14 ❄ płatki śniegu

  Bakugo unikał tematu bójki z Deku jak tylko mógł zarówno wtedy, gdy wracali z Kirishimą do domu, jak i wtedy, gdy faktycznie się w nim znaleźli. ,,Życie miłosne", tak? Gówno, nie miłość. Niech się pierdolony nerd jebie.

  — Bakugo, dlaczego...? — zaczął znowu Kirishima, gdy po przywitaniu się z matką przyjaciela i odruchowym już spławieniem jej pytania: ,,I jak było na randce, hmm? Całowaliście się dużo?", wspinali się po schodach.

  — Chodźmy się uczyć — przerwał mu natychmiast chłopak, a widząc jego zdziwione spojrzenie, wyjaśnił naprędce: — Musimy. Ty musisz, pieprzony leniu.

  — Wypraszam sobie?! — oburzył się Kirishima, doganiając go na korytarzu, bo na schodach został kilka kroków w tyle, zaraz tracając go ramieniem z uśmiechem. — Kujon.

  — Porównujesz mnie do Deku?!

  — Właśnie, mówiąc o Midoriyi, dlaczego...?

  — Nie! — Głośne trzaśnięcie zamykanych za nimi drzwi do pokoju Bakugo i glośniejszy krzyk chłopaka zagłuszyły dalszą część pytania.

  — Bakugo, cholera, porozmawiaj ze mną!

  — Nie chcę, stul pysk! Matematyka, pieprzona matematyka, ucz ten zakuty łeb! — W stronę Kirishimy poleciał naprędce wygrzebany ze stosu innych podręcznik, który ten złapał w locie i odruchowo przycisnął do swojej klatki piersiowej.

  — To jest angielski... — Gwałtowna wymiana podręczników, która nastąpiła po tych słowach, została (o dziwo, zważając na nieco desperackie ruchy Bakugo) zakończona sukcesem.

  Czy Kirishima tego chciał, czy nie, czekała ich długa noc.

  — Bakugo, śpisz? — zapytał cicho Kirishima, uśmiechając się głupio, gdy patrzył na swojego przyjaciela, pochylonego nad podręcznikiem do matematyki i mruczącego cicho.

  — Nie...

  — Na pewno?

  — Aha...

  — Więc... O co pokłóciłeś się z Midoriyą?

  — Mhm...

  Kirishima pokręcił głową, zerkając na zegarek. Choć na początku uczyli się tylko po to, żeby zmienić temat, z czasem Bakugo jak zwykle naprawdę się wkręcił. Do tego stopnia, że dochodziła już czwarta nad ranem, a Kirishima nie miał prawa pisnąć nawet słówka sprzeciwu nim dyktator sam padł w niesprawiedliwym boju ze zmęczeniem.
 
  — Bakugo, wstań, musisz się położyć... — szepnął, wciąż uśmiechając się lekko. Był wyczerpany, a senności w jego przypadku zawsze towarzyszyło rozbawienie. — Przecież cię nie zaniosę.

  Bakugo nie odpowiedział, jedynie nieprzytomnie patrząc na niego spod niemal przymkniętych powiek. Taki rozespany i spokojny, wyglądał nawet... słodko.

  — O czym ty myślisz, uspokój się — skarcił się na głos Kirishima, z jakiegoś powodu bardzo zadowolony z tego, że ten widok będzie zastawał rano każdego dnia do końca przerwy zimowej.

  Gdy minęła kolejna minuta, a Bakugo wciąż nawet nie drgnął, Kirishima westchnął ciężko i chwycił go pod pachy, podźwigając nieco, nim oparł na sobie ciężar jego ciała i, w pewnym sensie tkwiąc w uścisku, przechylił się, żeby położyć chłopaka na łóżku. Zaraz potem sam padł obok niego.

  — Zgaś światło — mruknął sennie jego przyjaciel, a chłopak natychmiast drgnął. Był pewien, że ten już śpi.

  — Jasne  — powiedział jednak po chwili, siląc się jeszcze na tych kilka kolejnych ruchów. Pod kołdrą znów zakopał się błyskawicznie. — Śpij dobrze, Bakugo.

Odpowiedziała mu cisza.

  Obudzili się w południe wśród totalnego podręcznikowego chaosu. Żaden z nich nie pamiętał, kiedy dokładnie zaczęli uczyć się tak intensywnie, być może gdzieś nad ranem zaczęli się bić? To by całkiem pasowało, biorąc pod uwagę, że Bakugo doszło kilka nowych siniaków i chodził nie tylko niewyspany, ale i wściekły, co było iście morderczą mieszanką.

  Tego dnia akurat miało mu to pomóc.

  — Przychodzi do mnie koleżanka, więc ma was tu cały dzień nie być — zapowiedziała jego matka, podając im spóźnione śniadanie. — Najlepiej idźcie na randkę. Może romantyczny spacer. Zezwalam na powrót po zmierzchu. Napawajcie się światłem księżyca — powiedziała poetyckim tonem, a Bakugo poważnie zastanawiał się nad rzucaniem jej talerzem w twarz.

  — SPIERDALAJ! — krzyknął w odwecie, nie będąc zdziwionym odpowiedzią.

  — NIE ODZYWAJ SIĘ TAK DO MATKI, SZCZYLU! JAK DALEJ BĘDZIESZ TAKI NUDNY, TO CIĘ CHŁOPAK RZUCI I TAK TO SIĘ SKOŃCZY!

  — NIKT NIKOGO KURWA RZUCAĆ NIE BĘDZIE!

  — Hej! Hej, hej, Ba... Katsuki, to nawet dobry pomysł! Pada śnieg! — zawołał nagle Kirishima, zwracając na siebie uwagę zaczerwienionego po uszy (z gniewu, oczywiście) Bakugo, który zaraz spojrzał w kierunku, który ten wskazywał. Za oknem na trawniku faktycznie zaczynał zbierać się biały puch.

  — Idealnie. Tylko nie zapomnijcie rękawiczek — poradziła matka Bakugo, na co ten prychnął pogardliwie.

  — Ta, bo mamy po trzy lata.

  — Akurat ty się tak zachowujesz.

  — Lepsze to niż bycie wredną staruchą.

  — Kaszojad.

  — Jędza.

  — Śnieg!

  Nim Bakugo zdążył zgromić go spojrzeniem, Kirishima już złapał go za nadgarstek i zaczął wyciągać z kuchni. Widocznie bardzo nie chciał znów wysłuchiwać darcia mordy staruchy, zresztą tak jak sam Bakugo.

  — Czemu się tak jarasz tym śniegiem? Dzieciaki tak robią — burknął, a Kirishima wywrócił oczami.

  — Tak, bo my jesteśmy wielce dorośli. Daj spokój, Bakugo, będzie fajnie!

  Poprzedniego dnia podobno też miało być fajnie, a jakoś i tak wpadli na najgorsze możliwe osoby, na jakie można było wpaść. Do tego trzeba mieć talent.

  — Bo co, bo będziemy lepić bałwana? — prychnął, unosząc jedną brew, a Kirishima wzruszył ramionami.

  — W sensie, jeśli chcesz, to możemy — parsknął z kolei, wciągając na siebie kurtkę w przedpokoju i zaraz sięgając po buty. — Możemy nawet zrobić dwa i który wyjdzie lep...

  — Żeby skończyło się jak z choinką i pierdolonymi pierniczkami? Nie ma mowy, Kirishima.

  — Faktycznie, nie chcemy fundować sobie traum. — Chłopak roześmiał się głośno, a Bakugo wywrócił oczami, choć tak naprawdę był dziwnie z siebie... zadowolony, że rozśmieszył przyjaciela. Że to dzięki niemu i nikomu innemu się uśmiechał. Ha.

  Gdy w końcu wyszli na zewnątrz, Kirishima błyskawicznie podszedł do ogrodzenia, z jego wierzchu zbierając trochę śniegu i formując go w małą kulkę.

  — Nadaje się do lepienia — stwierdził, a potem szybkim ruchem obrócił się i rzucił śnieżką w Bakugo, któremu w ostatnim momencie udało się zrobić unik.

  — Ty draniu...! — krzyknął chłopak, natychmiast schylając się, żeby samemu zrobić amunicję. Zamierzał wygrać tę bitwę, a może nawet i wojnę, jeśli by do niej doszło. Nie dane było mu jednak faktycznie obrać Kirishimę na cel, bo ten już wybiegł przez bramę na oblodzony chodnik i teraz pędził wzdłuż uliczki, widocznie przekonany, że Bakugo pobiegnie za nim.

  Cóż, nie mylił się.

  Zatrzymali się dopiero przy wejściu do parku, teraz całkiem zatłoczonego. Bakugo z wściekłością sypnął w Kirishimę pozostałością swojej śnieżki, z której tak naprawdę nie zostało prawie nic.

  — Jesteś głupi — fuknął, a chłopak się roześmiał, rozglądając wokoło.

  — O, patrz! Tam jest dużo miejsca, zróbmy tego bałwana! — powiedział z oczami błyszczącymi od ekscytacji, jakby faktycznie tak bardzo się na to cieszył. Jakby cieszył się z perspektywy spędzenia czasu z Bakugo, choć mogli przecież na cały dzień się rozejść i dopiero po powrocie udawać, że byli razem. Naprawdę był dziwny, ale... Ale może to było w nim takie wyjątkowe?

  Bakugo zapiekły policzki i w tym momencie naprawdę cieszył się, że jest zimno, a powstały rumieniec mógł być przyczyną mrozu. Spojrzał na Kirishimę sceptycznie, udając, że myśli nad tą całą sprawą z robieniem bałwana, choć tak naprawdę właśnie zdawał sobie sprawę, w jak wielki dołek wpadł. Nie sądził, że spędzanie dwudziestu czterech godzin na dobę razem z jego najlepszym przyjacielem pogorszy jego sytuację, a teraz... Zdecydowanie było gorzej niż w szkole. Kirishima już nie tylko mu się podobał, teraz to było coś większego, cięższego i... zdecydowanie za bardzo rozpraszającego. Zauroczenie czy nie, Bakugo musiał jak najszybciej pozbyć się tych głupich rumieńców, dziwnego uczucia w brzuchu i pewnego rodzaju szczęścia. Co za głupota. Przecież nie mógł się zakochać.

  — No nie — jęknął w tym momencie Kirishima, bo formowana przez niego kula na dół bałwana pękła na pół, padając smętnie na śnieg. — Zabiłem go.

  — Nawet tego nie umiesz zrobić, Boże — warknął Bakugo, ale widząc jego minę, naprawdę z trudem utrzymywał burkliwy ton. Z jakiegoś powodu miał ochotę się uśmiechać, a zdławienie tej chęci w zarodku nie było łatwym zadaniem.

  — Tak? Bo ty to zrobisz lepiej? To chodź i mi pomóż! — fuknął Kirishima, ciskając w niego niedbale zlepioną śnieżką, która jednak nie doleciała do celu, a uderzyła o drzewo kilka metrów za Bakugo.

  — Pudło.

  — Spadaj!

  Bakugo wywrócił oczami, a po chwili zastanawiania się w końcu podszedł bliżej i nabrał w ramiona kupę śniegu, żeby od niej zacząć robić kulę. W końcu lepiej było zająć się czymś dziecinnym niż skazywać się na stanie na mrozie i bezmyślne szczękanie zębami.

  Gdy po kilkudziesięciu minutach wreszcie skończyli bałwana, którego Kirishima chciał ochrzcić jakimś gustownym imieniem, ale nie potrafił nic wymyślić, Bakugo z pewnym zadowoleniem uznał, że w ich przypadku współpraca naprawdę się sprawdziła... A może w rzeźbieniu byli po prostu dużo lepsi niż w dekorowaniu i malowaniu?

  — Może jakieś zwykle imię? Albo...

  — Jezu, po prostu wlepmy mu ciapę na oku, grzywę na pół twarzy i nazwijmy Mieszańcem — burknął Bakugo, a Kirishima z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.

  — Trzeba jeszcze dorobić Urarakę i Midoriyę w takim razie — parsknął, na co Bakugo uniósł brew.

  — Rób to beze mnie. Nie chcę ruszać Deku kijem, nawet jeśli jest bałwanem — stwierdził, zaraz dopowiadając: — Znaczy się, zawsze nim jest.

  Teraz z kolei to Kirishima wywrócił oczami, zakładając ręce.

  — A wczorajsze to co? Jakoś nie widziałem, żebyś miał w zanadrzu jakiś kij.

  — Okej, zrobię go, ale tylko wtedy, jeśli dasz mi go potem wysadzić.

  — Nie ma mowy!

  — Prędzej czy później i tak się rozpierdoli.

  — Ale im dłużej, tym lepiej!

  — Czemu ni... — Bakugo nagle urwał, odskakując gwałtownie, gdy coś mokrego i zimnego wpadło mu za kołnierz kurtki, zjeżdżając w dół wzdłuż kręgosłupa. Wzdrygnął się, zaciskając dłonie w pięści. Z Kirishimy nie spuszczał oka, więc kto, do cholery, to zrobił?

  Wtedy właśnie zwrócił uwagę na skrzyp śniegu pod wieloma parami butów. I na niemiłosierny hałas, który wydawały małe, rozwrzeszczane gęby.

  — Ej, Bakugo? Co jest? — zapytał chyba nieco zaniepokojony Kirishima, przy czym został kompletnie zignorowany, bo jego przyjaciel myśli miał zajęte czymś innym.

Dzieci jeszcze nie wiedziały, jak bardzo miały przesrane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top