7

Wszedłem do domu, najostrożniej jak tylko mogłem. Trochę się obawiałem, że jak mój ojciec tylko mnie zobaczy to oberwę. Rozejrzałem się, sprawdzając czy mogę pobiec i nie zostać zauważonym. Jednak na marne. Przede mną znikąd pojawił się tato. Od razu wyprostowałem się, kłaniając mu się. Zawsze musiałem to robić, gdyż nie wykonanie jego rozkazu czy nie przestrzeganie reguł groziło cielesną karą. Czasem przypominało mi to Auschwitz-Birkenau. Ja jako więzień, a on jako kat. Spojrzał się na mnie mrożącym w żyłach wzrokiem, aż po moim ciele przeszły zimne dreszcze. Nie przyjemne uczucie.

- Witaj ojcze - powiedziałem niepewnie, nadal kłaniając się

Chrząknął

- Wyprostuj się - powiedział twardo

Wykonałem to co mi kazał. Czułem się jakbym czekał na swój wyrok. Zobaczyłem w oddali swoją matkę, która nie wyglądała na przejętą. Jak zawsze obojętna na swoje jedyne dziecko. W sumie to bym się nie zdziwił jakby tak naprawdę nigdy mnie nie chciała. Chociaż wtedy by nie miała darmowej służącej.

- Mam nadzieję, że wiesz czym grozi ci nieposłuszeństwo, prawda? - powiedział to powoli, abym jasno i wyraźnie zrozumiał każdy pojedynczy wyraz

Przełknąłem gule w gardę. Zawsze mój strach był na kilometr widoczny. Co go tylko podsycało i dodawało skrzydeł. Czekał tylko aż zrobię nie właściwy ruch, który mu nie podpasuje. Aby tylko mieć pretekst.

- T-tak w-wiem, ojcze - wyjąkałem z strachu

Nastała grobowa cisza...

- Czemu nie jesteś zapisany na żadne zajęcia dodatkowe? - spytał się podejrzliwie

Co ja mam mu odpowiedzieć? Zacząłem rozglądać się szukając jakiejś wymówki. Zacząłem, gnieść rękawy swetra, którego na sobie miałem. Przecież nie mogę mu powiedzieć, że w czasie, w którym były zapisy, ja stałem i w najlepsze rozmawiałem z drugoklasistami. To by się równało z daniem ich na istną śmierć.

- N-nie b-było ż-żadnych z-zapisów, dopiero będą------

Nie zdążyłem, dokończyć wypowiedzi, gdyż upadłem na ziemię przez uderzenie. Ojciec walną mnie z zamachu w prawy policzek. Czułem jak mnie niemiłosiernie pieczę, a z oczu lecą łzy. Spojrzałem się na niego z wyrzutami, jednak od razu skuliłem się. Jego wzrok przejawiał tylko gniew i pogardę, gdyby mógł to już dawno leżałbym w grobie.

- Jak śmiesz mi jeszcze kłamać w żywe oczy!!!!! Śmieć taki jak ty powinien ryć podłogę!!! Nie tak cię wychowałem!! - dostałem koniaka w brzuch, przez co skuliłem się - Jeszcze raz mnie okłamiesz, a obiecuję ci, że na OIOMie będą cię przez miesiąc leczyć!!!! - warknął mi, plując na mnie

- Skarbie uspokój się, dobrze wiesz, że dzisiaj wieczorem mamy lot. Nie możesz się tak denerwować - spojrzała się na mnie z obrzydzeniem - przez to coś. - po czym uśmiechnęła się do swojego męża

- Masz rację, kochanie - westchnął po czym znów przerzucił swój wzrok na mnie - A ty pokrako pilnuj się!! Pamiętaj, że obserwuje cię. - powiedział surowo

- D-dobrze, o-ojcze - odpowiedziałem ledwo co mogąc wypowiedzieć

Jednak na szczęście odpuścił mi. Przez chwilę leżałem jeszcze na ziemi, po czym z przeszywającym bólem udało mi się wstać. Wiedziałem, że nie dam rady przejść schodów, dlatego położyłem się na sofie w salonie. Rodzice pięć minut później wyszli, nawet na mnie nie patrząc. Musiałem jakoś siebie opatrzeć. Po karetkę nie zadzwonię, bo jak to dojdzie do nich to nie skończy się to dobrze. Jedyną opcją, która mi została jest zadzwonienie do Woo. Nie zastanawiając się wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni. Trochę mi to zajęło ale w końcu udało się. Wybrałem jego numer, po czym przyłożyłem do ucha urządzenie, czekając aż odbierze.

{W - Wooyoung

Y- Yeosang}

W - Hallo - powiedział zaspale

Y- Woo, hej to ja Yeosang, przepraszam, że ciebie budzę - powiedziałem z poczuciem winny w głosie

W - Nie martw się. Ale dlaczego dzwonisz do mnie o tak późnej porze? - spytał się ciekawy

Zamknąłem oczy zastanawiając czy mu powiedzieć. Czy dobrze zrobiłem dzwoniąc do niego? Czy powinienem mu powiedzieć? Ale z drugiej strony jest on moim przyjacielem i wiem, że mi pomoże. Westchnąłem

Y - Nie wiem czy powinienem ciebie o to prosić, ale---

W - Ojciec? Są oni w domu? - przerwał mi, mówiąc z powagą

Y - Niedawno wyszli. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie wrócą w najbliższym czasie - odpowiedziałem

Chciałem poruszyć się i zmienić swoją pozycję. Ale nieudało mi się to przez ból. Syknąłem cicho, jednak chłopak po drugiej stronie usłyszał to i to bardzo dobrze. Bo usłyszałem jak zaczął szybciej się szykować do wyjścia.

W - Nie ruszaj się i cierpliwie czekaj. Zaraz będę u ciebie - usłyszałem jego przejęty głos

Y - Dom jest otwarty - zdążyłem tylko tyle powiedzieć, gdyż chwilę później rozłączył się

Odłożyłem telefon. Dobrze że stolik nocny jest na tyle blisko, że mogłem tam dosięgnąć. Westchnąłem. Czasem się zastanawiam jak ja zasłużyłem sobie na takiego przyjaciela. Poczułem jak do moich oczu zbierają się łzy. Chwilę później usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka. Przede mną stanął zdyszany Wooyoung, który jak mnie zobaczył, aż wytrzeżył oczy

- Matko boska co on ci zrobił

Podbiegł do mnie, kładąc na stoliku zapewne leki, które kupił.

- N-nic mi nie jest , Woo - wychrypiałem

- Doprawdy. Ledwo co możesz mówić, policzek masz cały czerwony, za żebra się---

- Okey rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. - mruknąłem przewracając oczami

Chłopak tylko westchnął. Wstał i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z szklanką wody i apteczką. Wyjął potrzebne mu rzeczy by mnie opatrzeć. Po tylu razach ile on to robił to udało mu się już nabrać wprawy. Teraz to wręcz robi to idealnie, a nie koślawię jak za pierwszym razem.

- Yeo dasz radę się podnieść? -spytał z troską

- Spróbuje -powiedziałem cicho

Podparłem się na ramionach, jednak od razu runąłem na sofę. Syknąłem cicho, a w moich oczach pojawiły się łzy. Przyjaciel widząc, że nie daję sobie rady, usiadł na krawędzi kanapy.

- Jak zawsze uparty - westchnął

Z jego pomocą udało mi się jakoś usiąść.

- Ciesz się, że jesteś lekki. - zaśmiał się

Również cicho zachichotałem, ale od razu poczułem straszny ból w klatce piersiowej . Zacząłem głośno kaszleć, a bardziej charczeć. Z moich oczu poleciało parę kropli łez.

- Wszystko w porządku? -

Podał mi szklankę wody. Przyjąłem ją z lekkim uśmiechem, by nie podrażnić niczego, brałem małe łyki, powoli je połykając. Czułem się tak, jakby zaraz miało mnie coś rozedrzeć na ćwiartki od środka. Jakby ktoś mi wypalał małymi kawałkami dziurę. Westchnąłem.

- Teraz musisz zdjąć koszule, bym mógł ciebie opatrzeć. Następnie posmaruję ci twój czerwony policzek, który zapewne i tak ciebie pieczę. I dopiero po tym, będziesz mógł się położyć spać. - wytłumaczył mi

Nie byłem w stanie nic na to odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową. Wooyoung pomógł mi zdjąć koszule. Po czym zaczął ostrożnie i delikatnie smarować mi moje rany. Na szczęście nie było ich wyjątkowo dużo i aż tak strasznie już nie bolały. Czasem zdarzyło mi się syknąć, ale nie uroniłem żadnych łez, więc nie było tak źle. Woo stwierdził, że najprawdopodobniej nie mam nic złamanego, ale jednak wolałby by to lekarz obejrzał. Ja od razu zaprzeczyłem. Gdybym poszedł z tym do jakiejkolwiek przechodni czy szpitalu, to ojciec by o tym się dowiedział od razu. Konsekwencje tego mogły być ogromne. Już raz tego przedsmak miałem. Na szczęście skończyło się obitymi żebrami, zwichniętym nadgarstkiem i zamknięciem w piwnicy.

- Zaraz ci przyniosę jakąś piżamę, przy okazji biorąc też dla siebie. A ty tutaj spokojnie siedzi, a przede wszystkim nie wykonuj jakich kolwiek ruchów, a tym bardziej nagłych - powiedział poważnie

- Dobrze mateczko - prychnąłem

Nic nie odpowiedział tylko poszedł na górę. Spojrzałem się na sufit. Zastanawiałem się czy to się kiedyś skończy. Czy w ogóle jest dla mnie nadzieja? Podobno od piekła nie da się uciec, że to co nas więzi jest nie do pokonania. Jednak ja mam nadzieję, że jak skończę szkołę to uwolnię się od tego koszmaru. Cóż czasem myślę, że to tylko zły sen, z którego się zaraz wybudzę. Ale to się nigdy nie stanie. Z tego nie da się wyjść.

- O czym tak myślisz? - spytał się Wooyoung siadając obok mnie.

Podał mi ubrania, za które cicho podziękowałem. Widziałem, że chłopak był już ubrany. Miał na sobie swoją ulubioną piżamkę, którą dostał ode mnie. Była cała fioletowa, z narysowanym na środku koalą tulącym się do poduszki, z uroczą czapeczką na głowie. Z potarganymi włosami wyglądał strasznie niewinnie i dziecinnie. W sumie to tylko mi dotychczas udało się widzieć tą jego stronę.

- O niczym szczególnym. - uśmiechnąłem się.

Po długich i męczących 10 minutach w końcu byłem przebrany. Miałem na sobie różowy komplet, z małą żyrafką, która sobie spała okryta kocyczkiem.

- Za co tym razem oberwałeś? - spytał się z westchnieniem, sprzątając wszystko

- N-nie zapisałem się dzisiaj na dodatkowe zajęcia..., dlatego się wnerwił i dostałem - spuściłem głowę

- Ejj zobaczysz w końcu się uwolnisz od tego. Jakoś ci pomogę i uda nam się z tego piekła wyjść - powiedział uśmiechając się pocieszająco

- Cieszę się, że przynajmniej jutro mamy wolne. W tym momencie jest ono dla mnie jak zbawienie.

- Yhym... Zanieść cię na górę? - spytał się wstając

Nic nie odpowiedziałem, tylko kiwnąłem głową na "tak". Chłopak delikatnie mnie podniósł, wtuliłem się w niego. Po czym zaniósł mnie na górę. Położył mnie delikatnie, kładąc się obok. Nie było dla nas to niczym nadzwyczajnym, bardzo często tak robimy.

- Dobranoc - powiedziałem, ziewając

- Dobranoc i nie myśl o tym tyle - chwycił mnie za dłoń, którą delikatnie uścisnąłem

Chwile później zasnęliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top