Rozdział 12
15 gwiazdek = następny rozdział, wierzę w Was ;)
- Noelle, wyjdź. - powiedział mój brat, gdy w końcu mnie zauważył.
- Nie. Mam prawo wiedzieć o co chodzi! - wykrzyknęłam a on tylko skinął głową i wskazał wolne krzesło.
- To nie jest łatwe. - nerwowo przeczesał swoje włosy i spojrzał na mnie. - Pamiętasz Max?
- Była moją przyjaciółką. Trudno żebym jej nie pamiętała.
- Ale nie wiesz dlaczego zginęła, prawda?
- Nie.
- Tydzień przed jej śmiercią zginęli nasi rodzicie. - na samo to wspomnienie do moich oczu zaczęły napływać łzy. - To wszystko przez nią.
- Poczekaj, jak to przez nią?
- To o jej auto rodzice się rozbili. - spojrzałam na niego, a moje oczy robiły się coraz bardziej mokre.
- Ale to przecież mógł być wypadek!
- To nie był wypadek. Wszystko zaplanowała. Razem ze swoim bratem. - w tej chwili przypomniałam sobie twarz Jacka, gdy złapał mnie w tym zaułku. Wiedział, że jego siostra nie zginie. Zaplanował to, żeby mój brat mu zaufał.
- Max żyje. - odezwałam się po chwili.
- Tak, żyje.
- Halo! Ziemia do Elle!- usłyszałam głos Calum'a.
- Co? - westchnęłam i spojrzałam na azjate.
- Odpłynęłaś. - odezwał się Ashton.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam.
- Trochę? - powiedział loczek.
- Tak, trochę. - przetarłam oczy i spojrzałam na czerwonowłosego. - Więc co wymyśliliście? - Już mieli mi odpowiadać gdy usłyszałam pukanie do drzwi, a raczej walenie. Sięgnęłam do tylnej kieszeni po mój pistolet i stanęłam przed drzwiami. Ash i Cal ustawili się po mojej prawej, a Luke i Mike stanęli od strony kuchni. Walenie w drzwi ustało i w tej samej chwili padł strzał, a po chwili klamka razem z zamkiem spadła na podłogę. Drzwi się otworzyły a w progu stała wysoka blondynka.
- Cześć, Ellie. - odezwała się po chwili, celując do mnie z broni. Hemmings zareagował od razu i wymierzył do niej ze swojego Colt'a. - O, Hemmings słoneczko. Dawno się nie widzieliśmy. - puściła mu oczko, a on chyba nadal nie wiedział kto stał przed nim.
- Czego chcesz, Max? - powiedziałam, a ona tylko parsknęła śmiechem.
- A jak myślisz? - Powoli zaczęła się do mnie zbliżać.
- Jeżeli wpadłaś na herbatę to raczej nie zaczęłaś dobrze naszego spotkania. - warknął Ash. Spojrzałam ukradkiem na Hemmingsa, który był zszokowany. Cóż nie dziwie mu się. Przed nim stoi nasza stara przyjaciółka, która była martwa.
- Niestety, ale nie mam czasu na herbatkę. - zrobiła smutną minę i przystawiła mi pistolet do skroni. Przyłożyłam jej moją lufę do jej gardła, a ona tylko zachichotała. - Radziłabym ci tego nie robić. - Wzrokiem dała mi do zrozumienia, że mam się odwrócić więc tak zrobiłam. Na drugim końcu salonu stała Alice z dwoma pistoletami. Jednym wymierzonym w Hemmingsa a drugim w Irwina. - Ja umrę, umrzesz ty, razem z twoimi przyjaciółmi. - uśmiechnęła się do mnie parszywie i puściła oczko.
- Więc powiesz mi w końcu, czego chcesz? Nogi mnie już bolą. - przewróciłam oczami.
- Dzisiaj nie potrzebuje niczego, wpadłam tylko po moją przyjaciółkę. - skierowała wzrok na Alice i oddaliła pistolet od mojej głowy. - Widzimy się później, Ellie. - uśmiechnęła się i stanęła w progu. - Wyprzystojniałeś, słoneczko. - znowu puściła oczko do Hemmingsa i opuściła mój dom. Stałam przez chwilę nieruchomo, po czym zorientowałam się, że nie oddycham. Wzięłam kilka głębokich wdechów i usiadłam na kanapie.
- Wiedziałaś, że ona żyję, prawda? - zapytał Hemmo, dosiadając się do mnie.
- Niestety. - odpowiedziałam po czym opadłam bezsilna na oparcie kanapy. - Alice, z nią współpracowała. - powiedziałam po chwili i zmarszczyłam brwi. - A ja nawet nic nie podejrzewałam. Nic, a nic. - Schowałam twarz w dłoniach. - Jestem taka głupia! - wykrzyknęłam wstając z sofy. - Jak mogłam się nie domyślić?! - wykrzyknęłam i w tym samym momencie zrzuciłam wazon ze stolika. - Jestem beznadziejna! - tym razem zrzuciłam obraz wiszący nad telewizorem. - Nie daruje sobie tego! - w przypływie furii, walnęłam pięścią w szklane drzwiczki do szafki w korytarzu. Poczułam na swojej talii ciepłe dłonie.
- Uspokój się, Elle. - powiedział Hemmings, nadal mnie obejmując. - Każdy się nabrał, rozumiesz? Każdy. Nie tylko ty. - odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał mi w oczy. - Nie jesteś beznadziejna. - przytulił mnie i pocałował w czubek głowy. To było takie kochane. Tego właśnie w tym momencie potrzebowałam.
- Przepraszam.. - wyszeptałam i uśmiechnęłam się, delikatnie. Wyswobodziłam się z uścisku blondyna i podeszłam do Caluma, który trzymał w ręku apteczkę.
- Zaraz cie opatrzymy, kochaniutka. - uśmiechnął się do mnie i zaczął dezynfekować ranę. Całą dłoń zabandażował na koniec i znowu się uśmiechnął.
- Dzięki, azjato. - puściłam mu oczko i wróciłam na kanapę.
- Więc co robimy z Max? - zapytał czerwonowłosy.
- Na razie nic. Chciała tylko Alice. Jeżeli będzie chciała czegoś więcej, wtedy wróci. Nie marnujmy czasu na szukanie jej. - odpowiedziałam zrezygnowana i zsunęłam się z kanapy.
- Chyba ktoś tu jest załamany. - zauważył Ash.
- Brawo za spostrzegawczość Irwin. - spojrzałam na niego i wstałam, kierując się do mojego pokoju. - Idę się położyć. Nie rozwalcie mi domu, błagam. - obróciłam głowę w stronę azjaty, na co on tylko prychnął, a ja weszłam po schodach na górę.
***
- Też nie umiesz zasnąć? - zapytał Hemmings, wchodząc do mojego pokoju.
- Trochę. - odpowiedziałam, wracając wzrokiem do okna.
- Śmieszne to wszystko. - spojrzałam w bok, gdzie stał już blondyn. - No wiesz, po tylu latach znowu siedzimy razem w oknie, znowu w nocy. - zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Tak, jeszcze tylko brakuje Caluma, wdrapującego się po ścianie. - zaśmialiśmy się wspólnie i po chwili spoważnieliśmy. Usiadłam na parapecie, wystawiając nogi za okno. Po chwili dołączył do mnie Hemmings.
- Więc Max musi szykować coś dużego, skoro tak długo była w ukryciu.
- To na pewno będzie coś wielkiego. - westchnęłam i oparłam głowę o ramię Luke'a. Mimowolnie po moim policzku spłynęła łza. Szybko ją wytarłam, ale blondyn zdążył ją zauważyć.
- Czemu płaczesz?
- To wszystko przez Max. To przez nią moi rodzice nie żyją. - odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam się w jego tors. - To w jej samochód uderzyli rodzice. - powiedziałam, mocniej przytulając się do chłopaka.
- Nie martw się, suka za to zapłaci. - wyszeptał i położył swój podbródek na mojej głowie.
- Nie martwię się. Doskonale o tym wiem. - wyszeptałam zadziornie i wyswobodziłam się z uścisku.
- Znajdę ją i zamorduje. Powoli, żeby poczuła mój ból. - powiedziałam, wpatrując się przed siebie.
- A ja ci w tym pomogę. - odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się lekko. - Elle, co ty na to, żeby zostawić przeszłość za nami? Wróćmy do tego co było kiedyś. Chce żebyś znowu mogła mi zaufać, chce znowu chodzić z tobą do kina na głupie horrory, chce po prostu znowu być przy tobie. - odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. - Tęsknie za tobą. Za nami.
- Czekałam na te słowa od bardzo dawna. - uśmiechnęłam się i wpiłam się w jego usta. - Ale wciąż cie nienawidzę, idioto.
- Jeżeli tak ma wyglądać nasza nienawiść, to ja też cie nienawidzę. - Pocałował mnie delikatnie i uśmiechnął się. - Zdecydowanie lubię tą nienawiść.
---------
Przepraszam, że tak długo go nie było:(
Brak weny.
A tak poza tym, zauważyłam że coraz mniej ludzi czyta moją książkę.
Trudno i tak ją będę pisać, ale miło by było gdybyście zostawili jakiś ślad po sobie:)
Bardzo fajnie czyta się Wasze komentarze.
A tak poza tym..
DZIĘKUJE ZA 1000 WYŚWIETLEŃ!
Nawet nie wiecie jak się cieszę!
+ Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba, bo mnie się bardzo podoba i uważam że to jeden z najlepszych haha :D
xoxo Cara
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top