❦ Rozdział 04.
Wchodząc do rodzinnego mieszkania, które przepisała na Sanę, mimowolnie na jej ustach pojawił się uśmiech. Wiedziała, że Jaebum i Jisung widzieli, jak płakała, a mimo to nie zadawali żadnych pytań. Zagadywali ją na różne tematy, nie pozwalając jej tym samym pogrążyć się w smutku.
Żałowała, że w nocy będzie musiała wyjechać z Gunpo i wrócić do głośnego Seulu. Wiele by oddała, by zostać tu na dłużej, ale wiedziała, że nie mogła sobie na to pozwolić. Dotychczas tylko zaglądała do firmy, pozostawiając wszystko pod opieką jednej z pracownic, a skoro nie spodziewała się już dziecka, musiała czym prędzej tam wrócić. Wiedziała, że praca pomoże jej mniej rozmyślać o nienarodzonym dziecku.
– Co powiecie na karaoke? – zagadnął Jaebum, otaczając Hyejin ramieniem. – Ostatnio znalazłem świetny kanał na YouTube.
– Przygotuję przekąski – oznajmiła Sana i zniknęła w kuchni, nim siostra zdołała zaoferować jej pomoc. Musiała choć przez chwilę pobyć sam na sam z myślami, by móc cieszyć się wieczorem. Było jej bardzo przykro z powodu Hyejin i nie rozumiała, dlaczego ta nie chciała powiedzieć mężowi o tym, co się stało, ale obiecała, że nie będzie się między nich wtrącać.
– Nie mam ochoty na karaoke, ale chętnie was posłucham – odezwała się w końcu Hyejin, posyłając Jae uśmiech. – Przepraszam.
– Och, nic się nie stało – zapewnił chłopak, choć nie takiej odpowiedzi się spodziewał. W końcu Hyejin uwielbiała karaoke i nigdy nie rezygnowała z tego sposobu na rozerwanie się. Sana wiele razy opowiadała mu, jak wspólnie z Kyungsoo i Markiem śpiewali piosenki, świetnie się przy tym bawiąc.
Jisung obserwował, jak Hyejin usiadła na białej rogówce, wbijając wzrok we własne dłonie. Myślał, że przyjazd do Gunpo dobrze jej zrobi, ale wcale tak się nie stało. Odkąd wypłakała się Sanie na ramieniu, nawet nie starała się za bardzo udawać, że wszystko było okey.
Gdy Jaebum zajął się odpaleniem laptopa, bez słowa przeszedł do kuchni, w której Sana zaczęła wyjmować kolorowe miski. Żałował, że wcześniej nie pomógł jej przynieść z przedpokoju chipsów, ponieważ miałby okazję na wypytanie jej o to, co się stało. Kuchnia niestety była połączona z salonem, przez co nie mieli szans na ucieczkę od spojrzeń ze strony Hyejin i Jaebuma.
Bez słowa chwycił jedną z paczek i otworzył ją, przesypując zawartość do miseczki.
– Nic ci nie powiem – powiedziała szeptem Sana, nie racząc go nawet spojrzeniem. – Nie proś mnie o to.
Momentalnie zacisnął dłonie, czując coraz większą złość. Dlaczego odnosił wrażenie, że smutek Hyejin był spowodowany przez niego? Co takiego zrobił, że własna żona nie chciała porozmawiać z nim o tym, co ją trapiło?
Lubił Sanę, ale w tym momencie miał ochotę kazać jej spadać. Ugryzł się jednak w język, wyklinając ją w myślach na setki różnych sposobów. Rozumiał siostrzaną lojalność, ale tutaj ważyły się losy jego małżeństwa. Czy to nie miało żadnego znaczenia?
– Nic nie zrobiłem – oznajmił, ledwie powstrzymując się od krzyku.
Sana westchnęła, biorąc do rąk dwie miski z chipsami paprykowymi.
– Przez te dwa miesiące mogłeś zadzwonić do niej więcej razy, wiesz? – szepnęła, nachylając się delikatnie w jego stronę. – Może to by coś zmieniło.
Odeszła, pozostawiając go wściekłego przy blacie. Zawsze lubiła Jisunga, jednak od samego początku uważała, że zbytnio pośpieszył się z oświadczynami i ślubem. Ledwie znał jej siostrę, a zamieszkali ze sobą i zdecydowali się na tak poważny krok. Może i wydawali się przez cały ten czas szczęśliwi, ale fakt, iż Jisung podczas wyjazdu tak rzadko komunikował się z Hyejin, poświęcając czas nie tylko pracy, ale również imprezowaniu, nie stawiał go w zbyt dobrym świetle. Gdyby Jaebum potraktował ją w podobny sposób, urwałaby mu głowę.
– O czym rozmawialiście?
Sana usiadła obok siostry, kładąc miski na blacie stołu.
– Jisung powiedział, że przeze mnie zgrubnie i już nie będzie miał umięśnionego brzucha, bo ilekroć do nas przyjeżdża, częstuje go chipsami – skłamała, kręcąc głową. – On ma jakąś obsesję na punkcie swojego wyglądu.
Hyejin uśmiechnęła się, patrząc na męża, niosącego kolejne miski z chipsami.
– Uważa, że musi dobrze wyglądać, bo inaczej zacznę interesować się kimś młodszym.
Sana prychnęła pod nosem, jednak nawet tego nie skomentowała. Jeżeli Jisung rzeczywiście tak uważał, to miał wiele wspólnego z jej siostrą, która obawiała się tego samego, choć z innego powodu.
– A teraz najprzystojniejszy facet na świecie zaśpiewa coś, co porwie was do tańca! – Głos Jaebuma rozniósł się po pomieszczeniu, gdy wziął do ręki mikrofon. Czuł napiętą atmosferę, dlatego zamierzał zrobić wszystko, by rozruszać sztywne towarzystwo. „Shall we dance" zespołu Block B to idealny sposób, by rozpocząć karaoke.
Jisung udawał, że śpi, co jakiś czas zerkając na prowadzącą samochód Hyejin. Próbował kilka razy do niej zagadać, jednak zbywała go krótkimi odpowiedziami, dając mu tym samym do zrozumienia, że miał dać jej spokój. Nie był przyzwyczajony do tak dziwnego zachowania z jej strony, przez co nie miał pojęcia, jak powinien reagować. Próbował tłumić w sobie gniew, ale z każdą chwilą negatywne emocje stawały się coraz silniejsze i trudniejsze do stłumienia.
Nie rozumiał, co takiego wydarzyło się pod jego nieobecność, że jego szczęśliwe małżeństwo zaczęło wyglądać tak tragicznie. Może i zawalił na całej linii, nie dzwoniąc do Hyejin tyle razy, ile by tego chciała, ale czy to był tak tragiczny błąd z jego strony, by teraz codziennie musiał znosić jej fochy?
– Zatrzymaj się na poboczu – poprosił. Gdy kobieta nie zareagowała, powtórzył zdanie, nie kryjąc irytacji.
Hyejin bez słowa zjechała na pobocze, włączając światła awaryjne. Dochodziła trzecia w nocy, a do końca trasy pozostało im jakieś dziesięć minut. Wolała jednak nie wszczynać kłótni z tak błahego powodu, choć była w takim nastroju, że najchętniej wybiłaby całe miasto, na sam koniec rzucając się pod rozpędzony pociąg.
– Skoro nie zamierzasz wyjść i się wysikać, to po co się zatrzymaliśmy? – spytała, gdy Jisung siedział wbity w fotel, nie spuszczając z niej wzroku. – Jestem zmęczona i chciałabym się położyć we własnym łóżku.
– Możesz mi w końcu powiedzieć, o co ci chodzi? – spytał zrezygnowanym tonem, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. – Raz udajesz, że wszystko jest okey, a potem albo płaczesz, albo wściekasz się bez powodu. Odkąd wróciłem, nie jesteś sobą. Nie chcesz nawet ze mną rozmawiać.
– Przez ostatnie dwa miesiące bardziej interesowałeś się Noori, która zaczęła cię nawet nazywać „oppą", więc teraz nie udawaj, że cię obchodzę – wysyczała przez zęby, nie potrafiąc odpuścić. Nigdy nie urządzała Jisungowi scen zazdrości, jednak nie mogła nic poradzić na to, że ta dziewczyna tak na nią działała.
Jisung potarł dłońmi zmęczone powieki, biorąc głęboki oddech.
– Chcesz mi powiedzieć, że ciągle jesteś zła o moją pracownicę? – spytał, chcąc się upewnić, że w końcu pojął tok jej myślenia. Gdy nie odpowiedziała, pokręcił z niedowierzaniem głową. – Co w Noori jest tak wyjątkowego, że jesteś o nią zazdrosna? Od zawsze towarzyszą mi młode, atrakcyjne kobiety i nigdy ci to nie przeszkadzało. Przecież nie mogę zatrudnić brzydkich dziewczyn, które nie będą ściągały facetów do klubów!
– Chcesz mi powiedzieć, że jestem stara i brzydka?!
– Oczywiście, że nie! – krzyknął, uderzając pięścią w fotel. – W tym miesiącu skończysz dopiero trzydzieści lat! Dobrze wiesz, że uważam cię za najpiękniejszą kobietę na świecie, więc o co ci chodzi?! To ty jesteś moją żoną, czy Noori, do jasnej cholery?!
Nie wytrzymała. Odpięła pas i opuściła samochód, trzaskając za sobą drzwiami. Miała gdzieś to, że Jisung nie będzie mógł wrócić samochodem, ponieważ wypił kilka piw z Jaebumem. Auto mogło zostać tu nawet do południa, naprawdę jej to nie obchodziło.
– Dokąd ty idziesz?!
– Jak najdalej od ciebie! – odkrzyknęła, przyspieszając kroku.
Łzy spływały po jej twarzy, rozmazując przy tym obraz. Chłodny wiatr powodował nieprzyjemne dreszcze, o których starała się nie myśleć. Myślała, że w końcu będzie sama, gdy została gwałtownie przyciągnięta przez Jisunga i szczelnie zamknięta w jego silnych ramionach.
– Puszczaj! – krzyczała, próbując wyrwać się z uścisku, w którym mimo wszystko czuła się bezpiecznie. Nie chciała się z nim kłócić, ale to było silniejsze od niej. Miała do niej ogromny żal o to, że się nią nie interesował. – Puszczaj mnie!
– Uspokój się i powiedz mi w końcu, co się stało – poprosił, nie myśląc nawet o spełnieniu jej rozkazu. – Jestem twoim mężem, Hyejin i kocham cię nad życie. Nie zachowuj się tak, proszę cię.
– Chcesz wiedzieć, co się stało?! – krzyknęła, wpadając w furię. To był pierwszy raz, gdy pozwoliła negatywnym emocjom przejąć nad sobą kontrolę. – Podczas gdy ty świetnie bawiłeś się w Los Angeles, ja poroniłam nasze dziecko! – Jisung zamarł, wypuszczając ją z ramion. Patrzył na nią zdruzgotany, nie chcąc uwierzyć w wypowiedziane słowa. – Zadzwoniłeś zaledwie kilka razy i nawet nie spytałeś, jak się czuję, co u mnie słychać. Jedynie mówiłeś o tym przeklętym klubie, a potem przestałeś dzwonić!
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– A pytałeś, jak się czuje?! – odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć prawda była taka, że zamierzała zrobić mu niespodziankę. Chciała jednak, by również poczuł się winien temu, co się stało. – Nasze dziecko zmarło w drugim miesiącu! Musiałam poddać się aborcji, a ciebie nawet przy mnie nie było! Nawet nie zadzwoniłeś przed przyjazdem, by spytać, czy wszystko u mnie w porządku!
– Nie miałem o tym pojęcia! – próbował się bronić, choć jego serce rozrywało się na strzępy. Był przerażony tym, co się stało. – Gdybyś mi powiedziała, że jesteś w ciąży, wróciłbym wcześniej...
– Kluby są dla ciebie najważniejsze, więc skończ chrzanić! – warknęła, odpychając jego dłoń. – Nasze dziecko nie żyje, rozumiesz?! Nawet nie miało szansy się urodzić, a wszystko przez to, że moje ciało nie było w stanie utrzymać go przy życiu! Jesteś w ogóle w stanie wyobrazić sobie, przez co teraz przechodzę?! Jak się czuję?!
– Hyejin, przepraszam...
– Zostaw mnie – oznajmiła stanowczo, nie pozwalając mu się do siebie zbliżyć. Nie chciała go ranić i pragnęła, by wspierał ją w tych trudnych chwilach, ale obecnie miała dość jego obecności. Żal, który czuła był zbyt ogromny, by mogła żyć tak, jak dawniej. – Miałeś czas, by się o mnie martwić. Teraz jest na to za późno.
Zagryzł dolną wargę, ledwie powstrzymując się od płaczu. Choć przez cały ten czas pragnął dowiedzieć się, co tak zasmuciło Hyejin, prawda okazała się zbyt ciężka do zniesienia. Cierpiał z powodu utraconego dziecka, jednak bardziej martwił się stanem żony, która ledwo sobie radziła z tym, co się stało. W dodatku zaczęła go o wszystko obwiniać, a przecież nie mógł nic zrobić. Nawet gdyby tutaj był, dziecko i tak by się nie urodziło. Dlaczego więc miał płacić za coś, co było nieuniknione?
– Co zamierzasz? – spytał zdruzgotany, nie spuszczając wzroku z ukochanej.
– Nie wiem.
– To nie jest moja wina, Hyejin – zaczął – Twoja też nie. Nic nie poradzisz na to, co się stało. Musimy jakoś to przetrwać i żyć dalej...
– Nie chcę tego słuchać. – Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, skupiając wzrok na drodze. – Nie idź za mną! Chcę pobyć sama! – krzyknęła na odchodne.
Jisung patrzył za nią przez kilka minut, mając nadzieję, że zawróci. Nic takiego jednak się nie stało, utwierdzając go w przekonaniu, że ciężko będzie im to naprawić. Nawet jeśli będzie się starał, Hyejin musiała przestać obwiniać go o śmierć dziecka, o którym nawet nie miał pojęcia.
Wrócił do samochodu, zajmując miejsce po stronie kierowcy. Ostatnie piwo wypił jakieś pięć godzin temu. Miał nadzieję, że szczęśliwie zajedzie do domu. Nie zamierzał zostawiać samochodu na pastwę losu, ponieważ wiedział, iż nie będzie miał po co wracać.
Minął Hyejin, posyłając jej krótkie spojrzenie. Płakała, a on razem z nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top