Rozdział 22


- Nie dam wplątać się w żadne kobiece gówno! - krzyknął, w tym samym momencie zaplatając ręce w akcie sprzeciwienia się. - Jestem skoczkiem, a nie jakimś tajniakiem.

- Ale Ty jedyny możesz się zgodzić – rzuciłam błagalnym tonem. - I masz u mnie dług wdzięczności jak stąd do Afryki.

- Ale to jest chore – mruknął pod nosem.

- Jak każdy nasz pomysł – zachichotała Martika dając mi kuksańca w żebra. - No Endrju, nie daj się prosić.

Zrobiłam wielkie kocie oczęta, spojrzał na mnie bez przekonania, po czym wzruszył ramionami.

- To, co mam zrobić? - potrał dłonią brodę.

- Na razie wystarczy, że wybadasz, co robi tutaj chuda wersja Magdy Gessler – dorzuciłam, uśmiechając się zachęcająco. - Upiekę ci szarlotkę.

Uniósł brew.

- Z kruszonką?

- Z kruszonką. - przytaknęłam.

A podobno przez żołądek do serca nie działa na współczesnych mężczyzn.

- Chyba zostanę gejem – rzucił cicho na pożegnanie, po czym oddalił się w drugą stronę.

- Powiem ci, że poszło całkiem...gładko – zamyśliłam się.

Martika zbladła i nerwowo zaczęła bawić się palcami.

- No co? - spojrzałam na nią pytająco.

- Nie nic – mruknęła. - Kawa?

Skinęłam głową, po czym ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Po kilku minutach siedziałyśmy w kawiarence na szczycie hotelu, z cudownym widokiem na skocznie. Mogłam oglądać trenującą kadrę Fińską, która zarezerwowała skocznie tylko dla Siebie. Szczerze liczyłam, że po ostatnich słabszych latach tak mocnej kiedyś kadry, odbudują oni swoją potęgę i będą jeszcze godniej reprezentować kraj Janne Ahonena i Mattiego Hautamekiego.

- Ziemia do Anastazji? - spostrzegłam Martike, która od dłuższego czasu machała mi ręką przed twarzą. - Ja tu jestem przecież.

- Przepraszam – powiedziałam. - Zamyśliłam się trochę.

- O Andersie? - uśmiechnęła się znacząco. - Co wy tak dziś gruchaliście na tarasie?

- Wpadliśmy na siebie...drugi raz – utkwiłam wzrok w kawie, bawiąc się łyżeczką. - Jest dość miły.

- Jak bardzo miły? - usłyszałam typowy dla Martiki ton głosu.

- Dobrze nam się rozmawiało, to tyle.

- Czerwienisz się – roześmiała się. - Popatrz kto przyszedł.

Podniosłam zamachnę głowe, aby nadziać się na wzrok Kamila, który odsuwał krzesło dla Nadii.

- No on sobie chyba żartuje – mruknęłam, odgarniając nerwowo włosy. Wstałam i prędko ruszyłam w stronę drzwi, nie patrząc nawet jak idę. Po chwili usłyszałam brzdęk rozbijanego szkła i spadającej tacy.

- Alarm czerwony, wszystkie oddziały wycofać się. - usłyszałam szept zza kelnera, spojrzałam w górę, szczerząc się w udawanym uśmiechu i pomagając mu pozbierać rozbite filiżanki.

- Pokryje wszystkie koszty wypadku – dodałam delikatnie zażenowaną sytuacją. - Proszę przysłać rachunek.

Wyminęłam chłopaka ciągnąc za flaki Stękałe, który szedł tuż za nim.

- Nie o takie dowiadywanie się mi chodziło – fuknęłam, ściskając go za policzki. - To miało być dyskretne...zresztą, wszystkie oddziały wycofać się?

Zakręcił oczami.

- Dzióbao robi za tajniaka nr dwa – uśmiechnął się zadowolony z siebie.

- Dzióbao? Przecież to jest największa papla w Polsce jak nie w Europie! - schowałam twarz w dłoniach. Cały mizerny plan szedł za przeproszeniem w pizdu i nie dowiem się co Gessler robiła w Finlandii, a w szczególności tu, w Kuopio.

- A ty gdzie idziesz?

- Tajner dzwonił do mnie, jakaś konferencja. - ziewnęła. - Ale pytałam, nie jesteś potrzebna.

Straciłam szatynkę z oczu, zostając sam na sam z blondynem i Dzióbao który wyłonił się zza ściany.

- Co tam przyjaciele – poprawił teatralnie włosy, ukazując rządek białych zębów, których prawdopodobnie za kilka minut nie będzie mieć. - Woah, kogo chcesz zabić.

- Waszą dwójkę – wychrypiałam. - W tym momencie wchodzicie ze mną do...

Poczułam dotyk na ramieniu i odskoczyłam jak oparzona. Eureka! Niech żyje dobro pomysłu!

- Fannemel – uśmiechnęłam się szczęśliwie. - Kawa?

- Cześć – przywitał się z chłopakami ich typowym, męskim uściskiem. - Wyglądacie jak tajniaki.

- Ta, coś w ten deseń – wymruczał Kubacki, przeglądając telefon. - Ana prosiła nas, że...

Przyłożyłam dłoń do jego czoła po chwili, zatykając mu buzie.

- Andrzej, masz chyba gorączkę, może idź się połóż albo coś – wydusiłam cierpko. -A Ty.

Wskazałam palcem na Dawida.

- Idziesz do ich stolika i dowiadujesz się co i jak – z uśmiechem na twarzy wysyczałam po polsku te słowa, z nadzieją, że cały ten mąż ciotki Andersa, nie zechciał uczyć go Polskiego.

- Idziemy?

Weszliśmy ponownie do kawiarenki, gdy nagle, zamiast ruszyć w stronę wolnego stolika, ktoś skierował się do siedzących pod ścianą Nadii i Kamila.

Houston, we got the problem.

Na miejscu ich zamorduje chyba.

- Kamil.

- Anders. - Stoch wstał, ściskając chłopaka w męskim uścisku. - Co tu robicie?

- Kawa przed treningami zawsze robi dobrze – odparł blondyn.

- Przecież miałaś być u Tajnera – mruknął Kamil do mnie, zmierzyłam go wzrokiem, po czym przeniosłam go na blondynkę.

- Najwidoczniej miałam ciekawsze plany na dzisiejszy dzień – wysyczałam, ignorując jego zimne jak lód spojrzenie. - Podobno miałeś mieć trening.

- Odwołali.

Mierzyliśmy się wzrokiem przez następne parę minut, napotykając ciekawski wzrok naszych towarzyszy. Właściwie to naprawdę zabawnie musiało wyglądać z ich perspektywy/

- Może weźmiemy na wynos? - spytałam go błagając, aby zgodził się i uratował mnie przed tą coraz bardziej niezręczną sytuacją. - I tak będę musiała się zbierać, idę na biegać.

- Biegać? - usłyszałam głos Kamila, zaskoczony uniósł brew.

- Nie przesłyszałeś się.

O tak, punkt dla mnie.

Run the world, girls!

Albo jakoś tak?

Nie ważne, z gracją baletnicy tańczącej jezioro łabędzie, odwróciłam się, prosząc w tym samym czasie blondaska o latte. Po chwili szliśmy korytarzem w stronę mojego pokoju. I nadal nie wiedziałam, co oni tam robili i po co się spotkali.

- Coś między wami jest?

- Hm?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos skoczka.

- Tobą a Kamilem, byliście dość spięci a on odkąd powiedziałaś, że przyszliśmy na kawę to zabijał wzrokiem. - roześmiał się. Nawet śmieje się ładnie. Wtf?

- Tak, to dość skomplikowane – odparłam.

- Więc pozwól mi to zrozumieć.

- Ta blondynka to jego była dziewczyna i nie mam pojęcia, co tu robi, co z nim tu robi – wyszeptałam, opierając się o ścianę.

- On Cię kocha, dziewczyno – podniósł mój podbródek. - Na kilometr to widać, nie masz się o co martwić. Zapewniam Cię.

A może to prawda? Może faktycznie nie mam się o co martwić. Podziękowałam mu za kawę i weszłam do pokoju.

- Co...jak?

Dzióbao wstał i poklepał mnie po ramieniu.

- Mają wspólnego sponsora i mają z nim konferencje tutaj w Kuopio, poza tym mizdrzy się do niego a on ignoruje ją, jak tylko się da. - zadowolony z siebie opuścił pokój, za to ja poczułam jak ciężar schodzi z mojego ciała.

Siedziałyśmy z Maritą przed drewnianym domkiem w wiosce skoczków. Za kilka minut miał rozpocząć się oficjalny trening a ja jak to w zwyczaju, miałam za zadanie zrobić dobre ujęcia naszej kadry, które potem mają pojawić się na stronie PZN. Pocierałam dłoń o dłoń, żałując, że nie wzięłam ze sobą rękawiczek. Po co rękawiczki do zimnej Finlandii?

- Masz.

Odwróciłam głowę, nade mną stał Kamil, trzymając w dłoni parę czarnych rękawiczek. Spoglądał na mnie obojętnie i zimno, nie lubiłam zimy w jego oczach. Zimny Stoch to oschły Stoch. Lodowaty, nieczuły, i beznamiętny. Wolałam te momenty, gdy jego oczy rozjaśniały się, podkreślając niebieską toń jego tęczówek a ja byłam szczęśliwa, że mogę patrzeć w nie i patrzeć, o poranku przy kawie, w ciągu dnia w pracy i wieczorem w świetle świec. Wyciągnęłam do niego dłoń, biorąc rękawiczki, poczułam ten znajomy prąd, świadoma jak cholernie pragnę go normalnego. Po chwili już widziałam go na schodach, kierującego się w stronę Piotrka.

- Kamil.

Brak reakcji.

- Kamil!

Nadal nic.

- Kamil, idioto mówię do Ciebie!

Po chwili stanął w miejscu i odwrócił się w moją stronę.

- Co?

- Możemy porozmawiać?

- Nie mamy o czym.

Ponownie ruszył z miejsca, a ja podbiegłam do niego, łapiąc za jego kurtkę i ciągnąc go za najbliższy domek.

- Przestań być rozkapryszonym chujem – warknęłam, uderzając dłonią w jego pierś. - Daj mi coś powiedzieć?

- Nie chce tego słuchać.

- Kamil, do kurwy! Musiałeś sobie coś uroić? - powiedziałam tonem pełnym bólu. - Myślałam, że ten weekend będzie cudowny dla nas oboje... Nie chce, żebyśmy...

- Zamknij się. Proszę. Wiem, co widziałem – syknął, mrużąc oczy ze zdenerwowania. - Nie próbuj mi wmówić, że nie miałem racji, nie chce nawet wiedzieć, co On tam robił.

Dotknęłam dłonią jego policzek, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. Naprawdę myślał że mogłabym go zdradzić? I to z jego najlepszym kumplem?

- Muszę iść.

I poszedł.

Na tablicy wyświetliło się nazwisko Stoch. Kamil miał zaraz skoczyć drugi treningowy skok, a ja skupić się na swojej pracy. On skoczy, ale ja się nie skupie. Od kilkunastu minut latałam to w prawo, to w lewo szukając idealnego miejsca do uchwycenia kadry w locie. Gdy usadowiłam się koło jednego z pracowników Fisu, spostrzegłam Toma. Wytrzeszczył oczy, po chwili machając mi jak ucieszone dziecko. To miłe, że mnie poznał. Spojrzałam w górę skoczni i zobaczyłam, że Kamyk jest już na najeździe, kilka sekund później odbił się od progu, lecąc tą swoją idealną sylwetką w perfekcyjnym stylu nad bulą. Leciał, leciał. I to jakby nie miało końca i coraz mniej podobało mi się fakt, że jeszcze nie podszedł do lądowania. W końcu wylądował, a kilka sekund później stało się coś, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. Jedna z nart odpięła się, a on uderzył o ziemie. Zerwałam się z miejsca biegnąć w stronę dojazdu, wymijając wszystkich ludzi, którzy stanęli wryci widząc to, co się stało. Służby medyczne podbiegły do Stocha, który od dłuższej chwili nie ruszał się z miejsca.

- Proszę się odsunąć.

Sam się odsuń, rozumiem, że jesteś lekarzem, ale do cholery, to mój chłopak.

Nagle wstał do pozycji siedzącej, jedną dłonią odpinając kask, a po chwili ściągając go z głowy. Kucałam przy nim otumaniona, zszokowana i inne epitety określające moje uczucia w tej chwili.

Łzy wyszły spod moich powiek, bo nagle uświadomiłam sobie, że to mogło skończyć się o wiele gorzej. Otarłam je szybko. Poczułam dłonie, spojrzałam na Piotrka, który użyczył mi ramienia, po chwili wyprowadzając z tego miejsca. Podziękuje dziś Bogu za to, że mam takich przyjaciół w kadrze.

- Ana?

Odwróciłam się.

Poczułam dłoń na karku..

A potem pamiętam Kamila i jego krew, którą poczułam w ustach.


I jak? Oczywiście zachęcam do gwiazdkowania i komentowania, mocno to motywuje. Jak myślicie, co stanie się dalej? 

+ wiadomość z ostatnich dni, powstał już trailer do sequela mojego ff. Wierzycie że już niedługo koniec ImFWYL? Ale no stress kochani, czeka was coś nowego! Więcej na dniach.

All love, 

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top