I. "Miłość potrafi być czasem ciężka i niedoceniana...

Surprise! :D Wiem, że was męczę (to już ostatnie, obiecuję!), ale postanowiłam zrobić pewien długoterminowy eksperyment :p mam nadzieję, że się uda :D a jak się uda, to was poinformuję na samym końcu... no wszystkiego hahah :D 

Także... miłego czytania i do zobaczenia wkrótce w następnej części <3

Wielu ludzi wierzy w bajki. Przepiękne bajki, które na siłę starają się wprowadzić we własne życie. Na przykład taka jedna dziewczyna... zakochana po uszy w swoim przyjacielu z liceum, zostawiona przez niego na kilka lat bez żadnego wyjaśnienia... Zostaje jego żoną, gdy w końcu powraca i daje mu syna, z którym żyją sobie spokojnie w zacisznym domu pełnym ciepła i miłości. Nie tak długo po tym rodzi im się córka i razem we czwórkę prowadzą piękne życie.

Ale nie każda bajka ma piękną kontynuację...

- Znowu zniknąłeś na całą noc! Gdzie ty się włóczyłeś?!

- Może trochę szacunku? Jestem dorosły i mogę decydować o swoim życiu, tak?!

Siedemnastoletnia brunetka wywróciła oczami na kolejną bezsensowną kłótnię, których w tym domu było na pęczki. Tak... oto bajka, której zakończenia nikt nie zna, ale sam jej środek już przyprawiał o ból głowy.

- Mówisz, że masz dużo pracy? Ciekawe... naprawdę bardzo ciekawe! Jaka ona jest? Młoda? Piękna? Lepsza niż...

- Co ty znowu wygadujesz?!

- Przyznaj się, że znalazłeś sobie jakąś nową laskę a nie wciskaj mi kitu!

Hayoon, słysząc głuchy łoskot, prędko zatrzasnęła książkę do historii i z małymi kurwikami w oczach pobiegła na korytarz, w którym było centrum całego zamieszania. Mogli chociaż iść do pokoju, a nie drzeć się na cały dom... z korytarza niosło jak ta lala!

- MOŻECIE W KOŃCU PRZESTAĆ?! – wydarła się, widząc dwóch mężczyzn w pozycji do rozpoczęcia bójki. Nie. Raczej w pozycji, która świadczyła już o jej rozpoczęciu – Seokho... przestań dusić tatę. Tato, proszę puść tego idiotę. Jakby was mama widziała... pourywałaby wam łby! – krzyknęła nagle, powodując ciarki na ciele swoich krewnych.

Byun Baekhyun oraz jego młodsza o dwadzieściakilka lat kopia stali w ciszy pośrodku korytarza, na którym zaczęła się cała afera. Nie było to już zaskakujące, bo dwójka żarła się ze sobą nieustannie, ale odkąd Hyewon nie było z nimi, to zaczynało przechodzić ludzkie pojęcie. A Hayoon, czująca że musi przejąć obowiązki swojej matki, nauczyła się ich temperować w podobny sposób... niestety ojcu musiała zawsze okazać szacunek, co było trochę niesprawiedliwe względem jej brata, no ale cóż... takie życie.

- Siostra, ty tego nie widzisz? Nie widzisz jak on znika codziennie wieczorem i wraca dopiero rano? – odezwał się młodzieniec o ciemnych włosach, którego buźka przypominała trochę szczenięcą mordkę. Ponoć tata był identyczny w jego wieku...

- Jest dorosły. Może robić co chce – wzruszyła ramionami.

- Dziękuję – powiedział Baekhyun, uśmiechając się do córki, po czym zwrócił spojrzenie na Seokho i już miał coś powiedzieć, kiedy dziewczyna znowu mu przerwała.

- Ale zadzwonić bądź napisać, co robisz i czy nic ci nie jest już by nie zaszkodziło – ofuknęła mężczyznę, który stał i milczał, po usłyszeniu jej słów.

Tym razem to na twarzy Seokho uformował się triumfalny uśmieszek. Nastolatka westchnęła. Z każdym dniem było coraz gorzej... doszło nawet do tego, że bała się zostawiać tą dwójkę samą w domu, by przypadkiem po powrocie ze szkoły nie zastać trupa w salonie czy kuchni.

- Hayoon – odezwał się brat, patrząc znacząco na dziewczynę – Co by robił mężczyzna w nocy, gdy żony nie ma w domu? Pomyśl...

- Gówniarzu, zastanów się o czym ty w ogóle mówisz – zaczął groźnie Baekhyun, ale trzask drzwi wejściowych odwrócił uwagę całej trójki, która zaskoczona skierowała spojrzenia w miejsce skąd dobiegł hałas.

W drzwiach stała ciemnowłosa kobieta kierująca podejrzliwe spojrzenie na dwóch mężczyzn, którzy mieli nieszczęście stać na korytarzu zaraz przed jej wejściem do domu. Puściła rączkę od walizki i skrzyżowała ręce, mrużąc przy tym oczy.

- O czym on mówi? – zapytała, mierząc ich od góry do dołu zimnym jak lód spojrzeniem.

Obu jakby zmroziło na widok surowej miny kobiety. Za to Hayoon odetchnęła z ulgą i podeszła do niej uśmiechnięta, mocno ją obejmując na powitanie.

- W samą porę mamo – powiedziała, po czym razem ze swoją książką zaczęła zmierzać w kierunku schodów – Ja idę się uczyć, więc nie przeszkadzajcie sobie. Udanej konwersacji.

Hyewon uśmiechnęła się na dźwięk sceptycznego głosu swojej córki. Naprawdę tęskniła za tą chłodną i wyrachowaną dziewczyną, która okazywała swoje prawdziwe emocje tylko w wyjątkowych momentach. Jednak chwilę później przeniosła ostre spojrzenie na syna i męża, którzy nadal wyglądali tak jakby zobaczyli ducha.

- Już jesteś, skarbie? – zapytał Baekhyun – Myślałem, że wracasz dopiero pojutrze.

- A co? Masz jakieś plany? – zapytała podejrzliwie, podchodząc do niego powoli i nie spuszczając z niego oka.

Wpatrywała się w niego przez kilkanaście sekund, po czym uśmiechnęła się szeroko i dała mu buziaka w policzek. Strasznie się za nim stęskniła. Delegacje bywały okropnie męczące, głównie dlatego, że musiała pracować z daleka od swojej rodziny. A to było czymś, co naprawdę trudno było znieść bez anielskiej cierpliwości.

Seokho wykrzywił się na ten widok i pokręcił głową w niedowierzaniu.

- Nie mogę na to patrzeć.

- Wszystko w porządku, synu? – zapytała, spoglądając na niego zdezorientowana.

Baekhyun tylko westchnął i spojrzał na swoją żonę ze zmęczonym wyrazem twarzy.

- Nasze pierworodne dziecko oskarża mnie o nagminne zdradzanie twojej osoby.

Hyewon zamilkła, powoli analizując słowa mężczyzny, nie wierząc przy tym własnym uszom. Baekhyun... ją zdradzał?

Wybuchła głośnym śmiechem i poklepała swojego ukochanego po głowie, patrząc przy tym na dwudziestolatka, który był tym razem zbity z tropu.

- Spójrz na niego – powiedziała, wskazując na swojego męża – Myślisz, że jakaś super laska by go zechciała? Niedługo stuknie mu pięćdziesiątka!

- Ejże! – oburzył się Baekhyun – To, że jestem w kwiecie wieku, nie znaczy, że nie mogę się podobać innym kobietom!

- A chciałbyś? – zapytała podejrzliwie.

- Zawsze, moja droga. W końcu od dziecka jestem casanovą...

- Tak, tak... no już dobrze, mój casonovo...

- Wystarczy! – krzyknął młody, wpatrując się z niedowierzaniem w swoich rodziców, którzy poważną sprawę obrócili w żart.

To było zrozumiałe, oni zawsze uwielbiali żartować i wprowadzać rozluźnioną atmosferę do domu, ale czasem po prostu przesadzali, bagatelizując prawdziwe problemy!

Matka z ojcem natychmiast umilkli i popatrzyli zaskoczeni na Seokho, któremu najwyraźniej skoczyło już ciśnienie.

- Mamo! Gdy byłaś nieobecna, on wychodził wieczorami i wracał dopiero wczesnym rankiem, myśląc że razem z Hayoon ciągle śpimy! Ponadto ty nie wiesz co on trzyma na strychu!

- Seokho... - wyszeptał zaskoczony Baek, słuchając wyrzutów swojego syna, jednak nie był w stanie powiedzieć nic więcej, bo jego dziecko kontynuowało swój monolog, które na dobre wcięło również jego żonę.

- Jakieś dziwne stroje, broń, zhackowane dokumenty rządowe... on może nie tylko cię zdradzać, ale również być ściganym przestępcą! Wiesz w ogóle coś o jego przeszłości, czy może na oślep wyszłaś za niego, bo był po prostu przystojny?!

Kobieta wpatrywała się w chłopaka zimnym spojrzeniem, co natychmiast uspokoiło narwanego czarnowłosego. Przesadził... powiedział za dużo. Może rzeczywiście był ostatnio poddenerwowany, bo czekały go egzaminy na uczelni, ale nie było to powodem, dla którego musiał uwziąć się na ojca.

Ale na Boga... on trzymał w ukryciu niebezpieczne rzeczy! On miał tam broń! A sam niczym hipokryta w najczystszej postaci, nie pozwalał mu chodzić dla rozrywki na strzelnicę z kumplami... Nakumulowało się zbyt dużo żalu, żeby mógł potraktować swojego rodziciela ulgowo.

- Baek? Zaproś swojego syna do gabinetu jego dziadka – powiedziała chłodno Hyewon, na powrót zapinając swoją kurtkę, budząc tym samym zaskoczenie na twarzy obu panów.

Natychmiast z góry zleciała podekscytowana Hayoon i uśmiechnęła się do matki.

- Jedziemy do babci?!

Pisnęła ze szczęścia, gdy brunetka odpowiedziała jej kiwnięciem głowy.

***

- Witajcie kochani!

Hyebin była mile zaskoczona widząc całą rodzinkę Byun, która zapukała do jej drzwi około południa. Była również szczęśliwa widząc w końcu swoją córkę, po miesięcznej delegacji. Czasem czuła się naprawdę źle, że zrzuciła na Hyewon obowiązek prowadzenia rodzinnego szpitala... Ale wyrosła na naprawdę porządną kobietę, a ponadto na świetnego chirurga. Co prawda, do Myungsoo było jej daleko, ale nadal wykonywała świetną robotę.

Sama Hyewon była na początku bardzo sceptycznie nastawiona do przeprowadzania operacji, bo z narzędziami chirurgicznymi miała bardzo... złe wspomnienia. Jednak z pomocą Yixinga i Myungsoo udało jej się przemóc strach, stanąć na nogi i wyrobić sobie specjalizację.

Seokho nie wiedział co w ogóle ma powiedzieć, poza przywitaniem się z babcią. Cała ta sytuacja trochę go przerażała, bo matka była bardzo poważna, mówiąc o dziadku. Nie miał pojęcia jak ma to przyjąć i nie miał wcale dobrych przeczuć.

Baekhyun czuł się zupełnie tak samo, nie wiedząc jak wyjaśnić synowi jego nocne eskapady. To w żadnym wypadku nie była zdrada i jeśli miał być szczery, to oszczerstwo go bardzo zabolało. Jednak i tak było to do przełknięcia, w porównaniu z nazywaniem go przestępcą... to było trochę za dużo powiedziane.

- Wy dwaj – Hyewon wskazała na mężczyzn – Idziecie ze mną i nie odzywacie się, dopóki nie udzielę wam głosu.

- Skarbie, co się dzieje? – zapytała zaskoczona Hyebin, widząc ponurą minę swojego wnuka.

- Idą pewnie pogadać o gangu – Hayoon powiedziała bez większego entuzjazmu, budząc tym samym szok w oczach wszystkich pozostałych osób – No co? To nie tak, że nie wiedziałam tego od jakichś... dwóch lat?

Hyewon i Baekhyun popatrzyli po sobie, po czym kiwnęli głowami i zaciągnęli do gabinetu Minhyuka całą swoją czteroosobową rodzinę. Usadzili udane rodzeństwo obok siebie na kanapie, po czym matka wskazała na Hayoon i pokręciła głową.

- Nie wiem skąd to wiesz i ile wiesz, ale...

- Wujek Taemin – przerwała dziewczyna – On jest super! Nauczył mnie nawet otwierać zamki!

I wszystko było jasne. Taemin był jedną z największych papli w całej organizacji i tylko Minseok mógł go pobić w tej dzedzinie. Z tą różnicą, że on nie miał gdzieś zasad poufności...

- Jaki gang, kurde?! – zapytał Seokho, tracąc powoli cierpliwość.

- Jejku, brat... ty naprawdę jesteś takim ignorantem czy tylko udajesz? – zapytała prowokacyjnym tonem, wyprowadzając studenta coraz bardziej z równowagi – Zamiast siedzieć w tych wstrętnych finansach, zainteresowałbyś się tym, co dzieje się w domu.

- Ty mała zołzo! Jak niby miałbym się zorientować w domu, skoro wszystko jest poukrywane w szafach?!

- Odwiedziłbyś czasem wujka Taemina lub wujka Kaia. Wujek Chanyeol w sumie też dużo mówi... Za to od wujka Luhana to ty się nic nie dowiesz... Od biedy wujek Jongdae puści parę z ust! Serio skorzystaj z tej rady, a całą historię gangu jeźdźców będziesz miał w małym paluszku!

Hyewon chwyciła się za głowę, nie wierząc w to, co słyszy. Naprawdę myślała, że puszczanie ciekawskiej dziewczyny do chłopaków wyjdzie jej na dobre, ale widać myliła się, bo ci idioci robili jej wodę z mózgu. Ile miała lat kiedy się dowiedziała? Piętnaście?!

- Jakiego, kurwa, gangu?!

- Język – syknęła Hyewon, patrząc groźnie na syna.

- Wybacz mamo... ale o jaki gang wam konkretnie chodzi? I co ojciec ma z tym wspólnego? Bo rozumiem, że to o niego chodzi, tak?

- Noo... tata był w sumie prawie szefem jeźdźców. Chociaż i tak wujek Junmyeon sprawował tam największą władzę.

Seokho ukrył twarz w dłoniach, starając się nie wybuchnąć, bo jego młodsza siostra przesadzała. Albo coś się działo z jej śliczną główką i trzeba było jechać w trybie natychmiastowym do psychiatry, albo ojciec rzeczywiście był członkiem jakiejś dziwnej organizacji razem ze swoimi przyjaciółmi, z którymi jest zżyty po dziś dzień.

- Hayoon... zawiozę cię do lekarza – westchnął, po czym dostał w głowę od dziewczyny.

Zdobył się w końcu by spojrzeć na Baekhyuna, któremu wcale nie było do śmiechu. Patrzył na syna bardzo poważnie, aż młody dostał ciarek, jednak nie dał po sobie tego poznać. Byun Seokho nigdy nie okazuje słabości.

- Słońce, idź do babci i pomóż jej z obiadem – westchnęła Hyewon, wskazując córce drzwi wyjściowe – Skoro już znasz historię, nie musisz tutaj siedzieć i słuchać wszystkiego raz jeszcze...

Dziewczyna popatrzyła na matkę błagalnym wzrokiem, ale kobieta nie wyglądała jakby miała odpuścić. Zasada numer jeden w domu Byun – Mama zawsze ma ostatnie słowo. Nie zastosowanie się do polecenia miało fatalne skutki. Dlatego też dziewczyna wstała i wyszła z gabinetu dziadka, z zamiarem udania się do kuchni, gdzie razem z babcią miały przygotować jedzenie dla całej rodzinki.

Hyewon przeniosła swoje spojrzenie tym razem na męża, który od samego wejścia nie odezwał się ani słowem, a teraz na dodatek wpatrywał się uparcie w duży obraz wiszący na ścianie. Czarny smok od zawsze był symbolem dominującym w tym pomieszczeniu. Dziwił się, że Hyewon nigdy tego nie zauważała...

- Myślałam, że już mu wyjaśniłeś niektóre rzeczy – powiedziała ostro, zwracając tym samym jego uwagę.

Popatrzył na nią przepraszającym spojrzeniem, po czym odwrócił się do syna i wskazał na niego ręką.

- Spójrz na niego – powiedział – On nie jest jeszcze gotowy...

- Byłeś trzy lata młodszy niż on gdy zacząłeś tę szopkę, Baekhyun – upomniała go natychmiast – To nie on nie jest gotowy, tylko ty. Seokho, jak ty się dostałeś do kufra na strychu, tak w ogóle? – ostatnie zdanie skierowała do syna, który wydawał się tym razem nieco skrępowany – Ojciec zawsze trzymał klucze przy sobie.

Spojrzał na Hyewon z lekkim wahaniem. Powiedzieć, że nie on go otworzył? Że ich stuknięta córka nauczyła się otwierać praktycznie KAŻDY zamek? To, że on znalazł się wtedy na strychu było przypadkiem i ciekawość wzięła nad nim górę... Potem był po prostu przerażony i zły, gdy odkrył co tata trzyma w ukryciu...

- Hayoon – mruknął Baek, opierając się plecami o biurko i kąciki ust delikatnie mu się uniosły, gdy Seokho kiwnął głową.

Ta mała cwaniara była pełna niespodzianek. Była prawdziwą mieszanką cech swoich rodziców. Od opiekuńczej dziewczyny, dbającej o porządek i bezpieczeństwo, przez chłodne i obiektywne nastawienie do większości spraw, aż po narwaną i wybuchową duszyczkę, która potrafiła podekscytować się każdą kryminalną zagadką, którą zainteresował ją Myungsoo. Baekhyun czasami naprawdę nie wiedział czy widzi w niej samego siebie czy też swoją żonę.

Hyewon usiadła po prawej stronie swojego syna i pogłaskała go po głowie, na co ten od razu się skrzywił, zabierając jej rękę. Zachichotała na jego buntowniczą reakcję... był naprawdę kropka w kropkę jak ojciec.

- Może najpierw zaczniemy od tego, dlaczego Baekhyun nie puszcza cię na strzelnicę, co? – zapytała, natychmiast spotykając się z szokowanym spojrzeniem jej dziecka – No co? Wiem, że jesteś tym rozczarowany i nie dziwię ci się... Twój ojciec również by tego nie wytrzymał. Chociaż Chanyeola to by dopiero nosiło...

- Zaraz – zaczął młody, patrząc z zaskoczeniem na rodziców – To jest jakiś powód dla którego mnie tam nie puszczacie? Nie jest to wasze widzimisię?

Pokręciła głową, ale zanim zaczęła mówić, głos zabrał Baekhyun, zaskakując tym samym pozostałą dwójkę.

- Twoja matka omal nie zginęła od postrzału. Trzy razy – powiedział chłodno, wwiercając w syna swoje spojrzenie – Raz od snajperki, drugi raz od karabinu, trzeci przez zwykły pistolet. Nie dziw się, że mam uraz do miejsc, gdzie jest pełno ciężkiej amunicji.

- We wszystkich przypadkach byłam uratowana – powiedziała od razu Hyewon, zwracając spojrzenie na zszokowany wyraz twarzy Seokho, który chyba nie do końca przyswoił sobie tę informację...

- Dlaczego miałabyś być postrzelona? Przez przypadek wkręciłaś się w jakieś niebezpieczne porachunki, czy co?

Oboje zaśmiali się na wypowiedź dwudziestolatka, czym jeszcze bardziej zbili go z tropu.

- Coś w tym stylu – odparła matka – Ale z ostatnim postrzałem wiąże się jeszcze inna historia – zaczęła niepewnie, a jej dłonie zaczęły jej drżeć.

Za każdym razem gdy wracała do dnia, w którym była więziona w piwnicy, znajdującej się dwa piętra pod nimi, czuła się dużo gorzej. Tamten dzień zapoczątkował bardzo ciężki okres w jej życiu, o którym wolałaby zapomnieć, jednak dobrze wiedziała, że nie było takiej możliwości. Teraz musiała się cofnąć i wszystko to opowiedzieć synowi.

- Baekhyun... nie było go gdy się urodziłeś, skarbie.

- Chcesz powiedzieć, że zostawił cię samą gdy byłaś w ciąży? – zapytał z niedowierzaniem.

- No na to wygląda – odrzekł chłodno Baek, na co Seokho nie był mu dłużny i zaczął się wpatrywać w niego z taką samą złością.

Hyewon westchnęła. Nie miała pojęcia skąd u syna znalazły się takie pokłady złości dla ojca, ale dobrze wiedziała, że oboje kochali się jak nikt inny. Mieli tylko mały problem w okazywaniu swoich uczuć. Na dodatek Baek wcale nie poprawiał sytuacji, a bardziej prowokował młodego... Będzie musiała zrobić z tym porządek i dopilnuje aby żaden z nich nie wyszedł z tego pokoju, dopóki chłopak nie pozna całej prawdy.

- Tak, nie było go, bo w tamtej chwili umierał piętro niżej, po postrzeleniu z kuli, która była przeznaczona dla mnie – odparła drżącym głosem, czując jak łzy po raz kolejny napływają jej do oczu.

- Mamo...

- Po prostu był pewien okres gdy ścigał mnie chory człowiek, chcąc zrobić mi krzywdę, twój ojciec wraz ze swoją organizacją starał się mnie chronić, a gdy przyszło się spotkać z mordercą oko w oko, zasłonił mnie swoim ciałem, zostawiając mnie praktycznie na cały rok, walcząc przy tym o życie. Koniec historii – odparła, czując że dłużej nie da rady mówić. Siedziała i wpatrywała się w podłogę, starając się wyprzeć wszystkie złe wspomnienia, które ożyły na nowo w jej głowie.

Wiedziała jednak, że tutaj nie uda jej się o tym zapomnieć, bo potrzebowała czegoś, co odwróci jej uwagę. Wstała więc z kanapy i udała się w kierunku drzwi.

- Mam nadzieję, że tym razem zachowacie się jak dorośli ludzie i porozmawiacie bez żadnych sprzeczek i bójek – powiedziała na odchodnym, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając zszokowanego syna i męża, którego mina wyrażała wszystko. Od zakłopotania, przez ból, aż po zwyczajną powagę. Starszy westchnął przeciągle, układając sobie w głowie wszystko, co będzie musiał opowiedzieć. Zastanawiał się tylko od czego zacząć. Od jeźdźców? Od szalonych lat liceum? Od prześladowania jego matki? Chyba po prostu zacznie od tego jak poznał Hyewon. Tak... to będzie najlepsze...

- Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyłeś? – zapytał cicho chłopak, burząc cały plan opowieści swojemu ojcu.

Baekhyun poczuł jak jego żołądek ściska jakaś niewidzialna siła. Zaczął od momentu, który do dzisiaj budzi u niego ciepłe a zarazem bolesne wspomnienia. Wspomnienia z tego okropnego miejsca, zwanego szpitalem.

- Zaraz po przebudzeniu – powiedział, zajmując miejsce po jego prawej stronie – Pierwsze co ujrzałem, to twoją matkę klęczącą na podłodze i płaczącą tak głośno, jak jeszcze nigdy... I choć miałem ogromną ochotę wstać i mocno ją przytulić, nie mogłem. Moje ciało odmawiało mi wtedy posłuszeństwa. A potem Yixing położył na moich kolanach małe zawiniątko, które było już na tyle ruchliwe żeby chwycić mój palec swoją małą rączką i uśmiechać się do mnie za każdym razem, gdy ja to robiłem.

- Tato przestań. Nie ruszy mnie to – odezwał się nagle Seokho, który wbrew sobie zaczął czuć łzy w kącikach oczu.

Poczuł nagle dłoń ojca, czochrającą go po włosach, co jeszcze bardziej wzbudziło w młodym poczucie winy.

- Miałeś wtedy dwa miesiące i wystarczyła mała chwila byś rzucił na mnie urok. Nie potrafiłem wypuścić cię z moich ramion i zawsze protestowałem gdy Hyewon musiała z tobą wracać do domu... Tak bardzo chciałem wyjść z tego szpitala i razem z wami spędzać każdą wolną chwilę... A potem zorientowałem się, że za bardzo cię, gówniarzu, rozpieściłem.

Usłyszał obok siebie ciche parsknięcie syna, który przez łzy zaczął się po prostu śmiać.

Jak mógł chociaż przez chwilę pomyśleć, że zdradzał mamę? Gdyby to zrobił... mówiłby z taką czułością o takich rzeczach? Wspominałby takie ckliwe wydarzenia, budząc w nim głupie wzruszenie?

- Po raz pierwszy nie mam ochoty z tobą walczyć, wiesz? – mruknął w końcu, powstrzymując łzy. Chłopaki w końcu nie płaczą.

- Nie masz pojęcia o prawdziwej walce, Seokho – zaśmiał się Baek, wywołując też uśmiech na twarzy studenta – Widzisz ten obraz nad biurkiem? – powiedział nagle, wskazując na wizerunek czarnego smoka, widniejącego na ścianie.

- Tak... co z nim?

Mężczyzna uśmiechnął się na widok dzieciaka, który tym razem nie ze złością ani podejrzliwością, a z zupełnym zainteresowaniem, wpatrywał się w duże malowidło.

- Zacznijmy od tego, że był sobie pewien siedemnastoletni głupek, który bardzo... ale to bardzo lubił twoją mamę...

***

Zmywanie naczyń nigdy nie było takim zajmującym zajęciem jak tamtego wieczoru. Hayoon wraz z Hyewon, sprzątały po przygotowaniu obiadu dla całej rodziny, jednak nie mogły pozbyć się dziwnego wrażenia... tak jakby coś było nie w porządku.

- Kiedy w końcu zejdą zjeść? Zupa stygnie – marudziła babcia Do, stojąc przy wejściu do kuchni z założonymi rękoma – Siedzą tam już sami od godziny, a cisza tam jak makiem zasiał...

Nastolatka popatrzyła przerażona na matkę, która również zaniepokojona zostawiła naczynia w spokoju i szybko pobiegła w towarzystwie córki w kierunku schodów.

Gdy było zbyt cicho... to nigdy nie wróżyło nic dobrego...

- A jak się pozabijali? Ja wiem, że w tym palancie kryją się pokłady agresji... ale jeśli ma jakieś mordercze zapędy? – gadała zmartwiona dziewczyna, pędząc za Hyewon w kierunku gabinetu dziadka.

- Mówisz teraz o swoim bracie czy ojcu? – zapytała przerażona kobieta, po czym z zamachem otworzyła drzwi i ujrzała scenę, na widok której zrobiło jej się słabo – BAEKHYUN!

Widok swojego dziecka, duszonego przez ukochanego męża był jednym z najbardziej szokujących, ale i przerażających widoków w jej życiu.

Mężczyzna spojrzał zaskoczony na Hyewon i przez przypadek wzmocnił ucisk, sprawiając że Seokho zrobił się cały blady. Natychmiast go puścił, rzucając mu przepraszające spojrzenie, jednak tamten po serii kaszlu, uśmiechnął się słabo i wystawił ojcu kciuka w górę.

- Naprawdę nieźle – powiedział cicho, masując się po swoim gardle i spojrzał z uśmiechem na swoją przestraszoną matkę, która nie bardzo wiedziała jak ma się odnieść do tego zajścia – Serio umiesz zastosować takie duszenie, mamo? Nie spodziewałbym się!

- Super! – krzyknęła Hayoon, patrząc na Hyewon z uśmiechem.

Kobieta zamrugała kilkukrotnie, po czym spojrzała gniewnie na swojego męża, który tylko wzruszył ramionami.

- Chciał żebym mu pokazał kilka sztuczek, to nie mogłem przecież odmówić.

Ten głupek czerpał z tego czystą przyjemność!

- To twój syn! Dusiłeś własnego syna!

- Zużyłem na niego jedną czwartą mojej siły. Spokojnie kochanie – odparł z uśmiechem, jednak Seokho nie wydawał się tym zadowolony.

- Ej! Prosiłem, żeby nie było żadnych ulg!

- Gdyby nie było żadnych ulg, leżałbyś na ziemi nieprzytomny z dużą ilością siniaków, synu. To teraz powtórka! Pamiętasz zakładanie dźwigni na plecy?

Młody nie zdążył się odezwać, gdy poczuł mocne szarpnięcie w okolicy prawego nadgarstka, a następnie jego ramię zostało brutalnie założone do tyłu, powodując u niego potworny ból, na który nie mógł nie krzyknąć.

- HAYOON! – krzyknął Baekhyun wraz z Hyewon, którzy z niedowierzaniem patrzyli jak ich córka z lekkością używa jednego z boleśniejszych chwytów na swoim starszym bracie.

Ta tylko wzruszyła ramionami i puściła Seokho, śmiejąc się z jego grymasu. Popatrzyła na swoich rodziców i uśmiechnęła się przebiegle.

- No co? To, że wujek Luhan za wiele nie mówi... nie oznacza, że wraz z Kangminem nic mnie nie nauczyli...

Hyewon podeszła wolnym krokiem do kanapy, usiadła na niej ciężko i schowała twarz w dłoniach. Myślała, że będzie miała normalną kochającą rodzinę, która nie będzie cudować z żadnymi sztukami walk czy z samoobroną... Zamiast tego dostała w prezencie dom wariatów.

Uniosła głowę by jeszcze raz spojrzeć na tą szaloną gromadę, jednak widok jej dzieci, które głaskane po głowach przez swojego ojca, posyłały do siebie szczęśliwe uśmiechy, utwierdził ją w jednej ważnej rzeczy.

Miłości tutaj nigdy nie brakowało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top