Rozdział 2

Stałam przed wejściem do hangaru, w którym znajdował się mój dawny przyjaciel. Jednym kopnięciem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Był opustoszały i ogromny. Naprzeciw mnie stały 4 postacie odwrócone do mnie plecami. 

- Chciałabym powiedzieć, że miło cię znowu zobaczyć, ale nie widzę twojej twarzy. - odezwałam się, wolnym krokiem idąc w ich stronę. Postacie odwróciły się w równym tempie. Od prawej stał: Mike, Ash, Luke oraz Cal. - No teraz Was miło widzieć. - uśmiechnęłam się cwaniacko. - Więc co tu robicie? Po tak długim czasie? 

- A jak myślisz Noelle? - Jako pierwszy odezwał się Hemmings. - Twojego brata już nie ma, jego gang jest pod twoją ręką. Doskonały moment żeby zaatakować. 

- Oj, kochaniutki. Mojego brata już nie ma od dwóch lat, a wy dopiero teraz się zjawiacie? 

- Lepiej późno niż wcale, moja droga. 

- Myślisz, że uda ci się pokonać mój gang? Gang który ma ponad dwustu członków? Błagam cie Hemmo. - przewróciłam oczami i stanęłam naprzeciwko blondyna, tak że dzieliły nas centymetry. - Jesteś słaby, tak jak kiedyś. 

- Mylisz się. Jestem silniejszy niż kiedykolwiek. We czwórkę, obalimy cały twój gang i znowu zawładniemy Sydney. - Idiota. Naprawdę myśli że tak po prostu się poddam? Że po prostu zabierze wszystko co należy do mnie? 

- Nikt nie obalił mojego gangu. Nigdy. Przykro mi, blondasku ale tobie też się nie uda. - przejechałam ręką po jego ramieniu. - A teraz przepraszam, ale muszę już wracać. Pilne sprawy, chyba rozumiesz. - puściłam mu oczko, po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia. - Liczę, że jeszcze się zobaczymy. - ostatni raz na nich spojrzałam i z uśmiechem na twarzy wyszłam z hangaru. Głupiutki, niebieskooki Hemmo. 

*** 

- I jak poszło? Jesteś cała? - na wejściu tysiąc pytań od Pani Psycholog. - Nic się nie stało? Był w hangarach? Groził ci? A może go... - przerwałam jej, bo już nie mogłam wytrzymać tych pytań.

- Spokojnie Ali, jestem cała. Tak, byli w hangarach. 

- BYLI?! Było ich więcej?! - Kochana Alice, jak zawsze wszystko przeżywa. 

- Ali, dlaczego ty jesteś w moim gangu powiedz mi to? Jesteś tu najdłużej z nich wszystkich a nadal panikujesz jak byś wczoraj do nas dołączyła. - usiadłam na kanapie i położyłam nogi na stoliku. 

- Bo się o ciebie martwię! Jesteś dla mnie jak młodsza siostra. Jak coś ci się stanie to.. 

- Nic mi się nie stanie. Umiem o siebie zadbać, to ja powinnam martwić się o ciebie. Jutro idziesz z Markiem w teren, pomoże Ci w nauce strzelania. 

- O nie. Elle, dobrze wiesz, że w tym to akurat jestem najlepsza, więc po co mi jakaś nauka? - zapytała, lekko podirytowana. 

- Ali, wiem że jesteś najlepsza. Dlatego potrzebujesz dobrego kompana. Mark jest idealny tylko potrzebuje się poduczyć. Jesteś w tym najlepsza, więc mu pomożesz. On by się nigdy nie zgodził gdybym mu powiedziała, że to on będzie nauczany. - Ociężale wstałam z kanapy i ruszyłam na górę. - Tylko go tam nie zabij. - puściłam jej oczko i prosto skierowałam się do mojego pokoju. Mam jeszcze połowę dnia, co ja mam teraz robić... Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon. 

- Halo? - zastrzeżony numer, kto to do cholery jest? 

- Ell, spotkajmy się w hangarach, ktoś chyba się już za tobą stęsknił. - Ashton. 

- Ash, o czym ty do cholery mówisz? - położyłam się na łóżko i czekałam na odpowiedz loczka. 

- O pewną słodką blondynkę, dosyć wysoką, strasznie zarozumiałą. Już wiesz o kim mówię? - Alice. Ale jak? Jak on ją? Przecież przed chwilą z nią rozmawiałam!

- Irwin, jeżeli coś jej się stanie, to zginiesz. Daj mi do telefonu Hemmingsa. - wstałam z łóżka i od razu skierowałam się do garażu. 

- Niestety, ale to nie jest możliwe. A poza tym i tak zaraz tutaj będziesz więc to nie ma sensu. Narazie, Ell. - Nienawidzę, tego pewnego siebie idioty. Założyłam kask, wsiadłam na mojego rumaka i ruszyłam w stronę hangarów. Tym razem byłam szybciej niż myślałam. W ciągu pięciu minut byłam już na miejscu. Zaparkowałam mój motor od razu przy wejściu do hangaru, położyłam kask na siedzeniu i weszłam do środka. 

- Gdzie ona jest? - zapytałam, opanowanym głosem. 

- Spokojnie jest bezpieczna, po prostu chciałem z tobą chwilkę porozmawiać, a raczej na kawę byś się nie skusiła. - odezwał się niebieskooki. 

- W takim razie czego chcesz, Hemmo? - oparłam się o ramę drzwi. 

- Pomocy. - zamurowało mnie. 

- Rano mówisz mi, że chcesz podbić mój gang a teraz oczekujesz ode mnie pomocy? Co jest z tobą nie tak? - parsknęłam śmiechem i podeszłam do niego bliżej. 

- Oczekuje twojej pomocy, bo inaczej twoja koleżanka, mocno ucierpi. - Bezczelny. 

- Nigdy bym Ci nie pomogła, w tym momencie mogłabym iść po nią i po prostu ją zabrać, ale jestem ciekawa. W czym dokładnie mam ci pomóc? - zapytałam, wyraźnie zaciekawiona. 

&&& 

Hej!
Z góry przepraszam za ten rozdział. Strasznie mi się nie podoba, ale nie mam pomysłu jak go zmienić, więc no. Liczę że Wam się chociaż trochę spodoba! Do zobaczenia w następnym! :) 

xoxo Cara 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top