Rozdział 10
Obudziło mnie jasne, wręcz jaskrawe światło. Pierwsze co pomyślałem to: KURWA MOJA GŁOWA. Niczym w jakimś pieprzonym filmie – jestem w szpitalu.
Dlaczego nie dali mi zginąć tam, przy Michaelu? Przy kimś, kogo kochałem?
Rozchyliłem lekko oczy. Nade mną stał lekarz z defibrylatorem w rękach. Dlaczego nie dali mi zginąć, jeżeli byłem już tak blisko?
-Witam z powrotem na tym świecie, panie Hemmings. - powiedział radośnie lekarz, ściągając białą maskę.
Uhh.. nienawidzę go.
-Jak ma pan na imię? - spytał lekarz, unosząc swoje siwe brwi.
Cofamy się do lat przedszkola! Oo.. Jak słodko!
Ciekawe co będzie jeśli nie odpowiem.. Pokręciłem tylko przecząco głową. Wyślą mnie do psychiatryka, a tam przy pierwszej lepszej okazji pójdę na elektrowstrząsy.. Albo nie! Jak stąd wyjdę, to ukradnę katanę z muzeum i poodcinam głowy trzem przypadkowym osobom! Tak.. to chyba dobry pomysł. Jestem psychopatą.
-A więc jednak.. - westchnął lekarz. - No dobrze. Wiesz chociaż, kim jesteś? - zanotował coś w swoim białym notatniku.
Jestem przegranym człowiekiem, któremu umarł „prawie chłopak". Coś jeszcze?
Spojrzałem w lewą stronę. Na metalowej, białej szafce szpitalnej stała ramka z naszym wspólnym zdjęciem.
Michael też tam jest.
Wziąłem obraz do ręki, przyglądając się każdemu po kolei. Ashton i jego bujne loki.. Ciekawe, czy kanapkowy kolor już mu zszedł. Musiał wyglądać naprawdę interesująco na pogrzebie Mike'a. Każdy na czarno, a ta ciota w tęczowych włosach.
Mikey..
Czuję, jakby tamto wydarzenie było dosłownie przed chwilą. Tą decydującą chwilą, gdzie Michael - raczej jego zakrwawione ciało – leżał na ulicy. Mam nadzieję, że ta dziwka gnije w więzieniu
-Przypomina sobie pan coś? - spytał zniecierpliwiony.
Tylko spojrzałem na niego z politowaniem, bo poczułem, jak do moich oczu zaczynają napływać łzy.
Jeśli pogrzeb Michaela się już odbył, to ich wykastruję. Mój kochany kotek teraz jest już w niebie. W lepszym świecie. Ponownie spojrzałem na zdjęcie. Mike w czerwonych włosach i swojej idealnej koszuli w kratkę, którą nieraz od niego pożyczałem. Kosmyki jego włosów opadały mu na czoło. I te piękne usta, których chciałbym tak bardzo posmakować..
Nie zauważyłem, kiedy na obrazek spadło kilka kropel łez.
-Teraz coś pamiętasz? Luke.. To ważne. - ponaglił mnie lekarz.
Pokiwałem głową chcąc, aby się odczepił.
Hemmings, co ty sobie myślałeś? Przecież to lekarz, debilu.
-To co pamiętasz?
Gówno.
-Niech mnie pan zostawi.. - usłyszałem swój zachrypnięty głos.
-No dobrze.. - westchnął zrezygnowany. - Na korytarzu są twoi koledzy. Wpuścić ich?
Skinąłem głową.
Dlaczego ja cały czas mam tą nadzieję, że przyjdzie z nimi Michael?
Lekarz wyszedł, a na jego miejsce weszli Ashton i Calum. Ich podpuchnięte oczy wskazywały na to, że albo płakali, albo nie spali.
-Boże obudziłeś się! - na twarzy Caluma zagościł szeroki uśmiech.
-Myśleliśmy, że już nigdy się nie obudzisz! No ileż można?! - krzyknął uradowany Ash.
Patrzyłem na dwójkę tych debili.. Ale kurwa.. Dalej brakowało mi tego jednego.
-Kolor z włosów ci już zszedł? - zachrypniętym głosem zwróciłem się do Ashtona, który chwilę potem podał mi wodę, której tak bardzo potrzebowałem.
-Co ci jest? Leki z kroplówki masz za mocne? - Ashton zmarszczył brwi.
On ma amnezję?
-Miałeś kolorowe włosy. I nie udawaj głupiego, bo w tamtą noc miałeś na sobie sombrero, żeby nikt nie widział tych włosów. - oburzyłem się, gdy widziałem jak twarze chłopaków są czerwone i niemal gotowe do wybuchnięcia śmiechem.
Chwile.. Jeśli Ashton nie miał sombrero, to..
CO DO KURWY?
-Gdzie jest Mike? - spytałem patrząc na Caluma. Ten człowiek nie potrafi kłamać.
Spojrzeli na siebie wzajemnie.
-No pytam się! - krzyknąłem – Gdzie jest Michael Clifford, jeśli tu go nie ma?
-Na pewno chcesz wiedzieć? Może zacznijmy od tego: Jak tu trafiłeś? -zaczął Ash.
-No Mia popchnęła mnie na chodnik, a potem podbiegłem do martwego..
-Czekaj! - powiedział Calum – Spadłeś ze sceny na ostatnim koncercie przed nasza przerwą.
To jeśli trafiłem tu z koncertu, to..
MIKE ŻYJE! ON KURWA ŻYJE!
-Za mocno jebnąłeś się w głowę? - spytał Hood – Raz się śmiejesz, raz płaczesz, potem znowu się śmiejesz? Co jest z tobą nie tak?
-Przyprowadźcie tu Michaela. Jak nie, to biorę wypis ze szpitala na własną odpowiedzialność i sam do niego jadę. - powiedziałem stanowczo, patrząc na kroplówkę wpiętą w moje żyły.
-Luke! - zaprotestował Ash – zastanów się co mówisz. Byłeś trzy miesiące w śpiączce, dwa razy cię reanimowali i to cud, że żyjesz. Spadłeś na plecy, uderzając głową o beton. Miałeś połamane żebra i uszkodzoną czaszkę.
Trzy miesiące..
Ile czasu minęło od ostatniego koncertu..
Czyli teraz musi być marzec.
-Który dzisiaj? -spytałem szeptem, niedowierzanie kręcąc głową.
-12 marzec 2016 rok. - stwierdził Cal, patrząc na datę w telefonie.
Gdzie jest Michael? Jeżeli nie ma go tutaj..
Może ma dziewczynę? Może chłopaka? Może nawet jest już zaręczony..
Kurwa, niczego bardziej nie żałuję w moim marnym życiu, niż tego, że nie wyznałem mu miłości, bez względu na konsekwencje.
-Coś ciekawego działo się przez te 3 miesiące? - spytałem, wpatrując się przed siebie.
Calum spojrzał na Ashtona.
-No.. Zależy o co ci chodzi.. Dużo się wydarzyło. - powiedział Ashton, siadając na łóżku.
-Zacznij od samego początku. Od mojego wypadku.
-Już graliśmy ostatnią piosenkę. Zahaczyłeś się o kabel i spadłeś ze sceny. Najgorsze było to, że ta scena była dość wysoka i spadając obróciłeś się i uderzyłeś plecami. Prawdopodobnie jeszcze nigdy na koncercie nie było tak cicho. To było jak: nagły pisk i cichy śmiech wszystkich, ale gdy długo się nie podnosiłeś to osoby, które stały najbliżej zaczęły płakać i machać rękami, wskazując na ciebie. Gdy Michael zszedł po ciebie, krew leciała ci z nosa, a na arenie było tak cicho jak nigdy. Z tłumu było słychać cichy szloch. Calum postanowił załagodzić sytuację i obiecać, że nic ci nie jest, tylko źle się poczułeś. Ja za to podziękowałem i zszedłem za nimi ze sceny. W garderobie był już lekarz i cię badał. Powiedział, że zemdlałeś, a krew z nosa była spowodowana uderzeniem. Mike zadzwonił po pogotowie, pomimo zapewniania lekarza, że nic takiego ci nie jest. Cały czas powtarzał, że po upadku jeżeli nic by ci się nie stało to byś nie zemdlał. Pogotowie przyjechało i stwierdzili, że źle z tobą i Michael ma racje. Mogła jechać z nimi tylko jedna osoba. Clifford pojechał, bo tak naprawdę na to zasłużył. Jeśli nie zadecydowałby, żeby wezwać karetkę, to prawdopodobnie nie gadałbyś teraz z nami. - wziął głęboki oddech – Na miejscu stwierdzili, że masz uszkodzoną czaszkę, a prześwietlenie wykazało jeszcze złamane żebra. Podczas operacji przyjechała Liz, do której jakieś pięć minut później doszedł Andrew. Po opuszczeniu sali, zostałeś przeniesiony na OIOM i podłączyli cie do wszystkich urządzeń. Z powodu tych wszystkich nieprawidłowości w mózgu diagnoza była jednogłośna: śpiączka farmakologiczna. Gdy Liz się o tym dowiedziała, zaczęła płakać. Tak cholernie było mi jej szkoda.. Ale potem zobaczyłem Michaela, stojącego przed szybą ze spuszczoną głową, który co chwile przecierał oczy. Podeszliśmy do niego i pocieszaliśmy go dobrą godzinę. Najgorsze były pierwsze trzy dni. Mike nie spał, cały czas pytał się, czy nie dostałem wiadomości od Liz, że się obudziłeś. My też nie spaliśmy, tylko patrzyliśmy na coraz to nowe trendy na Twitterze. Fani tęsknili. Przez tydzień, naliczyłem 32 akcje, które albo wspierały 5SOSfam, albo nas. Mike przez pierwsze dwa tygodnie wychodził tylko wtedy, kiedy musiał iść do toalety albo jak usłyszał, że jedziemy do szpitala. Generalnie wyglądał jak śmierć. Przyjeżdżaliśmy codziennie i spędzaliśmy u ciebie po dwie godziny i szliśmy coś zjeść, ale Clifford zawsze zostawał. Siedział i po prostu trzymał cię za rękę. Potem był Nowy Rok. Nie byliśmy na imprezie, pomimo że Dave nas zaprosił. Michael dalej siedział zamknięty w pokoju.. W styczniu mieliśmy dużo wywiadów, na które oczywiście nie poszliśmy. Codziennie była ta rutyna Michaela.. On tak schudł.. Wygląda jak anorektyk. Za to ja, w lutym oświadczyłem się Bry. Calum zapoznał się z Katy Perry przez Twittera. Piszą często.. Jakoś tydzień temu Mike przestał tu z nami przyjeżdżać. Stwierdził, że się już nie obudzisz i.. popadł w małą depresję. Cały dzień płacze, a gdy chcemy dać mu coś do jedzenia to on odmawia. On się wykończy. Jack mieszka w Anglii i twoi rodzice pojechali tam odreagować to wszystko. Wracają za tydzień. A ty jak się czujesz? - zakończył swoją długa przemowę.
-Chujowo. Chcę Michaela. - powiedziałem
-Nie sprowadzimy go tutaj. Mówiłem ci, że ma depresję jak nic. On już nie wierzy w cuda, Luke. - Pokręcił głową Ashton.
-Zabierzcie mnie do niego.
-Nie możemy, ale wiem, co możesz zrobić. On cię kocha, Lukey. Ty kochasz jego. Na drodze do szczęścia stoi wam tylko Modest. Ale nie mogą rozwiązać z nami umowy, bo za dużo na nas zarabiają. - stwierdził Cal – Powiedz co czujesz do niego. Fani was obronią. I my też.
-Macie może przy sobie telefon? - spytałem wpadając na pewien pomysł.
-Mamy twój. Cały czas go tu nosimy a w nocy ładujemy. W końcu się przydał. - Ashton podał mi telefon.
Wszedłem na naszą stronę na Facebook.
A tam miliardy powiadomień.
Włączyłem aparat i ustawiłem przednią kamerkę.
Boże.. wyglądam jak jaskiniowiec.
Nieogolony.
Ze stojącymi włosami..
Włączyłem nagrywanie.
-Hej! Tu Luke! Obudziłem się i żyję! Widzicie? Nie martwcie się kotki, jestem tu i na razie nie wybieram się na tamten świat. - zaśmiałem się cicho – Chciałbym wam coś powiedzieć.. Kocham Michaela i nie zamierzam się z tym kryć. Podczas, gdy „spałem" uświadomiłem sobie coś. Niezależnie od tego, jakie będą konsekwencje, zawsze mówcie to, co myślicie lub czujecie. To wasz klucz do sukcesu. Nie sława, czy inne pierdoły. Ja jestem sławny i co mi po tym? Po co mi to wszystko , jaki i tak to kiedyś stracę? Wolę podjąć jedną, ryzykowną decyzję, niż cierpieć i żałować do końca życia, powtarzając sobie w głowie „Przepraszam, ale jestem sławny". Człowiek uczy się na błędach. Moim błędem było spadnięcie ze sceny, bo wtedy uświadomiłem sobie, jak wszystko przemija. Dzisiaj jesteście, a jutro może was nie być. Podziękujcie Michaelowi, bo gdyby nie on, prawdopodobnie by mnie tu nie było. Patrzyłbym na was wszystkich być może z lepszego świata. Więc ty, który mnie oglądasz, jeśli masz Crusha, zagadaj do niego. Nikt nie wie, czy dożyje jutra. Lepiej poczuć zażenowanie przez chwilę, niż cierpieć do końca życia. Dziękuję.
Wyłączyłem kamerę i wstawiłem filmik na Facebook.
-Chcę pojechać do Michaela. - powiedziałem do chłopaków.
-Pójdę spytać się lekarza. - zaoferował Calum.
Po pięciu minutach przyszedł wraz z lekarzem.
-Proszę pana.. to naprawdę ważne. - podniosłem się do pozycji siedzącej. - Zapłacę ile pan będzie chciał..
-To nie kwestia pieniędzy, Luke. Masz godzinę, będziesz musiał chodzić o kulach, albo chłopaki cię zaniosą. Twoje ciało jest osłabione. Wychodzisz na własną odpowiedzialność bo niedorzeczne jest to, żeby ktoś, kto godzinę temu się wybudził już mógł iść. - stwierdził lekarz – Tu masz tylko kartę do podpisania. - podał mi kartkę.
Zrobiłem szybką parafkę i oddałem mu. Nadal byłem podłączony do kilku sprzętów, więc nie mogłem się ruszyć.
Przyszła pielęgniarka i odpięła ode mnie to gówno.
Podniosłem się całkowicie do pozycji siedzącej i zwlokłem prosto na wózek inwalidzki. Ashton niósł kule, a Calum lekko pchał mój pojazd.
Po zjechaniu na dół i wyjściu na zewnątrz poczułem się jak gówno. Bezsilny, jadący na wózku, oblegany przez fotografów.. Teraz tylko jedno trzyma mnie na siłach. Myśl, że zaraz zobaczę Michaela. Na drżących nogach wstałem i szybko usiadłem na miękkim siedzeniu auta.
*******
Podjechaliśmy pod nasz dom. Tam, właśnie tam, gdzie siedzi miłość mojego życia.
Calum otworzył mi drzwi, pomagając się wydostać z samochodu. Wziąłem kule od Ashtona, które i tak nic nie dawały, bo co daw kroki musiałem stawać, bo męczyłem się.
Gdy po wielu zmaganiach dotarliśmy do drzwi, Ash je otworzył, przepuszczając mnie w nich.
I teraz najgorsza część. Schody. Mój odwieczny wróg.
Jeden schodek.
Drugi schodek.
Trzeci schodek.
Wyglądam jak spocony bóbr.. jeszcze z tą brodą drwala.
Czwarty.
Piąty.
Szósty.
Siódmy.
Ja tu normalnie rekordy pobijam.
Ósmy.
Dziewiąty
dziesiąty.
Jedenasty.
Jeszcze tylko trzy.. I już będę koło Michaela.
Dwunasty.
Trzynasty.
Czternasty.
Tak! Zrobiłem to! Jestem na górze!
Teraz tylko trochę i będzie pokój Mike'a.
Pokój Ash'a..
Mój pokój..
Jest! Brama do niebios!
Zapukałem lekko do drzwi, przystępując z nogi na nogę, z powodu odczucia silnego mrowienia w stopach.
-Spadajcie! Nigdzie nie wychodzę! Zostanę tu do końca życia i będę w niebie z Lukiem. - krzyknął zachrypniętym głosem.
-Już jesteś w niebie. - stwierdziłem uśmiechając się do siebie.
Usłyszałem marsz i zaraz po tym drzwi się przede mną otworzyły. W nich stanął Mike. Ale to nie był mój Mike. Był wychudzony. Jego włosy wyblakły. Miał ciemne ślady po oczami.
-Um.. mogę usiąść.. bo tak trochę słabo mi? - powiedziałem zgodnie z prawdą.
Chłopak niedowierzanie pokiwał głową i wpuścił mnie do środka.
-Ty.. ty jesteś aniołem? - spytał przerażony, gdy usiadłem.
-Nie, kochanie. Jestem Luke.
Michael wytrzeszczył oczy.
-Obudziłem się, kotku. Być może ty mnie nie kochasz, ale ja cie kocham całym swoim słabym sercem. Nie powiedziałem tego wcześniej, bo bałem się, że zrezygnują z kontraktu i nie chciałem ciągle mówić "Przepraszam, ale jestem sławny". Ale teraz mam to w dupie. Kocham cię Michaelu Cliffordzie! Kleknąłbym, ale nie mam siły. - zaśmiałem się cicho.
Siedziałem na łóżku i czekałem co odpowie Mike. Wpatrywał się we mnie, a jego oczy stawały się coraz bardziej załzawione. Klęknął opierając się o moje nogi.
-Nawet nie wiesz, jak było mi ciężko przeżyć tyle bez ciebie. Leję na to, co powie Jenny. Też cię kocham. Kocham twoje słabe serduszko, Luke.
Złapał moją twarz w dłonie i przybliżył się do mnie. Lekko pochyliłem się w jego stronę. Złączyłem nasze usta.
Pocałunek był namiętny, właśnie taki, jak ze snu.
-Dziękuję za uratowanie mi życia. - zwróciłem się do chłopaka siedzącego już obok mnie.
-Gdy niosłem cię do garderoby, myślałem, że cię straciłem. Ta myśl była najgorsza. - stwierdził Mike.
-Muszę wracać do szpitala. Jedziesz ze mną?
Chłopak tylko ochoczo pokiwał głową i wstał. Wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.
-Michael zostaw mnie! Jestem wyższy i cięższy! - pisnąłem, gdy upuściłem kule.
-Mojej księżniczki już nigdy nie puszczę! Niosę cie tak do auta i koniec. - zaprotestował z uśmiechem.
Pokręciłem głową z rozbawieniem. Kopnąłem nogą w klamkę i drzwi ustąpiły, wypuszczając nas na korytarz. W salonie byli chłopaki. Na widok Michaela niosącego mnie na rękach, uśmiechnęli się z rozbawieniem.
-Na górze są jeszcze kule. Weźmiecie je? - spytał Clifford
-Jasne! - krzyknął wesoło Calum i pobiegł po schodach.
Spojrzałem na Michaela, którego mocno się trzymałem. Mój książę uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
******
Po dotarciu do szpitala czekał na mnie wózek inwalidzki. Kto go pchał? Oczywiście książę Clifford. Gdy zostałem przywieziony na salę od razu położyłem się do łóżka i usnąłem wyczerpany.
~~~~~~~~~~~~
I to już ostatni rozdział!
Serio myśleliście, że uśmiercę Mike'a? No błagam was!
Jeszcze tylko epilog i koniec..
W epilogu nie będzie dalsza część opowiadania z perspektywy blondaska, tylko ogólne opowiadanie co wynikło z tego wszystkiego i wgl..
Tak trochę serce mnie boli na myśl, że się rozstanę z tym opowiadaniem..
Ale czeka nowe, które pojawi się już niebawem!
Tego rozdziału miało dzisiaj nie być ale no.. xD
*Wgl dzisiaj wyszedł teledysk do History *.* taki idealny <3 ryczałam jak głupia na początku :') (Directioners wiedzą o co chodzi xD)*
Miłego ♥♥♥!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top