Rozdział 20
- Nie wierze!
Usłyszałem podekscytowany głos.
- To nie ani trochę zabawne-nadąsałem się, po chwili chwytając bandy lodowiska.
- Uwaga, uwaga-krzyknęła. Złapałem ją za biodra, przyciągając do siebie i zatykając jej usta swoją dłonią, poczułem jej zęby i odsunąłem ją jak oparzony. - Daj mi dokończyć.
- Jesteś dzieciakiem - prychnąłem, wywracając oczami w tym samym czasie.
- Oficjalnie chce ogłosić, że...
- Naprawdę, radze ci nie kończyć-przyparłem jej ciało swoim, przybliżając swoje usta do jej ucha. - Bo to nie skończy się dla Ciebie dobrze.
- Wiesz co? - wyszeptała.
- Tak?
- Pieprz się - odepchnęła mnie, wykrzywiając swoją twarz w złośliwym uśmieszku. - Ogłosić, że Kamil Stoch, dwukrotny medalista olimpijski, mistrz świata, zdobywca pucharu świata w skokach narciarskich, słynny na świecie skoczek narciarski...
- Coś jeszcze? - rzuciłem od niechcenia, próbując zakończyć jej monotonny i złośliwy monolog.
- Nie, wystarczy-wyszczerzyła się w uśmiechu. - Nie potrafi przejechać dwóch metrów na łyżwach.
- Dowartościowało Cię to? - spytałem z przekąsem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo-przybliżyła się do mnie, owijając swoje ręce wokół moich bioder. - Nie złość się, żartowałam przecież.
Stanęła na czubkach swoich łyżew, aby złożyć szybkiego buziaka na moich ustach. Przewróciłem ponownie oczami, na co ona parsknęła śmiechem. Po chwili puściła mnie i popędziła przed siebie, wymijając ludzi na lodowisku, zrobiła efektowne Axel wzbudzając wzrok ciekawskich osób i dość młodej grupki chłopaków. Alarm, pora stąd iść.
- Możemy już iść?
Skinęła głową i splotła swoją dłoń z moją. Kilka minut później pakowaliśmy swoje rzeczy. Ściągając swoje łyżwy, mój wzrok przykuły stopy Any. Były posiniaczone i poprzecierane, a ta z wyraźnym grymasem próbowała na nich stanąć.
- Co do cholery? - dotknąłem delikatnie jednej z nich, na co cicho syknęła. - Możesz chodzić?
- Dam rade, to tylko od łyżew. - uśmiechnęła się nieszczerze. - Zdarza się najlepszym.
Rozpiąłem torbę wyciągając z niej podręczną apteczke, która z przyzwyczajenia miałem zawsze przy sobie, podniosłem jej nogi i powoli zacząłem bandażować obie stopy. Kątem oka spoglądałem na jej zniesmaczoną minę, ze świadomością jak bardzo musi ją to boleć. Wstałem i popędziłem oddać wypożyczone łyżwy. Założyłem torbę przez ramie, po czym kucnąłem, aby podnieść dziewczynę. Trzymając rękę pod jej kolanami, spokojnie maszerowałem przez hol lodowiska, napotykając ciekawski wzrok ludzi. Rzuciłem ciche do widzenia i przyspieszyłem, szukając samochodu na parkingu.
- Kamil, nie musiałeś - mruknęła, stając na swoich nogach. - Przecież poradziłabym sobie sama.
Zignorowałem ją, otwierając przednie drzwi samochodu. Wsiadła do niego posłusznie a ja wrzuciłem torbę do bagażnika, po chwili również wsiadając do samochodu.
- Muszę skoczyć do Pzn, masz jakieś plany? - spytałem obojętnym tonem, odpalając samochód i zapinając pasy. - Nie chce Cię ciągać.
- Uh... właściwie to nie, chciałabym wrócić do domu-spojrzała na zabandażowane stopy. - poza tym nie chce ci przeszkadzać.
Skinąłem głową.
- Zawiozę Cię do mnie i... - nagle usłyszałem mój telefon. - Kamil, słucham.
- Bracie, co robisz? - usłyszałem piskliwy głos.
- Jadę samochodem, więc jeśli masz coś ważnego do powiedzenia to prędko. - mruknąłem.
Anastasia's POV.
SMS OD: WOJTEK
Plany na popołudnie? Stęskniłem się za moją ulubioną koleżanką z gimnazjum ;)
SMS DO: WOJTEK
Aktualnie brak, proponujesz coś?
SMS OD: WOJTEK
Obiad, u mnie. Potem wypuszczam Cię wolno.
SMS DO: WOJTEK
Podeślij adres.
- Jednak mam plany-spojrzałam na Kamila, który zakończył rozmowę kilka chwil temu. - Podwieziesz mnie na Zamoyskiego 19?
- Zakupy czy inne kobiece pierdoły? - spytał sarkastycznie.
- Obiad ze znajomym - dodałam czekając na jego reakcje. Wyprostował się a jego ręka z biegów, zleciała na moje kolano. Strząsnęłam ją jednym ruchem. - Wojtek mnie zaprosił, a właściwie nie mam nic ciekawszego do zrobienia na dziś.
- To może ja ci znajdę zajęcie... - syknął cicho, a napięcie które nagle pojawiło się w naszej wymianie zdań, wzrosło kilkukrotnie. - Zresztą nie ważne.
- To tylko obiad, nie mam pojęcia co ty sobie wymyśliłeś w tej pięknej główce. - mruknęłam ignorując jego minę à la ''mam ochotę potrącić kogoś o imieniu zaczynającym się na W a kończącym na Ch.''
- Zrób mu obiad, a potem wskocz do łóżka.
Zdrętwiałam, zaczęłam siłować się z pasem i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie zapominaj kto komu wskoczył do łóżka-syknęłam wściekła. - Zatrzymaj się.
Jego powieka drgnęła.
- Czego kurwa nie rozumiesz w słowach zatrzymaj się?! - wrzasnęłam mocno wkurzona.
Zahamował mocno, zdążyłam odpiąć pas i zaczęłam ciągnąc za klamkę. Bogu dzięki że byliśmy w jakiejś pustej osiedlowej uliczce gdzie raczej nie zapowiadało się na pojawienie się innego samochodu.
- Otwórz to gówno! - wskazałam na drzwi samochodu. Nagle złapał mnie mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Prześwietlałam go wzrokiem pełnym iskrzących się piorunów, mając nadzieje że da mu to do zrozumienia. Zamiast tego uśmiechnął się drwiąco, po czym złapał obiema rękami moją talię i właściwie nie wiem jak to zrobił, ale po chwili znalazłam się na jego udach. Korzystając z wolnej ręki spróbowałam zamachnąć się i dać mu szczerze i normalnie w twarz za to, co do mnie powiedział, ale jego refleks ponownie mi na to nie pozwolił. Zamiast tego ją pocałował. Straciłam na chwilę czujność, aby potem zauważyć, że moje obie ręce utkwiły za moimi plecami, przytrzymywane przez jego jedną dłoń. Druga zaś muskała delikatnie mój kark.
- Jesteś tak bardzo popieprzony - wyszeptałam, spuszczając głowę.
- Wiem kochanie - dotknął ustami mojej szyi, na co zadrżałam. Uśmiechnął się pod nosem. - Przepraszam.
Przyciągnął mój kark do siebie, powoli całując od szyi, po żuchwę aż dotarł do ust.
- Tak cholernie mnie zmieniłaś-mruknął do moich ust. - Nigdy przedtem nie zrobiłbym takiej sceny, tym bardziej w miejscu publicznym. Mimo to, wiesz... podoba mi się to.
Jęknęłam cicho. Nawet nie zauważyłam, gdy puścił moje dłonie i zaczął delikatnie błądzić nimi po żebrach.
- Kompletnie głupieje myśląc, że jedziesz do jakiegoś innego faceta-szepnął, poprawiając moje kosmyki. - I mowie jakieś głupoty mając nadzieje, że Cię to zatrzyma.
- Za-zaufaj mi, tak po prostu.
- Postaram się. - pocałował delikatnie mój obojczyk. - Obiecuje.
SMS OD: NIEZNANY
Przemyślałeś już moją propozycje?
SMS OD: NIEZNANY
Przecież wiesz, że tylko tak zapewnisz jej bezpieczeństwo.
SMS OD: NIEZNANY
Zapomni o tobie prędzej niż o kimkolwiek, nie byliście sobie pisani.
SMS OD: NIEZNANY
Chyba że chcesz, żeby jej się coś stało.
SMS OD: NIEZNANY
Nie zasługujesz na nią, tak samo, jak i ja nie zasługiwałem.
Nie zasługuje na nią.
Nie zasługuje.
Cisnąłem komórką o fotel samochodu, ukryłem twarz w dłoniach a te słowa dudniły w mojej głowie coraz bardziej i coraz głośniej.
Tak będzie lepiej.
Dla niej.
Wysiadłem z samochodu przed domem i odpaliłem fajkę, chociaż obiecałem, że więcej tego nie zrobię. Światło w naszej sypialni nadal się świeciło, zobaczyłem ją jak wychodzi na balkon. Spostrzegła mnie i pomachała, wracając po chwili do pomieszczenia. Być może, ostatni raz widzę jak to robi. Być może.
Szczerze, nie jestem zadowolona z tego rozdziału, bardzo trudno było mi napisać cokolwiek. Mimo wszystko, patrze na to pozytywnie i mam nadzieje że w następnych ponownie zacznę pisać tak jak kiedyś to robiłam, z dużą swoboda i niezliczoną ilością pomysłów. Mam nadzieje że nie jesteście tym rozczarowani tak jak ja, niech to będzie jeden z tych przejściowych rozdziałów. Możecie wyrażać swoje opinie w komentarzach, konstruktywna krytyka podobno zawsze pomaga :)
All love,
Demurie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top