Rozdział 39

Ulubieni bracia wracają :)x

  ******

Goniłam młodego gówniaka Prevca. Oczywiście, że mówię o Domenie, a o kim by innym? Obecnie czuje się najbardziej zabieganym fotografem w tym sezonie, bo chcą mnie tu i tu a Apollo nie potrafi odmówić, gadając, że mi się to przyda dodatkowe doświadczenie. Ja wiem, zawsze to tyle doświadczenia na przyszłość, aby zdobyć lepszą i bardziej płatną pracę, ale czuje się jak szczur zagoniony do kołowrotka w swojej klatce albo chomik w kuli do biegania.

- Domen, stój - wybiegłam zza zakrętu, dysząc ze zmęczenia, łapiąc za drzwi od pokoju chłopaka, szarpnął je, ale nie dałam za wygraną i wepchałam się do pomieszczenia. O dziwo, dzielił je z Peterem, o czym kompletnie nie wiedziałam, bo zazwyczaj spali w oddzielnych pokojach, a zauważyłam, gdy ten z nieładem na włosach wyszedł z łazienki, w samym ręczniku na biodrach. Na szczęście bardziej skupiłam się na tym, by nie dostać ataku serca i nie zrobić im tu ''Helena, mam zawał''. - P-prevc... ubierz coś.

- Peszę Cię? - roześmiał się, przeczesując mokre od wody włosy i wlepiając we mnie te swoje ciemne oczy, spojrzałam na jego zaczerwienione policzki i wystawiłam język.

- To niezbyt wygodna sytuacja - mruknęłam właściwie do siebie, mijając go i dopadając jego młodszego brata. - A Ty się ogarnij.

- Sama się ogarnij - odwarknął, strącając moją dłoń ze swojego ramienia i wlepiając wzrok w swoją komórkę. - W dupie mam te całe zdjęcia, mi to do szczęścia niepotrzebne.

- Nie zamierzam stracić przez Ciebie pracy - rzuciłam do niego, siadając na łóżku. - A jeśli tak się stanie to skopie ci tyłek tak bardzo, że więcej nie usiądziesz na belce.

- Nie strasz, nie strasz, bo się... - zaczął, zanim ktoś mu przerwał.

- Młody! - krzyknął w jego stronę Peter, który w tym czasie przeszukiwał swoją szafę zapewne w poszukiwaniu odzieży wierzchniej. - Uważaj na słowa.

- Święty się znalazł - zaświergotał Demon, uśmiechając się szyderczo. - Pierdole tę całą sesję.

- Kurwa, młody! - wrzasnął ponownie starszy Prevc, który sprawił, że nawet ja się wzdrygnęłam, słysząc ton jego głosu. - Jeszcze słowo...

- Nie jesteś moim ojcem - odburknął chłopak do swojego brata, na co ten zareagował wręcz automatycznie.

- No tak, nie zamierzam Cię lać co dwa dni, jak On kiedyś - rzucił chłodno ciemnowłosy, biorąc ubrania w rękę i kierując się do łazienki. - Zastanów się czasami nad sobą.

- Idziesz ze mną - złapałam go za rękę, ale ten mimo wszystko stawiał opór. - Goran mnie zabije, Tajner mnie zabije, Kruczek mnie zabije, Kamil mnie zabije i to przez twoje gówniane widzimisię. Ubierz się w tym jebanym momencie i wychodźmy!

Osiągnęłam już chyba apogeum mocy.

- W dupę to sobie wsadź.

- Ale...

- Zamknij się! - krzyknęliśmy oboje w tym samym momencie do Petera, który próbował coś powiedzieć, na co ten zmarszczył brwi ze zdziwienia. Nawet teraz musieliśmy się zsynchronizować, może jednak coś nas łączy?

- To siedź sobie tu smrodzie, ale jak mnie wyrzucą, to obiecuje Ci, że to koniec twojej kariery - zagroziłam i wyleciałam z pomieszczenia niczym bomba, aby ochłonąć, nagle poczułam, jak ktoś na mnie wpada, a ja straciłam na chwile równowagę.

- O Ana...

- NIE MÓW DO MNIE TERAZ - wrzasnęłam na Cene który po moim ataku wyglądał, jakby miał się rozpłakać. Tak właściwie zacytowałam też pewną gwiazdeczkę TVN, sama psychicznie śmiejąc się z siebie. - Chyba że ogarniesz swojego gównianego brata to postawie ci nawet piwo.

- Dwie minuty - uśmiechnął się cwaniacko i wparował do pokoju, trzaskając drzwiami, na co się wzdrygnęłam. I stało się. Nie minęły minuty, a najmłodszy z braci wyszedł z pomieszczenia i rzucił ciche ''to idziemy?''. Spojrzałam na niego pobłażliwym wzrokiem i ruszyłam przed siebie, a zdenerwowanie powoli uchodziło z mego ciała. Skupiłam się na tym, by szybko wykonać swoją pracę, mieć spokój i móc się nim delektować. Nie było mi dane. Już w holu wleciałam na Schlierenzauera zmęczonego kacem i bladego jak trup, który kłócił się ze Schiffnerem, co jakiś czas łapiąc za skronie z bólu.

- Wszystko okej? - spytałam chłopaka, patrząc kątem oka na zdenerwowanego Schiffiego

Nie - odpowiedział słabo. - Wszystko zjebałem.

- Stary, przecież ci mówię...

- Gówno wiesz, Ona mi nie wybaczy - wyjąkał Gregor, siadając na kanapie i chowając twarz w dłonie. - Prawie ją zdradziłem, rozumiesz?

- Co się stało? - spytałam Markusa, a potem wysłuchałam całej historii,jak to Austriak był pijany do tego stopnia, że całował się z jakąś dziewczyną. - Trudna sytuacja...

- Możemy już iść? - spytał rozbawiony czymś Domen, skarciłam go wzrokiem, ale ten nic sobie z tego nie robił. - Mój czas jest cenny, za niedługo mam rozgrzewkę.

- Idź już, Marcelina Cię przygotuje - uśmiechnęłam się gorzko i odprawiłam go z kwitkiem, ponownie zaczęłam temat, gdy chłopak zniknął mi z horyzontu. - Gregor, wiesz, że to ciężka sytuacja, ale jeśli do niczego więcej nie doszło ani nic to dla Ciebie nie znaczyło, to walcz.

- To jest takie trudne, Ona mi nie wybaczy.

- Też nie wiem, czy bym ci wybaczyła, ale ze swojego doświadczenia wiem... - ujęłam jego dłoń. - Że zawsze warto próbować. Zawsze.

Spojrzał na mnie ze łzami w swoich brązowych oczach, jego bezsilność sprawiała, że miałam ochotę przytulić go i powiedzieć, że wszystko się ułoży. Zrobiłabym to, gdyby nie fakt, że znamy się krótko, a ja nie chce go speszyć, bo być może mi nie ufa do końca. Widok płaczącego mężczyzny zawsze mnie rozwalał na łopatki, dla mnie to świadczyło o jakiejś wrażliwości, co bardzo ceniłam. W końcu faceci nie płaczą... no, podobno. Zanim pomyślałam, poczułam, jak mnie ściska, siorbając cicho nosem.

- Dziękuje - zająkał się. - Myślę... myślę, że będę w-walczył.

Uśmiechnęłam się do niego i poklepałam po ramieniu, po czym ruszyłam w swoją stronę. Nie chce wiedzieć, co dziś mnie czeka. Już gorzej być nie może, przynajmniej tak mi się zdawało.

*******

KAMIL POV

Przebierałem się po dodatkowym treningu, na jaki wysłał mnie Łukasz, twierdząc, że moja forma ostatnim czasem spadła i że seria dodatkowych ćwiczeń tylko mi pomoże, a nie zaszkodzi. Gówno prawda, czułem się świetnie, a pociłem jak świnia nie wiadomo po co. W dodatku musiałem wysłuchiwać jęków i stęków skacowanego Żyły i świergolenia Kubackiego jak to dobrze układa mu się z jego nową dziewczyną Martą. Wolałem się skupić na swojej niżeli jego kobiecie.

- No i wtedy...

- Stary, daj już spokój, ile można o niej słuchać - w końcu wybuchłem po dokładnie 1,5 godzinie, odkąd zaczął się lament, jaka to ta blondynka jest i nie jest. - Rozumiem, zabujałeś się, może nawet zakochałeś, ale przestań pieprzyć bez przerwy o niej.

- A jak ty...

- On nie gadał o Anie 24/7 - wtrącił Żyła, podśmiechując sobie pod nosem. - Serio, Kubacki wyluzuj, bo jeśli tyle będziesz paplać, to nawet Ona ucieknie.

- Jesteście tacy sami - odburknął blondasek, łapiąc torbę z rzeczami w dłoń.

- Nie - dopowiedział Piter z głupim uśmieszkiem. - Ja jestem fajniejszy.

Wywróciłem oczami, patrząc na bandę kretynów, a to było tylko 2/6 z grupy, która przyjechała do Norwegii. Ruszyłem w swoją stronę, zakładając jedną słuchawkę do ucha, byłem umówiony z Aną tuż przed hotelem na spacer po Oslo. Opowiadała mi, że jej marzeniem jest zwiedzenie Norwegii, a ja mogłem spełnić cząstkę jej marzenia, pokazując jej najpiękniejsze zakątki Oslo. Otworzyłem szklane drzwi i nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem.

Siedzieli sobie w holu, popijając coś z kubków, śmiali się i rozmawiali. Mówiłem, że bywam cholernie zazdrosny i zaborczy? Byłem pewien, że jeszcze chwila i wpadnę tam, wybuchając i rozwalając wszystko, co na mojej drodze stanie. Z reguły jestem dość spokojny, podłatany na pewno bardziej niż moi koledzy. Prevc wtryniał swój nos, gdzie się tylko dało, a nie rozmówiłem się z nim tylko dlatego, że Ona mnie o to poprosiła.

- Piekło w niebie? - usłyszałem Austriacki akcent, a po chwili poznałem, że to jeden z moich kolegów. - Prevc znowu dobiera się do cudzego mięsa.

No cóż, uwielbiałem jego porównania. Ana jako mięso. Można i tak.

- Najchętniej...

- Obiłbyś mu mordę, po czym wysłał na Syberię z tymi zasranymi braćmi i Walterem od czterech boleści. - dodał szybko. - Przesunął nam treningi, mamy je za godzinę.

- Kurwa, co ja mam zrobić. - zabrzmiałem tak żałośnie, jak jeszcze nigdy. - Jak się na niego rzucę, będzie źle, jak zrobię awanturę też źle. Cokolwiek nie zrobię, będzie niedobrze.

- Wyeliminuj szkodnika - dołożył do pieca Fetti, czasem się zastanawiałem czy ten człowiek nie jest przypadkiem wysłannikiem Lucyfera ze swoim tekstami i pomysłami. - Rozmów się z nim na osobności.

- Mówisz, jakbyś nie wiedział, jakie są baby - odburknąłem szybko, wracając do obserwowania sytuacji. Gdyby nie fakt, że ta dwójka gdzieś zginęła. - Kurwa, gdzie oni...

- Prevc wyszedł, a Ona poszła po schodach. - westchnął teatralnie mój towarzysz. - Może to jednak pora na poważną rozmowę?

- I znowu mam wszystko popsuć?

- Inaczej nigdy nie dowiesz się, co jest między tą dwójką.

Zamknąłem oczy, licząc, że po chwili wybudzę się z tego fatalnego dla mnie snu. Co było dobrze, to znowu zaczynało się walić, aż powątpiewałem w sens tego związku i tych nerwów, przez które przechodzimy oboje. Mimo wszystko nie chciałem pozwolić jej odejść, bo nie potrafiłbym znieść widoku jej w czyichś objęciach. Objęciach, które nie byłyby moje.

Ruszyłem na trening, bo co innego pozostało mi od zrobienia? Oddałem dwa dość dobre skoki, ale moją głowę zaprzątało co innego, co zauważył Łukasz, który chciał mnie wyciągnąć na rozmowę. Zbyłem go tym, że muszę się spotkać z Tajnerem co pewnie i tak sprawdzi, ale nie widze sensu w tym.

- Kamil! - usłyszałem glos Anastasi, ale rzedłem dalej zaśnieżonym chodnikiem. - Kamil poczekaj!

- Co?

- Coś się stało? - spytała ze zmartwieniem w oczach, pocierała dłoń o dłoń, bo jak zwykle zapomniała rękawiczek. Ściągnąłem swoje i jej podałem, szybko je założyła i podziękowała, a ja włożyłem dłonie do kieszeni. - Jeśli coś jest nie tak to...

- Nic się nie stało. - odburknąłem, przyspieszając kroku, bo jedyne co chciałem, to znaleźć się w hotelu pod prysznicem. - Wszystko jest w porządku.

- Bądź ze mną szczery.

- Jestem.

Zapadła między nami niezręczna cisza.

- Czemu dziś nie przyszedłeś?

- Coś mi wypadło.

- Aż tak, że nie mogłeś nawet zadzwonić? - spytała ostrzej niż wcześniej. - Czekałam na Ciebie.

- Telefon mi padł - zbyłem ją szybko. - Przepraszam.

- Mieliśmy być szczerzy w stosunku do...

- Chcesz szczerości? - warknąłem w końcu, nie wytrzymując jej dociekliwości. - To odpowiedz mi, co robiłaś dzisiaj z Peterem?

- Ale...

- Widziałem was, po siłowni, miałem iść się przebrać i czekać na Ciebie - dodałem wkurzony. - Ale najwidoczniej miałaś lepsze plany.

- On mi tylko pomagał. - broniła się.

- No ciekawe w czym - zadrwiłem z niej. - Właściwie nie mów, wole nie wiedzieć.

- Jesteś jak gówniarz, mógłbyś się zachowywać dorośle - wrzasnęła bliska płaczu. - Jego brat nie chciał zrobić tej pieprzonej sesji, a ja.. ja nie chce stracić tej pracy, rozumiesz?

Zamilkłem na chwile, ale Ona dalej mówiła.

- Jak zwykle musiałeś sobie ubzdurać coś głupiego - dokończyła. - Domen rzucał się do mnie, że ma wszystko w dupie a wiedziałam, że Peter go utemperuje. Zadzwoniłam po niego, pomógł mi, więc postawiłam mu szybką kawę w podzięce. Proszę, już wiesz wszystko. Zadowolony? Wiesz co? Jesteś beznadziejny.

Przyspieszyła krok, wymijając mnie i biorąc komórkę w dłoń. Już po sekundzie znalazłem się obok niej i pociągnąłem w swoją stronę, przyciskając do siebie i obejmując.

- Nie pozwól mi Cię nienawidzić. - wyszeptała. - To za dużo dla mnie.

******

Wybrałem numer na swojej komórce.

- Halo? - usłyszałem damski znajomy mi głos.

- Zrobione, co dalej?

Ten sam kobiecy, z deka szyderczy.

- Teraz On zatańczy, jak mu zagram. - dokończyła. - Ty wiesz co robić.


_____________________

Hej, hej!

Ajajaj, co te Prevce kombinują? Właściwie jeden Prevc!

Witam was ponownie z niestety delikatnym poślizgiem czasowym ale laptop nie chciał współpracować. Uwagi? Odczucia? Już za niedługo minie rok mojego ff, jak ten czas szybko mija ;)

Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania bo świadomość, że ktoś czyta moje wypociny sprawia, że mam ochotę pisać i pisać!

All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top