11.Wybraniec


Całą noc spędziłem nad książką. Zasadniczo dalej nad nią siedzę. Przeglądam ją i czytam. Nie mogę nic znaleźć. Przekląłem cicho pod nosem. Oczy same mi się kleiły, a dalej stałem w miejscu. Słysząc pukanie do drzwi syknąłem. Nie miałem ochoty na cokolwiek. Zwłaszcza na wysłuchiwaniu. Kogokolwiek. Podniosłem się i podbiegłem do drzwi. Znowu Ykhar.

– Witaj Nevra.

– Nie mam czasu – syknąłem pełen jadu.

– Wszystko dobrze?

– Potrzebujesz czegoś konkretnego?– westchnąłem.

– W zasadzie to nie.

– Zajebiście.

Zatrzasnąłem drzwi i wróciłem do lektury. Po pewnym czasie sfrustrowany rzuciłem książkę, a ta otworzyła się na losowej stronie. Moje oczy przypominały spodki od talerzy.

– NAPRAWDĘ?! – krzyknąłem niedowierzająco.

Czując się jak w tandetnym filmie, bądź książce najzwyczajniej w świecie wziąłem przedmiot do rąk. Oczywiście otworzyła się na stronie, która mnie interesowała. Życie mnie nienawidzi. Nie mogła tak kilkadziesiąt godzin wcześniej?

Zacząłem czytać. Śledziłem tekst wzrokiem chłonąc literki. Dobra. Bycie wybranym to równocześnie zostać naznaczonym miłością, bądź nienawiścią. Oryginalnie nie powiem. Tylko skąd ma wiedzieć, czy jestem tym wybranym? Albo ktokolwiek inny?

~ Przyjdź w nocy do ogrodu. Zabierz te książki.

Usłyszałem, ale tym razem nie ujawnił się duch mojej żony. Wzruszyłem ramionami i odłożyłem je, wcześniej zaznaczając strony, na biurko. Kolejno potem położyłem się na łóżko. Chwila snu nie zaszkodzi.

Kiedy wstałem od razu wziąłem obie lektury i wyszedłem. Skierowałem się w stronę ogrodów i usiadłem pod drzewem wiśni. Czekałem na Leilę, jakkolwiek to brzmi, rozglądając się dookoła. Chwilę później błysnęło jasne światło. Dziewczyna siedziała obok mnie na ławce uśmiechając się łagodnie. Zwariowałem?

~ Czytałam trochę na ten temat.

– Ja też. Trzeba być naznaczonym przez miłość, bądź nienawiść – mruknąłem przyglądając się jej.

~ Można to zrobić.

– W jaki sposób?

~ Kiedy zniknę idź do muzycznego ogrodu. Połóż dłonie na tafli wody i skup się na uczuciach do mnie. Jeśli obrączka się zaświeci jesteśmy na bardzo dobrej drodze.

– Co jeśli się uda?

~ Pozostanie tylko odnalezienie mnie.

Zaśmiała się dźwięcznie i zniknęła. Serce podeszło mi do gardła. Przeszedłem do wyznaczonego miejsca. Uklęknąłem przed wodą i spojrzałem na swoje odbicie. Fala niepewności zlała moje ciało. Jeżeli się nie uda? Nie zaświeci się? Zawiodę ją?

Niepewnie przyłożyłem dłonie do cieczy. Przełknąłem ślinę i zacząłem myśleć o dziewczynie. Jak się poznaliśmy, jak było pomiędzy nami, nasze pierwsze uczucia. W końcu związek, pocałunek, wypowiedziane słowa. Wszystko przeplatało się przez moje myśli. Z moich oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy lądując w wodzie.

Moja obrączka zaświeciła się na delikatny kolor różu połączonego z białym. Uśmiechnąłem się i otarłem policzki. Mogę ją uratować. Jestem w stanie. Tylko jak ja mam ją znaleźć? Powinienem prosić kogoś o pomoc?

Wróciłem do pokoju. Ciągle myślałem, czy powinienem prosić kogoś wtajemniczyć. Jeżeli wezmą mnie za wariata? Może Ezarel? Zdeterminowany by działać wstałem i chwyciłem za klamkę. Ta ani drgnęła.

~ Nie pytaj go ~ usłyszałem pełen bólu głos.

-To kogo?

Nie dostałem odpowiedzi. Od razu zrozumiałem, że ma ona określony czas pokazywania się, czy też rozmowy. Cała reszta sprawia jej olbrzymi ból. Położyłem się twarzą w materac. Czując na sobie ogromny ciężar przewróciłem się na bok patrząc w okno. Nikt nie może o tym wiedzieć? Może to ktoś inny? Dlaczego akurat mnie musi to spotykać?

Tak jak prawie każdego wieczora rozmyślałem nad swoją egzystencją życiową. Jestem tylko rozbitym na małe kawałki wampirem. Nieporadną istotą, która zagubiła się na swojej ścieżce życia. Osobą, która sama nie potrafi się posklejać do kupy.

________

565



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top