10 ❄ pierwszy pocałunek

  Kirishima był przerażony. Serce łomotało mu zdecydowanie zbyt głośno, ręce drżały, nogi uginały przez ciężar choinki i nagłego stresu. Czy to tak będzie wyglądał jego pierwszy pocałunek? Będzie musiał mocno się wychylić, przedrzeć przez twarde sztuczne igły i gałęzie, a wreszcie... dotknąć... swoimi ustami... usta swojego najlepszego przyjaciela? A później pewnie skończyć na orbicie, gdy przez eksplozję zostanie wysadzony w kosmos. Może to i dobrze, zamieszka tam na zawsze. Tam nikt go nie zobaczy, gdy będzie palił się ze wstydu.

  — Oj chłopcy, nie bądźcie tacy, zróbcie przyjemność starej kobiecie — zażartowała pani Mitsuki, w czym Kirishima zwietrzył okazję do wymigania się. Jeśli dobrze poprowadzi tę rozmowę...

  — Pani wcale nie jest stara, naprawdę! — wybitnie udał oburzenie, a kobieta zachichotała. Bakugo tylko patrzył to na nią, to na Kirishimę, widocznie sam nie wiedząc, jak dokładnie zareagować. Nie mógł zbyć ich wybuchem, jeśli nie chciał poważnie uszkodzić choinki...

  — Jesteś słodki, ale miałeś mówić do mnie ,,mamo", Eijiro — przypomniała, a widząc jego przerażoną minę, pokręciła głową ze zrezygnowaniem. — No, a teraz buzi! Tradycji musi stać się zadość!

  Pary się całowały. Wymówka ,,przecież to Bakugo" coraz bardziej traciła na sile, bo... pary raczej częściej okazywały sobie uczucia, chociażby w spojrzeniu. A oni w dodatku byli zablokowani przez choinkę między nimi i panią Mitsuki przed, bez możliwości ucieczki, więc... Ten jeden raz...

  I nim Bakugo mógł jakkolwiek zareagować, Kirishima podjął decyzję. Wyciągnął szyję nad choinką i błyskawicznie nachylił się ku niemu... delikatnie muskając wargami jego policzek. Zaraz potem z powrotem schował się po swojej stronie choinki, obawiając się, że jego własne policzki mogą być teraz czerwone w równym stopniu co włosy. To tak żenująco gejowe dla heteroseksualnego mężczyzny!

  Przez chwilę było cicho, a potem pani Mitsuki musiała ukryć twarz w dłoniach, bo z jej ust wydobył się jakiś dziwny dźwięk, pośredni między kwikiem i piskiem. Usunęła się jednak z drogi, ewidentnie zadowolona.

  Kirishima szedł jak w amoku, czując wciąż ciężar choinki i naprawdę będąc zdziwiony, że wciąż żyje. Nie patrzył w bok, więc nie widział twarzy Bakugo, ale spodziewał się, że będzie na niej wymalowana czysta furia. Skąd miał wiedzieć, że tak naprawdę jego przyjaciel jest jeszcze bardziej czerwony niż on? Jakieś milion razy bardziej, może jeszcze więcej?

  Ciepłe wargi Kirishimy na jego policzku.

  To nie było tak, że Bakugo nagle zmienił zdanie i nie uważał tego całego romansowania za całkiem bezużyteczną, zdecydowanie za bardzo rozpraszającą głupotę, a swoje zauroczenie chłopakiem bagatelizował. Przecież nawet nie miał u niego szans.

  Tylko w takim razie dlaczego to zrobił?! Mógł wymyśleć coś lepszego! Z jego pogadanką i urokiem osobistym błyskawicznie przekonałby upierdliwą staruchę, a tak zmuszał jej syna do fantazjowania o jego ciepłych, miękkich ustach na swoich. A przecież to było tak bezużyteczne i głupie! Miał się tego wyzbyć jak najszybciej...

  — Przepraszam — odezwał się w końcu Kirishima niewątpliwie bardzo skrępowany całą sytuacją.

  — Po prostu się zamknij — burknął w odpowiedzi Bakugo, nie mogąc się zmusić do niczego innego, gdy jego serce niemiłosiernie szybko tłukło się po klatce piersiowej, zupełnie jakby chciało wydostać się na zewnątrz. Tak, samobójstwo byłoby jakimś rozwiązaniem zaistniałego problemu.

  — Mhm.

  Gdy postawili choinkę w rogu salonu i zabrali się za rozpakowywanie ozdób, Bakugo w głowie miał tylko jedną prośbę. Żeby tylko ich palce się nie zetknęły, żeby tylko nie...

  Ach tak. Los to głupia kurwa, zawsze zrobi wszystko, żeby utrudnić życie, czyż nie?

  — Przepraszam!

  — Zamknij się! Weź to! — Bakugo nie był głupi, w takich sytuacjach zawsze błyskawicznie znajdował wymówkę, żeby schować twarz. W tym momencie zrozumiał, że jego drogą ucieczki jest wciśnięcie Kirishimie zwoju kolorowych lampek choinkowych i schowanie się za sztucznym drzewkiem pod pretekstem owinięcia wokół niej części sznura. Idealnie.

  — No wy to artystami nie zostaniecie — stwierdziła matka Bakugo już drugi raz tego dnia, a on skorzystał z okazji i wywrócił oczami. 

  — I kurwa dobrze, jakoś nie widzi mi się łazić z pieprzonym pędzelkiem — prychnął, a kobieta westchnęła, jeszcze raz omiatając wzrokiem drzewko, które... Nie prezentowało się najlepiej. Po jednej stronie trochę za dużo, po drugiej trochę za mało, a na niższych gałęziach i czubku nie było zupełnie nic. Oprócz tego dekoracje były całkiem nie do kompletu i efekt wyglądał jak dzieło trzylatka. Bakugo był ze swojej choinki niemal dumny.

  — Właściwie to dziwię się, że nie macie żadnej ozdoby z All Mightem — odezwał się chwilę później Kirishima, a matka Bakugo parsknęła.

  — Jeszcze tego brakuje! Katsuki, idź po jakąś pierońską figurkę, przykleimy ją na czubku.

  — Ześwirowałaś?! Spadnie!

  — Jeśli dobrze przykleimy, nie spadnie — przekonywała kobieta, a poparł ją Kirishima, mówiąc:

  — Midoriya na pewno na to nie wpadł.

  No i stanęło na ich, a chwilę później plastikowa figurka dyndała na czubku drzewka jak jakiś wyjątkowo mało urodziwy, obklejony taśmą aniołek. Bakugo patrzył na nią z niemrawą miną, zastanawiając się, czy nie powinien w tej chwili podstawić sobie stołek i jej nie zerwać. Ale skoro Deku takiej nie miał...

  — A teraz ładne uśmiechy iii... zdjęcie! — zawołała w następnej sekundzie jego matka, najwyraźniej w nieuwadze kontemplujących wygląd choinki chłopców widząc swoją szansę. Teraz z zapałem klikała coś na smartfonie z popękaną szybką (ucierpiał podczas jednej z domowych wojen), a po chwili na jej twarzy pojawił się szatański uśmiech.

   — Do kogo to wysłałaś?! — wrzasnął Bakugo, rzucając się, żeby wyrwać jej telefon, co niestety mu się nie udało.

  — Do rodziców Eijiro i Inko Midoriyi.

  — Matki Deku?! Po cholerę?! — Zmroziło go i gdy zerknął w bok, zauważył, że Kirishimę najwyraźniej też. A jeśli Deku to zobaczy?!

  — Ona też mi wysyła. — Kobieta wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie zauważając w spojrzeniu swojego syna czystej żądzy mordu. — Taka wymianka, to już tradycja. No, już, czemu jesteście tacy dziwni? Musimy już wszystko powoli rozkładać, zaraz zaczynamy — obwieściła, zostawiając chłopców w stanie chwilowego otępienia.

  — A jeśli zobaczy? — zapytał w końcu Kirishima, wyjmując to Bakugo z ust.

  — Nie będziemy mu się z niczego tłumaczyć.

  — A jak powie komu innemu? Nie dadzą nam spokoju! — Kirishima przerażony tą wizją złapał się za głowę, a Bakugo uznał, że musi przemówić mu do rozsądku.

  — Wtedy powiemy wszystkim, jakim jesteś debilem i jakie masz kretyńskie pomysły.

  — Super, brzmi fair — sarknął ponuro Kirishima, a Bakugo wzruszył ramionami.

  Za oknem było już prawie czarno, mogli zasiadać do kolacji.

  Wieczór sam w sobie minął Bakugo bardzo szybko. Przygotowali stół, zjedli co mieli zjeść, jego matka zmusiła ich do odśpiewania kilku świątecznych piosenek wraz z jej ulubionym wyjcem, jak chłopak, który oczywiście nawet nie nucił (w przeciwieństwie do jak zwykle aż zbyt głośnego Kirishimy), zwykł nazywać piosenkarzy. O dziwo obyło się bez kolejnych sugestii dotyczących rzekomego związku chłopców, najwyraźniej kobieta chwilowo była usatysfakcjonowana tym Bogu ducha winnym całusem w policzek, którego Bakugo zaklinał na wszystko... na co można zaklinać. Aż w końcu, gdy butelka wina na stole była niemal pusta i okazało się, że jego ojciec wypił zaledwie kieliszek... Zaczęło się.

  — Masaru, cholera, mogłeś przebrać się za Mikołaja — jęknęła, a mężczyzna poprawił okulary.

  — Chłopcy chyba już nie wierzą w takie rzeczy.

  — A skąd, ja nadal wypatruję go w każde święta — zaprotestował żartobliwie Kirishima, a Bakugo wywrócił oczami. Najchętniej uciekłby z pomieszczenia jak najszybciej, ale trochę obawiał się (całkiem słusznie zresztą), że gdy tylko to zrobi, jego matka znów wyskoczy z durnym pomysłem pokazywania pierdolonemu Eijiro Kirishimie starych zdjęć i filmików, co było tak cholernie zawstydzające, a ona o tym wiedziała i robiła to kurwa specjalnie. Nie ma to jak kochająca rodzina!

  — Katsuki też, ale się nie przyzna — parsknęła kobieta, uśmiechając się do syna pobłażliwie, za co posłał jej nienawistne spojrzenie. — Kiedy był mały, razem ze swoim kuzynem chodzili po domach w okolicy, żeby go szukać. Nie wierzyli w latające renifery, byli pewni, że facet chowa się przed nimi u sąsiadów.

  — Naprawdę? Nie wpadłbym na to, to całkiem niezła teoria spiskowa — parsknął Kirishima, a Bakugo wywrócił oczami. Pamiętał to doskonale. Zimowy dzień, sanki na których wiózł młodszego uciążliwego kuzyna, śnieg za kołnierzem i ciągnięcie za brodę każdego faceta, który im otworzył, nawet jeśli broda ta nie była elementem kostiumu Mikołaja. Okrzyki bólu zawsze rozśmieszały gówniarza, już wtedy był mocno rąbnięty.

  — Swoją drogą, jedziemy do nich na Sylwestra — oznajmiła matka Katsukiego, wyrywając go z zamyślenia. — Eijiro jedzie z nami.

  — Co?! Zwariowałaś, nie chcę ich widzieć! — oburzył się natychmiast Bakugo, gwałtownie wstając. Jeśli jego kuzyn i wujek mieliby się spotkać z Kirishimą... To by było gorsze niż katastrofa!

  — Spokojnie, są już uprzedzeni, będą mieli dużo czasu na przetrawienie tego. Nie będą robić problemów — obiecała kobieta, ale Bakugo jakoś jej kurwa nie wierzył. Jak ta pierdolona dwójka największych homofobów na ziemi miałaby zaakceptować fakt, że mają geja w rodzinie, nawet jeśli mieli kilka kolejnych dni na przetrawienie tego, a i on wcale nie był pewien swojej orientacji?!

  No i jeszcze Kirishima, który teraz patrzył na nich nieco zdezorientowany. Bakugo nie chciał wpakowywać go w to bagno. Jego rodzina od strony matki naprawdę potrafiła dać w kość i gdyby się na niego uwzięli...

  Nie, Bakugo na to nie pozwoli. Nawet jeśli Kirishima sam kurwa się w to wpakował przez pierdolone udawanie geja i powiedzenie rodzinie Bakugo o jego domniemanej orientacji zanim on sam zdążył to zrobić.

  — Naprawdę w to wierzysz, cholera jasna?! — kontynuował niezrażony, mając nadzieję, że mimo wszystko uda mu się jakoś odbiec ją od tego beznadziejnego pomysłu.

  — Katsuki, wiem, że się nie dogadujecie, ale...

  — Mało powiedziane.

  — Chociaż spróbuj!

  — To nawet nie moja pieprzona wina! — oburzył się Bakugo, a choć później próbował ciągnąć temat dalej, nie udało mu się to i w końcu był zmuszony obwieścić swoją dezaprobatę głośnym trzaśnięciem drzwi, gdy zamknął się w swoim pokoju.

  Za kilka dni miał mieć poważny problem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top