❦ Rozdział 08.

Z początku w ogóle nie umiała skupić się na filmie, co chwilę zerkając na telefon z nadzieją, że Jisung zadzwoni i jednak będzie chciał spędzić z nią resztę dnia. Nawet fakt, iż Donghae uwielbiał popcorn karmelowy równie mocno, jak ona, nie był w stanie uszczęśliwić ją na dłuższą metę.

Dopiero gdy na ekranie pojawił się Zac Efron z nagim, niesamowicie umięśnionym torsem, a Donghae szepnął jej na ucho, że chciałby wyglądać tak, jak on, roześmiała się głośno, irytując tym pozostałych ludzi w sali.

Jisung nie przyznałby się, że jakiś mężczyzna wyglądał lepiej od niego. Nigdy też nie jadłby z nią popcornu karmelowego z jednego pudełka, ponieważ zawsze kupował solony. W wielu rzeczach bardzo różnił się od siedzącego obok niej chłopaka, ale w niektórych kwestiach byli identyczni. Donghae oczywiście nie pozwolił zapłacić jej ani za bilety, ani za popcorn, choć to ona chciała iść do kina. Otwierał przed nią drzwi, puszczał wszędzie przodem i sprawiał, że czuła się jak księżniczka. Aż ciężko było jej uwierzyć, iż ten uroczy chłopak uwielbiał przypadkowy seks i imprezy.

Gdy film się skończył, opuściła salę z wyśmienitym humorem. Żartowała sobie z Donghae, komentując obejrzany film i po raz pierwszy od wielu dni w ogóle nie pomyślała o problemach, z jakimi się borykała. Dopiero niepewny, nieco oskarżycielski ton, należący do Jun Semi, sprowadził ją na ziemię.

– Gdzie podziałaś męża?

Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Hyejin, a policzki zapłonęły ze wstydu. Poczucie winy momentalnie ogarnęło jej umysł, choć podświadomie wiedziała, że nie robiła niczego złego. Wzrok przyjaciółki mówił jednak zupełnie coś innego, skutecznie odbierając jej całą pewność siebie.

– O, Hyejin! – niespodziewanie obok Semi pojawił się uśmiechnięty Jaerim, który na widok Donghae momentalnie zdębiał. – Em... gdzie podziałaś Jisunga?

– O to samo spytałam – Sumi skrzyżowała dłonie na piersi, nie odwracając oskarżycielskiego spojrzenia od Kang.

Hyejin westchnęła głośno, dając tym samym upust frustracji. Oczywiście, że przyjaciele nie mieli pojęcia o tym, że w jej małżeństwie nie działo się ostatnio zbyt dobrze. Ani ona, ani tym bardziej Jisung nie zamierzali wystawiać swoich problemów na światło dzienne, jednak nie zamierzała pozwolić, by przyjaciele zaczęli o niej źle myśleć.

– Mój kochany mąż olał mnie dla swojej pracownicy, Noori, którą mieliście okazję poznać na przyjęciu, więc przestańcie patrzeć na mnie w taki sposób – oznajmiła, patrząc na nich wyraźnie wkurzona. – Donghae to mój kolega i obecnie poprawia mi humor, więc nie wierćcie mu dziury w czole tymi oskarżycielskimi spojrzeniami – dodała, gdy młode małżeństwo przeniosło wzrok na milczącego chłopaka.

Jaerim dostrzegłszy, że jego żona nie zamierza odpuścić, wyciągnął dłoń do chłopaka i przywitał się z nim z uśmiechem. Chociaż wyczuł, że w jej małżeństwie Hyejin najwyraźniej zawitały burzliwe chmury, był pewien, iż dziewczyna nigdy nie zdradziłaby jego najlepszego przyjaciela. Fakt, iż pierwszy raz słyszał o jej nowym koledze, zdecydował się przemilczeć.

– Kochanie, zaraz seans nam się zacznie – Jaerim szturchnął żonę ramieniem, posyłając Donghae przepraszający uśmiech. Semi wciąż wpatrywała się w niego z wyraźną chęcią mordu.

– Chodźmy. – Semi skinęła i z grobową miną ruszyła przed siebie. Nie minęła jednak Donghae. Zatrzymała się przed nim i wyszeptała mu na ucho: – Tylko rozbij jej małżeństwo, a cię dorwę i zniszczę.

Jaerim popchnął żonę i posłał chłopakowi kolejne przepraszające spojrzenie, uważając przy tym, by nie rozsypać popcornu. Dopiero gdy zniknęli za barierką, atmosfera zrobiła się odrobinę lżejsza.

– Co ci powiedziała? – spytała Hyejin, uważnie wpatrując się w towarzysza.

Donghae roześmiał się głośno i otoczył ją ramieniem, kierując ich do wyjścia. Nie wiedział czemu, ale potraktował groźbę Semi, jak rzucone mu wyzwanie.

– Twoja przyjaciółka chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że to Jisung niszczy wasze małżeństwo – odpowiedział pewnie, otwierając przed nią drzwi. – To przykre, że w ich oczach stajesz się obecnie jedyną winowajczynią.

Hyejin zacisnęła dłonie, mieląc w ustach przekleństwo. Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a wiatr momentalnie roztrzepał jej ułożone włosy, gdy weszła na schody. Nie sądziła, że Semi kiedykolwiek przyjdzie do głowy, iż mogła zdradzić Jisunga. Mogło między nimi być bardzo źle, ale prędzej wniosłaby pozew o rozwód, niż go zdradziła.

– Nie mówmy o tym – oznajmiła, ostrożnie rozglądając się po ulicy, po czym przebiegła na drugą stronę ulicy. – Zamierzasz odwieźć mnie do domu, czy jeszcze gdzieś idziemy?

Donghae zatrzymał się przed drzwiami samochodu, uważnie obserwując uśmiechniętą dziewczynę. Myślał, że po spotkaniu z jej znajomymi będzie chciała czym prędzej wrócić do domu i zacząć się tłumaczyć Jisungowi, ale najwyraźniej nie miała takiego zamiaru.

Odwzajemnił uśmiech, wskazując palcem na siedzenie pasażera.

– Mamy piękny wieczór, więc może spacer po parku?

Skinęła głową i zajęła wskazane miejsce, zapinając pasy. Donghae sprawiał, że nie czuła się jak wrak człowieka, który pragnął zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Dzięki niemu znów mogła być prawdziwą sobą. Kimś, kto zasługiwał na coś więcej, niż bezustanne wysłuchiwanie o klubach Jisung. Wiedziała, że niepotrzebnie zgadzała się na wszystko, co chciał robić jej mąż, ale zawsze stawiała dobro innych ponad swoje.

Czy to źle, że ten jeden raz pragnęła pomyśleć o sobie i zapomnieć o tym przerażającym bólu, które rozerwało jej serce na strzępy?

Samochód Noori zatrzymał się przed biało-czarnym budynkiem.

Dziewczyna uważnie spojrzała na lekko wstawionego szefa, uznając go w myślach za niesamowicie uroczego. Pierwszy raz miała okazję zobaczyć, jaki był naprawdę, ponieważ przy pomocy w strojeniu klubu, nie omieszkał rzucić kilku bardzo udanych żartów. Nawet Hari stwierdziła, że nie mogły trafić na lepszego szefa.

– Nie zapomnij wysłać Steve'mu motywu imprezy. Mam nadzieję, że mu się spodoba i nie będzie stwarzał niepotrzebnych problemów.

Noori skinęła głową, racząc Jisunga uroczym uśmiechem.

– Nie zapomnę. Wiesz, że mam głowę na karku i zawsze wszystkiego dopilnuję.

– Masz rację. Niepotrzebnie się martwię – przyznał, mrużąc zabawnie oczy, gdy na nią spojrzał. Alkohol lekko szumiał mu w głowie, ale ani nie plątał mu się język i całkiem dobrze się trzymał, więc nie było z nim tak źle. – Dobranoc, Noori.

Chciał wyjść, gdy dłonie dziewczyny zacisnęły się na jego nadgarstku. Zaskoczony przymknął drzwi i posłał brunetce pytające spojrzenie.

– Gdybyś potrzebował z kimś porozmawiać, możesz na mnie liczyć – powiedziała, nie spuszczając wzroku z jego przygaszonych oczu.

Zmarszczył brwi, uważnie analizując jej słowa w głowie. Chciał powiedzieć, by nie wtrącała się do jego życia i nie wyobrażała sobie za dużo, ale zamiast tego, skinął głową i opuścił samochód, życząc jej miłych snów.

Gdy chłodny wiatr musnął jego policzki, przyspieszył kroku. Dopiero w windzie odważył się zerknąć na komórkę, spodziewając się kilku wiadomości od wściekłej Hyejin, ale ku jego zdziwieniu, nie raczyła go ani jednym SMS-em. Sam nie wiedział, co było gorsze, dlatego schował komórkę z powrotem do kieszeni i cierpliwie czekał, aż winda zatrzymała się na piątym pietrze.

Wizja kolejnej bezsensownej kłótni odbierała mu ochotę na powrót do domu, ale nie zamierzał nocować w żadnym innym miejscu.

Wbił kod i otworzył drzwi. Zdjął buty i udał się do salonu, gdzie od razu zastał siedzącą na kanapie żonę. Na stole dostrzegł otwartą butelkę po winie i opróżniony kieliszek. Chciał powiedzieć, że zaczynała przesadzać z alkoholem, ale nie miał prawa, ponieważ sam ostatnio pił zdecydowanie więcej, niż powinien.

– To jak jutro z tym kinem? – zagadnął, siadając obok niej. – O której kończysz pracę?

– Spytaj Noori. Może ona z tobą pójdzie, bo ja nie mam ochoty – odpowiedziała chłodno, nalewając do kieliszka wino.

Jisung westchnął i przetarł dłońmi zmęczone powieki.

– Wytrzeźwiej i porozmawiamy rano – oznajmił, podnosząc się z kanapy.

Niespodziewanie kieliszek rozbił się na podłodze, skutecznie odwracając jego uwagę od prysznica, o którym w obecnej chwili marzył. Zszokowany odwrócił się w stronę wściekłej Hyejin.

– Wypiłam dwa kieliszki wina, ty przeklęty dupku! – krzyknęła. Tym razem rzuciła butelkę z winem na podłogę. – Nie jestem pijana!

– Odbiło ci?! – warknął, z niedowierzaniem patrząc na roztrzaskane szkło. – Sąsiedzi już śpią! Bądź ciszej.

– W dupie mam sąsiadów i twoją opinię! – krzyczała jeszcze głośniej, cisnąc na ziemię ozdobne poduszki. W tamtym momencie naprawdę nienawidziła tego, z jaką obojętnością do niej podchodził. – Niech się wszyscy dowiedzą, że wolisz spędzać czas z inną kobietą, wykręcając się pracą! Dla ciebie wszyscy ważni! Wszyscy, prócz mnie!

– Co ty bredzisz?! – odkrzyknął, nie potrafiąc dłużej zapanować nad gniewem. – Jesteś dla mnie najważniejsza!

Nie wytrzymała. Podeszła do niego i z całej siły zaczęła popychać. Z jej oczu spływały gorzkie łzy. Była na niego cholernie zła i miała do niego żal o to, że to nie on był z nią dzisiaj w kinie. W chwili, gdy najbardziej go potrzebowała, zostawił ją dla pracy i Noori. To tak cholernie bolało, że nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

– To dlaczego mnie dzisiaj olałeś?! Dlaczego do mnie nie dzwoniłeś, gdy byłeś w Las Vegas?! Dlaczego wolałeś imprezować z Noori i innymi pracownikami, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, jak ja sobie radzę?!

Zacisnął palce na jej ramionach, nie pozwalając na kolejne uderzenia, które okazały się dość bolesne. Zaciskał z gniewu zęby, wysłuchując kolejnych słów, wydobywających się z jej ust jak z karabinu maszynowego. Płakała i krzyczała na przemian, nie dopuszczając go nawet do słowa. Naprawdę nie rozumiał jej chorobliwej zazdrości o Noori i tych wszystkich oskarżeń. Nie miała prawa zwalać na niego całej winy.

– Nigdy cię to nie ruszało, a nagle zaczęło ci odwalać, bo co?! – krzyknął w końcu, zamykając jej tym samym usta. – Bo nie mogłaś urodzić dziecka?! Co w tym złego, Hyejin?! Co złego jest w tym, że dziecko nie przeżyło?! Najwyraźniej tak miało być, a ty rujnujesz nasze małżeństwo przez kogoś, kto nawet nie pojawił się na tym świecie!

Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nigdy nie sądziła, że usłyszy z jego ust tak brutalne słowa. Zachowywał się, jakby ich dziecko nie miało dla niego żadnego znaczenia.

– Jak możesz tak mówić? – spytała nieco łagodniejszym tonem, wyrywając się z jego uścisku. – Jak możesz?!

– Wolałbym, żebyś nigdy nie zaszła w ciąże – wyznał całkowicie szczerze, nie spuszczając z niej oczu – i nie poroniła. Wtedy by ci nie odbiło, a ja nie straciłbym żony, za którą cholernie tęsknię. Nienarodzone dziecko nie jest warte rozpadu naszego małżeństwa. Nie rozumiesz tego?

Zacisnęła ze złości dłonie i nie myśląc zbyt wiele, ruszyła w stronę drzwi.

Jisung przeklął pod nosem i pobiegł za nią, zatrzymując ją przy drzwiach.

– Dokąd idziesz? Jest już późno...

– Odejdź.

– Hyejin, opanuj się – prosił łagodnym głosem, zaciskając dłoń na drzwiach. – Kocham cię nad życie. Naprawdę nie chcę, żeby to wszystko skończyło się w taki sposób.

Czuł, że jeśli teraz pozwoli jej odejść, nie będzie odwrotu. Może i nie powinien mówić tych wszystkich słów, ale postawił na szczerość. Hyejin naprawdę była dla niego najważniejsza i nawet dziecko nie było w stanie tego zmienić.

– Przypomnij sobie, jacy byliśmy szczęśliwi do tej pory – kontynuował, gdy nie odezwała się słowem. Łzy lśniły w jego oczach, a serce cisnęło się do gardła. Czuł, że ją traci. To był pierwszy raz, gdy naprawdę bał się, że odejdzie. – Nic nie było w stanie nas poróżnić. Dlaczego mamy pozwolić, by to się zmieniło? Jesteśmy dla siebie stworzeni...

Cofnęła się, gdy chciał ją przytulić. W głębi serca również go kochała, ale nienawiść w obecnej chwili przewyższała wszystkie uczucia i nic nie było w stanie tego zmienić. Nawet nie płakała, gdy spojrzała w jego oczy i dostrzegła w nich łzy. Była całkowicie obojętna na jego smutek.

– To nie wina dziecka, że wylądowaliśmy w tym miejscu – oznajmiła stanowczo. – To tylko i wyłącznie twoja wina. Praca zawsze była dla ciebie na pierwszym miejscu. Udawałam, że cię rozumiem, ale czara goryczy w końcu się przelała. Mam dość bycia spychaną na drugi tor, rozumiesz? Całe życie poświęcam się dla innych, a w zamian otrzymuję słowa typu: „Nie mam czasu", „To nie odpowiedni moment", „Jestem zajęty"...

– Hyejin, proszę cię...

– Zasługuję na coś więcej – Była zdziwiona, że wypowiedziała te słowa z taką pewnością. Choć gula mimowolnie urosła w jej gardle, nie uroniła żadnej łzy i wytrwale patrzyła w jego oczy. – Zasługuję na kogoś, dla kogo będę najważniejsza. Zasługuję na to, by w końcu być szczęśliwą.

– Jesteś dla mnie najważniejsza! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

– Słowa w twoich ustach nic nie znaczą. Twoje czyny pokazują zupełnie coś innego, a dzisiaj po raz kolejny pokazałeś, że masz mnie w dupie.

– Unikałaś mnie przez ostatnie dni! Skąd miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj ci się odwidzi?! – krzyknął, dając w końcu upust emocjom. – Cholera jasna! Nie jesteś pępkiem świata!

Prychnęła pod nosem, zagryzając dolną wargę. Dalsza rozmowa nie miała sensu.

Ich małżeństwo nie miało sensu.

– Jutro wrócę po swoje rzeczy – oznajmiła oschle i sięgnęła po dżinsową kurtkę oraz torebkę, w której miała portfel i wszystkie potrzebne klucze.

Jisung oparł się o ścianę, patrząc na nią z bólem serca. Nie wierzył, że przeklęta kłótnia mogła doprowadzić do czegoś takiego.

Nie wierzył, że mógł ją stracić.

– Co potem? – spytał, łamiącym się głosem. – Co z nami?

Hyejin zatrzymała się z dłonią zaciśniętą na klamce. Nagle zachciało jej się płakać, ale silnie powstrzymywała łzy, udając obojętną na jego cierpienie. Wiedziała jednak, że podczas kłótni zostało wypowiedziane zbyt wiele słów, by mogli poukładać zburzony już domek z kart.

– Myślę, że to koniec, Jisung. Ostatnie dni pokazały nam, że w najcięższych chwilach nie możemy na siebie liczyć. Staliśmy się wrogami i niewiele brakuje, byśmy szczerze się znienawidzili.

– Może możemy to naprawić? To nasza pierwsza poważniejsza kłótnia...

– Żegnaj, Jisung – przerwała mu, pospiesznie opuszczając mieszkanie.

Nie chciała go słuchać, bojąc się, że rzuci mu się w ramiona i będą próbowali to wszystko naprawić. Prawda była taka, iż za jakiś czas wszystko znowu by się posypało. Wizja wzajemnego wyrzucania sobie win, skutecznie odwodziła ją od pomysłu na ratowanie tego małżeństwa.

Czuła, że na to było po prostu za późno. Nawet jeśli cholernie teraz cierpiała, a wizja życia bez Jisunga doprowadzała ją do rozpaczy, wierzyła, że ten ból kiedyś minie. W życiu w końcu wszystko przemija, prawda?

Wystarczyło tylko dać sobie trochę czasu, by po burzowych chmurach znowu zawitało słońce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top