Rozdział 12

No i kolejny rozdział! Oficjalnie zaczęły mi się wczoraj wakacje, więc będę miała więcej czasu na pisanie i jestem bardzo z tego powodu zadowolona :D  A tymczasem zapraszam do czytania z ostrzeżeniem, że ten rozdział jest nieco... dłuższy niż pozostałe :D

***

Od pamiętnej wizyty Sowy na jej balkonie, Hyewon nieco spokojniej chodziła po ulicach. To nie tak, że się nie bała... bo bała się okropnie. Każdy jej ruch mógł być obserwowany przez kogoś, kto chce zagrozić jej życiu, a to nie było pocieszające. Jednak świadomość, że ktoś stara się ją chronić przed niebezpieczeństwem dodawała jej otuchy.

Zaraz po zajęciach popędziła do szpitala, by zaszyć się w bezpiecznym gabinecie i oddać się papierkowej robocie, która teraz nie wydawała jej się taka straszna. Lepsze to, niż bycie zadźganą bądź postrzeloną...

W momencie kiedy przekroczyła próg białego budynku, poczuła jak ktoś łapie ją za talię. Natychmiast zrobiło jej się gorąco na myśl, że tym razem bezpośrednio ktoś chce ją zaatakować. Głośno krzyknęła i szybkim tempem zaczęła uciekać w kierunku windy, jednak zanim zdążyła do niej wsiąść, ktoś złapał ją za rękę i obrócił ku sobie.

- Ale z ciebie wariatka... spokojnie, to tylko ja – zaśmiał się czarnowłosy, ukazując dziewczynie rządek idealnie białych zębów.

Hyewon odetchnęła głęboko, widząc przed sobą Myungsoo, który w tej chwili zanosił się głośnym śmiechem. Gdy opadły wszystkie emocje, zaczęła na powrót myśleć racjonalnie i pokręciła głową na swoją własną głupotę. Przecież nikt o zdrowych zmysłach, nawet przestępca, nie zaatakowałby człowieka w głównym holu szpitala, w dodatku w biały dzień, gdy przesiadywało w nim tylu ludzi. Zdała sobie sprawę, że jej krzyk mógł nieco zadziwić wszystkie obecne tam osoby.

- Myungsoo... – westchnęła – Jeszcze raz wytniesz mi taki numer, a nie ręczę za siebie – zmierzyła go zabójczym spojrzeniem, co nie zrobiło na chłopaku najmniejszego wrażenia – A teraz wybacz, ale mam sporo pracy, a chciałabym wrócić do domu o ludzkiej porze.

- Ej... myślałem, że pójdziemy się gdzieś przejść – zaczął narzekać.

- Wybacz, ale nie mam na to czasu – wyjaśniła, wciskając przy okazji guzik wskazujący na 6 piętro. Myungsoo szybko wskoczył do windy, żeby dziewczyna mu nie uciekła. Jeszcze nie skończył rozmowy...

- Daj sobie pomóc! Znam się na tym równie dobrze jak ty – podsunął, nie zamierzając się poddać. Miał na dzisiaj pewne plany związane z dziewczyną i nie uśmiechało mu się ich zmieniać.

Brunetka westchnęła po raz drugi i pokiwała głową w geście poddania. W sumie nie miała nic do stracenia, a pomoc przyjaciela naprawdę mogła jej się przydać. Może dzięki temu wyjdzie wcześniej i nie będzie wracać do domu po ciemku. Tylko był jeden tyci problem...

- Kto to jest, Hyewon? – pani Shin automatycznie zadała to pytanie, gdy dziewczyna razem z Myungsoo weszła do gabinetu. Uśmiechnęła się serdecznie do kobiety i spokojnym tonem zaczęła jej wszystko tłumaczyć.

- Pan Kim Myungsoo jest dyrektorem szpitala w dzielnicy Dobong-gu. Zna się na tym, jest w tym kierunku dobrze wykształcony i pomoże mi dzisiaj z dokumentacją. Więc jeśli pani ma jakieś ważne sprawy do załatwienia, nie mam nic przeciwko, żeby pani skończyła już pracę zwłaszcza, że zbliża się godzina 15:00. Jestem pewna, że z pomocą mojego przyjaciela, dokumentacja będzie dobrze wypełniona i nie będzie z tym żadnego problemu – uśmiechnęła się miło, czym wprowadziła kobietę w małe zakłopotanie.

Przemowa brunetki najwyraźniej zrobiła na pani Shin wrażenie, gdyż nie protestowała aby jej miejsce zajął nowo poznany chłopak. Pozbierała szybko swoje rzeczy i wyszła z gabinetu, uprzednio żegnając się z młodą dyrektorką.

Sekundę później, Myungsoo wybuchł niepohamowanym śmiechem, który udzielił się również dziewczynie.

- Masz gadane – stwierdził, siadając przy biurku wicedyrektorki – O kurczę, jakie to wygodne! Lepsze od tamtej kanapy! – dodał, wiercąc się na krześle ze skórzanym obiciem.

- Tak wiem – odparła Hyewon, kładąc przed nim stos papierów – Proszę. Oto dokumenty, a tu masz pieczątkę. Ja będę podpisywać i jeśli szybko nam pójdzie, możemy się przejść – powiedziała uśmiechnięta i z zadowoleniem obserwowała przerażoną minę chłopaka na widok ilości kartek, którą miał do podbicia – No na co patrzysz? Trzeba to wszystko podbić. Chciałeś przecież pomóc...

Łypnął na nią z pode łba i zmarszczył brwi. Wyglądał wtedy co najmniej zabawnie.

- Ty diablico... - wymruczał, ale posłusznie wziął do ręki pieczątkę i zaczął wykonywać pracę, w którą sam wpakował się z własnej winy.


***


- Orientuj się! Unik!

Chłopak posłusznie wykonał polecenie i uniknął ciosu, wymierzanego przez przeciwnika, wyższego od niego o kilka centymetrów. Dało mu to przewagę, gdyż w tej chwili znalazł się za jego plecami. Szybko wykorzystał daną okazję i pozbawił go równowagi przez podcięcie prawej nogi, a następnie, pochylając się nad nim, przyłożył mu przedramię do szyi z zamiarem podduszenia.

Jeleń zacmokał z niezadowoleniem, widząc zastosowany przez kumpla chwyt. Tamten był nieco zdezorientowany reakcją kolegi. Jego przeciwnik przecież leżał unieruchomiony!

- W takiej sytuacji już jesteś jedną nogą w grobie – powiedział obserwator z rozbawieniem przyglądając się szeroko otwartym oczom przyjaciela – Iskra, pokaż mu.

Leżący na ziemi przeciwnik w sekundzie podłożył swoją lewą nogę pod klatkę piersiową Sowy i wypchnął go w górę, a następnie w tył, by zaraz po tym przerzucić go za siebie, pilnując by upadł na brzuch. Błyskawicznie założył dźwignię na jego prawą rękę, doprowadzając tym do okrzyku bólu ze strony przyjaciela. W takiej pozycji Sowa nie miał szans żeby się poruszyć, a tym bardziej na to, by wygrać walkę. Iskra szybko rozluźnił ucisk i wstał, pomagając podnieść się kumplowi.

Jeleń zaczął klaskać, zadowolony z treningu.

- Pamiętaj, że najlepszym sposobem na unieruchomienie przeciwnika jest przewrócenie go na brzuch. Dźwignie stosowane w tej pozycji są szczególnie bolesne, a jeśli jeszcze przyciśniesz, będziesz miał idealną szansę na ucieczkę, zanim tamten zdąży wstać.

- Cień wielokrotnie wygrywał stosując taki styl jak ja przed chwilą – bronił się niższy, rozmasowując sobie obolałe ramię. Iskra poklepał go w przepraszającym geście.

- Cień się nie cyrtoli, tylko od razu daje przeciwnikowi z pięści w twarz, pilnując żeby stracił przy tym przytomność – odparł natychmiast Jeleń, ciężko wzdychając – Nie pochwalam tego, ale to również jest skuteczne. Mimo wszystko na treningach tego stosować nie będziemy.

Dwójka słuchających jego wywodu, parsknęła śmiechem.

- Szkoda, niektórym by się przydało przyłożyć – powiedział Iskra, na co Jeleń zmierzył go ostrzegawczym spojrzeniem – No co? Orzeł mnie ostatnio wkurzył.

Trener westchnął, przypominając sobie co zrobił Eagle w ubiegły piątek. Przyprowadzając tutaj tego człowieka, wykazał się wielką głupotą, jednak nic nie mogli teraz zrobić, tylko trzymać tutaj zakładnika, aż sprawa się nie wyjaśni. Swoją drogą Wir zdołał z niego sporo wyciągnąć, chociaż gdyby nie Chmura, to najpewniej ten facet wąchałby już kwiatki od spodu.

Widząc, że nikt więcej nie przyszedł na sparing, zwrócił swoje kroki z powrotem do bazy. Był ciekawy kogo jeszcze dzisiaj nogi poniosą do starej fabryki. Miał tylko nadzieję, że nikogo niepożądanego...

Z chwilą przekroczenia progu ich kryjówki, usłyszał donośne „kurwa!", wydobywające się z pracowni komputerowej Plika. Zaczął chichotać pod nosem. Czyżby znowu to wielkie pudło zaczęło mu się przegrzewać? Cicho zaglądnął do serwerowni, upewniając się, że nie jest brudny i nie naraża się przewrażliwionemu informatykowi. W środku zobaczył ich prywatnego geniusza nad kartką papieru, na której zamaszyście coś kreślił.

- Co ty robisz, jeśli mogę spytać?

- Durny Orzeł i te jego zagadki! – krzyknął poirytowany chłopak, zgniatając kartkę i wyrzucając za siebie. Jeleń zagwizdał, widząc w rogu pomieszczenia kilkanaście innych papierowych kulek – Przyniósł mi jakieś głupie liczby, które nic mi nie mówią!

Przyjaciel zaniósł się śmiechem i pokręcił głową. Plik naprawdę był zabawny kiedy nie mógł się uwolnić od czegoś, co chodziło mu po głowie. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie mógł tego czegoś rozwiązać.

- Jeszcze nie daliście sobie spokoju z tą skrzynią? – zapytał, ciągle rozbawiony.

- Orzeł – mruknął kumpel, robiąc kolejne obliczenia na nowej czystej kartce – To on się uparł. Mi tam na niej nie zależy.

- To po co się męczysz?

- Ponieważ to jest cholernie interesujące! – powiedział z ekscytacją w głosie – I za razem irytujące niestety – westchnął i wrócił do rozwiązywania zagadki, rozpisując liczby na nowej kartce papieru.

Jeleń wzruszył tylko ramionami i poszedł do głównej hali. Zwykle mógł tam znaleźć większość chłopaków i dowiedzieć się coś nie coś na temat ich wrogów, którzy, swoją drogą, dawno nie dawali znaku życia. A to już robiło się podejrzane... Jednak w tamtej chwili hala była niemal pusta. Niemal.

Przy starych i zniszczonych sprzętach zamajaczyła mu czarna sylwetka, wyżywająca się na jednej z niedziałających maszyn. Wilk znowu kupił sobie nową zabawkę?

Dopiero później zorientował się, że to wcale nie był Wilk.

- Kudłacz? Możesz mi powiedzieć czemu wyżywasz się na biednych maszynach? Wilk coś ci zrobił? Wyprał mózg czy co?

Chłopak przestał uderzać w Bogu ducha winne urządzenie i spojrzał na Jelenia rozbawionym spojrzeniem.

- A ty hyeong? Wałęsasz się po całej bazie i nie masz nic konkretnego do roboty – zaśmiał się niższy.

- O, to może masz ochotę na sparing? – starszy się trochę ożywił. Tego już niczym konkretnym nazwać nie mógł.

- Nie – Kudłacz od razu zaprzeczył, cofając się o krok – Już raz z tobą walczyłem. Wystarczy mi do końca życia. Serio.

Jeleń westchnął głośno i spojrzał błagalnie na przyjaciela. Nie mógł być aż tak ostry podczas walki... prawda? Młodszy jeszcze raz pokręcił głową, po czym wrócił do ćwiczenia ciosów na starej maszynie.

- Może zajrzyj do pracy? Przypominam ci, że bycie Jeleniem nie jest jedynym co robisz w życiu – napomknął Kudłacz, kiedy kumpel zaczął kierować się na tyły fabryki – I możesz przy okazji przynieść coś do żarcia na wieczór. Na pewno będziemy umierać z głodu.

Uśmiechnął się gdy zobaczył, że przyjaciel przytakuje głową, zgadzając się na propozycję. Nie wiedział tylko, czy zgodził się na pierwszą czy drugą. Miał nadzieję, że na drugą... bo wieczorami bywali naprawdę głodni.


***


W parku centralnym dało się słyszeć głośny śmiech, dochodzący z pobliża fontanny usytuowanej na samym środku zielonej przestrzeni.

- Naprawdę wziął cię za geja? I zaczął się do ciebie dobierać? – Hyewon po raz kolejny parsknęła głośnym śmiechem. Myungsoo nie wyglądał na takiego rozbawionego...

- To nie jest śmieszne! Wiesz jak ja się czułem?

- No sam sobie zawiniłeś – śmiała się brunetka – Trzeba było się zorientować co to za klub mój drogi zanim do niego wszedłeś.

Tym razem chłopak minimalnie się uśmiechnął. Faktycznie, gdyby patrzył gdzie wchodzi, nie wylądowałby w gejowskim klubie i nie musiałby stamtąd w popłochu uciekać. Jednak samo to, że przeżył taką przygodę, niekoniecznie napawało go radością.

Siedzieli oboje na skraju fontanny, której woda przyjemnie chłodziła stopy Hyewon. Była zmęczona po pracy. Mimo, że Myungsoo bardzo jej dzisiaj pomógł, odczuwała spore zmęczenie, gdyż papierów było więcej do przeglądnięcia i zatwierdzenia, niż myślała, a w gabinecie było niemiłosiernie duszno przez wzgląd na wysoką temperaturę zewnętrzną, czego można było się spodziewać po czerwcu. Dlatego chłodna woda była wybawieniem...

Dotknęła dłonią wisiorka, który w tej chwili zdobił jej szyję. Dostała go zaraz po tym jak wyszli ze szpitala. Był śliczny. Mała, srebrna koniczynka, która miała przynosić jej szczęście. Ponoć dzięki temu nie wpadnie w żadne kłopoty. Nie chciała go na początku przyjąć, ale nalegał. Zrobił to, aby zadośćuczynić jej brak „najprzystojniejszego przyjaciela na świecie" u jej boku, co oczywiście skomentowała wywróceniem oczu, ale w końcu zgodziła się go założyć.

Poza tym spędziła z nim bardzo przyjemne popołudnie. Już nie pamiętała kiedy ostatnio się tak dobrze bawiła, a była pewna, że było to dobre kilka lat temu, zanim rodzice zabrali go z Korei. Przypomniała sobie jego głupie żarty, dziwne miny oraz tą troskę w oczach kiedy niezdarnie się wywracała. Tak... wywróciła się dzisiaj na środku chodnika, potykając się o własne nogi. Oczywiście tłumaczyła, że to przez obcasy, ale chłopak kręcił głową rozbawiony wcale nie wierząc w jej trywialne wymówki.

Przyszedł jednak czas kiedy musieli opuścić park i zakończyć swój spacer. Hyewon niechętnie przyznała, że musi już wracać do domu, zważywszy na późną godzinę... Ale nie odmówiła, kiedy Myungsoo zaoferował jej, że odprowadzi ją do domu.

Ciągle śmiejąc się i dobrze bawiąc w swoim towarzystwie, przekroczyli próg posiadłości Do, nie zachowując się przy tym zbyt cicho.

- Może wpadniesz na kawę? Mój ekspres potrafi działać cuda – powiedziała uśmiechnięta, odstawiając swoją torebkę na półkę w przedpokoju.

- Na kawę? Dziewczyno, jest 21:00! Nie zasnę przez to!

- Oj tam przesadzasz, człowiek zawsze może zasnąć! – zachichotała.

- No ja nie wlewam w siebie hektolitrów tej czarnej smoły, więc nie jestem odporny...

- Hyewon?

Oboje jak na zawołanie odwrócili się w kierunku, z którego wydobył się znajomy głos. Baekhyun stał w holu i mierzył wzrokiem Myungsoo, nie wierząc w to co widzi. Jego spojrzenie momentalnie zrobiło się zimne i nie krył niezadowolenia, widząc go w tej chwili w domu. Czarnowłosy również nie krył niechęci, jednak uśmiechnął się sztucznie, udając mile zaskoczonego ich spotkaniem.

- Baekkie! – krzyknął jadowicie, na co Hyewon się lekko wzdrygnęła – Ile to my się nie widzieliśmy? Ah, no tak... to będzie już sześć lat, prawda? Gdzie ty się podziewałeś? – uśmiechnął się tym razem złośliwie, przekrzywiając głowę.

- Nie twój interes – powiedział Baek przez zaciśnięte zęby.

- Hej... - zająknęła się Hyewon – Chłopaki...

- Co ty w ogóle tu robisz? – Myungsoo zignorował dziewczynę i wpatrywał się w Baekhyuna jak na jakiegoś robaka.

- Mieszkam tu – odparł, równie zniesmaczony – Jestem jej narzeczonym – dodał, uśmiechając się do niego z satysfakcją w oczach.

Kim wciągnął gwałtownie powietrze, ale odczekał kilka sekund, bo nie chciał wybuchnąć przy swojej przyjaciółce. Mimo to mierzył w jasnowłosego nienawistnym spojrzeniem, a Hyewon szybko wykorzystała chwilę ciszy, aby zabrać głos.

- To nie jest ostateczna decyzja – powiedziała natychmiast.

- Ale jednak prawdziwa decyzja – dodał Baek.

- To jak ty się jej oświadczyłeś, skoro decyzja nie jest ostateczna? – zapytał złośliwie – Oh... nie oświadczyłeś jej się? To niedobrze... Muszę cię zmartwić, że aranżowane małżeństwa szybko się kończą. A na miejsce byłego męża, pojawia się ktoś inny. Ktoś, kogo dziewczyna kocha naprawdę...

Baekhyun nie wytrzymał i rzucił się na chłopaka, który nie wydawał się specjalnie zaskoczony jego reakcją. Podjudzał go i prowokował a Byun łatwo dał się zwieść. Jasnowłosy chwycił Myungsoo za kołnierz i siłą przygwoździł go do ściany, mierząc złowrogim spojrzeniem.

Kto wie, jakby się to skończyło, gdyby nie pewna brunetka, która miała serdecznie dość tej wymiany zdań. Całą swoją siłą odciągnęła narzeczonego od przyjaciela i stanęła pomiędzy nimi. Niestety ciągle nie złapała kontaktu wzrokowego z żadnym z nich. Jeden patrzył na drugiego jakby miał go zaraz zabić i to z wzajemnością. Westchnęła.

- Wystarczy! – krzyknęła, przywołując ich do porządku – Myungsoo, chyba powinieneś już iść. Baek? My musimy sobie porozmawiać...

- Uuuu... no to się wpakowałeś Baekkie – zaśmiał się złośliwie.

- Myungsoo! – krzyknęła.

Chłopak natychmiast się uspokoił i tym razem patrzył prosto na Hyewon. Po chwili się uśmiechnął i uniósł rękę do góry, żegnając się z dziewczyną.

- Do zobaczenia – powiedział – Trzymaj się księżniczko – dodał, po czym zamknął za sobą drzwi.

A Hyewon wpatrywała się w te same drzwi z nieukrywanym szokiem. To niemożliwe...

Natychmiast pokręciła głową. Nie może przecież podejrzewać niczego, przez użycie jednego głupiego przezwiska. To jeszcze o niczym nie świadczy. Spojrzała od razu na Baekhyuna, który ciągle stał za nią i patrzył na nią niepewnym wzrokiem.

- Wybacz za ten wybuch – rzekł – Zdenerwował mnie. Czemu go tu w ogóle przyprowadziłaś?

Dziewczyna wciągnęła powietrze i wypuściła z głośnym świstem. Następnie spojrzała na Byuna z niedowierzaniem w oczach.

- To mój przyjaciel! I twoim też był, o ile dobrze pamiętam!

- Dobrze mówisz – odparł – Był. I nie przyprowadzaj go tu więcej...

- Co proszę? To mój dom! Moje życie!

- A ja jestem twoim narzeczonym i krew mnie zalewa jak cię z nim widzę!

Dziewczyna patrzyła na niego oniemiała. Zaczęła się cicho śmiać.

- Oj skarbie, już niedługo nim nie będziesz – odparła – Nie wyjdę za faceta, który nie potrafi być ze mną szczery! Jakbyś był tym samym Baekhyunem, w którym byłam niegdyś zakochana, nie miałabym z tym problemu, ale przede mną stoi teraz zupełnie inny człowiek, który ucieka z podkulonym ogonem, kiedy chcę chociaż odrobiny prawdy!

Chłopak spojrzał na brunetkę spojrzeniem pełnym zaskoczenia, radości, ale i smutku. Już nie był wojowniczo nastwiony do rozmowy. Poczuł się mały i bezbronny, zwłaszcza po tym, jak usłyszał o jej uczuciach. Uczuciach względem niego.

- Hyewon, posłuchaj... - słowa ledwo wychodziły mu z ust.

- To ty posłuchaj Baek. Mieszkam z tobą tutaj już tydzień. Śmiałam się z tobą, oglądałam filmy, bawiłam się jak za dawnych lat. Ale nie zapomniałam. Cierpliwie czekałam aż wszystko mi wyjaśnisz... Jednak nawet moja cierpliwość kiedyś się skończy. Dopóki nie dowiem się czemu zapadłeś się pod ziemię na tak długi czas, to w moich oczach będziesz obcym człowiekiem. Nie Baekiem, którego uwielbiałam.

Odpowiedziała jej głucha cisza. Widziała, że chłopak się przełamuje, jednak nie zdołał wypowiedzieć ani jednego słowa. Walczył ze sobą, to było widać. Ale najwidoczniej minie dużo czasu zanim wygra tę walkę.

- Jeśli będziesz gotowy o tym pogadać... daj mi znać – powiedziała cicho, po czym udała się na górę w kierunku swojego pokoju. Po raz kolejny nie zdołała niczego od niego wyciągnąć. Napawało ją to smutkiem. Wielkim smutkiem, którego nie potrafiła opisać słowami.


***


- Dopóki nie dowiem się czemu zapadłeś się pod ziemię na tak długi czas, to w moich oczach będziesz obcym człowiekiem. Nie Baekiem, którego uwielbiałam.

Trzymał w ręce urządzenie z którego wydobywał się głos brunetki. Uśmiechnął się na słowa, które przed chwilą usłyszał.

- Muzyka dla moich uszu, Hyewon... nawet nie wiesz jak piękna... - mruknął, uśmiechając się jakby wygrał los na loterii.

Myungsoo stał cały nieopodal posiadłości Do, z słuchawkami nałożonymi na uszy i wsłuchiwał się w każde słowo dziewczyny. Napawało go to niewysłowioną radością, że tamta dwójka nie może dojść do porozumienia. Wiedział, że Baek jej nie powie. Kocha ją, dlatego nie piśnie ani słówka, co nawyrabiał przez ostatnie kilka lat...

- Jeśli będziesz gotowy o tym pogadać... daj mi znać.

- O widzisz Baekkie! Nie jesteś całkiem bez szans! – zachichotał, po czym wyłączył podsłuch i schował urządzenie do kieszeni – Albo może jesteś? Kto wie? Hyewon to trudna kobieta... - uśmiechnął się rozmarzony, na samo wspomnienie jej kruchego ciała, które trzeba otoczyć opieką, włosów, które aż proszą się by je pogładzić, ust, które chciałby całować...

Nagle usłyszał dźwięk swojego telefonu, wyrywającego go z zamyślenia. Zaskoczony wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i odebrał połączenie.

- No co jest? – zapytał, uważnie wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia rozmówca – Wybaczcie, ale mam inne plany na dzisiejszą noc. Chyba już o tym wspominałem, prawda? Do usłyszenia.

Po zakończeniu rozmowy, włożył telefon z powrotem do kieszeni i ostatni raz spojrzał w stronę domu jego przyjaciółki. Uśmiechnął się pod nosem i mruknął:

- Do zobaczenia później... moja księżniczko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top