Rozdział 27
Cześć i czołem :)
- Wiedziałam! - przeszłam na prawo. - Byłam pewna! - oparłam się o umywalkę, tupnęłam obcasem, wydając z siebie dziwny bliżej nieokreślony odgłos złości. Od kilku minut chodziłam po hotelowej toalecie nakręcona jak pozytywka, i to niestety w złego tego słowa znaczeniu. Gdy stałam wtedy z Maćkiem i jego ''partnerką'', Stoch najwidoczniej zauważył, co się szykuję, złapał mnie za łokieć, pociągając za sobą i przepraszając Kota. Zapewne byłam już czerwona jak burak ze złości a z uszu wylatywal mi dym. A to ci heca.
- Ana, nie dramatyzuj - odparł spokojny głos mojego wybranka. W końcu to nie jego przyjaciółka przystawia się do jego ex. - To mi zaraz się oberwie za to, że siedzę w damskiej toalecie, nie tobie. Więc jeśli mogłabyś ochłonąć i zabrać swoje śliczne ciałko z tego pomieszczenia to będę wdzięczny.
- Nie dra-ma-ty-zu-je - wetknęłam palec w jego tors, akcentując każdą sylabę. Uniósł brew, a ja poczułam, że gotuje się coraz bardziej i dostane jakiś atak złości. Liczyłam już do dziesięciu, co również nie pomogło, głęboko oddychałam i wmawiałam sobie, że jestem odprężonym kwiatem lotosu na niczym niezmąconej tafli jeziora.
I pełnym wagonem za przeproszeniem jebanych tybetańskich mnichów.
Nie mówię, że mam coś przeciwko temu, żeby Maciek ułożył sobie życie. Ba, ja nawet mogę go zeswatać, tylko po to, aby był szczęśliwy, bo na to zasługuje jak nikt inny. I naprawdę zależy mi na jego szczęściu, bo mimo tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło, był jednym z najbardziej opiekuńczych i wrażliwych mężczyzn, jakich poznałam. Oprócz Kamila nie oszukujmy się, że Stoch przebił każdego napotkanego przeze mnie osobnika płci męskiej pod każdym możliwym względem. Ale to chyba normalne. Wracając, mogłabym mu znaleźć nawet tą piękną długonogą blondynkę o niebieskich, która pokochałaby go szczerze i z wzajemnością. Ale za życia nie zgodziłabym się na to, żeby był z Maritą. Tym bardziej że Ona chce mi zrobić na złość.
Dlaczego to wnioskuje? Bo ją znam, to jest cudowna dziewczyna, trochę szalona i nie zawsze okrzesana, ale Ona nie preferuje mężczyzn typu Maćka. Nie pasują do siebie pod żadnym względem. I jest moją przyjaciółką, i może to samolubne z mojej strony, ale tak sądzę i tak po prostu jest.
- Ziemia do Anastasii - ocknęłam się z amoku, widząc, jak ktoś macha przede mną dłonią, pacnęłam ją torebką, spojrzałam w lustro i najzwyczajniej w świecie poprawiłam włosy. - Obudziłaś się? To fajnie, czy możemy już stąd iść?
Wyciągnęłam szminkę i poprawiłam usta, słysząc w tym samym momencie kroki.
- KAMIL STOCH W TYŁ ZWROT.
Dominacja to nawet fajna rzecz, nie powiem.
- Gdzie jest Dużyński?
- A bo ja wiem, jestem jego niańką? - mruknął, spoglądając na zegarek. - Za 15 minut się zaczyna.
- Wam obu przydałaby się niańka - westchnęłam teatralnie, nim odwróciłam się od lustra, pan ''ninja'' stał przede mną. A w jego mniemaniu ''stał tak, abym nie mogła się poruszyć''. - No co?
- Wiesz co - sugestywnie uniósł brwi. Cholera. Pora się ewakuować. - Co Ty znowu wymyśliłaś?
- Kamil, zaraz się zaczyna - próbowałam powoli podnieść jego dłoń, która mocno ściskała mnie w talii, niestety, bez efektów. - Sam narzekałeś, że chcesz stąd wyjść, więc może to zróbmy, zanim ktoś nas zobaczy?
- Nie wiem, co znowu sobie ubzdurałaś, ale cokolwiek to jest - nachylił się nade mną, czułam jego oddech na swojej szyi, gdy przybliżył się do mojego ucha - Nie zgadzam się.
Poczułam ból i pisnęłam zbyt głośno.
Ta męska szuja ugryzła mnie w ucho.
A najlepsze było to, że całej tej scenie przyglądała się córka Stefana i Marceliny. Stanęłam mu obcasem na bucie, po czym z uśmiechem podeszłam do małej, powoli się do niej nachylając.
- Ciociuuuu - przeciągała zabawnie jak na swój wiek. - A co wujek ci robił?
I weź, wymyśl tu coś na szybko i żeby to miało jakikolwiek sens.
- Wujek poprawiał kolczyk cioci, o popatrz - odchylił moje włosy, ukazując błyszczące kryształki, maluchowi aż zaświeciły się oczy na widok świecidełek. - Gdzie tata?
- Schowałam się przed nim - zachichotała piskliwym głosikiem. Zdecydowanie mam słabość do dzieci Piotrka i Stefana, to najbardziej urocze istotki, jakie dane było mi poznać. - Ciociu, wyglądasz jak księżniczka. Ale nie masz diademu.
Ściągnęła małą koronę z różowymi kamyczkami ze swoich włosów, po czym położyła ją na mojej głowie. Uśmiechnęłam się rozczulona całą sytuacją.
- Teraz wyglądasz jak prawdziwa ksieżniczka - uśmiechnęła się z dumą. Rozłożyłam ręce, a dziewczynka wskoczyła mi na klatkę piersiową, dając buziaka w policzek.
- Dziękuj jej, policzę się z tobą - wyszeptałam mijając Kamila, który parsknął śmiechem, po czym ruszył za mną. Wyszliśmy z pomieszczenia, wracając do naszych znajomych. Bezlitosnym wzrokiem spojrzałam na Maritę, najwyraźniej zadowolona z siebie, ćwierkała w towarzystwie kocura. Nagle sytuacja odwróciła się o 180 stopni, bo tuż przed moimi oczami pojawiła się znana mi postać idąca za rękę z Dominiką - jedną z fizjoterapeutek naszej kadry. Na jej widok, a właściwie na widok Borysa z nią, moja przyjaciółka prawie zakrztusiła się czerwonym winem, które sączyła od przeszło kilku minut, po czym wkurzona opuściła salę, zostawiając biednego Maćka w tyle.
- Popatrz, nawet nie musiałam nic planować. - dałam delikatnego kuksańca Stochowi, który ze zdezorientowaną miną patrzył na całe przedstawienie.
- Co planować? - entuzjastyczny głos Borysa rozszedł się po sali.
- Nic, nic przyjacielu - poklepałam go po ramieniu, uśmiechając się samej do siebie. Odwróciłam się na pięcie, pociągając za sobą Dominikę do windy i tłumacząc jej całą sytuację, na którą oczywiście wybuchnęła śmiechem, bo każdy na jej miejscu by to zrobił.
- Naprawdę tak długo się ze sobą droczą? - spytała niedowierzając w moją opowieść, skinęłam głową. - To w sumie śmieszne, ale i dodaje pikanterii.
- Ta, pikanterii... chyba moim nerwom - zastukałam w drzwi. Dość szybko otworzyły się przede mną, a nim moja najlepsza towarzyszka zdążyła zaprzeczyć, wparowałam do jej pokoju. I potoczyło się dość gładko, bez większych przeszkód Dominika wytłumaczyła jej, że per Borys zaprosił ją tylko i wyłącznie jako koleżankę i że nie wie, co sobie wymyślił z trzymaniem za ręce.
- Dalej chcesz się z nim bawić w kotka i myszkę? - spytałam, łapiąc ją za podbródek i zmuszając do spojrzenia w moje oczy. - Może na początku to było fajne i ciekawe, ale przecież widać tę chemię między wami. Spytaj kogokolwiek.
Skinęła głową.
- On sprawia, że mam ochotę go udusić, a za moment czuje, że mogłabym spędzić z nim następne noce i nie żałować tego. - westchnęła. - Potrafię cała zapłonąć, gdy jest blisko mnie, a potem dostać kubłem zimnej wody z jego strony. To takie niewytłumaczalne.
- To jest miłość - przyznała Dominika z uśmiechem na twarzy.
Kilka minut później byłyśmy już przy wejściu do sali, nerwowym wzrokiem szukałam Borysa, który miejmy nadzieje, nie uciekł za daleko. Bingo, stał idealnie z ... Stochem? Co?
Podeszłam do niego, witając się z blondynem, który po chwili się od nas oddalił. Chcąc już zbluzgać mojego chłopaka który niszczył mój misterny plan, otworzyłam usta.
- Patrz i ucz się - dotknął ich swoim palcem w geście uciszenia. Odwróciłam głowę.
Stali tam, wpijając się w swoje usta.
NO DO CHOLERY.
ZASYSALI SIĘ JAK ODKURZACZE.
Proszę państwa, pragnę oznajmić, że moja szczęka jest gdzieś w jądrze ziemi.
- Ile można było czekać.
Macieja Kota tu jedynie brakowało.
- No co? - spytał obojętnie. - Przecież to było widać. Dominika?
- Tak?
- Chyba zostaliśmy bez par - mruknął w stronę dziewczyny.
- Chyba - odparła z uśmiechem, ta ujęła go pod ramię i odeszli rzucając mi ciche ''do zobaczenia''.
999, potrzebuje karetki, bo zejdę na zawał.
- Na nas chyba też czas - usłyszałam męski głos zza moich pleców.
- Co mu zrobiłeś?
- Oszalał z miłości kochanie - ciemnowłosy złapał mnie za dłoń, splatając swoje palce z moimi. - Na tej dłoni pięknie wyglądałby pierścionek zaręczynowy.
Złożył delikatny pocałunek na jej zewnętrznej stronie.
*****
Kamil otworzył drzwi do pokoju, wpuszczając mnie pierwszą do pomieszczenia. Uwielbiałam w nim te 'dżentelmeńskie' zachowania. Małe rzeczy a jak cieszą. Podeszłam do lustra, sprawdzając stan sukienki. Żadnych plam, dziur ani innych rzeczy. All's good. W odbiciu ujrzałam chłopaka, który po chwili oplótł mnie swoimi rękami i zaczął kołysać się w prawo i lewo. Roześmiałam się. Miał przymknięte oczy i zmierzwione włosy, wyglądał, jakby dopiero wyczołgał się z mocno zakrapianej imprezy. Po chwili ocknięty złożył pocałunek na mojej szyi, a potem uchu, i to tym które tak ugryzł.
- Nie chciałem.
Uśmiechnął się sam do siebie.
- Nigdy nie chciałem bólu mojej księżniczki - wymruczał, zataczając w tym samym czasie swoim kciukiem kółka na moim brzuchu. - Chyba częściej zacznę używać słowa księżniczka. Pasuje do Ciebie. Wiesz, co jeszcze do Ciebie pasuje?
- Hm?
- Moja dłoń. Obie tak idealnie do siebie pasują, jakby były dla siebie stworzone. I twój temperament, jesteś wariatką...pozytywną, ale wariatką, i zburzyłaś wszystkie moje mury i wszystkie postanowienia. Każdą cholerną zasadę, którą kiedyś sobie wymyśliłem i jej się trzymałem. Kompletnie oszalałem na twoim punkcie. Czuje się tak dobrze, gdy w nocy słysze i czuje twój oddech na swojej klatce piersiowej, i gdy przekładasz nogę przez moje, co nie pozwala mi w nocy wstać z łóżka.
Zachichotałam. Faktycznie, to prawda.
- I naprawdę cały płone, gdy widze Cię w swoich ubraniach, i mam cholerną ochotę je z Ciebie zedrzeć, a nie zawsze mogę. Świruje również, gdy bezlitośnie chodzisz po sypialni w samej bokserce i majtkach. I nie potrzebujesz zakładać koronkowej i nie wiem jak seksownej bielizny, abym miał ochotę Cię dotknąć.... i pachniesz tak wspaniale, wanilią... tak bardzo słodko, jak wyglądasz, gdy rano śpisz. Albo wstajesz z roztrzepanymi włosami i patrzysz na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, a potem tak pięknie się uśmiechasz i idziesz zaparzyć kawę.
Zaczął powoli ściągać moją sukienkę, pozbywając się po chwili i swojej koszuli. Nim zdążyłam zauważyć, byłam w jego ramionach a po kilku sekundach na łóżku.
- I Lubie, gdy się śmiejesz, wtedy pokazują się twoje dołeczki. Kocham każdy centymetr twojego ciała i sposób, w jaki na mnie reaguje - przybliżył się do mnie, zwilżając w tym samym czasie swoje usta, które zgrały się z moimi. - to, że nasze usta są idealnie dopasowane i że wyczyniasz nimi...
- Nie kończ.
Parsknął śmiechem.
- Tę twoją niewinność, a zarazem kobiecość, wstydliwość i aż zbyt wielką pewność siebie. Kocham w tobie wszystko i sprawiasz, że gdy nie mogę Cię mieć, to wszystko traci sens. Proszę... nie pozbawiaj mnie Ciebie, już nigdy - wplótł swoją dłoń w moje włosy, unosząc moją głowę do góry i składając pocałunek na moim czole.
- Już nie zmuszaj mnie do tego Kamil.
Przez jego twarz przebiegł smutny uśmiech.
- Zmęczona?
- Odrobinę - ziewnęłam w odpowiedzi. - Gdzie idziesz?
- Przebiorę się i wracam.
Parę minut temu usłyszałam jedne z najpiękniejszych słów, jakie ktoś do mnie mógł powiedzieć. A teraz leże tu naga i płacze. Sensie życia, przybywaj. Drzwi trzasnęły, a ja odruchowo usiadłam, zasłaniając się poduszką.
- Daj mi swoją koszulkę.
Łóżko ugięło się i ja poczułam go jego koło siebie.
- Lubie Cię czuć.... - jego dłoń zawędrowała pod moje kolano, wręcz nie dając mi innej możliwości niż położenia się na nim. - gdy twoja skóra dotyka mojej.
Właściwie nie powinnam, ale zawstydzał mnie. Czułam, jak świdruje wzrokiem moje uda, pupę, brzuch i piersi.
- Musisz zacząć się lepiej odżywiać.
I czar prysł.
- Jak boga kocham, czuje twoje kości biodrowe. - wyszeptał. - Martwię się.
- Nie masz o co - odpowiedziałam zdawkowo, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym mu powiedzieć. Kamil czuje się naprawdę grubo, ile jeszcze mam chudnąć?
- Nie.
Co?
- Co nie?
- Nie chudnij już.
Dotknął mojego brzucha, przejeżdżając po nim opuszkami palców.
- Nie rób tego.
Dotknął moich żeber, każdego po kolei jakby liczył je wszystkie.
- Nie dla mnie.
Okrążył kciukiem sutek mojej piersi, drażniąc szalejące już hormony.
- Nie jestem tego wart.
Po kilku minutach opatuliła nas cisza a jedynym dźwiękiem, który się oznaczał był oddech Kamila. I jego pięknie unosząca się klatka. I zbyt wiele myśli naraz w mojej głowie, które walczyły między sobą.
- Nie jestem Cię warta.
Nagle na jego twarzy, którą obserwowałam od dłuższego czasu, pojawił się grymas, położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej, udając, że śpię.
- Jesteś - wymamrotał przez sen, oplatając mnie jeszcze mocniej.
***********
Tak o to powstał 26 który dla odmiany pisało mi się bardzo przyjemnie i prędko. Mam nadzieje że podoba wam się krótki wątek Marity i Borysa który wrzuciłam właściwie dla urozmaicenia opowiadania przed wielkim ''ka boom'' za kilka rozdziałów. Pozdrawiam wszystkich śpiochów, jest 02:29 a mnie właśnie teraz napadła wena. Choroba czasami ma pozytywne skutki :)
Krótkie ogłoszenie parafialne nie dotyczące mojego FF ale nadal wazne.
Redakcja dla której pisze poszukuje młodych dziennikarzy, amatorów którzy chcą zacząć swoją przygode z pisaniem jak i tych bardziej doświadczonych, do pisania na tematy sportowe. Poszukiwani są do każdego działu, również skoków narciarskich, ale także siatkówki, piłki nożnej i masy innych dyscyplin. Jeśli chcesz dołączyć do załogi młodych i obiecujących redaktorów, chcesz robić to co lubisz - napisz do mnie lub po prostu wrzuć komentarz. Ogłoszenie tyczy się wszystkich, nie zależnie od płci i wieku. Zapraszam.
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top