I
3.10.2028 picture of your face in an invisible locket
Kiedy myślałem, że gorzej już być nie może moje przypuszczenia zostały potwierdzone w najbardziej dobitny sposób.
"Czy jak już wrócimy do domu to zrobisz nam pizzę, tato?" pyta Alexis zwracając się do Harry'ego, którego oczy przypominają teraz dwa księżyce. Dalej łączył wszystko kropka po kropce. Dziewczyna chwyta nasze ręce w jedno i spogląda na nas z uniesioną brwią. "Pokłóciliście się?"
Harry'ego dłoń jest lodowata. Okrywam ją swoją, pocierając odrobinę w ogrzewającym geście.
"Nie, kochanie, nie." zapewniam zachrypniętym głosem. Harry patrzy na mnie wyczekująco. "Po prostu cieszymy się, że już jesteś z nami. Martwiliśmy się, że się nie wybudzisz."
Kiwam zachęcająco do Harry'ego, żeby przyznał mi rację. Długo ze sobą walczy zanim faktycznie stosuje się do moich instrukcji.
"Kiedy mnie stąd zabierzecie?" pyta, a później dodaje bardziej ściszonym głosem "I czy Malisa idzie z nami?"
"Nie."
Dla zainteresowanych dziewczyna wyszła oburzona ze szpitalu godzinę temu. Myślę, że nie doszło do niej jeszcze, że Alexis może nie pamiętać ich nieziemskiego seksu. Może jej smutno, a może żal, kto to wie.
Blondynka wypuszcza z ulgą powietrze.
"Dzięki bogu, bałam się, że adoptowaliście nową córkę na moje miejsce!"
Brunet nerwowo się śmieje.
"Nie zrobilibyśmy tego tobie" mówię "co nie, skarbie?"
Harry mruga w oszołomieniu jakby nie wierzył, że ten pieszczotliwy zwrot padł z moich ust w jego stronę.
"Czy mogę z tobą porozmawiać na moment?" pyta mnie szeptem, po czym chwyta delikatnie za mój nadgarstek i wyprowadza na korytarz. Urywa kontakt fizyczny tak szybko jak tylko znajdujemy się daleko od sali córki.
"OCHUJAŁEŚ?" warczy na mnie, a jego oznaki zmęczenia zaczęły uwydatniać się z każdym zmarszczeniem twarzy. Ma wory pod oczami i opadnięte policzki, zacząłem żałować, że nie zaproponowałem mu przerwy w czuwaniu.
"Nie. Wcale." mówię, opierając się o ścianę plecami. "Jaki jest twój problem?"
"Jaki jest mój problem?" parska sarkastycznym śmiechem. "Naprawdę tak chcesz to rozegrać? Masz ochotę bawić się w ten cały teatrzyk?"
"A masz inne wyjście, Styles? Chcesz naszą straumatyzowaną, niepamiętającą nic córkę obarczyć informacją, że jej tatusiowie wzięli pierdolony rozwód? Tak? Świetnie, to poinformuj ją. Na pewno się kurwa ucieszy."
Harry stoi w ciszy i obserwuje jak lekarka rozmawia z rodziną innego pacjenta.
"Nie wiemy ile nie pamięta...."
"Nie pamięta wystarczająco dużo!" podnoszę głos, a na zaraz ściszam, gdy pielęgniarka posyła mi dziwne spojrzenie. "Pomyśl, Harry." naprowadzam jego twarz tak, żeby na mnie patrzył. Harry'ego twarz wydaje się skupiona na mojej. "To może być nasza szansa na odnowienie z nią kontaktu. Zjebaliśmy za pierwszym razem i....los właśnie zresetował nam kartę. Rozumiesz? Mamy możliwość odbudować więź z naszą córką. Więc czemu mielibyśmy tego nie zrobić?"
Harry oddycha ciężej.
"Bo w taki sposób ją okłamiemy." odzywa się po długim zastanowieniu. "Co jeśli odzyska pamięć? Co jak uświadomi sobie, że ją okłamywaliśmy? Plus, naprawdę Louis? Chcesz udawać ze mną małżeństwo? Odwaliło ci?"
"Odwaliło mi kilkanaście lat temu, gdy braliśmy prawdziwy ślub, więc czemu miałoby się coś od tamtego czasu zmienić?"
Uśmiecham się zadziornie, na co Harry przegryza wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
W moim brzuchu czuję rozdzierające ciepło.
Chwila. No tak, nie jadłem od dawna. To nie może być spowodowane tym, że sprawiłem uśmiech na twarzy Stylesa.
Nope. Zgłodniałem.
"Na ile sobie pozwalamy?" pyta zrezygnowanym głosem, przysiadając na krześle. "W sensie. Jakie są granice?"
Wzruszam ramionami.
"Będziemy robić tyle ile będzie trzeba, żeby wyglądało autentycznie. Nie stawiałbym żadnych granic. Alexis nie może się dowiedzieć, że udajemy."
Brunet potakuje zamyślony.
"Musimy zorganizować twój dom."
"Co?"
"Zamieszkamy w nim wszyscy, nie?" zaczynam chichotać, gdy na jego twarzy pojawia się zmieszanie. "Jakby to miało wypalić, gdybyśmy mieszkali osobno?"
"Louis. To są poważne decyzje."
"Nie, Harry, to fanfiction." wywracam oczami, poirytowany. Zawsze był tak samo spowolniony, więc wiele się nie zmieniło. "To oczywiste, że ta decyzja wymaga poświęceń, próbujemy zmienić coś w swoim życiu."
"Okay." wypuszcza ciężko powietrze, zakrywając twarz dłońmi. "Przygotuję nasz stary pokój i..." ziewa "...pokój Alexis."
"Pomogę ci." spogląda na mnie swoimi wykończonymi oczami. "Ale najpierw musimy się zdrzemnąć. Wyglądasz jak gówno, bro."
"Nie brosuj mnie." syczy.
"A to niby dlaczego?"
"Za każdym razem jak mówisz 'bro' jedno z naszych seksualnych wspomnień umiera."
Wybucham tak mocnym śmiechem, że zginam się w pół. Harry zostawia mnie za sobą, ale mogę przysiąc, że jego twarz odrobinę się rozświetla.
***
4.10.2028 (godzina 2:10)
Od sześciu lat nie spaliśmy razem w tym samym łóżku. I nie wspominam o tym, ponieważ dzisiaj to zmieniliśmy.
Po prostu. Tuż przed rozwodem nocowaliśmy w oddzielnych pokojach, a nawet wtedy nasza nienawiść przesiąkała ściany. Myślę, że czas wyleczył wystarczająco rany, żeby to uczucie zelżało. Status bycia w małżeństwie upoważniał do ciągłych kłótni, a teraz...wszystko było niezobowiązujące. Dlatego zmieniliśmy do siebie nastawienie.
Zasnęliśmy na podłodze tuż po tym jak wynieśliśmy wszystkie sprzęty z domowej siłowni Harry'ego i wepchnęliśmy na ich miejsce nowe łóżko Alexis. Powiem szczerze, że wykładzina w tym pokoju była niesamowicie miękka. Oczywiście, kiedy zarządziłem, żeby na chwilę się na niej zdrzemnąć, Harry zgodził się prawie od razu.
W którymś momencie mój stan świadomości przebiło ciężkie chrapanie. Zapomniałem już, że ten niedźwiedź wykańczał mnie tym kiedyś co noc.
Marszczę nos z niezadowolenia i uderzam go ręką w ramię.
Nic.
Uderzam trochę mocniej, na co jego chrapanie zmienia się o ton na głośniejsze.
Więc decyduję się wprowadzić drastyczne środki uderzając go w policzek.
Harry gwałtownie otwiera oczy i od razu patrzy na mnie z oskarżeniem. Nie potrafię powstrzymać śmiechu.
"Ile ty masz kurwa lat, przypomnij mi!?"
"Więcej niż ty, dupku." w ciemności ledwo widzę jak przetwarza to zajście. "Chrapałeś."
"I to jest powód, żeby uderzyć mnie w twarz?" ewidentnie zapomniał o ważnej zasadzie bycia w jednym pokoju z Tomlinsonem: nie mam zahamowań. "Wiesz co, nawet nie odpowiadaj. Jak ja mogłem z tobą żyć? Jesteś jak szczeniaczek, który z czasem rośnie i przestaje być tak uroczy jak z początku się wydawał."
Otwieram oburzony usta, wciąż leżąc na plecach.
"Coś ty powiedział?" obracam głowę w stronę Stylesa. "Jak możesz być taki bez serca?"
"UDERZYŁEŚ MNIE W PYSK!"
"BO CHRAPAŁEŚ JAK JEBANY WIELORYB!"
"WIELORYB Y NIE CHRAPIĄ!"
"A SKĄD TY TO NIBY WIESZ?" oczy Harry'ego wypalają w moich dziury. Był tak blisko, że mogłem zauważyć każdą jego zmarszczkę. Wow, naprawdę posunął się w czasie. I wciąż- wciąż- wyglądał pięknie. To jest dar. Dar pieprzonej rodziny Stylesów.
W tym samym czasie ja wyglądam jak dziecko. Albo podrośnięty Piotruś Pan.
"Gapisz się." mówi cicho, obserwując moje rysy twarzy. Nawet po zwróceniu jego uwagi, nie przestaję.
"Podziwiam..."
"Sztukę?"
"Nie." warczę.
"Co straciłeś?"
"Nie! Ty idioto!" zakrywam oczy rękami i tłumię w sobie poirytowany krzyk. "Podziwiałem stylesowe geny."
"Czyli sztukę." przystaje przy tym i śmieje się, gdy znowu się wkurzam. "Trzeba wstać, Louis." zmienia nagle temat. "Pościelić jej łóżko, przynieść z piwnicy książki, um, toaletkę...."
"Kurwa, będzie trzeba dokupić kosmetyki." wzdycham. "Może zadzwonię do Malisy i poproszę ją o klucze do jej mieszkania? Tak będzie prościej."
"Wziąłeś jej numer?"
"Mam jej dać znać jak sobie przypomni o niej."
"Oby do tego nie doszło." mamrocze, pocierając w skupieniu policzek, w który go uderzyłem.
Nagle przypominam sobie, że nigdy nie rozumiałem Harry'ego. Może to mi się w tym wszystkim podobało; był taki tajemniczy i nieszablonowy, ale wydawałoby się, że mimo swojej nadopiekuńczości wobec córki okaże się także równie tolerancyjny na jej decyzje. Ale tak nie było. Bez przerwy mu coś nie pasowało, a głównie towarzystwo w jakim się obracała. W każdym widział zagrożenie albo osobę, która może skrzywdzić Alexis.
"Musisz nauczyć się, że jej życie jest jej życiem, Harry. Nie twoim." pauzuję. "Zwłaszcza że nie było cię w jej życiu od dawna."
"Bo mnie odpychała, Louis."
"Wiem, mnie też. Najgorsze jest to, że odpuściliśmy w którymś momencie, jak- mogliśmy umówić się, że pójdziemy do niej wspólnie dla jej dobra...ale nigdy na to nie wpadliśmy."
Harry milczy wgapiając się w sufit.
"Ty też mnie odpychałeś." wyznaje w końcu zranionym głosem. Moje serce zaczyna bić szybciej. "Wiesz, Louis, człowiek odpuszcza kiedy widzi, że jego starania idą na marne albo gdy osoba, która była kimś ważnym w twoim życiu mówi ci wyraźnie, że powinieneś się odpierdolić."
"To było świeżo po rozwodzie...."
"Nie rozumiałem czemu rozwód miałby nam przeszkodzić w utrzymaniu normalnej relacji. Po prostu nie rozumiałem."
"Nie po to go braliśmy, żeby-"
"Dobra już." Harry przerywa mi, wstając. Spogląda na mnie z góry, otrzepując swoje spodnie i wymusza uśmiech. "Idę do piwnicy po rzeczy Alexis."
Na mojej duszy osiada smutek, który jest naprawdę mieszaną emocją. Nie jestem pewien co czuję. Nie jestem pewien czy cokolwiek co teraz robimy jest dobrym pomysłem.
***
(9:00)
"....Panie Tomlinson jeszcze jedna sprawa." Malisa wzdycha ciężko po drugiej stronie telefonu. "Z Alexis nie było najlepiej przed wypadkiem."
"W jakim sensie? Myślisz, że ten wypadek był nie wiem, celowy, czy-"
Harry wchodzi do kuchni i pyta niemo czy chciałbym herbaty. Potakuję.
"Nie, nie...raczej nie." odchrząkuje. "Prześlę panu telefon do poradni, w której pracowała. Trzeba załatwić zwolnienie na czas nieokreślony."
"Okay, tak, jasne." skupiam się na stole, zastanawiając się intensywnie nad tym wszystkim. Przerażająca jest niepewność przyszłości i tego co ją czeka. "Dzięki za pomoc. Naprawdę. Jak mówiłem będę bardzo wdzięczny jak podrzucisz te klucze przed pracą."
"Tak zrobię. Do usłyszenia."
Harry stawia przede mną kubek i patrzy się na mnie długo z tym swoim zmartwionym wyrazem twarzy.
"Co ci powiedziała?"
Nie chcę mu mówić, nie chcę nawet o tym myśleć.
"Nic." odszeptuję, zacieśniając dłonie na brzegu stołu. Jestem nieobecny, pusty. "Niedługo będziemy mieć klucze. Zadzwonię zaraz do poradni, żeby poinformować, że Alexis ma amnezję..."
"Louis, nie musisz udawać twardego przez cały czas, wiesz?" spuszcza głowę. "Kurwa, wygadaj się. Powiedz mi. Nie duś tego w sobie."
"Nie mam nic do powiedzenia." odzywam się zwięźle, chociaż gula w gardle uniemożliwia mi przełknięcie śliny. "To wszystko jest... nierealne."
"Poradzimy sobie. Nie jesteś w tym sam."
Łzy bruneta spadały teraz na podłogę: jedna po drugiej. Wstrzymałem oddech, obserwując jak naznaczają ziemię.
"Nie." odzywam się. Harry spogląda na mnie z zaczerwionymi policzkami i nosem. "Nie jestem w tym sam."
***
12.07.2024 /przeszłość/
Stukanie walizki targanej przez schody przerwały naszą kłótnię. Popchnąłem z całej siły Stylesa na ścianę.
"MOŻE W OGÓLE NIE WRACAJ Z PRACY SKORO TAK CI TU ŹLE!?" krzyknąłem na odchodne i wpadłem prosto na swoją córkę, która z roztargnieniem kierowała się do drzwi wyjściowych. "Gdzie ty się wybierasz?"
Alexis odwróciła się do mnie zapłakana i wskazała na mnie palcem.
"Mam was dość. Do-ość." Harry pojawił się za moimi plecami i zaczął wypytywać o co chodzi, na co Alexis zaniosła się szlochem. "Nie wytrzymam tu ani chwili dłużej, zaniedbujecie mnie, wiecie? A do tego wszystkiego wprowadzacie tak toksyczną atmosferę- to nie dla mnie, idę stąd, nie odzywajcie się do mnie. Nie wiem po co chcieliście kiedykolwiek dziecko, skoro nie potraficie się nim zająć. Tak było od pieprzonego dzieciństwa..."
"Alexis, kochanie." Harry kucnął przed nią i chwycił jej rękę, którą od razu odepchnęła. Widziałem zranienie w całym wyrazie jego twarzy. Może nawet większe niż wtedy, gdy popchnąłem go na ścianę.
"ZOSTAW MNIE!" miała rozszerzone oczy, a jej płacz się pogłębiał. "Potrzebuję być daleko od was."
"Ale gdzie..."
Nie dała mi dokończyć, tylko wyszła. Wybiegliśmy za nią, próbowaliśmy zatrzymać i targaliśmy się z nią na tarasie tylko po to, żeby popadła w całkowitą furię.
"DO KURWY ZOSTAWCIE MNIE! JESTEM PEŁNOLETNIA MOGĘ ZROBIĆ CO CHCĘ, ODSUŃCIE SIĘ ODE MNIE! TO WASZA WINA, ZJEBALIŚCIE MI ŻYCIE!"
"Puść ją." powiedziałem w końcu, pocierając nerwowo czoło. "Niech kurwa idzie."
"Jak możesz tak powiedzieć?" oburzył się Harry śledząc wzrokiem jak przechodzi przez bramę i wchodzi do taksówki. "Nie możemy jej dać odejść! Nie poradzi sobie, gdzie niby pójdzie?"
"Daj jej czas, idioto."
Tuż po tym zostawiłem go na dworze, wydzwaniającego do Alexis raz za razem.
Nigdy nie odebrała.
Wróciła za to trzy dni później, żeby dowiedzieć się o naszym rozwodzie. Uciekła po raz drugi.
***
(16:00)
Zawiedliśmy wiele razy. Dlatego chcieliśmy żeby ten jeden raz był udany, nawet jeśli nasza córka nie jest już dwunastoletnią ani dwudziestoletnią dziewczynką, tylko młodą kobieta z poważną pracą na karku. Alexis pracowała jako dietetykiem mimo, że jej odwiecznym marzeniem było pisanie książek. Nie podała się po nas, była humanistką, kiedy ja i Harry urodzonymi ścisłowcami. Zajmowaliśmy się nieruchomościami, w sumie to też jest ciekawa anegdota, ponieważ za swoich czasów pracowaliśmy zespołowo. Harry jest (i był) agentem nieruchomości, a ja architektem i dekoratorem wnętrz. Harry stawiał sobie za cel opchnięcie moich domów za jak największą sumę pieniędzy, robiliśmy nawet zakłady.
Wszystko się pokomplikowało, gdy zaproponowano Harry'emu posadę w bardzo dobrej agencji sprzedającym mieszkania gwiazdom. Za wspólną zgodą powiedziałem mu, żeby się nie marnował i zaczął osiągać jeszcze większe szczyty. Powiedziałem tak, bo tak wypadało mężowi powiedzieć. Chyba rozumiecie- nigdy nie sądziłem, że faktycznie na tym przystanie.
Jednak to zrobił.
Znikał na dni, nasza relacja była rozchwiana. Czarę goryczy przelał jego nowy szef, który wyglądał jak sobowtór Zaca Efrona. Byłem nie tylko zazdrosny, ale chodziłem też podkurwiony przez połowę czasu, a to odbiło się na moim zdrowiu i Alexis.
Moje rozmyślania przerywa Harry stawiający talerze na stole.
"Więc mam amnezję?" te słowa padają niespodziewanie. Odwracam wzrok od piekarnika, w którym dochodziła do siebie pizza i spoglądam na córkę oczekującą od nas odpowiedzi.
"Tak."
Harry siada obok niej i podchwytuje jej dłoń. Alexis odgania łzy i łączy ich palce.
"W takim razie czego nie pamiętam?"
"Niewiele." mówię, na co Harry przytakuje. "To znaczy...są pewne rzeczy, sytuacje, ale nie wiemy jeszcze konkretnie jak bardzo nie pamiętasz...jeśli to ma jakikolwiek sens...."
"Mam jakiegoś chłopaka o którym nie pamiętam?" pyta nerwowo.
Mam ochotę się rozpłakać, bo jest naprawdę źle, że nie pamięta nawet aspektów związanych z tym kim jest.
"Nie." Harry zaciska mocno wargi, a gdy tylko gorąca pizza ląduje na stole, brunet tnie ją na kawałki. "Zapisaliśmy cię na grupę wsparcia, czy to okay? Lekarka powiedziała, że dobrze to tobie zrobi."
"Okay..." nie jest pewna i widzę to w jej zachowaniu. Sięga po pizzę i milczy. Ma zamyślone spojrzenie.
Pod koniec posiłku Harry wstaje od stołu i kładzie dłoń na moich plecach. Automatycznie reaguję, spoglądając na niego.
"Chciałbyś jeszcze, kochanie?" wychodzi to z niego tak naturalnie, jakby w ogóle się nie starał. Przez chwilę jestem otępiały, aż w końcu kręcę głowę i dziękuję.
Na miłość boską, Tomlinson, byłeś kiedyś aktorem. Pieprzonym aktorem i nagle zawodzisz? Gdzie twój profesjonalizm.
"Dziękuję, um, idę do pokoju." wyznaje Alexis i znika tak szybko, że nie jesteśmy w stanie tego nawet zarejestrować.
Pomagam Harry'emu włożyć naczynia do zmywarki, kiedy czuję, że nie przestaje na mnie patrzeć.
"Co?"
"Za godzinę muszę..." drapie się po nosie, po czym schyla się by włożyć kapsułkę do zmywarki. "Muszę wyjść do pracy."
"Rozumiem." marszczę brwi. "Czemu brzmisz na tak przerażonego?"
"Bo to drażliwy temat z przeszłości." wyszeptuje. Opiera się o kant wyspy kuchennej i poprawia swoją wzorzastą koszulę. "Nie chcę żebyś się czuł jakbym uciekał albo zaniedbywał tę sytuację-"
"Harry nie jesteśmy już razem." przypominam mu jedynie fakty. "Musisz pracować, ja zresztą też, to zrozumiałe i nie czuj się przez to winny. A przeszłość to przeszłość, nie jesteśmy już w niej od niemalże sekundy."
Harry parska śmiechem i zerka na mnie nieśmiało.
"Wrócę jak najszybciej będę mógł." wyciąga mały paluszek. Nie wierzę w niego. "Obiecuję."
Zaciskam swój mały palec na jego nie przestając chichotać. Mamy całe ręce mokre od wody, która kapie na moje kapcie.
"Jesteś takim dzieckiem, boże."
"Owszem! I mimo to dalej jestem większy od ciebie, niesamowite."
"Idź już do tej pracy, co?" warczę, chociaż na mojej twarzy dalej gości uśmiech. "Pozdrów swojego szefunia."
"Zaca Efrona?" pyta ze śmiechem. "Zwolnili go dwa lata temu. Nie jestem dalej pewny za co i przez długi czas obstawiałem, że to właśnie ty maczałeś w tym palce."
"Uwierz, Styles, nie maczałem palców w niczym związanym z tym człowiekiem."
Harry od razu słyszy podtekst i jego dołeczki zaczynają być bardziej widoczne.
"To dobrze." przeciąga ostatnie słowo, a jego zielone oczy nie opuszczają moich. Czuję jakby skanował moją duszę. Jako pierwszy urywam nasz kontakt wzrokowy, speszony. "Czuj się jak w domu, Louis." Harry poważnieje, patrzy w bok i pakuje swoją torbę w jakieś papiery. "A jakbyś czegoś potrzebował to jesteśmy w kontakcie."
Kiedy słyszę trzaśnięcie drzwi czuję się inaczej niż kiedyś. Zwykle przed tym jak wychodził do pracy ogarniało mnie przygnębienie i wyobrażałem sobie jak mnie zdradza.
Dzisiaj natomiast czułem się pewny, że idzie tylko do pracy. Nie rozumiałem jedynie dlaczego tak bardzo napawa mnie to szczęściem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top