25. The secret mission is not a secret mission.
Przeciwności, z którymi musimy się zmierzyć, często sprawiają, że stajemy się silniejsi. To, co dziś wydaje się stratą, jutro może okazać się zyskiem.
Nick Vujicic
Sky jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze i westchnęła cicho, widząc, że jej oczy nadal są czerwone od godziny płaczu. Gości na sali już prawie nie było, wszędzie kręciła się policja, ale ona się tym nie przejmowała. Zayn na pewno wymyślił coś, żeby przemycić naszyjnik poza posesję hotelu. Miał to przecież zaplanowane od kilku miesięcy.
Zebrała się w końcu na odwagę i powolnym krokiem wyszła z łazienki. Miała tylko nadzieję, że nikt nie zobaczy, że płakała. Od razu w oczy rzucił jej się Liam, który kręcił się nerwowo przy barze. Gdy tylko ją zobaczył, od razu do niej podbiegł.
- Gdzieś ty się do cholery podziewała? Wszyscy cię szukają!
- Wy mnie? - wysiliła się na spokojny uśmiech. - To ja chodzę tu jak głupia, bo nie wiem, gdzie się podzialiście.
- Chodź, Zayn szuka cię w ogrodzie.
Na sam dźwięk jego imienia, Sky znów poczuła pod powiekami piekące łzy. Powtarzała sobie w głowie, że musi być silna jeszcze przez kilkanaście minut, dopóki nie dojadą do domu. Później będzie mogła płakać w poduszkę do rana, jeśli od tego poczuje się choć trochę lepiej.
Poszła za Liamem do wyjścia i popatrzyła na grupkę chłopaków, którzy kręcili się po placu, obserwując przy okazji policjantów przeszukujących teren. Bez słowa podeszła do Zayna.
- Jesteś w końcu. Już dawno powinniśmy stąd spadać. - chwycił mocno dłoń jasnowłosej i pociągnął ją w stronę parkingu, na którym zaparkowane stały ich samochody. - Wszystko poszło po mojej myśli, ale może coś przeoczyłem, więc wolę się ulotnić. - posłał jej szeroki uśmiech, którego jednak nie mogła odwzajemnić. Miała wrażenie, że zaraz przez to wszystko zwymiotuje.
- To dobrze. - powiedziała tylko i dalej szła za nim.
- Coś nie tak? Czemu jesteś smutna? Chodzi o to, że zostawiłem cię na tak długo? Przepraszam, ale mieliśmy drobne problemy. - przyłożył jej dłoń do ust i delikatnie pocałował. To było miłe, ale Sky od razu pomyślała o tym, że te same usta, jakiś czas temu całowały Madison. Te same usta, którymi tyle razy całował i pieścił ją, dotykały przebrzydłej Madison.
- Nie, to nic takiego. - szepnęła i wzięła głęboki wdech, aby uspokoić drżenie głosu. - A Madison gdzie?
Doskonale widziała, że zastanawia się nad odpowiedzią, jednak tego nie skomentowała. Chciała po prostu usłyszeć odpowiedź, którą sama dobrze już znała. Okłamie ją.
- Hm... Ja... Um, nie wiem. Nie widziałem jej cały wieczór. - powiedział poważnie i odwrócił wzrok w stronę auta. Brawo Zen, nigdy nie zawodzisz... Pomyślała tylko i bez słowa wsiadła do samochodu. Chciała zapaść się pod ziemię. To było już dla niej zbyt wiele. Te wszystkie kłamstwa, niedopowiedzenia, zdrady... Niszczyło ją to od środka. Zabijało powoli i boleśnie.
Droga upłynęła im w ciszy, bo żadne z nich nie miało ochoty na dyskusję. Sky przez swój ból, a Zayn przez to, że musiał powiedzieć Ashowi, żeby zwolnił Madison, za to, co ośmieliła się zrobić, wbrew jego zgody.
~.~
Następny tydzień ani trochę nie poprawił nastroju Sky. Mówi się, że czas leczy rany, ale ona zamiast czuć się lepiej, czuła się coraz gorzej. Ciągle unikała Zayna, a gdy coś od niej chciał, mówiła, że źle się czuje i zamykała się w swoim pokoju.
Justina też nie widziała od czasu balu. Może był zajęty pracą, a może unikał jej tak samo jak ona jego. Przez te wszystkie wydarzenia miała kompletny mętlik w głowie i nie widziała, co ma dalej zrobić. Najrozsądniejsze było odejście z tego domu i pozostawienie wszystkiego, co ją tak bardzo raniło, jednak nie mogła się na to zebrać. Spędziła tu zbyt dużo czasu, żeby tak po prostu pójść. Poza tym, nie miała dokąd. Dla Zayna pozostawiła swoją rodzinę. Teraz pewnie nawet nie chcieli jej już znać... Zraniła ich. A przecież ostrzegali, żeby nie ufała Malikowi. Już wtedy wiedzieli, że ją zrani. Że złamie jej serce. Czemu była taka głupia i ich nie posłuchała? Wtedy wszystko ułożyłoby się inaczej. Skończyłaby studia, znalazła pracę, może nowego chłopaka... Może teraz miałaby już szczęśliwą rodzinę. Tego nie wiedziała, ale chciała trzymać się szczęśliwych scenariuszy, bo w swoim obecnym życiu widziała tylko mrok. Czarną dziurę.
Powoli wstała z łóżka i podeszła do drzwi od swojego pokoju. Wiedziała, że szczera rozmowa z Justinem trochę ukoi jej ból, ale nie mogła się na to zebrać. Teraz jednak nadszedł na to w końcu czas. Musiała się do tego zmusić. Musiała z nim porozmawiać. Zapytać. Miała tylko nadzieję, że jest w swoim pokoju.
Wyszła z sypialni i bez zwracania uwagi na to, czy ktoś ją widzi, podeszła do drzwi od pokoju blondyna. Wzięła głęboki wdech i chwilę zastanowiła się nad tym, co ma mu właściwie powiedzieć. Postanowiła jednak, że wszystko będzie czystą improwizacją. Gdy już go zobaczy, będzie wiedziała, co ma powiedzieć i o co zapytać. Delikatnie uderzyła knykciami w drewniany blat, a gdy usłyszała ciche zaproszenie, weszła do środka.
Blondyn leżał na łóżku i czytał jakieś dokumenty, ale gdy tylko ją zobaczył, odrzucił je na szafkę. Usiadł i popatrzył na nią lekko zdziwiony, że ją tu widzi.
- Sky? Coś się stało?
- Hm... W sumie to tak. - niepewnie podeszła do łóżka i usiadła obok niego. - Długo się zastanawiałam nad tym wszystkim... - zaczęła. - Ale teraz już sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
- Mówisz... O nas?
- Te chwile, które spędziliśmy razem, były cudowne. Przy nikim nie czułam się tak dobrze i spokojnie, jak przy tobie. - spuściła wzrok na podłogę.
- Więc zmieniłaś zdanie? Chcesz spróbować? - nadzieja w jego głosie, łamała jej serce.
- Chciałabym, ale... - urwała na chwilę, widząc pod szafką białą teczkę z nazwą gangu Zayna. Nie zważając na protesty Justina, schyliła się i wzięła ją. - Co to?
- To nic takiego, daj, odłożę. - z paniką wyciągnął w jej kierunku dłoń, jednak Sky nie miała zamiaru mu jej oddawać.
Otworzyła teczkę i zamarła, widząc to, co się w niej znajdowało. Kopie prywatnych dokumentów Zayna, opis jego kolejnych zbrodni, imiona i nazwiska wszystkich chłopaków, zdjęcia rzeczy, które Malik miał w sejfie... Sky musiała przymknąć powieki i wziąć głęboki oddech, aby się tu nie rozkleić.
- To nie tak... - szepnął Justin, ale dobrze wiedział, że już na to za późno.
- A jak? - popatrzyła na niego ze łzami w oczach. - Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogłeś tu przyjechać z takiego powodu. Hailey powiedziała, że widziała cię kiedyś w redakcji, ale wmawiałam sobie, że to przypadek. - przerzuciła kilka kolejnych stron i prychnęła cicho, widząc swoje zdjęcie i życiorys.
- Sky, proszę cię... Posłuchaj. Jak tu jechałem, to nie wiedziałem, że się w tobie zakocham i będę chciał zrezygnować z planu. Szef obiecał mi kupę kasy za rozgryzienie gangu Malika, a ja...
- Nie tłumacz mi się, Justin. Już za późno. - na drżących nogach wstała z łóżka. Nawet ją dziwił spokój, z jakim przyjęła tę informację. Chyba podświadomie znała prawdę od dawna. - Ale może to i dobrze. Pomogłeś mi zrozumieć, co tak naprawdę czuję. Widziałam w tobie ideał, któremu Zayn nie dosięga do pięt, ale pokazałeś mi, że do ideału dużo ci brakuje. To smutne... - prychnęła zawiedziona i starła szybko łzę z policzka.
- Powiedz Zaynowi? - blondyn nie mógł nawet na nią spojrzeć. Cały czas wlepiał wzrok w podłogę przed nim.
- Powinnam. - powiedziała tylko, a on ze spokojem kiwnął głową.
- Dobrze. Rozumiem.
- Ale tego nie zrobię. - szepnęła, nie odrywając od niego zbolałego spojrzenia. - Mimo wszystko, jesteś mi cholernie bliski. Gdyby nie Zayn, pewnie już dawno bym się w tobie zakochała. Jesteś dobrym chłopakiem, Jus, co nie zmienia faktu, że cholernie mnie zawiodłeś. Liczyłam, że jesteś inny. Lepszy. Ale złamałeś najważniejszą zasadę, jaką wyznaję. Nie rani się innych ludzi, żeby osiągnąć coś dla siebie. Jesteś identyczny jak Zayn i chłopaki, a ich kolejnej kopii nie potrzebuję w swoim życiu.
- Wybacz mi... - wstał w końcu z łóżka i stanął z nią twarzą w twarz. To wszystko nie powinno tak wyglądać...
- Gdybyśmy poznali się w innym miejscu i czasie, wszystko wyglądałoby inaczej. Może kiedyś jeszcze przyjdzie na nas czas, ale nie teraz.
- Czemu nie możesz dać nam szansy? Ucieknijmy stąd... Ucieknijmy od Zayna i całego tego bagna. Możemy jeszcze być szczęśliwi...
- Nie możemy. Uciekniesz stąd sam, Justin.
Jej słowa wywołały jego zdziwienie. Nie chciał stąd odchodzić, jeszcze nie teraz... Nie w momencie, gdy tak niewiele brakowało, aby dziewczyna go pokochała.
- Mam wyjechać?
- Po tym wszystkim, nie możesz tu zostać. Nie powiem Zaynowi o tym, po co tu jesteś, jeśli spakujesz swoje rzeczy i do jutra cię tu nie będzie. A te wszystkie dokumenty mają tu zostać. - wszystko, co mówiła, sprawiało jej okropny ból, jednak to było jedyne wyjście i dobrze o tym wiedziała.
- Naprawdę tego chcesz? - podszedł do niej tak blisko, że prawie stykali się klatkami piersiowymi. - Chcesz, żebym odszedł?
- Justin... - chciała się odsunąć, jednak jej na to nie pozwolił.
- Odpowiedz. Naprawdę tego chcesz? - delikatnie, opuszkami palców pogładził jej gładki policzek. - Chcę usłyszeć prawdę.
- Naprawdę tego chcę. - szepnęła tak cicho, że ledwie do usłyszał. Kiwnął tylko głową, ale nie odsunął się od niej, wręcz przeciwnie. Pochylił się i złożył na jej ustach jeden, czuły pocałunek, który znaczył więcej niż tysiąc wypowiedzianych słów.
- Więc odejdę. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top