Rozdział 34

Przeprosiny na końcu :)x

PREVC POV

Usłyszałem dzwonek do drzwi, prędko je otworzyłem, zniecierpliwiony wizytą mojego gościa.

- Miło Cię widzieć - ucałowałem jej policzek.

- Ciebie również Peter - jak zwykle poważna, stanowcza i dystyngowana. - Więc czemu mnie tu sprowadziłeś?

- Ty i ja mamy interes w jednej sprawie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Obróciła delikatnie głowę i uśmiechnęła się do mnie.

- Nie wiedziałam - odparła. - Jaka to sprawa?

- Związek pewnej pary - rzuciłem, otworzyła szerzej oczy, a na jej usta wpełzł jeszcze większy uśmiech.

- Więc słucham.

ANASTASiA POV

Kilka dni po feralnym wieczorze, wszystko, albo przynajmniej większość wróciła do normy. Przynajmniej tak zdawało mi się na samym początku. Siedziałam rano przy stole z Mają i Nikodemem, aktualnie jej narzeczonym a wkrótce przyszłym mężem. Skubałam smętnie swoją jajecznicę, skupiając wzrok na talerzu, jakbym czekała aż moje śniadanie powie mi jak mam żyć i co robić dalej. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i jakby z transu ocknęłam się i spojrzałam w górę.

- Młoda, dzisiaj też jest dzień - uśmiechnęła się do mnie zachęcająco, kiwnęłam głową, nabierając trochę jedzenia na widelec i wpychając go siłą w moje ciało, które od kilku dni nie chciało przyjmować żadnego pokarmu. - Może pojedziesz oglądać z nami sale?

- Wybacz, może nie tym razem - uniosłam kącik w nieszczerym uśmiechu. - Chętnie to jeszcze zrobię, ale nie dziś.

Odgarnęła kosmyk włosów opadający na moje czoło.

- Nie będzie nas do późnego wieczora, zrób zakupy, jeśli możesz - wstała od stołu, zabierając talerze i kierując się w stronę kuchni, nagle spojrzała na mój i uniosła brwi. - I na boga, zjedz coś wreszcie.

- Naprawdę nie mam ochoty - mruknęłam, zasuwając krzesło. - Pójdę na górę.

Ruszyłam na pierwsze piętro jednorodzinnego domu, aby wkrótce walnąć się na łóżko, przykryć i umierać sobie po cichu w pokoju gościnnym, który od kilku dni zastępował mi sypialnie w domu Kamila. Mimo tego nie mogłam tu spać i męczyłam się kolejną noc na tabletkach usypiających. Na szczęście miałam urlop i mogłam udawać aspołeczną. Dopóki mój telefon nie zaczął szaleńczo wibrować jak wibratory w sexshopie.

- Słucham?

- Mentalne wsparcie Marita, w czym mogę pomóc? - usłyszałam piskliwy głos przyjaciółki i od razu poczułam, że będzie to krótka rozmowa.

- Czego? - rzuciłam niezbyt miło w jej stronę. - Jeśli masz coś ważnego to mów i cześć.

- Chce Cię wyciągnąć z domu - odparła szczerze. - Nie możesz przespać całe życie.

- A właśnie, że mogę - sprzeciwiłam się jej. - I to chce oraz zamierzam zrobić.

- A ja mam świeże plotki - dodała melodyjnym głosem. - Kto chce posłuchać świeżych plotek?

- Cześć.

- Czekaj!

- Co?

- Wiesz, że ta doczepiana loszka Stocha ze studiów już u was nie mieszka?

- Gówno mnie to inte...

- Podobno sam poprosił ją o to, żeby się wyprowadziła - zachichotała. - Widziałam ją dziś pod Sheratonem, w najlepszym humorze to ona nie była.

- Świetnie, może samotność dobrze mu zrobi - mruknęłam leniwe. - Za to ja idę spać i nie wydzwaniaj do mnie, jakbyś była gotowa i napalona.

- No dobra, miłych snów mała.

I rozłączyła się. Nagle moje myśli zaczęły krążyć, wokół tego, co powiedziała. Czy faktycznie to, że ją wyrzucił, ma coś znaczyć? Czy po prostu mu przeszkadzała? Kiedy w końcu zaczęłam zapadać w dalszy sen, mój telefon odezwał się po raz setny w ciągu ostatnich 24h.

,,Cisza to też odpowiedź''.

Przeczytałam to jeszcze 20 razy i odłożyłam telefon. Może to jednak jest moment, w którym powinnam wstać i się ogarnąć? Tak też zrobiłam i 20 minut później z zamiarem pojechania do Kamila wyszłam z domu. Chyba pora poukładać to i tamto, a ja sama potrzebowałam paru drobiazgów. 25 minut później jak zwykle walczyłam z zamkiem od drzwi, gdy w końcu puścił, weszłam do pomieszczenia, odwieszając kurtkę i ściągając buty. Bez cienia strachu ruszyłam w stronę salonu, zastał mnie tylko widok śpiącego Stocha. Wyglądał na wyraźnie zmęczonego, miał bladą twarz oraz zmierzwione włosy a ubrany stary t-shirt, oraz dresy. Bezpiecznie tulił się do poduszki, co jakiś czas krzywiąc i marszcząc nos. Wzięłam koc leżący na fotelu i przykryłam go. Poruszył się, ale po chwili wrócił do wcześniejszej pozycji. Oglądnęłam resztę mieszkania, było czysto i spokojnie jak zwykle. Spakowałam do torebki parę kosmetyków oraz ubrań i zaczęłam zbierać się do domu, dopóki stojąc w sypialni, nie usłyszałam czyichś kroków. Stanęłam prosta jak struna, czując, jak ktoś dotyka moich włosów.

- Nie ignoruj mnie - wyszeptał cicho. - proszę...

- Nie ignoruje Cię, po prostu wychodzę - odparłam zimnym tonem głosu, odwróciłam się w jego stronę i próbowałam go wyminąć, dopóki na niego nie spojrzałam na niego, a to jak zwykle stopiło we mnie cały lód. Najzwyczajniej stał przede mną, z bólem wymalowanym na twarzy i żałością, jakiej nie widziałam. Zmizerniał, postarzał się.

- Nie odchodź, jej.... - zaczął, jąkając się. - Tu nie ma. Wiem, że to moja wina.

- Kamil...

- Proszę Cię - złapał moją dłoń, którą przybliżył do swojej twarzy. - Nie zostawiaj mnie.

Zobaczyłam, jak pojedyncza łza spływa po jego policzku, a po chwili poczułam ją na swoim nadgarstku, równocześnie jakaś bariera, która powstała w czasie całej akcji z jego niedoszłą narzeczoną, pękła i sama miałam ochotę wtulić się jak zwykle w jego ciało i słuchać jak równomiernie bije mu serce. Przybliżyłam się do niego, kładąc swoją głowę na jego piersi. Tym razem nie był to równomierny rytm, bardziej szaleńczy, głośniejszy i szybszy niż zwykle.

- Zostanę. - nie wiem, czemu wypowiedziałam te słowa, coś po prostu kazało mi go tu samego nie zostawiać. - Może połóż się, wyglądasz na zmęczonego.

- Ostatnio źle spie - wyznał cicho. - To wszystko przez to, że nie ma Cię obok mnie, gdy się kładę.

Westchnęłam głęboko, bo bardzo chciałam zachować dystans, ale on z każdą chwilą rozwalał wszystko, co obmyśliłam, w swojej głowię.

- Zsuń rolety i się połóż - odparłam prawie szeptem. - Zaraz przyjdę.

Ruszyłam w stronę szafy, ściągając niewygodne rurki i wyciągając z niej najzwyklejsze dresy. Usiadłam na łóżku, spoglądając na telefon i informując Maję o tym, że nie wiem, czy wrócę do domu. Po chwili odłożyłam go na stolik, a sama zakopałam się pod kołdrę i zamknęłam oczy. Poczułam, jak przysuwa się do mnie, a jego oddech delikatnie muska moją szyję, owinął swoją rękę wokół mojej talii i drugą złapał moją dłoń i splótł mocniej niż zwykle. Tak wtulony powoli zasypiał, a ja zastanawiałam się, jak bardzo porypani musimy być, aby teraz razem i jak nigdy nic spać. Po paru chwilach jego oddech ucichł i już wiedziałam, że śpi. Rozmyślając o tym wszystkim, sama zapadłam we w końcu spokojny i niczym niezmącony sen.

Obudziłam się dopiero pod wieczór i odespałam prawie całą przepłakaną noc. Lampka nocna rozświetlała pokój, a ja dłonią sprawdziłam, czy jest obok. Przez szklane drzwi widać było tylko smugę światła padającą na korytarz. Opatulając się bluzą, zeszłam do salonu, w ktorym nikogo nie zastałam, padłam na fotel i spojrzałam na telefon i nieodebrane połączenia od o dziwo Prevca, który w tym wypadku nie był ostatnią osobą, z którą chciałabym mieć kontakt. Uznałam, że oddzwonię do niego późnej. Nagle usłyszałam szmer zamka.

- Pomyślałam, że możesz być głodna - uśmiechnął się do mnie smutno. - Więc zrobiłem to.

Uniósł do góry tonę papierowych toreb, parsknęłam śmiechem, patrząc jak nieporadnie stoi z nimi przede mną i czeka na moją reakcję.

- Mogę coś ugotować - zaoferowałam swoją pomoc, ale ten szybko odmówił.

- Ja coś zrobię - podjął się wyzwania. - Myślę, że 40 minut i powinno być gotowe.

Więc poczekałam, oglądając w tym samym czasie wiadomości i pisząc z Maritą na Facebooku. Pierwszy raz zastała między nami taka cisza. Trochę męcząca i trochę nie do zniesienia.

- Jadłaś coś ostatnio? - spytał, patrząc na mnie przeszywająco.

Zakręciłam oczami.

- Trochę, ale średnio się czułam, więc nie poszalałam - odparłam zgodnie z prawdą.

- Więc wcinaj - podał mi talerz z jedzeniem, na które mimo wszystko nie miałam ochoty. Zjadłam pół dania i podziękowałam, ten spojrzał na mnie stanowczo i westchnął głęboko.

- Po prostu nie mam ochoty - wytłumaczyłam prędko. - Chyba mogę.

- Jasne, nikt ci nie zabroni - powiedział cicho. - Co u Mai?

- Zaaferowana przygotowaniami do ślubu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ciągle gdzieś biega, tu jest, a tu jej nie ma.

- No tak - przytaknął. - W końcu to zostały tylko 3 tygodnie, z tego, co sądzę. Będziesz świadkiem?

- Najprawdopodobniej tak - rzuciłam, wpatrując się w telewizor. Spojrzałam na zegar, zbliżała się dwudziesta, a ja jeszcze musiałam skończyć edytować zdjęcia. - Muszę się zbierać.

- Musisz iść?

- Chyba...chyba tak.

- Nie idź.

- Kamil, to jest trudne - powiedziałam stanowczo. - I dla Ciebie, i dla mnie.

- Naprawdę, staram się być lepszym człowiekiem. Dla Ciebie, dla innych - kontynuował. - Ale to chyba świat nie współpracuje.

- Pamiętasz ten dzień, gdy byłeś ze mną w szpitalu w Zakopanem i najzwyczajniej mnie przytuliłeś?

- Oczywiście.

- Więc kiedy wziąłeś mnie w ramiona, zrozumiałam, że niezależnie od tego, co stanie się z moim życiem, to ty jesteś moim domem.*

PRZEPRASZAM

Najmocniej na świecie wszystkich przepraszam za to, że tak długo mnie nie było. Miałam wrzucić coś w tamtym tygodniu ale musialam poprawić oceny do czwartku i po prostu nie wchodziłam prawie w ogóle na laptopa. Mimo wszystko musiałam skupić się na nauce ale mam nadzieje, że nie macie mi tego bardzo za złe. 

Jutro drużynówka, kogo widzę w Zakopanem? Ja będę tylko na indywidualnym ale myślę, że to już coś! Jeśli ktoś chciałby się spotkać albo zobaczyć, piszcie, chętnie poznam nowych ludzików haha. 

Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania bo to bardzo motywuje do dalszego pisania dla was!!:)

All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top