Rozdział 4
- Matt? - nikt nie odpowiedział. - Matt to ty? - znowu cisza. To nie może być Matt. Szybko złapałam za stary wazon który stał na szafce i wyszłam zza ściany. Przede mną stał mężczyzna, wysoki i dobrze zbudowany. Zaczął iść w moją stronę, ale nagle upadł na ziemię. Za nim stał mój brat, wbił mu nóż prosto w klatkę piersiową.
- Miałaś nie wychodzić z pokoju. - wyjął ostrze z klatki faceta i wytarł o jego koszulę.
- Właśnie kogoś zabiłeś!
- To nie był mój pierwszy raz.
- Przepraszam, że co? - stałam jak wryta, nie mogłam w to uwierzyć.
- Posłuchaj mnie skrzacie, nie mówię że ja jestem dobrym gościem, ale w tym mieście dzieje się wiele złych rzeczy, a ja nie będę mógł zawsze ci pomóc. Chodź ze mną, a już nikt cie nie skrzywdzi. - Wyciągnął rękę w moją stronę i oczekiwał mojej odpowiedzi. Kiwnęłam głową i podałam mu swoją rękę.
Otworzyłam oczy, to był tylko sen. Głupi sen. Ale zaraz, gdzie ja jestem? Podniosłam się i usiadłam na brzegu łóżka. Poczułam okropny ból w mojej prawej nodze. No tak, przecież byłam postrzelona. Podwinęłam nogawkę i zobaczyłam że moja noga jest zabandażowana. Luke mi ją zabandażował? To nie ma sensu. Przecież mógł się mnie pozbyć a wtedy miał by prostą drogę do zawładnięcia Sydney. Ten chłopak to jedna wielka zagadka. Powoli wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. To nie jest mój pokój. Gdzie ja jestem do cholery? Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Pusto. Wyszłam powoli na korytarz i zobaczyłam parę drzwi i schody na dół. Oczywiście że zeszłam na dół, jeżeli to dom Hemmingsa to mogę się domyślić co jest za tymi drzwiami. Gdy w końcu zeszłam po schodach, zobaczyłam wielki salon i po prawej wyspę, która oddzielała kuchnie z salonem.
- O, księżniczka wstała. - usłyszałam za sobą głos Caluma. Odwróciłam się i moim oczom ukazały się dwie doskonale wyrzeźbione klatki piersiowe. Gdybym na nie nie popatrzyła, nie byłabym kobietą!
- Podoba się widok co? - odezwał się Ash.
- Widziałam lepsze. A teraz zabierzcie mnie do domu. - skierowałam się do drzwi frontowych i ubrałam swoje buty które tam stały.
- Niestety, ale Luke nam tego zabronił. - odezwał się Mike, który pojawił się znikąd, dosłownie.
- No nic, sama się odwiozę. - powiedziałam zrezygnowana i otwierając drzwi, wyszłam na dwór.
- Radzę ci tego nie robić. Luke będzie zły. - Irwin, myślisz że mnie to interesuje?
- Ta, fajnie. Podziękuj mu za opatrunek. - machnęłam ręką i wyszłam na ulicę. Mają dom w centrum, więc po prostu kiwnęłam na taksówkę, która od razu podjechała po mnie i zawiozła mnie pod sam dom. Zapłaciłam mu za podwózkę i wyszłam od razu kierując się do wejścia. Otworzyłam drzwi i zdjęłam buty, które położyłam obok mojej kolekcji conversów. Weszłam do salonu, a na kanapie siedziała Alice i popijała sobie kawę, oglądając jakiś idiotyczny serial w telewizji.
- Alice? - zapytałam, lekko zdziwiona. No może nie lekko. Blondynka obróciła się i omal nie wylała kawy na moją białą kanapę. Odłożyła kubek na stolik i ruszyła w moją stronę.
- Elle! O mój boże! Tak się martwiłam! Co się działo? Gdzie byłaś? - To ona nic nie wie?
- A może zacznijmy od tego jak znalazłaś się w domu?
- Jeden z sługusów Luke mnie wczoraj przywiózł. Gdy zapytałam gdzie jesteś udawał ze mnie nie słyszy! Bezczelny! A gdzie ty byłaś!?
- Pomagałam blondaskowi i zostałam postrzelona w nogę, ale to nic. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę kuchni. - Mamy coś do jedzenia?
- Zostałaś postrzelona i pierwsze co robisz to idziesz do kuchni?
- Tak, właśnie tak. Więc mamy czy nie?
- Jesteś nienormalna. - podeszła do szafki nad zmywarką i podała mi paczkę ciastek.
- A coś mniej tuczącego? - Co jak co, ale dieta musi być.
- Doprowadzasz mnie do szału. W lodówce jest sałatka którą zrobiłam sobie na śniadanie.
- Dziękujee. - podałam jej paczkę ciastek i ruszyłam do lodówki. Wyjęłam z niej miskę z sałatką i skierowałam się do mojego pokoju. To był wyczerpujący dzień. Mam już dość Hemmingsa, a dopiero co pojawił się w mieście. Usiadłam na łóżku i włączyłam telewizję. Akurat wiadomości, pff bo to mnie interesuje. Już miałam wyłączyć, gdy prezenterka zaczęła mówić o powrocie seryjnego zabójcy. Świetnie, tylko jego tu brakowało.
- Kolejne porwania, kradzieże, jedna osoba została zabita. Niestety to prawda, słynny Jack powrócił. Nie wiemy, kto jest jego celem, ale wywnioskowaliśmy, że to najprawdopodobniej jakaś dziewczy... - Dosyć tego. Najpierw Hemmings, teraz Jack. Kto jeszcze? No nic, trzeba będzie się go pozbyć, ale sama nie dam rady. Nawet mój gang temu nie sprosta. Będę potrzebowała pomocy Hem.. Hemmi.. Poczułam wibracje mojego telefonu. O wilku mowa. Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?
- Nie miałaś wracać do domu. - odezwał się blondas.
- Nie ty mi rozkazujesz, a poza tym mamy ważniejsze sprawy na głowie.
- My? Od kiedy pracujemy razem?
- Od teraz. Jack wrócił. Musimy go zlikwidować.
- Jak to? A czy on przypadkiem nie wyjechał do Japonii?
- Jak widać nie spodobało mu się tam. Wrócił i ma już na celowniku kogoś.
- Kogo?
- Tego musimy się dowiedzieć, zanim ją zlikwiduje.
- Ją?
- Najprawdopodobniej to dziewczyna.
- W takim razie, stara ekipa powraca do akcji.
&&&
Kolejny rozdział!
Mam nadzieje, że się podoba, bo mi strasznie!
Pracuje już nad kolejnym, więc powinien się ukazać już jutro, może za jakieś parę godzin, a może rano. Jeszcze nie wie :)
+ Pracuje nad kolejnym opowiadaniem, tym razem o tematyce Teen Wolf.
A teraz, żegn
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top