Rozdział 30

Co te nieloty nawywijały :o

Szłam przez środek wielkiego lotniska w Kuopio, splatając dłoń z wyższym ode mnie brunetem. Nadszedł dzień wylotu z Finlandii i powrotu do rzeczywistości, przynajmniej w moim wypadku. Gdy wrócę do Krakowa, najprawdopodobniej tam zostanę do Planicy, co oznacza, że z Kamilem może spędzę zaledwie kilka dni w tygodniu, a do zakończenia sezonu został dobry miesiąc. Dobry miesiąc rozłąki, w którym według moich obliczeń będziemy razem może do 15 dni maksimum? Spojrzałam na Stocha, od rana miał świetny humor, a po wypitych procentach nie było śladu. Właściwie mnie też trochę rano zemdliło, ale czułam się na dobre 7/10. Co innego z Żyłą i Dzióbao, którzy od poranku chodzą jak struci i wyglądają jak cienie samych siebie, a tuż za nimi wszędzie chodzi Kruczek, który jak to wspomniał ''wiedział, że to tak się skończy'' i wypomina im błędy dzisiejszej nocy. Wracając do świetnego humoru Kamila, wstał rano, budząc mnie pocałunkiem. Zebraliśmy się dosyć szybko, aby zjeść śniadanie i zapakować manatki przed wylotem. Kilka godzin później byliśmy tutaj. Nagle odwzajemnił spojrzenie, obdarzając mnie przelotnym uśmiechem. Westchnęłam cicho. Gdyby tylko wiedział, o czym myślę.

- Gdzie masz bilety? - rozpoczął rozmowę, gdy usiedliśmy w barowej części. Zamówiłam kawę, po chwili wyciągając dwa świstki z torebki i podając je Stochowi. - Co ja bym bez Ciebie zrobił.

- Umarł z głosu - mruknęłam sarkastycznie, wystawił mi język. Jak to możliwe, że 28-latek potrafi jednocześnie wyglądać tak słodko i chłopięco, a zarazem emanować męskością? - Za ile wylatujemy?

- 45 minut - odparł, czytając coś na dwóch papierkach. - Jakieś plany na dziś?

- Umyć się i nie wychodzić z łóżka - ziewnęłam, mrużąc jednocześnie oczy, które piekły mnie niemiłosiernie. Nie okłamując nikogo, nie spałam dziś za długo. Wyszczerzył się bardziej.

- Mogę ci to zapewnić - uniósł brew, prowokując moją reakcję. - Wiesz...

- Mowie o śnie idioto - prychnęłam, odbierając kawę od kelnera. - Nie wiem jak to możliwe, że jesteś jak skowronek, kiedy ja chce spać i wszystko mnie boli.

Moje kości i mięśnie dawały mi tak popalić, że ledwo mogłam stać. I to przez niego. Ale nie zagłębiajmy się w tę sferę.

Zachichotałam.

- Co Cię tak bawi panno Roztocka? - spytał, wlepiając we mnie swój przeszywający, jak to ma w naturze, wzrok. - Nie mów, że nie było ci przyjemnie.

- Kamil... - mruknęłam cicho przystopując chłopaka. - Nie tutaj.

- Niech Ci będzię - odparł, nagle odwrócił wzrok i wetknął go w coś innego. Ku nam zmierzał Kruczek, trzymając za fraki najmłodszego ze swoich zawodników - Andrzeja i dwóch najstarszych - Piotra i Stefana.

- Siadać i nie dyskutować - syknął zdecydowanym tonem, po chwili mężczyźni siedzieli na trzech krzesłach, jak trusie które zostały skazane na rzeź. - Macie absolutny zakaz imprez w tym sezonie.

- Ale panie trenerze...

- Nie treneruj mi tu Stękała - oho, Treneiro zaczyna po nazwisku, proponuje się nie oddzywać, lepiej dla was panowie. - Lepiej siedź cicho młody, do ciebie jeszcze dojdę.

Spojrzałam, na którego blondyna grzywka opadała na oczy, odgarnęłam ją dłonią. Pięknie rozbity łuk brwiowy. Jestem pewna, że nie miał tego, gdy byliśmy tam z Kamilem, o dziwo zwinęliśmy się dość prędko, a cała impreza fajczyła się grubo do trzeciej nad ranem. Nas nie było już po dwunastej. Pokiwałam głowa, patrząc na bladego chłopaka z podkrążonymi oczami, któremu jedynie oznaczały się malinowe usta, które i tak nabrały bardziej bladego odcienia niż zwykle, i niebieskie przekrwione oczy. Podświadomie czułam, że mogą być problemy. Tuż obok niego siedział Piotrek, uśmiechnięty od ucha do ucha, z czapką założoną na włosy.

- A Ty - Łukasz wskazał palcem na Piotra. - Pokaż wszystkim, co masz pod czapką.

Żyła westchnął i jednym ruchem ściągnął ją.

Prawie zakrztusiłam się pitą akurat kawą, gdy zobaczyłam, że ma wygoloną ścieżkę włosów, dosłownie na środku, idącą w lekki zygzak. Ten nadal zadowolony siedział i patrzył na nas wszystkich.

- I co, nie masz nic do powiedzenia? - warknął trener, nachylając się niebezpiecznie nad biednym Żyłą. Ten popatrzył na niego i westchnął - Co ja mam z wami robić?

- Trenerze, da pan spokój - odezwał się w końcu. - Raz się zdarzyło, nauczkę mamy.

- Mam ci przypomnieć, gdy latałeś z deską klozetowa po hotelu w Titisee? Albo, gdy z Freitagiem nawrzucaliście tyle papieru toaletowego do klozetu, że zalało parter ośrodku sportowego w Sochi? - wyrzucił z siebie, wybuchnęłam śmiechem, a gdy się opanowałam wszystkie oczy zwrócone były na mnie i każdy patrzył, jakby chciał mnie w tym momencie zabić. Prychnęłam na ich przesadzoną według mnie reakcje. - Wymieniać dalej?

- No bo panie trenerze...

Nagle drzwi ponownie się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Kubacki. Blady jak ściana z włosami rozrzuconymi w każdą stronę możliwą stronę. Właściwie wyglądał, jakby dopiero wstał albo jakby nie spał kilka dni. Usiadł obok Andrzeja, zamawiając butelkę wody.

- I jak się wymiotowało? - palnął wesołym głosem Piter, patrząc na kumpla.

- Stul mordę - odwarknął blondyn.

- Język Kubacki - upomniał młodego chłopaka trener. - Zawiodłem się na was.

- Mam nadzieje, że deski nie obrzygałeś, takie ładne toalety mają na tym lotnisku - dorzucił na koniec Piotrek przez swój charakterystyczny śmiech, blondyn zmierzył go wzrokiem, po czym wyszeptał ciche ''spierdalaj''. Spojrzałam pobłażnie na facetów, którzy byli kilka lat starsi ode mnie, a narobili sobie kłopotów jak dzieciarnia.

No, Stękiego jeszcze zrozumiem może.

Kruczek spojrzał na nich obu i pokiwał głową, z zawiedzionym wyrazem twarzy. Właściwie przykro mi się zrobiło, że przez imprezę Kamila, tyle problemów się narobiło. Tym bardziej że od początku miało to inaczej wyglądać, no i były to jego urodziny. Najwyraźniej, gdy my wyszliśmy, wszystko się posypało.

Zastanawiało mnie tylko, co Hula robił na ławie oskarżonych.

- Stefan, chciałeś dobrze - zaczął spokojnie Łukasz. - Nie winie Cię za to, co się tu stało, mam nadzieje, że Ty siebie też nie.

- Miałem to upilnować - odparł skruszony Hula. - Nie podołałem trenerze, niech pan ich nie wini.

- Ich głupota - skinął głową selekcjoner. - Ale z racji, że to były urodziny Kamila, daje wam ostatnią szansę.

Głowy winnych uniosły się, niczym gdyby Anna Maria Wesołowska uniewinniła ich za zabójstwo z premedytacją.

- Przynajmniej mam trzech, którzy myślą - dodał na zakończenie przemowy. - A tak właściwie, gdzie jest Kot?

- Rozmawiał na zewnątrz. - mruknął Stękała ze spuszczoną głową.

- A może Ty w końcu powiesz nam, co się stało?

Nagle zapadła niezręczna cisza.

- No bo..

Nagle w słowo wszedł mu Piotrek.

- No bo młody się pobił o...

- Jesteś jego adwokatem? - zapytał selekcjoner naszej kadry, wyraźnie poddenerwowany całą sytuacją.

- No, no tak, bo on mało co pamięta - za(heho)tał. Szkoleniowiec wziął głęboki oddech. - Pobił się ze średnim Prevcem o dziewczynę. Nawet nie wiecie, jak mu przytłukł.

Roześmiał się na cały głos.

- Idę pogadać z Goranem.

I tyle było po Kruczku.

Za to pojawił się kocur i w całym składzie siedzieliśmy przy stoliku.

- I jak się trzyma Cene, po tym, jak mu przyłożyłeś? - spytał poważnie Kot. - Młody, no nie możesz tak robić.

- Maciek, problem tkwi w tym, że ja tego nawet nie pamiętam - westchnął Stęki, łapiąc się za skronie.

Kac morderca nie ma serca.

- Brunhilda na pewno nie zapomni twojego męstwa - mruknął Kubacki, wpatrując się w swoją komórkę. - Co nie Piotrek?

- Na pewno młody - żachnął się. - Zresztą chciała Cię odprowadzić na samolot.

- Brunchilda? - skomlał Andrzej.

- Brunia, według uznania - dodał Kamil, uśmiechając się zwycięsko do chłopaka.

- Chce do Polski. - zakończył załamany Stękuś.

I jak sobie zażyczył, tak też się stalo.

*********

Leżałam na kanapie, przeglądając programy telewizyjne. Właściwie to byłam tak padnięta, że ostatnią rzeczą, jaką chciałam zrobić to wstawać. Słyszałam, jak Kamil krząta się po kuchni, przygotowując dla nas kolację. Gotuje dobrze, wygląda dobrze, jest dobry. Trafiłam na ideał. Nagle mój telefon zawirował, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojej siostry, odebrałam połączenie.

- Co jest? - mruknęłam, otulając się bardziej kocem. - Żartujesz?

Nagle do pomieszczenia wszedł Kamyk, stawiając przede mną herbatę i siadając tuż obok mnie. Uniosłam się i położyłam na jego brzuchu, poczułam, jak zaczyna bawić się moimi włosami, co jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakiekolwiek i kiedykolwiek czułam.

- Kamil?

- Tak? - spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Nie chciałam sprowadzać mu gości, ale nie pozostawiła mi wyboru.

- Moja siostra bierze ślub.

Tak, jestem równie przerażona, jak wszyscy w tym pomieszczeniu, wraz z kotem, którego Kamil przytachał przed przyjazdem. To była Aria. Po prostu Aria. Mała Norweżka leśna, o szarawo-białym umaszczeniu. Kochała wpychać się jemu na kolana, a gdy próbowałam ją zgonić, syczała na mnie. Widocznie obie nie potrafimy dzielić się naszymi facetami. Ale,odchodząc od Arii, która wskoczyła przed chwilą na mój brzuch.

- Jak to, bierze ślub? - spytał, z wyczuwalnym zdziwieniem w głosie.

No jakbym ja to do kurwy wiedziała.

- Nie mam pojęcia, za miesiąc.

Mój telefon ponownie zawibrował.

Spotkajmy się jutro w La petit. Peter.

Czego on ode mnie chce, a co najważniejsze skąd ma mój numer?

Przyglądałam się chwile wiadomości, nie zauważając, że Kamil może ją bezproblemowo zauważyć. W końcu schowałam komórkę pod koc.

- Widziałem - wymruczał. - Czego Prevc od ciebie chce?

- Nie wiem, uroił sobie coś - wytłumaczyłam pokrótce. - Spotkam się jutro z nim i każde się odczepić.

- Nie spotkasz się z nim - poczułam, jak jego mięśnie brzucha się napinają, a glos zachodzi chłodną barwą. - Trzymaj się z daleka od Prevców.

- Kamil, rozmawialiśmy już o tym - upomniałam go, unosząc się do pozycji siedzącej. - Nie możesz mi zakazywać kontaktów, z których ludźmi nie lubisz.

- Prevc jest cwany i dąży do celu po trupach - prychnał drwiąco. - A teraz ty jesteś jego celem i to ja mu wytłumaczę, gdzie jest jego miejsce w tym słoweńskiej hierarchii. No i poprawka, nienawidzę.

Uniósł się z miejsca, wyciągając w tym samym czasie, komórkę z kieszeni. Wyszedł na taras i do kogoś zadzwonił. Ostatnią rzeczą, jaką chciałam dziś to spięcia z nim. Nie Lubie naszych spięć, bo jest lodowaty, traktuje mnie jak powietrze. Spięłam włosy w luźnego koka i pomaszerowałam do sypialni, przebrałam się w koszulkę z batmanem z jego części szafy i położyłam na łóżku. Chciałam usnąć, ale zatopiłam się w myślach. O tym, co się dzieje i co go tak trapi. Mimo iż wiem, o tym wszystkim, co go spotkało, nadal tak dobrze go nie znam. Jest nieprzewidywalny. A ja tak bardzo go kocham, że to aż boli, nie potrafiłabym go zranić i żyć ze świadomością, że to przeze mnie cierpi. Podobno osoby zakochane tak mają.

Ostatnio myślałam nawet co będzie za 10 lat, czy może będziemy mieć dom i dzieci. Syna i córkę. Dom z psem i kotem. Widok na tatrzańskie wzgórza. Jego medale będą wisieć w salonie i przypominać o tym, co kochał całym sercem, i co ja kochałam tak mocno. Może junior poszedłby w ślady ojca, a malutka byłaby córeczką tatusia? Rozpieszczałby ją, gdybym krzyczała i tulił do snu co noc. A potem przychodził do sypialni i pozwalał mi się wtulić w jego ciało. I szeptał ''miłych snów, mała'', a potem całował delikatnie. I pozwalałby mi słuchać jego oddechu i równego rytmu serca, i czuć jak jego klatka unosi się i opada.

Usłyszałam jego kroki, gdy szedł po schodach. Wyminął łazienkę i lekko pchnął drzwi do naszej sypialni. Usiadł na łóżku.

- Spisz?

Nie chciałam się oddzywać, bo jeszcze palnęłabym głupotę.

- Wiem, że nie śpisz - westchnął. - Nie zaśniesz na mojej połowie łózka..

Pacan.

- Nie musiałeś - wyszeptałam. - Nie jestem dzieckiem.

- Przepraszam, zbyt pochopnie wszystko oceniłem. - odpowiedział wyraźnie skruszony, opierał się na ręce, wbijając wzrok w podłogę. - Oczywiście, że nie jesteś, dasz sobie radę. Jesteś silniejsza niż jakakolwiek inna osoba w twoim wieku.

Zrzucił z siebie koszulkę i położył się tuż obok mnie. Poczułam dziwną, um, ulgę, gdy to powiedział? Jakby kamień spadł mi z serca i jakby cała złość mi przeszła. Obróciłam się w jego stronę, leżał, wpatrując się w sufit.

- Zanim kupisz sukienkę na wesele, masz skonsultować je długość ze mną.

Uderzyłam go dłonią w tors, roześmiał się pod nosem.

- Dupek.

- Dla Ciebie, zawsze.

- Gdyby były nominacje do dupka roku, zgarnąłbyś wszystkie nagrody. - parsknęłam cicho, gładząc jego klatkę piersiową palcami. Nagle poderwał się do góry i złapał mnie w talii, pisnęłam głośno.

Po chwili siedziałam na jego brzuchu.

- I co teraz cwaniaro? - trzymał moje dłonie za moimi plecami w taki sposób, że nie mogłam się ruszyć. Jestem pewna, że na jego twarzy malował się właśnie uśmiech zwycięstwa, a jego oczy błyszczą bardziej niż zwykle.

Schyliłam się powoli, całując jego klatkę piersiową.

- Auuu!

Usłyszałam, jak zawył. Nagle uścisk puścił, a ja nieplanowanie zleciałam na bok. Zaczęłam śmiać się jak opętana do tego stopnia, że w moich oczach pojawiły się pojedyncze łezki.

- Czy ty właśnie ugryzłaś mnie w sutka?

- Tak - wykrztusiłam między oddechami. - Rozpłaczę się zaraz.

- Jesteś niereformowalna, na boga.

- Też Cię kocham - zachichotałam w końcu, gdy opanowałam swój głos. Uniosłam jego ramie i wtuliłam się w jego bok, przekładając swoją nogę przez jego. Z uśmiechem na twarzy usnęłam, w snach wspominając cudowne chwile fińskiego Kuopio.

Śniłam o jego niebieskich jak niebo oczach i jasnych śnieżynkach, które z tego nieba spadały.


*****************

No i poszlo ponad 2k słów! 

Witam was moi mili. Dziś tak luźno bo jak to powiadają, cisza przed burzą. Miłego dzionka i weekendu w Engelbergu. Oby zaowocował w dobre wyniki naszych chłopaczków. Chyba to tyle ode mnie, czołem!

Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania ponieważ to mocno mnie motywuje aby dale robić to co robię i dawać z siebie ile tylko się da! :)

All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top