Rozdział 37
Dzisiaj niedziela... a w niedzielę czasami są bonusy :p Dlatego wstawiam nowy rozdział, bo mi się szybko napisał :D nie jest jakoś szczególnie porywający, ale tak miało być i dało radę go napisać, z czego się cieszę :D
W takim razie... enjoy :D i mam nadzieję, że mnie nie zabijecie xD
A i jeszcze jedno! Jakby co, to zbieżność nazwisk przypadkowa :p ale jeśli chcecie, to możecie sobie utożsamiać gościa z tą gwiazdką, którą być może znacie (fani KNK się zorientują) :p
***
Z chwilą gdy Hyewon zauważyła postawnego szefa Seulskich Diabłów, ogarnęła ją lekka panika, zwłaszcza że ten człowiek miał przy sobie broń i to nie byle jaką. Takim karabinem mógł z łatwością zabić kogoś w sekundzie, co nie było pocieszające dla dwójki uciekającej z tej kryjówki. Na dodatek Baekhyun uparł się by obserwować otoczenie na zewnątrz, zupełnie zapominając, że wewnątrz również może się coś czaić.
I czaiło się.
- Cień, do cholery! – upomniała go, mając olbrzymią gulę w gardle.
Jednocześnie podniosła obie ręce w geście poddania, dając znać przeciwnikowi, że nie ma złych zamiarów i nie zamierza atakować. Chociaż nie była do końca pewna czy to cokolwiek pomoże...
Kiedy Cień w końcu się opamiętał i obrócił do tyłu, znieruchomiał na widok karabinu wycelowanego prosto na niego. Automatycznie podniósł ręce w ten sam sposób co dziewczyna, by nie denerwować niepotrzebnie stojącego przed nim człowieka...
- Kopę lat, Cień – odezwał się z ironicznym uśmiechem, po czym wycelował w głowę jeźdźca, uprzednio przeładowując broń – Miło, że wpadłeś na imprezę.
- Jihun – Shadow wypowiedział jego imię bardzo ostrożnie, jakby bojąc się, że każde niewłaściwe słowo może być przyczyną pociągnięcia za spust – Może porozmawiamy jak cywilizowani ludzie? Opuść broń, jak cię proszę...
Wysoki chłopak zdawał się być czymś bardzo zaskoczony. Patrzył na jeźdźca ze zdziwieniem, ale chwilę później złośliwy uśmieszek znowu odmalował się na jego twarzy.
- Fajnie usłyszeć twój prawdziwy głos pajacu – odrzekł, wciąż trzymając karabin w ręce – Ale nie myśl, że tym razem ci odpuszczę. Skoro już się tutaj pojawiłeś, a za niedługo zostanę przechwycony przez gliny, które wezwał ten padalec Myungsoo, to przynajmniej się ciebie pozbędę...
- Wow, wow! To nie za dużo? – odezwała się dziewczyna, robiąc krok do przodu.
I to był błąd, bo w sekundzie stała się nowym celem. Widząc na sobie lufę karabinu, natychmiast znieruchomiała, czując jak krew odpływa jej z twarzy. Nigdy w życiu nikt do niej nie celował. Nawet z zabawkowej broni... teraz, wiedząc, że nie jest to zabawka a prawdziwy karabin, poczuła taki strach, jakiego nigdy nie czuła. Nogi miała teraz jak z waty, jednak dzielnie stała nieruchomo, gdyż jeden nieuważny krok, a ten człowiek mógł bezsensownie strzelić z własnego widzimisię...
- Nie pomyślałem w sumie – mruknął Jihun, przypatrując się przestraszonej brunetce – Jeśli zabiłbym ciebie, to byłoby ciekawiej...
- NIE WAŻ SIĘ JEJ TKNĄĆ!
Diabeł zadrżał, słysząc gniewny krzyk swojego wroga, jednak nie spuścił lufy w dół, tylko nadal trzymał ją wycelowaną w dziewczynę, którą niedawno kazał uprowadzić. W końcu parsknął śmiechem i pokręcił głową, patrząc z litością na wściekłego Cienia.
- Naprawdę? Pozwoliłeś by taka dziewczyna była twoją słabością? Biedny...
W momencie gdy Jihun patrzył na niego z uśmiechem, Baek zauważył jedną ciekawą rzecz... Cienka czerwona laserowa linia, przedostawała się przez okno, które było jedynym punktem łączącym pomieszczenie ze światem zewnętrznym. I właśnie z zewnątrz promieniował celownik, prosto w ramię szefa Diabłów.
Niezauważalnie przesunął się o kilka milimetrów w kierunku Hyewon. Trzeba będzie działać szybko aby wyjść z tej ciężkiej sytuacji, a nie zamierzał marnować tak wspaniałej okazji jaką zgotował mu los. I z chwilą gdy zauważył migotanie latarki w oddali, wiedział że zostało mu dosłownie kilka sekund.
- Jihun? – zwrócił na siebie jego uwagę, po czym uśmiechnął się kpiąco – Jesteś idiotą.
Zanim wróg zdołał cokolwiek powiedzieć, wszyscy usłyszeli odgłos wystrzału i nagły okrzyk bólu szefa gangu, który zdezorientowany nieświadomie wystrzelił ze swojej broni prosto na przerażoną dziewczynę. Jednak nie poczuła żadnego bólu. Poczuła za to mocne szarpnięcie Cienia, który szybko odsunął ją od linii strzału.
Patrzyła na niego oniemiała, blada i przerażona, ale gdy zobaczyła jego uśmiech, ulga odmalowała się na jej twarzy.
Był cały. Nic mu się nie stało, a brakowało tak niewiele...
Nie zdążyła jednak się napatrzeć na swojego obrońcę, gdyż kantem oka zobaczyła jak wkurzony Jihun, z grymasem na twarzy, celuje w nich po raz kolejny. Nie pozostało jej nic innego jak chwycić za swój paralizator i wystrzelić zanim chłopak zdążył zareagować. I tak, jak się spodziewała, uratowała tym siebie i swojego ulubionego jeźdźca, który zszokowany patrzył jak ciało Diabła wije się w konwulsjach.
Dongwoo chyba ustawił zbyt duże natężenie prądu...
Uśmiechnął się na tą scenę i zanotował w myślach, by w najbliższym czasie podziękować swojemu zastępcy, że zdecydował się podarować dziewczynie broń.
Nie myślał jednak za wiele tylko podszedł do Jihuna od tyłu i sprawnym ruchem chwycił za szyję, odcinając mu dostęp do tlenu, pozbawiając go przy tym przytomności.
- I typek z głowy na jakieś pół godziny – odetchnął cicho, wyciągając komórkę. Napisał szybką wiadomość do Myungsoo, gdzie mogą szukać szefa gangu i schował urządzenie z powrotem do kieszeni.
Gdy przeniósł spojrzenie na Hyewon, na jego twarzy odmalowała się troska. Była blada jak śmierć i najwidoczniej w dalszym ciągu nie otrząsnęła się po tym, co się tutaj wydarzyło. Doskonale znał uczucie, gdy ktoś celował do człowieka z broni... domyślał się jak się czuje, po pierwszym zetknięciu z taką sytuacją.
Poza tym... pierwszy raz strzeliła do człowieka. Choć nie chciał tego przyznać, w głębi duszy był z niej po prostu dumny.
Nie zdążył jednak wypowiedzieć nawet jednego słowa, kiedy do pomieszczenia wpadła kolejna postać ubrana na czarno z zakrytą twarzą.
- Tu jesteście! – zawołał jeździec widocznie ucieszony i wystukał na telefonie wiadomość dla drugiego poszukiwacza by tamten się już wycofał – W takim razie ruszajcie się, trzeba stąd wiać zanim policja nas nakryje!
- Kometa? – zapytał zaskoczony, widząc kolegę z oddziału z Busan – Skąd wiedziałeś, gdzie nas szukać?
- Niedźwiedź dał mi znać, że jesteście w tym rejonie – odparł – Postrzelił przed chwilą kogoś... i chyba ten ktoś leży u twoich stóp, nie mylę się? – zapytał, wskazując na nieprzytomnego Jihuna.
Kometa patrzył przez chwilę na szefa Diabłów, po czym przeniósł spojrzenie na wspólnika, u którego zauważył delikatny grymas. Zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc dlaczego Cień się krzywił... normalnie nigdy nie dawał po sobie poznać czegokolwiek!
Oczy mu się rozszerzyły, gdy zobaczył jego lewe ramię. Nie powiedział jednak nic, bo spotkał się z groźnym spojrzeniem przyjaciela, który tylko kiwnął głową na dziewczynę, myszkującą wśród pudeł, znajdujących się w pomieszczeniu.
Racja. Była już wystarczająco wystraszona. Gdyby się jeszcze dowiedziała, że...
Zaraz... Hyewon myszkowała w rzeczach?
- Co ty robisz? – zapytał zaskoczony Cień, widząc jak brunetka, wyciągała po kolei różne przedmioty, które były co najmniej podejrzane. Rozluźnił uchwyt na swoim lewym ramieniu i podszedł do dziewczyny zaciekawiony tym, co właśnie wyprawiała.
- No proszę... niby gang wandali, a przemyca narkotyki!
- Co?! – krzyknął Kometa, natychmiast podbiegając do Hyewon i biorąc do ręki pudło, zawartość którego przeszukiwała.
Gdy wysypał wszystko na ziemię, jego oczom ukazała się spora ilość różnokolorowych listków z wizerunkami postaci z bajek.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak ludzie śmiesznie maskują LSD – zaśmiała się, biorąc do ręki jeden z nasączonych papierków z rysunkiem Panoramixa – No co? – zapytała, gdy poczuła na sobie spojrzenie obu chłopaków – Jestem prawie lekarzem! Miałam zajęcia ze środków odurzających!
Ale jeźdźców nie zdziwiło to, że Hyewon potrafiła rozpoznać narkotyk. Dziwiła ich nieco inna rzecz...
Cień patrzył oniemiały na Chemika, który kilka chwil przed wyjściem z kryjówki, powiedział mu o wskazówce pozostawionej przez mordercę, polującego na Hyewon.
- Co masz na myśli mówiąc, że podrzucił wam LSD?
- Będzie chciał ją odurzyć. Taka jest moja prognoza – odparł poważnie laborant, wręczając mu małą latarkę do ręki – Gdy zaświecisz tym światłem i papier bądź inna rzecz zamigota na niebiesko, będziesz miał pewność, że to LSD.
Natychmiast wyciągnął z kieszeni małe narzędzie i poświecił po kolorowych listkach papieru. Chemik miał rację. Wszystkie paczki mieniły się bladoniebieskim kolorem, napawając chłopaka przerażeniem. Diabły nie były kartelem narkotykowym... Myungsoo by o tym wiedział i przekazał im taką informację, choćby i dzisiaj. A to by znaczyło, że wiedział o tym tylko i wyłącznie szef całej organizacji, skoro te wszystkie rzeczy znajdowały się w jego pokoju...
Tak, znajdowali się w „gabinecie" Jihuna. Zważając na całkiem nieźle urządzony pokój oraz kilka sejfów umieszczonych w pomieszczeniu, dałby sobie głowę uciąć, że to miejscówka szefa gangu. Stare podniszczone biurko, fotel oraz trzy szafy, w których zapewne ukrywał broń, były wystarczającym dowodem na to, że pokój należał do najważniejszej osoby w tej organizacji.
- Cień... spójrz na to – powiedział Kometa, który po drugiej stronie pomieszczenia wyciągnął z olbrzymiego pudła biały materiał.
Gdy do niego podszedł, od razu rzucił mu się w oczy ładny krój, który mogła posiadać tylko suknia ślubna. I tych sukien było w tamtym pudle od cholery!
Popatrzył znowu na nieprzytomnego Jihuna. On chyba nie mógł być...
Jego przemyślania przerwał mu krzyk Hyewon, która przewróciła mniejsze pudełko, znajdujące się w rogu pomieszczenia. I z tego przeklętego pudełka zaczęła cieknąć krew...
- Cha... Geurin? – wyjąkała przestraszona brunetka, podnosząc jedną ze zniszczonych fiolek po krwi i czytając małą etykietkę – Kim jest Cha Geurin? – pisnęła, nie potrafiąc hamować dłużej swojego strachu.
Odrzuciła fiolkę i zakryła usta dłońmi, pragnąc by był to kolejny koszmar, z którego za chwilę się obudzi. Ale ostatnio działo się zbyt dużo strasznych rzeczy, żeby teraz mieć tak płonne nadzieje.
A Baekhyun tylko stał i nie wierzył w to co usłyszał. Nazwisko wypowiedziane przez dziewczynę tkwiło mu w głowie niczym mantra. Widział przed sobą zapłakanego mężczyznę, opowiadającego o swojej córce, zaszlachtowanej przez szaleńca... Cha Geurin. Jedna z jego ofiar. Dziewczyna, której krew podrzucono z białą suknią właśnie Hyewon.
- Stary – odezwał się po raz kolejny Kometa – Mamy go. Spójrz.
Kopnął w jego kierunku kolejne pudło, które tym razem było pełne czegoś, co tylko upewniło go w tym, że miał obok siebie poszukiwanego mordercę.
Masa nieużywanych kart sim...
- A więc dwie pieczenie na jednym ogniu, tak? – zaśmiał się Cień, podchodząc do nieprzytomnego szefa gangu i wyciągnął nóż z drugiej kieszeni – Sukinsyn pożałuje za to co zrobił... - wycedził, kucając przy Jihunie, po czym sprawnie wycelował nożem prosto w jego tętnicę szyjną.
- CIEŃ! – krzyknął Kometa, podbiegając do wściekłego kompana i siłą odciągnął go od nieprzytomnego człowieka – Oszalałeś do reszty?! Jeśli to zrobisz, będziesz taki jak on!
- Jeśli on nie umrze, to umrą inne osoby! – odkrzyknął, zaczynając się szarpać, cały czas trzymając w ręku dużych rozmiarów ostrze.
- Przestańcie natychmiast! – krzyknęła Hyewon, patrząc na obu jeźdźców – Policja i tak go przechwyci – zadrżała, patrząc na tego, kto okazał się jej przesyłać dziwne wiadomości, powodujące u niej ciarki – Ufam, że Myungsoo się nim zajmie...
Widok człowieka, który prowadził z nią chorą grę, straszył ją i obserwował przez cały czas, był dla niej czymś... dziwnym. Teraz kiedy znała jego tożsamość, zadawała sobie pytanie - dlaczego? Nie wyglądał na szaleńca... rzeczywiście mógł za takiego uchodzić, gdy z uśmiechem celował do nich z karabinu, ale wyglądał na przestraszonego perspektywą złapania przez departament bezpieczeństwa... Sama już nie wiedziała co myśleć, ale strach przeplatał się u niej z niepewnością.
Kucnęła przy nim i w jednej chwili szarpnęła za skrawek swojej bluzki, rozrywając ją u samego dołu.
- Co ty wyrabiasz? – zapytał zdezorientowany Cień, który dalej był profilaktycznie trzymany przez Kometę.
- Nie możemy go tak przecież zostawić. Wykrwawi się, zanim służby po niego przyjdą! – odparła, obwiązując mu dokładnie ranę postrzałową, uważając by była dobrze uciśnięta.
- I tak umrze – prychnął, wyswobadzając się kumplowi, jednak nie ruszył się z miejsca, tylko już spokojnie przypatrywał się czynnościom dziewczyny. Przy okazji schował nóż do kieszeni, powodując ulgę u kolegi z Busan – W Korei za seryjne morderstwa grozi kara śmierci.
Hyewon pokręciła głową i podniosła się z miejsca, gdy uznała, że opaska jest zawiązana prawidłowo.
- Ale wtedy zabija państwo, nie ty. A to różnica.
Cień tylko westchnął i tak samo jak brunetka, podniósł się z podłogi. Nie podjął jednak walki słownej, bo miała rację. Czym by to się różniło od zwykłego morderstwa? Gdyby zabił mężczyznę, miałby tą scenę cały czas przed swoimi oczami, a co gorsza, byłby nawet za to ścigany.
- No dobra ludzie – odezwał się Kometa, przerywając ciszę – Trzeba się zbierać zanim...
Cała trójka drgnęła, gdy usłyszeli w oddali dźwięki syren policyjnych. Służby bezpieczeństwa już tu dotarły i jeśli szybko czegoś nie wymyślą, wpadną w niezłe kłopoty.
- Wszyscy się ewakuowali? – zapytał Baekhyun, rozmasowując swoje lewe ramię. Przestał jednak, gdy zauważył, że Hyewon zwróciła na niego swoje spojrzenie.
Kometa kiwnął głową, czym uspokoił chłopaka. Teraz problemem była tylko ucieczka ich trójki, ale zważywszy na to, że za mniej niż minutę ta kryjówka będzie oblegana przez funkcjonariuszy, nie będzie to szczególnie łatwe.
Drgnął kiedy kolega potrząsnął jego ramieniem i wskazał mu uszkodzone okno, prze które niedawno został postrzelony szef Diabłów. Nie mieli innego wyjścia. Musieli skakać przez okno.
Hyewon spojrzała na nich niepewnie, nie wiedząc czy to był na pewno dobry pomysł. Może i znajdowali się na pierwszym piętrze, ale wysokość i tak była spora... trzy metry to nie jest tak mało, biorąc pod uwagę, że dopiero uczyła się walczyć i radzić w takich sytuacjach.
- Idziesz pierwszy – powiedział Cień do drugiego jeźdźca – Złapiesz ją jak będziesz na dole, dobrze?
- Zaraz... co? – zająknęła się dziewczyna.
Zbladła gdy Kometa otworzył okno i bez zbędnego gadania wyskoczył na zewnątrz.
- Nie marudź – westchnął Baek, biorąc ją na ręce – Z większych wysokości już cię zrzucałem – mrugnął do niej, przypominając jej przy okazji sytuację gdy została bez ostrzeżenia zrzucona ze swojego balkonu prosto w ramiona Jelenia.
- Ale teraz wiem, że mnie wyrzucisz i...
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdy chłopak po prostu wyrzucił ją z okna, ponownie nie uprzedzając zdezorientowanej brunetki, która po chwili znajdowała się w ramionach dopiero co poznanego jeźdźca.
- Chyba nie było tak źle, prawda? – zapytał uśmiechnięty Kometa, trzymając ją w rękach i spoglądając na jej przestraszoną minę.
Ta tylko zaśmiała się nerwowo i szybko dała mu znać, że chce stać już o własnych nogach, co wbrew pozorom przyszło jej nawet łatwo.
- Nigdy więcej nie rób mi takich numerów! – ofuknęła Cienia, gdy tylko znalazł się obok nich.
Ten tylko zachichotał na jej uroczo wkurzoną minkę i poczochrał ją po włosach.
- Teraz nie tylko Cień będzie ci takie numery odstawiał – odparł, powodując szok na jej twarzy – Przygotuj się, bo Baekhyun potrafi być jeszcze gorszy – wyszeptał jej do ucha z dziką satysfakcją.
Popatrzyła na niego z otwartą buzią, nie wierząc w to, co usłyszała. Ten głupek już wcale nie chce się kryć! Spodziewała się raczej, że po tym wszystkim nadal będzie udawał, że nic się nie stało i będzie tym samym Baekhyunem co zawsze. Najwidoczniej nie doceniła swojego narzeczonego. To oznaczało, że ich życie będzie teraz naprawdę... ciekawe.
Ostrożnie przedostali się na wschodnią stronę szpitala, gdzie w krzakach ukryte były ich motocykle. Zdawali sobie sprawę, że będą musieli przepchać pojazdy trochę dalej, żeby nie budzić podejrzeń policji, której zdążyło się zebrać przed budynkiem naprawdę sporo.
Hyewon wyjrzała zza zarośli i przyglądnęła się jednostkom, które powoli wyprowadzały z budynku gangsterów. Cały ten rozgardiasz był dla niej niepojęty i nadal nie potrafiła otrząsnąć się po tym, co ją spotkało. A raczej nie docierało do niej to, co przeżyła... nigdy nie zapomni jak została potraktowana chloroformem, związana liną i zamknięta w piwnicy... a już na pewno nigdy jej głowy nie opuści obraz mężczyzny, który celował do niej z broni palnej. Jednak to wszystko wydawało jej się takie nierealne...
W pewnym momencie zauważyła trzy znajome twarze, które wyszły na zewnątrz, targając nieprzytomnego Jihuna. Myungsoo, Dongwoo i ten Sungyeol, z którym nie zdążyła zamienić nawet słowa, wpakowali gangstera do radiowozu, po czym podeszli do jednego z mężczyzn, ubranych w czarne garnitury. Ukłonili się przed mężczyzną i wskazali na coś, co stało przed głównym wejściem do opuszczonego szpitala...
A były to pudła, które znaleźli w pokoju niebezpiecznego szefa Diabłów.
- Hyewon? – usłyszała za sobą głos Baekhyuna – Musimy się już zbierać. Myungsoo da sobie radę. Nigdy bym nie pomyślał, że skubany jest w jednostkach specjalnych...
Zachichotała cicho i kiwnęła głową, po czym posłusznie podążyła za nim w kierunku motocykli, by w końcu opuścić to przeklęte miejsce.
Psychiatryk... nigdy więcej nie postawi stopy w tego typu miejscu.
***
- Krew zeszłorocznej ofiary, nieużywane karty sim, narkotyki, narzędzia chirurgiczne... - wymieniał Sungyeol, patrząc poważnie na swojego szefa, który przez ich szybką akcję przynajmniej zapomniał o zwłoce z raportami – Wszystko wskazuje na to, że to on.
- Dopóki nie będziemy mieli niezbitych dowodów, nic z tym nie zrobimy – mruknął Sunggyu, kręcąc głową – Ale mimo wszystko dobra robota. Macie ode mnie pozwolenie na urlop, ale nie zapędzajcie się. Praca zawsze się dla was znajdzie.
Myungsoo stał nad pudełkami pełnymi przerażających przedmiotów. Najgorsze z tego wszystkiego były narzędzia, które znaleźli w jednej z szaf. Odnaleziony sprzęt chirurgiczny powodował ciarki na całym ciele, zwłaszcza, że były sterylnie czyste, wypolerowane i schowane do szczelnie zamkniętych opakowań, jakby ktoś z czułością o nie dbał... a raczej nikt normalny nie jest zakochany w tego typu rzeczach.
- Całe szczęście, że nie doszło do prześladowań kolejnej ofiary, bo byłby niezły sajgon – westchnął szef jednostki, łapiąc się za biodra i obserwując jak policjanci pakują do radiowozów już ostatnich z Diabłów.
Dongwoo natychmiast przeniósł swoje spojrzenie na czarnowłosego, którego przyjaciółka była właśnie taką ofiarą, a o której nic nie pisnął w departamencie. Zastanawiał się czy wyjawić teraz prawdę przełożonemu, ale nie był pewien w jaki sposób to odbierze.
Chociaż... co gorszego może zrobić, prócz obcięcia urlopu?
- Była jedna – mruknął cicho, mając jednak nadzieję, że nie usłyszał i nie będzie musiał się tłumaczyć z tej sytuacji.
Jednak nie docenił dyrektora...
- Co?! – krzyknął zaskoczony, patrząc gniewnie na każdego z trójki agentów – I czemu ja nic o tym nie wiem?!
Sungyeol wraz z Dongwoo automatycznie wskazali palcem zamyślonego Myungsoo, który w dalszym ciągu nie zorientował się, że rozmowa zeszła na Hyewon i jej problemy z psychicznym mordercą.
- Myungsoo – wysyczał wściekły Sunggyu, zwracając tym uwagę swojego podwładnego – Jak zawsze robisz wszystko na własną rękę! Pomyślałbyś chociaż raz w życiu, że nie jesteś jedyny w całym departamencie!
Dwójka, nie wciągniętych w rozmowę mężczyzn, postanowiła się bezpiecznie wycofać, gdy usłyszała głośny wrzask swojego szefa. Wiedzieli, że gdy Sungkyu zaczynał swój generalny opierdziel, to nigdy nie wynikało z tego nic dobrego dla tego, co przewinił. A Myungsoo przewinił... i to bardzo.
- Szefie... - zaczął przerażony czarnowłosy – Ja...
- Nie chcę słyszeć żadnych wymówek, do cholery! Ta dziewczyna mogła zostać zabita przez twoją niekompetencję! Zamiast przekazać porządny raport jednostce i przygotować oddział do pilnowania, ty znowu bawiłeś się w bohatera, tak?! To bądź sobie tym bohaterem dalej, bo dopóki nie udowodnimy Jihunowi, że jest pierdzielonym mordercą, dopóty ty nie dostaniesz ani dnia wolnego, a co więcej sam zajmiesz się jej ochroną! I co dwa dni mam dostawać raporty! W przeciwnym razie inaczej sobie porozmawiamy... - ostatnie zdanie wysyczał mu prosto w twarz, po czym odwrócił się i zaczął zmierzać do samochodu, którym tutaj przyjechał.
Sungjong, który obserwował wszystko z boku nie wiedział czy śmiać się czy może raczej bać, ale gdy spotkał się z morderczym spojrzeniem Sunggyu, był pewien, że jednak w grę wchodziła druga opcja. Popatrzył współczującym wzrokiem na kolegę z pracy, po czym wsiadł na swój motor, w celu odjechania z tego miejsca.
- Jeszcze jedno... Sungyeol? – zapytał Sunggyu zza otwartej szyby, siedząc już w samochodzie – Ty i Myungsoo wydajecie się być bardzo zżyci. Pomożesz mu. A ty Dongwoo... widzę cię jutro z rana w moim gabinecie. Roboty papierkowej nie brakuje. I chcę mieć dane tej dziewczyny – dodał na odchodne, zanim zasunął szybę i nakazał kierowcy wracać do jednostki.
W chwili gdy samochód dyrektora zniknął za zakrętem, cała trójka głośno odetchnęła. Rozmowy z Kim Sungkyu nigdy nie należały do najłatwiejszych, zwłaszcza gdy szef został wyprowadzony z równowagi. A teraz... wymierzył taką karę swoim podwładnym, z której nie w sposób będzie się im wymigać.
- Zazdroszczę wam – Dongwoo podrapał się po karku, patrząc na pozostałą dwójkę zawiedzionym wzrokiem – Przynajmniej będziecie działać w terenie...
- Gdzie są moje wakacje? Majorka? Hawaje? Albo chociaż Jeju? – jęknął Sungyeol, opuszczając ramiona w geście rezygnacji – Mam gdzieś, że to praca w terenie! Należy mi się odrobina rozrywki!
Myungsoo zaśmiał się na dziecinne zachowanie przyjaciela, niepocieszonego perspektywą kary od ich przełożonego i choćby chciał mu w jakiś sposób pomóc, to nie mógł. Szczerze, myślał, że on jako jedyny oberwie za niewykonanie poleceń, jednak to, co mówił ich trener w jednostce było prawdą... drużyna odpowiada cała, a nie w części.
Poklepał Yeola po plecach, mając wielki uśmiech na twarzy, gdy wpadł na pewien pomysł, który może im przynieść całkiem interesującą zabawę.
- Chyba wiem jak mogę ci dostarczyć trochę rozrywki hyeong – powiedział, szczerząc się jak głupi do sera.
- Hę? – odparł zaskoczony, ale i lekko przerażony ekspresją kolegi.
Myungsoo nie uśmiechał się tak szeroko bez dobrego powodu...
- Trzeba odzyskać znowu nasze amulety, As.
Sungyeol wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszał. Pokręcił tylko głową, modląc się by Soo żartował.
- Chyba nie mówisz poważnie, idioto...
Jednak szeroki uśmiech przyjaciela wystarczająco upewnił go, że nie ma co liczyć w tej chwili na jakiekolwiek żarty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top