Rozdział 37
Coraz bliżej końca :)x
Nie do końca wyobrażałem sobie, jak mogłoby tu być bez Anastasii. Ze świadomością, że jest gdzieś tam w Austrii, widzimy się jedynie w weekendy i ewentualnie podczas konkursów, gdzie i tak nie będzie miała czasu, aby się ze mną spotkać. Nie owijając w bawełnę, nie podobał mi się ten pomysł, ale czy mógłbym zatrzymywać ją tutaj i nie pozwalać się rozwijać? Z jednej strony wiem, jak kończy się taka rozłąka, z drugiej jest to, że dopóki ma tyle lat, ile ma, powinna czerpać z życia nie 100 a 200%. Spojrzałem na jej śpiącą twarz, delikatnie opierającą się na mojej klatce piersiowej. Miała lekko rozwarte usta, a kosmyki ciemnych włosów pałętały się po jej całej twarzy.
- Stary... - do pokoju jak petarda wleciał Kubacki, drąc jak zwykle swoją mordkę na cały hotel.
- Zamknij się idioto - fuknąłem na niego, obserwując czy przypadkiem śpioszek się nie obudził. - Czego?
- Jeśli jesteś tuż po dzikim seksie, to nawet mnie nie dotykaj - przez jego twarz przeszedł grymas obrzydzenia, a ja przewróciłem oczami. - A jeśli nie, to trzymaj.
Z dziecięcą uciechą podał mi jakąś ulotkę i kazał przeczytać jotę do joty. Puszczanie lampionów za dwa dni, czyli miejsce, gdzie znowu będziemy świadkami poszukiwania drugiej połówki Dawida Kubackiego, jakbyśmy tego nie robili co kilka konkursów.
- Nie ma opcji.
- Ale dlaczego - zawył blondyn najbardziej żałosnym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałem. - Przyczyniasz się do mojego samotnego życia, zostanę kawalerem z kotami.
- Chcesz, żeby ekolodzy Cię potem ścigali? - zmarszczyłem brwi, gdy potrząsnął głową na tak, a uśmiech wpełznął na jego usta. - Co ja z tobą mam. A reszta co na to?
- Powiedzieli, że im to obojętne - zapewnił mnie. - To co? Kamyk, Kamil, Kamcio... Nie daj się prosić stary brachu. Poratuj biednego kolegę w podbramkowej sytuacji. Jak będę sam, to będę Cię nachodził, przecież nie chcesz, żebym Cię nachodził, chcesz świętego spokoju od bęcwała takiego jak ja.
- Dobra, wypad z pokoju.
Nim się spostrzegłem, chłopak dobiegł do mnie i rzucił się do dziękowania. Odepchnąłem go przez fakt, że dziewczyna dalej leżała na mnie a ten rzucił się jak niedźwiedź na człowieka w lesie. Poszło trochę łaciny, ale w końcu pozbyłem się jakoś go z pokoju.
- Co chciał ten idiota?
- Nic, śpij - wyszeptałem do niej.
- Raczej już nie zasnę po jego napadzie - podniosła się, siadając i patrząc na mnie swoimi zaspanymi ciemnymi oczami. - Która godzina?
- 17:10 - podniosłem wzrok znad komórki.
- Czemu mnie nie obudziłeś wcześniej - wrzasnęła Roztocka tak głośno, że sam podskoczyłem na łóżku z jej nagłego ataku. - Za 50 minut jesteśmy umówieni z Austriakami, a widzisz, jak ja wyglądam?
- Jak Ty? - spytałem, śmiejąc się w podświadomości. - Nie przesadzaj, to zwykła kolacja.
- Każde wrażenie jest ważne Kamil - odpowiedziała nieco spokojniej niż wcześniej. - Szczególnie w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się aktualnie.
Ałć. Czemu poczułem to dziwne ukłucie w sercu?
- Taa - mruknąłem pod nosem, wstając na równe nogi i przeciągając się. - To się ogarniaj. Przebiorę się i pójdę do chłopaków.
Podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem swoją torbę, znalazłem szarą koszulkę z logami naszych sponsorów, jednym ruchem ściągnąłem swoją.
- Nie wściekaj się - zaszła mnie od tyłu, wpatrując się w nasze lustrzane odbicie. Delikatnie wtuliła się we mnie, drapiąc paznokciami o mój tors, co było, o la boga, naprawdę fajnym uczuciem. - Mimo wszystko mi na tym zależy.
- A mi zależy na tobie - odwróciłem się w jej stronę i jednym ruchem przyciągnąłem ją do siebie. - Po prostu dalej jestem zaskoczony faktem, że możesz o nagle zniknąć lub ja nie będę mógł mieć Cię na co dzień.
- Nawet jeśli coś z tego wyjdzie, przecież to nie tak będzie - stanęła na palcach, aby móc lepiej spojrzeć w moje oczy. - Nie zostawię Cię samego.
- Ana... - wymruczałem, wiedząc, co chce mi powiedzieć i obiecać. - Przeżyłem już rozłąkę. Jeśli wyjedziesz, to nie będę chciał tego ciągnąć, bo oboje będziemy tylko cierpieć.
Nagle dziewczyna złapała moją głowę i wręcz zmusiła mnie, abym się pochylił, po czym zaczęła całować moje usta, co było najprzyjemniejszą rzeczą, która jak do tej pory mnie spotkała. Przesunęliśmy się w stronę szafki nocnej, oparła się na niej i dłonią zaczęła bawić się moimi włosami. Kciukiem zataczałem kółka wokół jej pępka, aż w końcu sama zakończyła to, co mogło się dopiero zacząć.
- Nie teraz - uśmiechnęła się, zagryzając w tym samym czasie wargę. Złożyła szybki pocałunek na moich ustach i popędziła do łazienki. Ja w końcu ubrałem się i wyszedłem z pokoju z nadzieją, że Stefan będzie u siebie, a ja będę mógł mu się wyżalić i wygadać jak bardzo jej wyjazd nie ma dla mnie sensu i, że fakt utracenia jej truje mi życie. Nagle ujrzałem najmłodszego z naszej kadry.
- Stęki, jest Stefan w pokoju? - spytałem, na co ten skinął głową, za to ja pognałem do pomieszczenia nr 334 mieszczącego się koło tarasu widokowego. Wszedłem do pokoju chłopaków i bingo, ujrzałem Hule siedzącego z laptopem na kolanach i słuchawkami na uszach. Ten, gdy mnie zobaczył, ściągnął je i odłożył komputer.
- Co tam stary? - rzucił się na jednoosobowe łóżko. - Kłopoty w raju?
- Można tak powiedzieć.
- Stefan Hula, psycholog kadry, do usług - roześmiał się jak to miał w naturze. - A tak serio to, co tam?
- Co ja mam zrobić, jeśli Ona wyjedzie? - zapytałem wprost, nie wiedząc jak to inaczej ubrać w słowa. - Kurwa, powiedz mi, bo sam nie wiem, gdzie ja mam się podziać.
- Jeżeli coś kochasz, daj mu wolność. Jeżeli wróci do Ciebie, jest Twoje. Jeżeli nie wróci, oznacza to, że nigdy Twoje nie było. - wypowiedział te słowa, a potem spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- A tak serio? Bez pieprzenia mądrości życiowych, do których i tak nikt się nie stosuje?
- Stary, ja serio - zaznaczył. - Jesteśmy już tak starzy, że trzeba to brać na poważnie.
- Przypominam Ci, że Ty masz żonę i córkę - dodałem do jego niepełnej wypowiedzi. - Raczej Marcelina nie wyjedzie ci ot, tak za granice sama.
- Właściwie to dwie.
- Co dwie? - spytałem, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Dwie córki. - odpowiedział Hula z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
- Co ty pierdolisz, dobrze się czujesz?
- Marcelina wczoraj do mnie dzwoniła. - oznajmił mi. -Jest w czwartym miesiącu, jutro przyjeżdża.
- O stary... - wcięło mnie w łóżko Stękały. Dosłownie wmurowało w ścianę. - Stary...
- No wiem, jak mi to powiedziała, to prawie zszedłem przy Andrzeju, że ten chciał dzwonić po pogotowie. Podobno zrobiłem się blady jak pijany Ahonen. - dopowiedział Stefan radosnym tonem. - Nie wierzę w to dalej.
- Dziewczynka? - uśmiechnąłem się pod nosem, ten przytaknął. - Kurde... Sam nie wiem co mam powiedzieć. Jeśli będzie tak zryta, jak Ty, to już mi jej szkoda.
Chłopak na łóżku cisnął we mnie poduszką, a pokój wypełnił się śmiechem.
W końcu nie dokończyliśmy tematu wyjazdu. Przemknęliśmy holem, a potem schodami do sali restauracyjnej, mieszczącej się kilka pięter niżej. Na miejscu spotkaliśmy Maćka z Piotrkiem, po chwili zobaczyliśmy jasnowłosą księżniczkę, czyli Dawida i część naszych Austriackich znajomych. Michael siedział koło Krafta, kawałek dalej Schiffner z Gregorem i do pełni brakowało tylko Fettnera, który zawsze lubił się gdzieś szwendać. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o dzisiejszych treningach i tym, że wiatr kręcił jak Borek Sedlak jakąś nastolatkę w klubie w Innsbrucku.
*********
ANASTASIA POV
Zeszłam na dół i nerwowo poprawiłam swoją ramoneskę. Musiałam zrobić dobre wrażenie. Zależało mi na tym. Z daleka roznosiły się śmiechy i głośne rozmowy i to aż tak donośne, że właściwie nie musiałam szukać stolika, do którego mam iść. Zaszłam Stocha od tyłu i złożyłam pocałunek na jego policzku, ten prędko wstał i odsunął krzesło, na którym miałam usiąść. Jak zwykle kultura pełną parą.
- Zamówiłeś coś? - spytałam go, przeglądając w tym samym czasie kartę, którą parę minut wcześniej podał mi młody kelner.
- Sobie comber z renifera a Tobie owoce morza- odpowiedział jak zwykle prędko na zadane przeze mnie pytanie.
- Naprawdę zamierzasz to zjeść? - spojrzałam na niego z wyrzutem, myśląc o reniferze. - Biedne zwierzę.
- Dobre zwierzę - uśmiechnął się szelmowsko.
Rozejrzałam się po stoliku, właściwie brakowało tylko gościa honorowego, pacana i idiotę roku. I nie mowie tu o Endrju Stękale, który umierał obok mnie, przysypiając nad talerzem, bo ten niezbyt dobrze znosił lot samolotem. Zastanawiało mnie, gdzie się podziewa i czemu nie chce zniszczyć mi kolacji.
- Wybaczcie spóźnienie - nagle usłyszałam jego głos zza swoich pleców i już przeczucie podpowiadało mi, że to będzie ciekawy wieczór. - Coś mnie zatrzymało.
- Coś czy ktoś? - mruknął Maciek, a ja poczułam na sobie spojrzenie Krafta, który był pewien, że jeśli jego kadrowy kumpel mi podskoczy, nie będę miała w stosunku do niego żadnych skrupułów.
- Kocica - mrugnął Fettner do niego, zasiadając jak na złość tuż przede mną. Uniosłam brew i spojrzałam na niego, na co ten uśmiechnął się jeszcze bardziej niż wcześniej. - Taka jak ta siedząca naprzeciwko mnie.
- Powtórz, bo nie dosłyszałam - udałam, czekając na jego ruch. Nigdy nie pomyślałam, że wejdę na wojenną ścieżkę ze skoczkiem narciarskim, jak to życie potrafi zaskakiwać.
- Decyzja już zapadła? - spytał ponownie, zadowolony z siebie bardziej niż zwykle. - W końcu czekamy na Ciebie, nieprawdaż Stefan?
Kraft podniósł swoją głowę znad posiłku.
- Tak tak - wydukał, czując jadkę między mną a jego Austriackim kompanem. - Może nie rozmawiajmy o tym przy kola...
- A więc? - przerwał mu Manuel, wracając do naszej rozmowy. - Co zadecydowałaś?
- Nie zadecydowałam jeszcze - odpowiedziałam, obdarzając go w tym samym czasie najmniej miłym uśmiechem, jaki potrafiłam z siebie wykrzesać. - Jest kilka czynników, które przemawiają za odrzuceniem propozycji.
- Tak? - spytał ironicznie. - Jakich?
- Jest pewna osoba, która bardzo nie chce mojego wyjazdu - na jego oczach splotłam swoją dłoń z dłonią Kamila, obserwując jak jego arogancki uśmieszek, ustępuje na rzecz zdziwienia i frustracji. - Ale nie podjęłam decyzji, jeśli tak Ci zależy, abym była, to możemy to zawsze przedyskutować.
- Myślę, że nie musimy - odpowiedział chłodno, po czym wpatrywał się lodowatym wzrokiem w moje oczy, a ja robiłam to samo. Nawet nie zauważyłam ciszy i tego, że przygląda nam się więcej niż jedna osoba, a Kamil kopie mnie swoją nogą po kostce, najprawdopodobniej zdezorientowany zaistniałą sytuacją.
- Może deser? - usłyszałam głos Michaela, który wytrącił mnie z jakiegoś transu, po czym skinęłam głową i upiłam łyk swojego wina, które najwyraźniej było jedynym czynnikiem pozwalającym mi przetrwać dzisiejszy wieczór.
Mijała godzina, a potem kolejna. Całe towarzystwo bawiło się wyśmienicie, prowadząc rozmowy na różne tematy, żartując między sobą i bawiąc się na całego. Ja wyłączyłam się z tego dobre 40 minut temu i jedyne co robiłam, to opierałam się na ramieniu Kamila lub półsłówkami odpowiadałam na zadane pytania. Rozejrzałam się po sali i dostrzegłam idącego w naszą stronę Stefana, który ulotnił się z godzinę temu i jeszcze nie wracał. Co najlepsze, nie był sam.
- Marcelina? - wstałam od stołu, aby przywitać bliską mi koleżankę, której nie widziałam jakiś czas. - Co Ty tu robisz?
- Ja ją ściagnąłem - nadął się jak paw Hula, dumny ze swojego czynu. - Mamy wam coś do zakomunikowania, skoro już jesteśmy wszyscy w gronie.
Kątem oka ujrzałam, jak Kamil trąca przysypiającego Stękałe, po czym uśmiecha się idiotycznie do mnie. On wiedział. I mi nie powiedział. Spojrzałam na Marcelinę, która rozpromieniła się jeszcze bardziej, ujęła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu, po czym pokiwała dłonią, a ja omal nie wyskoczyłam ze swoich szpilek.
- Chcesz? - spytał swoją żonę Stefan.
- Ja i Stefan spodziewamy się dziecka - powiedziała swoim melodyjnym i słodkim głosem, a ja ponownie rzuciłam się, aby ją przytulić. - Będzie to dziewczynka.
- Nikola. - dodał szczęśliwy tatuś Hula.
- Ja pierdole - usłyszałam głos Żyły. - Stefan, nazwisko Ci nie przetrwa.
- Kij wam wszystkim, kolejna baba w zespole. - dodał Kubacki.
- A ja tam się ciesze - zakończył Kot, szczerząc się jak na wygrany w ostatnim konkursie medal.
Nagle cały stół wybuchł śmiechem, a małżeństwo przyjęło gratulacje od każdego z osobna. Ja za to ulotniłam się po drinka do baru zlokalizowanego po drugiej stronie holu. Usiadłam i zamówiłam Manhattan, przeglądając komórkę i delektując się ciszą, która rozlegała się wokół mnie.
- Żałosne - usłyszałam męski głos i zaplanowałam odwrót, zanim podejdzie on do mnie. - Przedstawienie odwaliłaś, oczywiście.
- Nie byłeś lepszy - uniosłam kąciki ust w ironicznym uśmiechu.
- Dlaczego jesteś taka uparta?
- A dlaczego nie?
- Utrudniasz mi plany - syknął wyraźnie zdegustowany Austriak.
- Bo utrudnianie ci życia to mój priorytet - wywróciłam oczami na jego anegdotkę. - Po trupach do celu.
- Jesteś inna.
- Komplement? Z twoich ust? - prawie zakrztusiłam się sączonym alkoholem. - Nie uwierzę.
- I masz całkiem niezłą dupe - dodał, wstając i przybliżając się do mnie. - Co ja bym z tobą zrobił, gdybyś nie była sama.
- Czyżbyś miał zasady? - warknęłam w jego stronę, znudzona tą gadką szmatką, w którą próbował mnie wciągnąć.
- Nie ruszam cudzej zwierzyny, ale zaintrygowałaś mnie byciem pyskatą - mruknął w moją stronę. - Mógłbym...
- Do budy Fettner - tym razem zaskoczył mnie całkiem inny i o dziwo damski głos, który również jak w poprzednim przypadku znałam. - Psy takie jak ty powinny wiedzieć o swoim miejscu w hierarchii.
- Nie mówiłaś tego, gdy wlazłaś mi do łóżka - odburknął chłopak, odsuwając się ode mnie. - A my się jeszcze zobaczymy.
- I to był błąd. - dodała blondynka, siadając na miejscu skoczka. Zaczęłam obmyślać plan jak stąd się zerwać i uniknąć z nią rozmowy. - Zaczekaj.
- Czego ode mnie chcesz?
- Chce porozmawiać, nic więcej - dodała z przekonaniem. - Potem więcej mnie na oczy nie zobaczysz.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- 5 minut nie zrobi ci różnicy, uwierz mi. - zadeklarowała,
- Gówno mnie interesuje, co masz mi do powiedzenia - odrzekłam szczerze, zabierając swoją kopertówkę z baru.
- Gówno Cię interesuje twój związek z Kamilem? - spytała szyderczo. - W takim razie droga wolna.
Stanęłam, a w mojej głowie rozpętała się wojna, czy zostać i wysłuchać to, co chce mi powiedzieć, czy odejść z resztkami szacunku. Zacisnęłam zęby.
- Mów.
****************
Dziś bez ogłoszeń parafialnych, chce wam wspomnieć jedynie, że zbliżamy się ku końcowi i przypomnieć, że już dziś zawody :) x
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania, bo to bardzo motywuje, a ja jestem wręcz głodna i ciekawa waszego zdania i odczuć dotyczących tego rozdziału :) x
All love,
Demuriex
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top