12.Prośba o pomoc

Siedziałem na krześle leżąc torsem na biurku. Patrzyłem na pokój, który zdążyłem z samego rana posprzątać. Westchnąłem ciężko nie wiedząc co robić. Myślami poszedłem do Ezarela. Dzisiaj czasem nie wraca Villend?

Odchyliłem się na krześle zaczynając huśtać. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. W głowie mam tętniąca życiem pustkę. Jęknąłem znudzony i odchyliłem się jeszcze bardziej. Oczywiście był to błąd. Wraz z siedzeniem poleciałem do tyłu. Mój wzrok spoczął na suficie. Nie mam żadnej ochoty na wstawanie.

~ Może wziąłbyś się do roboty? ~ do moich uszu dobiegł cichy śmiech.

- Popadam w paranoję. Rozmawiam z duchem.

~ Hej! Ten duch to Twoja żona ~ fuknęła.

- Co ja mam robić?

~ Ez, ani nikt ze Lśniącej Straży nie może się dowiedzieć o tym, że Ci się ukazuje.

- Bawisz się w drugą Oracle? - zaśmiałem się.

~ Nev! Nie mam czasu ~ mruknęła.

- Kogo mogę poprosić o pomoc? Mam zrobić to sam? - spojrzałem na jej postać.

~ Słu_

Zniknęła. Tak po prostu. Podniosłem się i odstawiłem krzesło i walnąłem się na łóżko. Westchnąłem w poduszkę i przeczesałem włosy palcami.

~ Lance ~ pisnęła boleśnie.

Imię to powtórzyło się w mojej głowie kilkadziesiąt razy. Podniosłem się od razu i wyszedłem z pokoju natykając się na Ykhar. Serio? Ominąłem ją biegnąc w stronę pokoju smoka. Zapukałem energicznie w drzwi. Odpowiedziała mi cisza. Moja dłoń znów zetknęła się z drewnem. Do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcania zamka. Wepchałem się do środka. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony nawet nie wiedząc co powiedzieć.

- Musimy pogadać.

- Słucham Cię uważnie.

- Musisz mi pomóc uratować Leilę - odpowiedziałem pełen powagi.

- Ona czasem nie żyje? - uniósł jedną brew.

- Argh, długa historia.

- Mam herbatkę!

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Usiedliśmy na łóżku. Dostałem filiżankę pełną brązowawej cieczy o cudownym zapachu. Białowłosy spojrzał na mnie pytająco. Zacząłem mu wszystko opowiadać wraz ze szczegółami. Nie przerywał mi. Zdawał się zainteresowany. Kiedy skończyłem między nami zapadła chwilowa cisza.

- Musimy jakoś znaleźć miejsce jej pobytu - w końcu skomentował.

- Jak? Przeszukaliśmy wszystko jak się dało.

- Trzeba wyciągnąć od Miiko mapę z rozrysowanymi poszukiwaniami. Coś musiało zostać pominięte. Umknęło nam coś.

- Skąd niby mam ją wziąć?

- Zajmę się tym. Zaczekaj. Nie wychodź, nie otwieraj.

Opuścił pomieszczenie zatrzaskując za sobą drzwi. Jęknąłem przeciągle i zacząłem wodzić wzrokiem po pokoju. Całkiem ładnie. Trochę ciemno, ale przytulnie.

Wrócił jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut później. W dłoniach trzymał poskładany kawałek papieru. Zakluczył drzwi i podszedł. Rozłożył mapę na łóżku. Spojrzałem pytająco.

- Wystarczyło ją zagadać. Miała ją na wierzchu.

Skinąłem głową nie czując potrzeby odpowiedzenia. Zaczęliśmy analizować mapę, a mężczyzna znaczył coś na niej tuszem. W pewnym momencie jego oczy zaiskrzyły, a na papierze zrobił plamę tuszu.

- Tutaj - spojrzałem

- Na pewno? Skąd wiesz? - mruknąłem.

- Nie wnikaj w moje mądrości i tak nie zrozumiesz. To prosta matematyka, kalkulacja i obeznanie w terenie.

- Słysząc "matematyka" się już wyłączyłem. Po prostu Ci zaufam.

- Mądrze. Nie zrozumiałbyś mnie, a ja zacząłbym gadać jak najęty.

- Cudnie.

- Jutro z samego rana masz stawić się pod bramą.

- Nie możemy teraz? - jęknąłem niezadowolony.

- Nie dyskutuj tylko idź spać - mruknął.

Życzyłem mu dobrej nocy i wróciłem do siebie. Wziąłem prysznic i położyłem się wlepiając wzrok w sufit. Moje serce biło szybciej. Bałem się, że mógł się pomylić, że to może nie wyjść, że mogę już jej nie uratować. Przewróciłem się na bok i westchnąłem. Odnajdę ją. Muszę.

________

576





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top