Rozdział 3

- Pomożesz mi odbić mojego kumpla. 

- Kumpla? 

- Tak, kumpla. Poznałem go niedawno, niesamowity strzelec, bystry oraz świetny hacker. 

- Hemmo. Chcesz żebym pomogła ci odbić tego gościa? I co jeszcze, może przepustki do mojej bazy? Przecież jeżeli ci pomogę, równie dobrze mogę teraz dać ci moje hasło do zabezpieczeń. 

- A jeżeli mi nie pomożesz, nie zobaczysz już swojej przyjaciółeczki. - On się staje coraz bardziej bezczelny. 

- Dobra. Pomogę ci, pod jednym warunkiem. - Dźgnęłam go w klatkę piersiową. - Jeżeli go odbijemy, on nie będzie brał udziału w twoim świetnym planie podbicia mojego gangu. 

- Zgadzam się. 

- Świetnie, a teraz wypuść Alice.

- O nie, skarbie. Najpierw mój  kumpel a potem twoja przyjaciółeczka. - Myśli że jest sprytny czy jak? 

- Nie mam pewności, że żyje. Nie pomogę ci dopóki jej nie zobaczę. - To ja tu rozdaje karty, Hemmings. 

- Dobra. Zaprowadzę cie. - Ruszyliśmy w stronę drzwi po prawej stronie hangaru. Lukey otworzył je i przepuścił mnie pierwszą. Dżentelmen się znalazł. Na środku pokoju, do krzesła była przywiązana Ali. 

- Cała i zdrowa, możemy już iść. - odezwał się niebieskooki. Spojrzałam jeszcze raz na nią i wyszłam z sali. Jest twarda da sobie radę. - I jak? Umowa stoi? 

- Stoi. - podaliśmy sobie ręce, prawie jak biznesmeni. - Więc kiedy go odbijamy? 

- Dzisiaj wieczorem, więc możesz spokojnie wrócić sobie do domu na kawkę czy coś. - Parsknął śmiechem. 

- Wrócę za dwie godziny. 

- Przynieś mi kanapkę bo głodny jestem. - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Jak ja go nienawidzę, boże. Wyszłam z hangaru i od razu wsiadłam na motor, zakładając mój kask. Odpaliłam swoją maszynę i ruszyłam w stronę miasta. Po drodze zatrzymałam się w McDonaldzie i zjadłam tam sałatkę. Kiedy skorzystałam już z darmowego wifi i dokończyłam mój 'obiad' wyszłam z restauracji i pojechałam prosto do domu. W garażu stał Mark wraz z Tomem, nie mogłam się już doczekać na rozmowę z nimi. Wyczujcie ten sarkazm. Ledwo zdjęłam mój kask i już się zaczęło. 

- Alice zniknęła! - wykrzyknął Mark. 

- Spokojnie, przecież wiem. Hemmings ją ma. - odpowiedziałam ze spokojem i zeszłam z motoru. 

- A ty nic nie robisz?! - odezwał się Tom.

- A jak myślisz skąd wracam? Z piekarni? - przewróciłam oczami, coraz bardziej mnie zaczynają denerwować. - A teraz pozwólcie że pójdę chwilę odpocząć bo to był bardzo długi dzień który będzie jeszcze dłuższy. - Wyszłam z garażu i od razu rzuciłam się twarzą na kanapę. Jestem wykończona. Wyjęłam z tylnej kieszeni pistolet i położyłam go na stole oraz mój telefon, na którym była ikonka sms. 

Od: Zastrzeżony
Mała zmiana planów. Będziemy po ciebie za 10 minut. 
Luke 

Jak widać odpoczynek nie jest mi dany. Wstałam z mojej kochanej kanapy, zabrałam pistolet do kieszeni i ruszyłam do garażu. 

- Mark, przynieś mi drugi Colt 45, proszę. - powiedziałam stojąc w drzwiach. 

-Po co ci? - zapytał Tom. 

- Jadę z Lukiem odbić jego kumpla. 

- Oszalałaś już do reszty?! - Wow, takiej reakcji się nie.. Okej byłam pewna że tak zareaguje. - Przecież on chce podbić twoje miasto! A ty mu chcesz w tym pomóc?! 

- Tom, zluzuj majty. Pomogę mu, on odda Alice. Poza tym, naprawdę myślisz że uda mu się podbić MOJE miasto? - Parsknęłam śmiechem i wyszłam z garażu. 

- Trzymaj, full amunicji. Tylko nie daj się zabić. - Mark i te jego dodające otuchy komentarze. 

- Jestem Collins, mnie się nie da zabić. - Zabrałam pistolet, który schowałam do tylnej kieszeni i wyszłam z domu. Na moim podjeździe stał czarny Range Rover. Popisał się. Ruszyłam w stronę samochodu, a gdy byłam już przy drzwiach, kierowca wysiadł.

- Ash? Ty prowadzisz? Hemmings chyba musi być zdesperowany. 

- Ha-ha-ha! Wsiadaj na tyły, Luke chce obgadać cały plan. - otworzył mi drzwi, poczekał aż wsiądę i zamknął za mną. Kolejny dżentelmen pff. 

- Witaj, Elle. - odezwał się niebieskooki. - Miło cie znowu widzieć. 

- Widziałeś mnie niecałą godzinę temu, przestań się podlizywać. Jaki mamy plan? 

- Okej, chciałem być po prostu miły. A co do planu to oto on: Ash i Cal wejdą tylnym wejściem, kiedy już w miarę oczyszczą piętro, wchodzimy my. Frontowymi drzwiami. Jeżeli ktoś nam stanie na drodze, likwidujemy go. 

- Dla mnie to nic nowego, kontynuuj. 

- Przeszukujemy cały budynek i znajdujemy naszego kumpla. 

- No brzmi to jak plan. Ale gdzie jest Mike? - zapytałam lekko zdezorientowana, bo zawsze  byli w czwórkę. 

- Trzymaj. - podał mi słuchawkę do ucha. - Mike jest w domu. Będzie nam mówił wszystko na bieżąco, zhakował ich kamery więc to będzie łatwizna. - włożyłam słuchawkę do ucha i od razu usłyszałam jak Mike chrupał chipsy. Typowe. Samochód się zatrzymał, a my byliśmy przed dwupiętrowym budynkiem, który wyglądał na opuszczony. 

- No to jedziemy. - odezwałam się po chwili ciszy. Wyszliśmy z samochodu i od razu wyciągnęliśmy bronie. Tylko ja i Luke mieliśmy dwa pistolety. Zanim się zorientowałam, Irwin i Hood zniknęli z mojego punktu widzenia. 

- Więc, kiedy wraca twój brat? - zapytał Hemmo po chwili niezręcznej ciszy. 

- Nie wraca. Zostaje w Ameryce. Spodobało mu się tam. - powoli podchodziliśmy do budynku więc mój głos starał się być coraz bardziej cichy. 

- Szkoda, spoko gość z niego był. 

- I nadal jest. Mówisz o nim jakby był martwy. 

- A skąd wiesz, że tak nie jest? - spojrzałam na niego i chciałam mu załadować kulkę w łeb.

- Bo wiem, a ty licz się ze słowami, albo zaraz dołączysz do tych gości w budynku. - stanęliśmy obok drzwi, ja po prawej stronie on po lewej. 

- Okej, możecie wchodzić. Ash i Cal oczyścili teren. - Usłyszałam przez małą słuchawkę. Kiwnęłam w stronę Hemmingsa by upewnić się, że również to usłyszał i zaczęliśmy grę. Jednym kopniakiem wyważyliśmy podwójne drzwi budynku i weszliśmy do środka. Pistolety poszły w ruch. Dwóch gości leżało już na końcu korytarza, a ja odwróciłam się w stronę Hemmingsa by upewnić się że wszystko w porządku. Na nieszczęście on postanowił zrobić to samo i nasze twarze dzieliły milimetry. Normalnie chyba był go odepchnęła na koniec korytarza, ale coś mnie w nim pociągało. No co ja mogę jestem tylko kobietą. Na szczęście zjawił się loczek i oboje otrzeźwieliśmy. 

- Ani śladu na ty piętrze. 

- Więc ruszamy na drugie. - Jak powiedział niebieskooki, tak zrobiliśmy. Ash z Calumem poszli pierwsi, a my z Lukiem osłanialiśmy im plecy. Usłyszeliśmy strzały, szybko się odwróciliśmy i od razu zaczęliśmy strzelać. Nagle poczułam rękę na moim przed ramieniu, ktoś szarpał mnie do tyłu. Odwróciłam się i wymierzyłam pistolet prosto w jego czaszkę. Pociągnęłam za spust, a jego ciało powędrowało na ziemię. Pobiegłam w prawą stronę i zaczęłam szukać kolegi Hemmingsa. Wyważyłam wszystkie drzwi, 'zwiedziłam' wszystkie pokoje, ani śladu po nim. W sumie to nawet nie wiem jak on wygląda. 

- Mamy go! Spadamy! - usłyszałam z korytarza. Wybiegłam z pokoju i schodami zbiegłam na dół. 

- Jesteś cała? - zapytał Luke. 

- Tak, cała i zdrowa. Zmywajmy się stąd. - Nagle na schodach pojawił się jakiś mężczyzna. Ash wystrzelił kulę, ale postać zdążyła już pociągnąć za spust. Poczułam okropny ból w nodze. 

- O Boże! Elle! Chodź! - Blondasek wziął mnie na ręce i pobiegł do samochodu. Gdy wszyscy jakoś się pomieściliśmy w aucie, ruszyliśmy z piskiem opon. Moja głowa była na kolanach Hemmingsa, na jego twarzy było widać zmartwienie i troskę. Bał się o mnie? 

- Hemmo.. Nic mi.. Nic mi nie będzie.. - powiedziałam ostatkiem sił i zamknęłam oczy. 


&&& 

No i witam Was w rozdziale 3! :) 
Mam nadzieje, że się spodobał! Bo mi osobiście bardzo! 
Napiszcie mi czy takie rozdziały Wam odpowiadają, bo nie mam pojęcia jakiej długości mam je robić. 
Ten wyszedł trochę długi, ale mam nadzieje, że takie lubicie. 
Do następnego! ;) 

xoxo Cara

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top