13. We start the tour.

Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.

John Ronald Reuel Tolkien


- Zayn... - kolejny dość irytujący jęk wydobył się z ust Sky, na co Malik aż wywrócił oczami. Już z dziesięć razy jej mówił, że nie może lecieć z całą resztą, bo ma do załatwienia jeszcze kilka ważnych rzeczy, które nie mogą czekać, ale ona wydawała się w ogóle go nie słuchać. Czasami naprawdę ciężko jest być w związku...

- Słonko, powtarzam ci to już nawet nie wiem, który raz... Dojadę do was jutro, albo po jutrze, bo mi wypadało coś ważnego. - pogładził delikatnie jej policzek i dokładnie czuł na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych przy samochodach. Praktycznie mógł usłyszeć, że na chwilę wstrzymali oddech. Nawet oni zauważyli to, że Malik nie okazuje uczuć w miejscach publicznych, a tu coś takiego. Zen sam był zdziwiony, że było go stać na taki gest czułości.

- Załatw to szybko... Nie chcę tam być sama. 

- A pamiętasz jaka była umowa? Ja zajmuję się swoimi sprawami, a ty wylegujesz się na plaży. 

- Pamiętam, pamiętam. Jednak jakbyś tam był to wyprosiłabym u ciebie kilka wspólnych godzin. - posłała mu taki uśmiech, że nawet on nie był w stanie go nie odwzajemnić. 

- Jesteś niemożliwa... - zaśmiał się cicho i objął ją w pasie, przyciągając mocno do siebie. Dziewczyna od razu owinęła ręce wokół jego szyi i wsunęła długie palce w jego kruczoczarne włosy. Zamruczał cicho, bo od zawsze lubił, gdy dziewczyny bawiły się jego włosami. 

- Kocham cię. 

- Wiem. - musnął jej gorące, cholernie namiętne wargi, a ona od razu pogłębiła. Uwielbiał ją całować i zawsze miał do tego jakąś niesamowitą, niekontrolowaną słabość. Pogłębił pocałunek i powoli przesunął językiem po jej dolnej wardze, a ona chętnie rozchyliła swoje, żeby jego język miał drogę wolną do dalszego zwiedzania. Dobrze wiedział, że nie mógł sobie pozwolić na dłuży pocałunek, bo nabrałby ochoty na porządne pieprzenie, a oni jak najszybciej musieli wyjechać, bo inaczej spóźniliby się na samolot. Oderwał się od niej niechętnie, co spotkało się z cichym protestem jasnowłosej. 

- Jeszcze... - zamruczała błagalnie i mocniej go do siebie przycisnęła, na co on cicho zachichotał. 

- Nie zachowuj się tak, bo przelecę cię tutaj, przy wszystkich. 

- Nie kuś. - jej usta znów przyozdobił szeroki uśmiech. No kto by pomyślał, że będzie taka chętna?

- Musicie jechać. Zadzwoń jak dolecicie. - puścił ją, więc dziewczyna tylko kiwnęła ze zrozumieniem głową i ruszyła do samochodu. Już prawie zamknęła drzwi, gdy coś jeszcze mu się przypomniało. 

- Sky...

- Tak? - wychyliła lekko głowę przez szybę, więc pochylił się w jej kierunku, żeby tylko ona słyszała jego słowa. 

- Jeśli dowiem się od chłopaków, że Bieber się do ciebie zbliżył na mniej niż pięć metrów, to go zabiję. - powiedział to tak poważnym tonem, że mina Sky uległa totalnej zmianie i już nie była ani trochę roześmiana. 

- Nie bądź zazdrosny. Kocham tylko ciebie. 


~*~


Po dobrych dwóch godzinach byli już w samolocie, który specjalnie dla nich wynajął Malik. Justin nie mógł się nadziwić skąd ten koleś ma aż tyle pieniędzy. Najdroższe ubrania, pistolety, biżuteria, dom jak ze snu i jeszcze prywatny samolot... Czy na takim nielegalnym przedsięwzięciu można aż tak się dorobić? To blondynowi nie mieściło się w głowie... On ze swojej pensji dziennikarza ledwo wiązał koniec z końcem i po opłaceniu rachunków za prąd, wodę i mieszkanie, zostawało mu tylko na jedzenie. Żadnych innych przyjemności... Jakby tak szczerze się zastanowić, powinien po prostu rzucić pracę i przenieść się na stałe tutaj, wtedy przynajmniej mógłby sobie na wszystko pozwolić. To by było życie... Świetny samochód, dom jak z brazylijskiej telenoweli, najmodniejsze ubrania i tuzin kobiet przy boku, wizytówki najlepszych klubów w portfelu. Jednak Justin taki nie był. Jeśli już raz się czegoś podjął, musiał za wszelką cenę doprowadzić tę sprawę do końca. W przeciwnym razie ucierpiałby jego honor. 

- O czym tak myślisz? - jego rozmyślenia przerwał przyjemny dla ucha głos Sky, która siedziała w fotelu obok niego. Sama usiadła na tym miejscu, a blondyn oczywiście nie miał zamiaru marudzić. Uwielbiał, gdy była tak blisko niego i nic na to nie mógł poradzić. Jednym problem jaki w tej chwili dostrzegał było to, że przed nimi, przodem do nich, siedziała ta suka Madison. Był pewien, że jeśli wykona jakikolwiek zły ruch, to ona powie o wszystkim Malikowi, oczywiście dodając od siebie kilka słów na jego niekorzyść.

- O niczym ważnym. - odpowiedział z uśmiechem. 

- Jestem tak niewyspana, że zaraz tu padnę. - ziewnęła i uroczo, dosłownie jak mały kociak, potarła dłonią swój nos. Boże... Jaka ona jest urocza. Pomyślał. 

- Rozłóż sobie fotel i prześpij się. Jeszcze trochę będziemy lecieć. 

- Niee, raczej tutaj nie zasnę. - Sky przeciągnęła się lekko i posłała Madison zirytowane spojrzenie. Wyraźnie czuć było napięcie panujące między nimi. Zresztą Justin wcale nie dziwił się, że tak właśnie jest. W końcu ta siksa chciała odebrać jasnowłosej ukochanego. 

- Co się tak gapisz? Wiem, że jestem ładna. - prychnęła tak, żeby zirytować blondynkę. 

- Widziałaś się ostatnio w lustrze?

- Nie muszę. Ważne, że Zayn mówi mi, że jestem piękna. - jej słowa wywołały ogromny ból w sercu Sky. Nie miała pojęcia czy to prawda czy nie, ale to nic nie zmieniało. Ból był cały czas taki sam. Zen mógł przecież mówić różne rzeczy, gdy jej nie było w pobliżu. - Zabolało? Tak mi przykro. No chyba nie myślisz, że Zen myśli tylko o tobie? On lubi kobiety, a mnie w szczególności. - zachichotała jak kompletny pustak. 

Justin wyraźnie widział, że w oczach Sky zalśniły łzy i nie mógł tak po prostu pozwolić na to, żeby Madie wyżywała się na blondynce ze zwykłej zazdrości o Malika. To było podłe z jej strony...

- Ech. To dlatego każdą noc i każdy wieczór Malik spędza ze Sky? Z tej ogromnej sympatii do ciebie? - zaśmiał się Bieber, a obydwie kobiety od razu popatrzyły na niego jak na jakiś obiekt z innej planety. Widocznie nikt nie miał odwagi wcześniej postawić się wielmożnej Madison. Żałośni są ci faceci tutaj. - No co się tak gapisz? Jesteś żałosnym ścierwem. - powiedział prosto z mostu, a w oczach kobiety momentalnie zapaliły się czyste ognie. 

- Coś ty powiedział? - warknęła.

- Sperma tych wszystkich frajerów, którym ssiesz rzuciła ci się na słuch? - prychnął bezczelnie. - Dla każdego faceta jesteś tylko dziwką, którą można łatwo przelecieć. Nie myśl, że Zayn jest aż tak głupi, żeby zostawić dla ciebie Sky. 

- Co ty kurwa wiesz? 

- Wiem tyle, że wmawiasz sobie, że Malik na ciebie leci. Prawda jest zupełnie inna i dobrze to wiesz.

- Nie będę sobie strzępić na ciebie języka. - wstała gwałtownie z fotela i opuściła krótką, dziwkarską spódniczkę, którą miała na sobie. Ocho, to chyba znaczy, że wygrałem... Pomyślał od razu i uśmiechnął się z wyższością.

- Bardzo dobrze. Użyj go dla chłopaków to będą zachwyceni. - posłał jej uroczy uśmiech, a ta tylko prychnęła i tyle ją widzieli. Zadowolony z siebie popatrzył na swoją towarzyszkę, która nie wiedząc czemu szczerzyła się jak jakiś szaleniec. To był chyba dobry znak.

- Wiesz co, Justin? 

- Słucham cię uważnie. 

- Lubię cię. - zachichotała radośnie i w ekstazie mocno objęła go za szyję. - Żaden z tych głupków nigdy mi nie pomaga, ale ty jesteś inny. - musnęła jego policzek i dopiero do niej dotarło, że posunęła się trochę za daleko. Malik przecież ostrzegał ją, że ma trzymać się z daleka od blondyna, a ta oczywiście nie posłuchała. Miała nadzieję, że nikt tego nie zauważył, bo wtedy na pewno wszystko by mu powiedzieli, a Justin... No cóż. Miałby przez nią spore problemy. Albo i by nie miał, bo by nie żył.

- Też cię lubię. - widząc, że się speszyła, roztrzepał lekko jej włosy. - Przy mnie nie spadnie ci włos z głowy. 


~*~


Nie minęło nawet kilka minut, a blondynka już smacznie spała na swoim fotelu, co naprawdę rozbawiło blondyna. Przecież jeszcze przed chwilą śmiała się z głupich żartów, które jej opowiadał... To niesamowite jak szybko potrafiła zasnąć.

Przyjrzał się uważnie jej delikatnej twarzy. Czemu ona musi być aż tak śliczna i inteligentna? Nie mógł się jej nadziwić. Z każdą kolejną chwilą zaskakiwała go coraz bardziej i miał wrażenie, że jest nią coraz mocniej zauroczony. Wiedział, że jeśli by się zakochał, dziewczyna stałaby się jego największą słabością, a przecież do tego nie mógł dopuścić. Nie mógł zawieźć swojego szefa, który przecież liczył na jego pomoc. Musiał z zimnym sercem wydać Malika i jego ciemne interesy, nawet jeśli to miałoby złamać tej drobnej, jasnowłosej istotce serce.

Przygryzł boleśnie dolną wargę, gdy głowa kobiety przechyliła się lekko i teraz w najlepsze spoczywała na jego ramieniu. Westchnął cichutko, tak żeby nawet się nie poruszyć. Miał ochotę mocno ją objąć, ale przecież nie mógł. Ona była poza jego zasięgiem, nawet jeśli ta myśl cholernie go raniła. Ona była Malika. I tylko jego. 

- Bieber. - Justin usłyszał nad sobą męski głos, więc gwałtownie podniósł głowę i popatrzył na Liama, który uważnie mu się przyglądał. No to klops... Liam był najlepszym kumplem Zayna, więc przypuszczał, że Malik o wszystkim się dowie prędzej czy później. 

- Co?

- Wiesz, że jeśli się w niej zakochasz, to zginiesz? - prychnął szatyn, a przez kręgosłup blondyna przebiegł zimny dreszcz. 

- Nie wiem o czym mówisz.

- Dobrze wiesz. Kręcisz się przy niej ciągle i chcesz być blisko, ale radzę ci o tym zapomnieć. Ona jest oczkiem w głowie Zayna i nie odda jej za żadne skarby. 

- Oczkiem w głowie? - prychnął takim tonem, że aż Li zmarszczył brwi. - Traktuje ją jak śmiecia. 

- Może tak po prostu wyraża uczucia. Tobie nic do tego. To tylko ich sprawa.

- Łatwo powiedzieć. 

- Nie powiem mu nic tylko dlatego, że ona z jakiegoś powodu czuje się przy tobie dobrze. Uśmiecha się, żartuje i nie myśli o problemach. - westchnął. - Nie przepadam za nią, ale chcę, żeby była szczęśliwa. Jednak ona kocha Zayna i musisz to zaakceptować. Każda próba rozkochania jej w sobie, ściągnie cię coraz niżej. Malik się w końcu dowie i zapłacisz za to i ty... I ona. - ruchem głowy wskazał śpiącą dziewczynę. - Zastanów się czy warto marnować jej życie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top