będę oceniać, jeśli tylko z powrotem znajdziesz się na odpowiedniej stronie.

Sana patrzyła na nią załzawionymi oczami. Nie ufała jej. W końcu w barze nie zachowywała się wobec niej w porządku i oznajmiła, że za wszelką cenę dowie się o niej prawdy. Skąd mogła więc mieć pewność, że nie wykorzystywała jej chwili słabości, by ostatecznie wbić jej nóż w plecy? Dziewczyny lubiły tak robić. Nie raz się o tym przekonała.

– Proszę cię. Nie chcę, żebyś umarła. Jestem pewna, że twoja rodzina również tego nie chce.

– Dlaczego po prostu sobie nie pójdziesz? Udawaj, że mnie nie widziałaś.

– Nie zrobię tego. – Jisoo stanowczo pokręciła głową. – Będę czekać tu tak długo, aż w końcu nie zejdziesz.

– A co, jeśli skoczę?

– Wtedy będę musiała wskoczyć za tobą, by spróbować cię uratować.

Sana wpatrywała się w taflę jeziora, rozmyślając nad słowami Jisoo. Nie rozumiała zachowania tej dziewczyny. Czasem odnosiła wrażenie, że posiadała dwie twarze i w obecnej chwili również tak uważała. Mimo wszystko była jednak wdzięczna losowi, że postawił ją na jej drodze.

Wcale nie chciała umierać. Działała pod wpływem impulsu, czując się okropnie po kłótni z bratem. Nienawidziła siebie za to, co zrobiła w przeszłości i ciężko jej było się z tym uporać, ale mimo wszystko chciała żyć.

Ostrożnie przeszła przez barierkę, a gdy tylko znalazła się na bezpiecznym gruncie, Jisoo rzuciła się w jej stronę i bez słowa ją przytuliła. Było to bardzo niezręczne, jednak w chwili, gdy blondynka się odezwała, Sana ponownie wybuchła głośnym płaczem.

– Wszystko się ułoży, zobaczysz. Samobójstwo to droga na skróty, która wcale nie przynosi ukojenia, a zadaje tylko ból najbliższym.

Mark chodził bez celu po ulicach Seulu, myślami krążąc wokół Sany i tego, co mu powiedziała. Wciąż nie mógł uwierzyć, że dziewczyna była w stanie kogoś potrącić i uciec z miejsca zdarzenia, nie udzielając ofierze żadnej pomocy. Reakcja Kyungsoo na jego słowa niestety potwierdziła, iż takie zdarzenie rzeczywiście miało miejsce.

Próbował zrozumieć Sanę i przekonać samego siebie, że odpokutowała swoje grzechy w poprawczaku, jednak nic nie mógł poradzić na to, iż już nigdy nie spojrzy na nią w ten sam sposób. W tym momencie żałował, że w ogóle zdecydował się wyznać jej swoje uczucia. Żałował, iż był gotów poświęcić swoją wieloletnią przyjaźń dla związku, który mógł rozbić się w każdej chwili. Zauroczenie Saną całkowicie się ulotniło, gdy poznał o niej prawdę. Była morderczynią i nawet czas nie mógł tego zmienić. Przynajmniej nie w jego oczach.

– Co powinienem teraz zrobić? – westchnął, przystając na moście samobójców. Nie chciał odsunąć się od Hyejin oraz Kyungsoo, jednak nie wyobrażał sobie przychodzenia do ich domu po wszystkim, co się wydarzyło. Nie byłby w stanie patrzeć na Sanę i udawać, że wszystko było w porządku.

Chciał iść dalej, gdy ujrzał dwie kobiece sylwetki. Jedna z nich była po drugiej stronie barierki i wyglądała, jakby chciała skoczyć.

Czerwony płaszcz, kruczoczarne, proste włosy...

Sana.

Oszołomiony zrobił krok w tył, z niedowierzaniem patrząc na siostrę Kyungsoo, która mówiła coś do stojącej niedaleko niej blondynki.

Był przerażony i nie miał bladego pojęcia, co powinien zrobić. Na samą myśl, że Sana chciała popełnić samobójstwo, dostawał dreszczy, a nogi robiły mu się jak z waty. Nie potrafił jednak rzucić jej się na pomoc. Bał się, że jego obecność jedynie udowodni, że postępowała słusznie. W końcu odsunął się od niej, gdy tylko poznał prawdę.

Dlatego też odwrócił się na pięcie i zaczął biec przed siebie, chcąc uciec jak najdalej od tego przeklętego mostu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top