▲ Rozdział 07.
Hyejin nie spuszczała wzroku z Sany i Marka, którzy byli mało rozmowni podczas wspólnego posiłku. O ile zazwyczaj jej siostra rzadko się odzywała, o tyle Markowi nigdy usta się nie zamykały, dlatego pozwoliło jej to sądzić, iż między tą dwójką coś się wydarzyło. Osobiście nie miałaby nic przeciwko, gdyby to Mark zawładnął sercem Sany, ponieważ uwielbiała tego chłopaka i wiedziała, że zdołałby ją uszczęśliwić. Bez wątpienia mogłaby również powiedzieć mu prawdę, którą wciąż przed nim ukrywali, a on nie zrezygnowałby z ich znajomości. Był zbyt blisko rodzeństwa Lee, by się od nich odwrócić przez wzgląd na przeszłość jednego z nich.
Kyungsoo spojrzał to na uśmiechniętego od ucha do ucha Marka, to na wpatrującą się w swój talerz Sanę i podniósł się z krzesła, wskazując na nich oskarżycielsko palcami.
– Całowaliście się! – krzyknął, a Sana zakrztusiła się przeżuwanym właśnie mięsem.
Mark od razu do niej doskoczył, nie dając Kyungsoowi szansy na przerwanie mu akcji ratowniczej. Po chwili dziewczyna uspokoiła swój oddech, dziękując siostrze za wodę i Markowi za pomoc. Na brata spojrzała zaś morderczym wzrokiem.
– Skąd ci to przyszło do głowy?! – fuknęła, mrużąc gniewnie brwi. – Oglądaliśmy film i jedliśmy chipsy, a potem przygotowaliśmy wspólnie dla was posiłek!
Kyungsoo posłał przyjacielowi chłodne spojrzenie, dostrzegając tajemniczy uśmieszek, który starał się ukryć. Doskonale wiedział, gdy Tuan próbował zdobyć serce jakiejś dziewczyny, a jego zachowanie mówiło, że zamierzał zdobyć Sanę. Czy on zdurniał?! Jak mógł brać się za siostrę swojego najlepszego kumpla?!
– Sam mówiłeś, że Sana chciała obejrzeć TO, więc załatwiłem dla niej ten film – odezwał się w końcu Mark.
Kyungsoo prychnął z niedowierzaniem.
– Dobrze wiedziałeś, że ani mnie, ani Hyejin o tej godzinie nie ma w domu! My również nie oglądaliśmy tego filmu, ale nawet nie raczyłeś na nas poczekać! – fuknął, zaciskając palce na pałeczkach. – Wykorzystałeś ten fakt, by zbliżyć się do Sany, ty parszywa gnido!
– Boże, Kyung! – Sana podniosła się z krzesła, z przerażeniem patrząc na brata, który zaczął podduszać roześmianego blondyna. – Zrobisz mu krzywdę!
Hyejin wywróciła oczami i wzięła do ręki drewnianą łyżkę, którą pacnęła brata w głowę. Gdy ten wreszcie odsunął się od Marka, oznajmiła:
– Nie wolałbyś, żeby Sana związała się z kimś, kogo znamy i lubimy? Przecież przy Marku nic by jej nie groziło. Oboje go lubimy.
Sana schowała twarz za dłońmi, czując ogromny wstyd. Wiedziała, że jej rodzeństwo było bardzo blisko z Tuanem, ale mówienie takich rzeczy było nie na miejscu. Dlaczego musieli stawiać ją w tak krępującej sytuacji? Przecież tylko oglądali wspólnie film! To nawet nie była randka, by przyszło im do głowy ich swatać. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zażenowana ich zachowaniem, jak teraz.
Mark z kolei nie spuszczał wzroku z Sany, słuchając kłócącego się rodzeństwa. Podobało mu się to, że Hyejin stała po jego stronie i najwyraźniej dała mu swoje pozwolenie, jeśli chodziło o zdobycie serca jej młodszej siostry. Być może Kyungsoo w końcu przestanie bawić się w rycerza i również zrozumie, że nie musiał bronić siostry przed chłopakami.
Nawet dzwonek komórki Sany nie skupił na sobie uwagi kłócącego się rodzeństwa. Gdy dziewczyna odebrała telefon i ze zdziwieniem spojrzała na zegar, Mark zmarszczył brwi.
– Kłóćcie się dalej, a ja wychodzę – oznajmiła niespodziewanie, chowając komórkę do kieszeni czarnych dżinsów. Widząc zaskoczenie wymalowane na twarzach towarzyszy, dodała: – Jestem z kimś umówiona.
– Obym znów nie musiał odbierać się w stanie nietrzeźwości – burknął pod nosem Kyungsoo, mierząc siostrę ostrzegawczym spojrzeniem.
Hyejin podniosła się z krzesła, zatrzymując siostrę przed opuszczeniem mieszkania.
– Z kim się umówiłaś? Myślałam, że nie utrzymujesz kontaktu z dawnymi znajomymi.
Sana poklepała ją po ramieniu.
– Nie martw się. To nowy znajomy, którego Kyungsoo i Mark zdołali poznać. Nic mi nie grozi z jego strony – zapewniła i pożegnawszy się ze wszystkimi, opuściła mieszkanie.
Mark momentalnie spochmurniał, jednak nie zaprzestał jedzenia. Miał nadzieję, że Sana spędzi z nimi więcej czasu, ale najwyraźniej się przeliczył. Prawdopodobnie, gdyby nie zachowanie Kyungsoo, to jej zniknięcie nie miałoby miejsca.
– Jak ty mnie czasami wkurzasz! – fuknął i uderzył przyjaciela w ramię.
Hyejin patrzyła na przepychających się chłopaków z politowaniem. Czasem czuła się jak matka pięcioletnich dzieciaków, których musiała bez przerwy upominać.
Pacnęła ich po głowach drewnianą łyżką i wskazała na jedzenie, mówiąc stanowczym głosem:
– Najpierw zjedzcie, a dopiero potem się bijcie. Zrozumiano?
Jisoo zniknęła na zapleczu i wyjęła z fartuszka kartkę, którą schowała do niego przed rozpoczęciem pracy. W końcu miała chwilę, by zapoznać się z jej treścią. Choć zazwyczaj nie obchodziły ją sprawy obcych, tym razem chodziło o kogoś, kto interesował jej przyjaciela. Nie zamierzała pozwolić, by Jaebum zadurzył się w nieodpowiedniej dziewczynie.
Patrząc na CV Lee Sany, kompletnie nie rozumiała, dlaczego nie chciała powiedzieć, że szukała pracy. Dopiero w chwili, gdy ujrzała nazwę ukończonej szkoły, zapaliła jej się w głowie czerwona lampka. Bez wahania wpisała ją w wyszukiwarce i po kilku sekundach dowiedziała się, że była to szkoła umieszczona w zakładzie poprawczym. Oznaczało to, iż ta z pozoru nieśmiała dziewczyna miała coś za uszami i najwyraźniej starała się to zatuszować.
– Ciekawe, za co ją zamknęli – zastanawiała się na głos, czytając niepochlebne komentarze dotyczące dziewczyn, które zamknięto w owym poprawczaku. – Kradzież, a może pobicie? Na morderczynię to mi ona nie wygląda...
– Jisoo, jak się miewasz? Dawno się nie widzieliśmy.
Blondynka uniosła zaskoczony wzrok na Kang Jisunga, a na jej ustach momentalnie pojawił się radosny uśmiech.
– Szefie, jak udały się wakacje na Majorce? – zagadnęła radośnie, z uznaniem wpatrując się w przystojnego mężczyznę.
Jisung miał idealnie wyrzeźbione ciało i przystojną twarz, dlatego Jisoo nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wciąż się nie ustatkował. Pod jego opieką było kilka barów oraz klubów w Korei Południowej, a jeden z nich miał za jakiś czas zostać postawiony nawet w samym sercu Los Angeles.
– Nie narzekam, były bardzo udane – przyznał i podał dziewczynie koperte z wypłatą oraz dodatkową premią. – Co tam trzymasz? – spytał, zerkając na pogiętą kartkę A4.
Jisoo długo zastanawiała się nad tym, co odpowiedzieć. Nawet jeśli nie znała Sany i obawiała się o Jaebuma, to doskonale wiedziała, że ktoś po ukończeniu takiej szkoły, jak ona, nie był w stanie znaleźć sobie pracy. Ludzie niechętnie przyjmowali osoby z kryminalną przeszłością, obawiając się, że sami mogą zostać okradzeni lub pobici. Z takimi ludźmi bywało różnie, ale Sana nie wyglądała na kogoś, kto potrafiłby zranić drugiego człowieka. Przynajmniej nie w sposób fizyczny. Jisoo bez wątpienia by ją pokonała, choć sama nie potrafiła się bić.
– CV mojej koleżanki. Trochę mi jej szkoda, bo jako nastolatka popełniała głupie błędy, za które trafiła do poprawczaka i teraz nie może znaleźć pracy. Niestety nikt nie przyjmie kogoś, kto ma kryminalną przeszłość.
– A za co ją tam zamknięto? – zainteresował się Jisung, biorąc do ręki dokument. Wynikało z niego, że dziewczyna spędziła trochę czasu w zakładzie poprawczym.
– Drobne rozboje i pobicia. Wpadła w złe towarzystwo, które wykorzystało jej naiwność i przez to, że nie wsypała swoich towarzyszy, dostała duży wyrok – kłamała, robiąc przy tym smutną minę.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, co ukrywała Sana, ale zamierzała za wszelką cenę poznać ukrywaną przez nią prawdę. W jaki inny sposób do niej dotrze, jeśli nie poprzez załatwienie jej pracy?
Jisung uważnie wpatrywał się w zdjęcie widniejące na CV, rozmyślając nad losem tej dziewczyny. Sam jako dzieciak wplątał się w nieciekawe towarzystwo i doskonale wiedział, jak to jest, gdy nie ma się pieniędzy, a chce się dostać do elity. On miał więcej szczęścia i nie wylądował w żadnym zakładzie poprawczym, jednak nie oznaczało to, że nie miał wielu rzeczy za uszami.
– Zaproś ją do mnie na rozmowę. Będę tutaj jutro przed otwarciem, więc niech wpadnie tak o piętnastej.
Jisoo klasnęła radośnie w dłonie.
– Szefie, jesteś naprawdę super!
– Nie wygłupiaj się – machnął ręką, śmiejąc się pod nosem. – Nastolatki popełniają wiele głupich błędów. Poza tym nie mówię, że ją zatrudnię. Najpierw muszę ją zobaczyć i ocenić, czy pobyt w tym okropnym miejscu zmienił ją na lepsze, czy na gorsze.
Skinęła głową i skierowała rozmowę na temat słonecznej Majorki.
Zauważyła Jaebuma już z daleka. Stał przed namiotem ubrany w elegancki, beżowy płaszcz i wpatrywał się w swoje białe adidasy za kostkę. Jego czarne włosy zostały ułożone do góry, a gdy tylko podeszła bliżej, zauważyła, że w uszach miał dużo kolczyków. Na dworze wiał chłodny wiatr, który mroził jej uszy, choć były one ukryte pod jej włosami.
– Długo czekasz? – spytała, zwracając na siebie uwagę chłopaka. Od razu się rozpogodził, gdy usłyszał jej głos.
– Zbyt długo – odpowiedział uszczypliwie, mrużąc oczy. Jego uszy były całe czerwone. Tak samo, jak nos.
– Jesteśmy umówieni na dwudziestą, a jest dopiero osiemnasta. Ciesz się, że w ogóle przyszłam – fuknęła.
Tak naprawdę to ona była mu wdzięczna za to, że zadzwonił i pomógł jej wydostać się z mieszkania. Nie miała pojęcia, jak spojrzy następnym razem Markowi w oczy, ale na obecną chwilę wolała o tym nie myśleć. Może Tuan zdołał się przyzwyczaić do jej rodzeństwa i po prostu nie będzie wracał do niezręcznego tematu.
Jabum podbiegł do niej i spytał z uśmiechem:
– Może pójdziemy do baru, w którym pracuje moja przyjaciółka? Robi naprawdę świetne drinki.
Sana pokręciła głową.
– Nie obraź się, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Wolę unikać alkoholu, by ostatnia sytuacja się nie powtórzyła.
– E, tam. Przynajmniej było zabawnie. – Jaebum wzruszył ramionami. Gdy ujrzał stoisko z rękawiczkami, czapkami oraz szalikami, pociągnął w jego stronę Sanę. – Dopóki cię nie poznałem, nie rozstawałem się z moją ulubioną czapką. Przez ciebie ją zgubiłem, więc wybierz mi nową.
– Niby dlaczego przeze mnie? – zdziwiła się. – Z tego, co pamiętam, to podczas naszego pierwszego spotkania miałeś czapkę na głowie. W namiocie już jej nie było.
Jaebum uśmiechnął się do sprzedawczyni i wziął od niej biały, ciepły szal, który owinął wokół szyi dziewczyny.
– Wyglądasz ślicznie – stwierdził i pogłaskał ją po gęstej grzywce. – Teraz kolej na mnie. Jaką czapkę mi podarujesz?
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Miał cudowny uśmiech i nie mogła przestać wpatrywać się w jego przystojną twarz. Cieszyła się, że w jej obecności zapominał o ojcu, a z jego ust uśmiech praktycznie nie schodził. Ona również dobrze się przy nim czuła, choć nie sądziła, że po wyjściu z poprawczaka zyska nowe znajomości. Wszystkie stare przyjaźnie zostały zerwane, gdy tylko została wtrącona do aresztu. Całe szczęście, że dobrowolnie zgłosiła się na policję, inaczej sąsiedzi widzieliby, jak zostaje wyprowadzona z domu w kajdankach. Hyejin wytłumaczyła jej, że źle postąpiła i sama powinna zgłosić się na komendę, by otrzymać karę za swój czyn. Dzięki temu w telewizji nie pojawiła się jej twarz i mogła obecnie prowadzić w miarę normalne życie.
Sięgnęła po szarą czapkę i podała ją chłopakowi.
– Szkoda twojej fryzury, ale skoro nalegasz...
Jae zapłacił za szalik oraz czapkę, którą od razu nałożył na głowę i złapał Sanę za rękę, by zaprowadzić ją na most, pod którym płynęła rzeka. Podobno wiele osób popełniało w tym miejscu samobójstwo, jednak Jaebum nie przykładał do tego większej uwagi. Uwielbiał przychodzić tutaj podczas późnej pory i wpatrywać się w lśniącą taflę jeziora, od której odbijały się gwiazdy oraz księżyc. Niestety obecnie było zbyt wcześnie, a niebo pokrywały chmury, przez co jezioro nie wyglądało tak, jak sobie życzył.
– Nigdy nie sądziłem, że jedno przypadkowe spotkanie może tak wiele zmienić – powiedział, wpatrując się w niebo. – Naprawdę chcę cię bliżej poznać. Jesteś pierwszą osobą od dawna, której opowiedziałem o swoim ojcu i macosze.
Sana zauważyła, że od razu posmutniał, dlatego mimowolnie dotknęła jego ramienia, mówiąc:
– Nikt nie zasługuje na takie traktowanie ze strony najbliższych. To straszne, że musisz żyć pod jednym dachem z takimi ludźmi.
– Teraz jest okey. Dwa tygodnie temu dostałem taki wpierdol, że miałem poobijane żebra – Machnął ręką, jakby wypowiadane przez niego słowa nie były niczym strasznym. – Już wolę, jak ojca nie ma w domu, wiesz? Przynajmniej mam święty spokój, a tak muszę się ukrywać. Teraz gdy Jinyoung i Jisoo nie mają czasu, to mogę dzwonić do ciebie. Bo mogę, prawda?
Skinęła, a on niespodziewanie ją przytulił. Czuła się przez to niezręcznie, ale nie miała sumienia go odepchnąć. Wystarczyło, że był odpychany przez najbliższych i nie miał komu się wygadać. Nie chciała sprawiać mu przykrości, choć jego spontaniczność przyprawiała ją o bóle głowy i niespokojne bicie serca.
– Cieszę się, że znowu się spotkaliśmy. To musi być przeznaczenie, nie sądzisz?
– Ta. Przeznaczenie, które omal nie rozpoczęło się od wypadku.
Oboje parsknęli śmiechem i wspólnie spojrzeli na jezioro, pozwalając sobie odpłynąć w stronę własnych myśli. Sana myślała o piekle, jakie przeżyła w zakładzie poprawczym oraz o mile spędzonym dniu z Markiem, a Jaebum zastanawiał się, jak mógł raz na zawsze pozbyć się Bory ze swojego życia. Wiedział, że Jinyoung obecnie przebywał u niej w domu i próbował ją pocieszyć. Nie podobało mu się to, że coraz częściej się widywali. Powoli zaczynał czuć, że przyjaciel bardziej wspiera tę cholerną dziewuchę, niż jego, a tak być nie powinno.
Słysząc dzwonek, niechętnie sięgnął po komórke. Widząc na wyświetlaczu imię Jisoo, od razu się rozchmurzył i odebrał.
– Jesteś z Saną? – Padło pytanie, nim zdołał się przywitać.
Zdezorientowany spojrzał na towarzyszącą mu dziewczynę, po czym rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie dostrzegł blond czupryny przyjaciółki, więc jakim cudem wiedziała, że był z Saną?
– S-skąd wiesz? – spytał, a Sana posłała mu pytające spojrzenie.
– Daj mi ją do telefonu.
Jaebum podał dziewczynie komórkę, tłumacząc, że Jisoo chciała z nią rozmawiać. Sana niepewnie przyłożyła telefon do ucha i odezwała się nieco zachrypniętym głosem:
– T-tak?
– Jedno z CV wyślizgnęło ci się z rąk i tak się złożyło, że wpadło w moje ręce. – Serce Sany momentalnie podskoczyło do gardła, a w głowie pojawiło się mnóstwo myśli, które nie pozwoliły jej spokojnie oddychać. Bała się Jisoo i tego, co mogła zrobić z uzyskaną przez siebie informacją. Może i nie wiedziała, dlaczego Sana tyle lat spędziła w poprawczaku, ale to nie miało żadnego znaczenia. Sam fakt, iż była odizolowana od świata, momentalnie przekreślał ją w oczach każdej nowo poznanej osoby. – Pracuję w barze Pluton. Jeśli naprawdę zależy ci na znalezieniu pracy, to przyjdź jutro o piętnastej. Szef będzie na ciebie czekał, więc nie daj ciała. Osobiście za ciebie ręczyłam, więc nie pozwól, bym tego pożałowała. Pamiętaj, że zamknęli cię za pobicia i rozboje.
– Dlaczego to robisz?
– Dla Jaebuma. Być może jesteś lekiem na jego złamane serce. Do jutra.
Sana chciała krzyknąć, że przecież dopiero co się poznały, a Jaebum był jej dobrym znajomym, ale połączenie zostało zakończone. Czuła się nieco przytłoczona, jednak myśl, iż faktycznie miała szansę otrzymać pracę, napawała ją ogromną nadzieją. Kim był szef Jisoo, skoro nie skreślił ją od razu po przeczytaniu CV?
– Co chciała Jisoo od ciebie? – spytał Jae, gdy dziewczyna oddała mu komórkę.
– Załatwiła mi rozmowę o pracę w barze Pluton.
Jaebum zmarszczył brwi, uważnie analizując jej słowa w głowie.
– Znałyście się już wcześniej?
– Nie.
– Dlaczego więc załatwiła ci pracę, skoro stwierdziła, że nie wydajesz się zbyt sympatyczna? Skąd w ogóle wiedziała, że szukasz jakiejś roboty?
Sana wzruszyła ramionami, nie chcąc wprowadzać chłopaka głębiej w temat. Ostatnie, o czym marzyła, to opowiedzenie mu o wypadku, przez który ostatnie cztery lata spędziła w poprawczaku. Nikomu nie chciała o tym mówić, a teraz niejaka Jisoo poznała część skrywanej przez nią prawdy i na dobrą sprawę mogła wykorzystać to na różne sposoby.
Pytanie brzmiało: czy zamierzała ją pogrążyć i sprawić, że Jaebum o niej zapomni, czy rzeczywiście wierzyła w to, że mogła pomóc temu chłopakowi?
Tak czy siak, miała przerąbane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top