❦ Rozdział 10.
Wjechał samochodem w najbiedniejszą dzielnicę Seulu i momentalnie ujrzał dzieci siedzące na ziemi, opierające się o budynki, na których widniały przeróżne malunki. W takich miejscach jak to, nikt nie martwił się tymi małymi istotami. Dzieciaki praktycznie całe dnie spędzały w szkołach albo na podwórkach. Wiele z nich uciekało w ten sposób przed wiecznie pijanymi i agresywnymi rodzicami.
On kiedyś też taki był.
Mimowolnie zatrzymał się przy chłopcach, którzy wielkimi, rozmarzonymi oczami obserwowali jego samochód. Gdy do nich podszedł, nie przestraszyli się, a przecież powinni unikać kontaktów z obcymi. W tej dzielnicy wielokrotnie dochodziło do porwań, a i tak nikt nie martwił się bezpieczeństwem dzieci.
– Myśli pan, że kiedyś będzie mnie stać na takie auto? – spytał jeden z chłopców, gdy chciał sięgnąć po portfel.
Posłał mu uśmiech i skinął twierdząco głową.
– Jeśli tylko będziesz się dobrze uczył i wyrośniesz na porządnego człowieka, jest to możliwe.
– Bzdura. Takie dzieci jak my nie mogą nawet marzyć o normalnym życiu – fuknął drugi chłopiec, bez wątpienia najstarszy z całej grupki. Patrzył na niego z nienawiścią. Pod jego lewym okiem widniała paskudna śliwa. – Proszę nie wmawiać mu tych bzdur i nie dawać mu nadziei.
– Tak się składa, że kiedyś byłem jednym z was – odparł Jaerim, nie spuszczając wzroku z rozgniewanego chłopca. Na jego oko miał jakieś dwanaście lat. – Mieszkałem tam – Wskazał palcem na biały budynek o paskudnych drzwiach, z których schodziła farba.
– To dom pani Haroo – zauważył chłopiec, któremu dał nadzieję na lepsze życie. – Straszna kobieta. Sprowadza tutaj paskudnych facetów.
Jaerim posłał mu smutny uśmiech, nie zamierzając komentować jego słów. Po prostu wyjął z portfela pieniądze i dzieląc je po połowie, podał chłopcom. Niepewnie patrzyli na jego wyciągnięte ręce, przyjmując pieniądze dopiero w chwili, gdy zachęcająco skinął głową.
– Schowajcie je przed rodzicami i za nic w świecie nie mówcie, że ktoś dał wam pieniądze – ostrzegł, poklepując po ramieniu młodszego chłopca. Jego oczy lśniły przez łzy, a dolna warga lekko drżała.
– Taehyun... w końcu nie będziesz musiał wykradać mi z domu jedzenia. Sam mogę sobie coś kupić.
Starszy chłopiec zacisnął palce na malutkiej rączce swojego przyjaciela i skinął przed siebie.
– Chodźmy do sklepu pani Nam. Jeszcze zdążymy sobie coś kupić.
Młodszy skinął głową i pomachał Jaerimowi z radosnym uśmiechem, po czym pobiegli do sklepu.
Jaerim z bólem patrzył za oddalającymi się sylwetkami chłopców. Było mu ich żal, ale wiedział, że nie zdoła zbawić świata i nie pomoże każdemu biednemu dziecku. Dzielnica nędzy, znajdująca się w Seulu, nie miała nic wspólnego z tym pięknym, tętniącym życiem miastem, które pozwalało czebolom na życie w niebywałych luksusach. On sam poznał smak tych dwóch światów i za nic w świecie nie chciałby tutaj wrócić.
Skierował się w stronę mieszkania matki. Nie zdziwił go fakt, iż drzwi były otwarte. Wiele razy starał się przemówić Haroo do rozsądku, ale kobieta ciągle powtarzała, że jej drzwi zawsze stoją otworem dla gości. Nieważne, czy był to złodziej, czy kolejny facet, który ją wykorzysta i zostawi. Wszyscy byli mile widziani.
Przy wejściu od razu musiał utorować sobie drogę przez pogniecione puszki, szklane butelki, paczki po papierosach i inne śmieci. W domu śmierdziało potem, papierosami i starym jedzeniem. Naprawdę nie rozumiał, jak jego matka mogła żyć w takich warunkach.
Gdy przedostał się do kuchni, w której panował ten sam chaos, spowodowany walającymi się śmieciami, ujrzał matkę. Pochylała się nad stołem, trzymając w dłoni pustą butelkę po soju i mamrotała coś pod nosem. Nawet nie zarejestrowała faktu, że przyszedł, co oznaczało, iż znów była pijana. Niby nic nowego, a jednak jego serce i tak cierpiało na ten widok.
Przystanął przed rozklekotanym stołem, z obrzydzeniem patrząc na brudne ubrania matki i jej przetłuszczone włosy.
– O co chodzi, mamo?
Haroo w końcu obdarzyła go spojrzeniem skośnych oczu. Była wychudzona, a zmarszczki na jej twarzy postarzały ją o dobre parę lat. Nic dziwnego, skoro codziennie piła sporą ilość alkoholu i wypalała mnóstwo papierosów. W ogóle o siebie nie dbała.
– Och, jesteś – zdziwiła się, machając lekceważąco ręką. – Myślałam, że olejesz mnie dla tej swojej księżniczki. Odkąd z nią jesteś, matka w ogóle cię nie obchodzi.
Zacisnął palce w pięści, starając się nie przejmować jej wyrzutami.
– Idź na odwyk. Wtedy twoje życie nie będzie takie żałosne, jak teraz – odparł spokojnie, posyłając jej litościwe spojrzenie.
Haroo roześmiała się głośno, kręcąc głową.
– Dobrze wiesz, że nie zostawię cię samej, jeśli zgodzisz się na leczenie. Wszystko opłacę, więc...
– Skończyły mi się pieniądze, Jaerim. Daj mi po prostu jakąś kasę i wróć do swojej księżniczki i idealnego życia, o którym zawsze marzyłeś. Mnie jest tu dobrze.
Z niedowierzaniem patrzył na wyciągniętą w jego stronę drżącą rękę. Haroo była tak pijana, że nie umiała utrzymać dłużej wzroku na jej twarzy, ale o dziwo język w ogóle jej się nie plątał.
– Płakałaś. Myślałem, że stało się coś poważnego...
– Soju mi się skończyło! – krzyknęła tak niespodziewanie, że mimowolnie się wzdrygnął. – Nie mam też fajek, więc daj mi te cholerne pieniądze i spadaj!
Znowu to samo. Odkąd się wyprowadził i zaczął zarabiać pieniądze, matka traktowała go jak bankomat z pieniędzmi. Gdy przynosił jej pełne wory z jedzeniem i wodą, wyzywała go od najgorszych i starała się sprzedać wszystko, co jej przyniósł. Dlatego też w ostatnim czasie przynosił jej jedynie tyle jedzenia, ile musiała zjeść, by przeżyć. Czyli szybkie zupki w proszku. Nic innego Haroo nie jadła. Głównie piła i paliła papierosy, zatruwając swój organizm.
– Masz co jeść? – spytał i momentalnie skierował się do szafki, gdzie zrobił jej niedawno zapas zupek. Widząc, że jest ich jeszcze bardzo dużo, odwrócił się w stronę wyjścia.
– Nie zamierzasz dać mi pieniędzy, smarkaczu?! Mówię do ciebie!
Butelka uderzyła o ścianę i roztrzaskała się na kawałki. Całe szczęście, że Haroo nie trafiła w niego, a zapewne o to jej właśnie chodziło.
Odwrócił się do niej po raz ostatni i powiedział smutnym głosem:
– Mogę kupić ci jedzenie, ubrania i wodę. Mogę pomóc ci opłacić rachunek za mieszkanie, ale nigdy nie będę kupował ci fajek ani wódki.
Pożegnał go wianuszek przekleństw i płacz matki.
Przeraźliwy dźwięk budzika wyrwał ją z krótkiego snu, który nie pozwolił jej się wyspać. Kanapa w biurze okazała się niezbyt wygodna, przez co bolały ją wszystkie mięśnie. Nie miała jednak czasu na roztkliwianie się nad sobą, ponieważ zostało jej pół godziny, by się ogarnąć. Nie wzięła ze sobą nawet szczoteczki do zębów, przez co musiała zadowolić się gumą do żucia.
Makijaż zrobiony przez znajomą Donghae okazał się wyjątkowo wytrzymały i nawet łzy nie zdołały go popsuć. Całe szczęście, bo nie wyobrażała sobie zmycia go za pomocą wody, a mydła do rąk wolała nie używać na swoją twarz.
Przeczesała palcami włosy i zdjęła ubrania, chcąc się nieco przemyć. Gdy już to zrobiła, ruszyła do swojej szafki i wyjęła z niej świeży uniform składający się z białej koszuli z różowym krawatem, różowej spódnicy oraz białych balerinek. Koleżanki z pracy wolały szpilki, do których ona nigdy nie zdołała się przekonać. Chociaż była szefową i w gruncie rzeczy wcale nie musiała pracować, nie lubiła siedzieć bezczynnie. Zbyt długo pracowała, by resztę życia spędzić w domu. Tym bardziej teraz gdy znowu będzie musiała sama sobie radzić.
Westchnęła, wspominając wydarzenia z wczorajszego dnia i ruszyła do drzwi, by je otworzyć. Na widok Jisunga stojącego po drugiej stronie, zamarła z dłonią w powietrzu. Jeszcze nie była gotowa na to spotkanie. Serce dudniło jej w klatce piersiowej, a w oczach mimowolnie zalśniły łzy, których nie potrafiła się pozbyć. Dostała od niego mnóstwo wiadomości. Wiele z nich wzajemnie się wykluczało, co oznaczało, że był pijany, gdy do niej pisał. Nie sądziła jednak, że zjawi się w jej biurze. W dodatku o tak wczesnej porze.
– Zaraz zaczną schodzić się pracownicy – oznajmiła, siląc się na oschły ton i wróciła do środka, nie zwracając uwagi na wchodzącego za nią mężczyznę.
Choć było dopiero po szóstej, Jisung jak zwykle prezentował się nienagannie w czarnej koszuli, białych dżinsach i adidasach. Jego włosy wyjątkowo nie zostały postawione do góry, co pozwoliło jej sądzić, iż się do niej spieszył. Była ciekawa, czy alkohol wyparował z jego krwi w ciągu tych kilku godzin, ale nie zamierzała o to pytać.
– Wczorajsza kłótnia nie powinna mieć miejsca – zaczął, a Hyejin posłała mu gniewne spojrzenie. Wiedział, że nie chciała rozmawiać na ten temat, ale nie mógł tak po prostu odpuścić. – Powiedzieliśmy sobie wiele przykrych słów w gniewie, dlatego myślę, że warto porozmawiać na spokojnie. Teraz gdy emocje opadły...
– Wiem, że jest to dla ciebie ciężkie – wtrąciła mu się w słowo, starając się udawać oziębłość, która przychodziła jej z ogromnym trudem. – Dla mnie też, ale w końcu pogodzimy się z tym, że nam nie wyszło i ułożymy sobie życie od nowa.
– Nie mówisz tego poważnie. Wiem, że mnie kochasz.
Odsunęła się, gdy chciał ją dotknąć. Nie mogła się złamać pod wpływem jego spojrzenia i próśb. Dobrze wiedziała, że jeśli cokolwiek zmieni się w ich małżeństwie, będzie trwało to chwilę. Później wszystko wróci ze zdwojoną siłą i skończy się na tym, że rozstaną się w gniewie, a tego naprawdę nie chciała.
– Czasem miłość to nie wszystko.
– Proszę cię, Hyejin – błagał, a po policzkach spłynęły mu łzy. Twardy Kang Jisung płakał, ponieważ bał się stracić żonę i nie było mu z tego powodu wstyd. – Sprzedam wszystkie kluby i zacznę pracować na etat. Zrobię wszystko, żeby cię zatrzymać. Zobaczysz, że jeszcze wszystko się ułoży.
– Kluby to całe twoje życie. Nigdy nie pozwoliłabym ci z nich zrezygnować – oznajmiła stanowczo, zaciskając dłonie na spódniczce. – Praca na etacie by cię zniszczyła. Zawsze chciałeś być kimś więcej niż zwykłym robolem.
– Jeśli w ten sposób cię zatrzymam, to mam to gdzieś! – krzyknął. – Dlatego błagam cię, Hyejin. Wróć do domu. Porozmawiamy na spokojnie i jestem pewien, że wspólnie do czegoś dojdziemy.
Pokręciła przecząco głową, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
– Jest już za późno. Mam jednak nadzieję, że zdołamy rozstać się w zgodzie.
Patrzył na nią z niedowierzaniem. Stał tak dłuższą chwilę, mając nadzieję, że się roześmieje i wpadnie mu w ramiona, mówiąc, że to tylko głupi żart. Przecież nie mogła go zostawić z powodu jednej poważniejszej kłótni. Przecież to normalne, że ludzie się kłócą. Nie zawsze jest kolorowo. „Na dobre i na złe" - czy nie tak brzmiały jedne ze słów przysięgi małżeńskiej?
Niespodziewanie do środka weszła niziutka, pulchna pracownica, którą Hyejin niedawno zatrudniła.
– Och, dzień dobry! – przywitała się radośnie, nie wyczuwając napiętej atmosfery wśród małżonków. – Jak to dobrze widzieć kogoś, kto odnalazł swoją drugą połówkę. Mnie wczoraj rzucił chłopak.
Jisung odchrząknął, odwracając się do dziewczyny plecami. Pospiesznie starł z policzków łzy i nie patrząc na żonę, rzucił krótkie „do widzenia" i wyszedł z biura.
Nie miał pojęcia, jak sobie poradzi, jeśli Hyejin naprawdę zdecyduje się z nim rozwieść. Mógł mieć nadzieję na to, że zmieni zdanie, ale jej chłodne podejście sprawiało, iż zaczynał w to wątpić.
Jego kochana Hyejin... Kobieta, której oddał swoje serce, chciała go porzucić, choć do tej pory byli tak bardzo szczęśliwi. Czy to miało jakikolwiek sens? Czy dziecko, które zmarło podczas jego nieobecności, naprawdę było tego warte?
Wszedł do samochodu i oparł głowę o kierownicę, momentalnie wybuchając płaczem.
Czasem nawet faceci płakali w chwilach, gdy tracili coś, co cenili najbardziej na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top