Rozdział 19
Nie sprawdzony, wybaczcie ;)
- Jeszcze pięć, cztery, trzy, dwa, jeden.
Przewróciłem się na zimną podłogę oddychając głęboko, sięgnąłem dłonią po wode i upiłem jej kilka łyków.
- Stary, ale masz słabą kondycje - mruknął Piter stając nade mną i wpatrując się w licznik. - Tylko...255.
- Żartujesz sobie prawda? - podniosłem się, pocierając dłonią o spocone od wysiłku czoło. - Kruczek chce mnie zabić, robi to specjalnie.
- Dziwisz mu się? - zarechotał swoim autentycznym śmiechem Żyła. - Poza tym, masz gościa.
Odwróciłem się w strone wyjścia z sali, stała tam niska szatynka trzymająca w dłoni kawe, nieśmiało przyglądała się ćwiczącej kadrze. Ruszyłem powoli w jej stronę, zarzucając ręcznik na ramię. Podniosła wzrok a jej kącik ust delikatnie się uniósł. Pociągnąłem ją do siebie, dając szybkiego buziaka na co zareagowała kwaśną miną.
- Jesteś spocony, już, pod prysznic - powiedziała stanowsczym tonem.
- Kruczek mnie nienawidzi - prychnąłem cicho.
- Sam się na to skazałeś kochanie - odparła patrząc mi prosto w oczy.
- Kochanie?
- Dupku - uśmiechnęła się bezczelnie. - Pod prysznic.
Wyszedłem z sali i skierowałem się w strone prysznica, w dużej przebieralni wisiały torby kadry B. Otworzyłem swoją szafkę i wyciągnąłem potrzebne mi rzeczy.
- Stoch to się jednak urobił - usłyszałem przyciszony głos, dobiegający zza drzwi prowadzących do łaźni. Po cichu przybliżyłem się do nich.
- No, ta jego laska to całkiem dobra dupa że tak powiem - dodał ktoś inny
- Ciekawe ile jej płaci.
Gromki śmiech rozszedł się po pomieszczeniu a ja czułem że po mnie rozchodzi się fala gorąca.
- No co jak co to jest nasz kolega.
- I co, tak nagle sobie Ewe rzucił dla laski młodszej od niego o 9 lat? W jakim świecie ty żyjesz, Grzywa.
Nagle poczułem czyjś dotyk, odskoczyłem jak popażony.
- Co robisz? - spytał blond-mop, nasz ukochany Dawid.
- Siedze - warknąłem do chłopaka.
- Ta debiliada znowu obgaduje młodą? -spytał siadając obok mnie. - Nie przejmuj się, myślą że są taką zgraną paczką a tak naprawdę każdy każdemu obrabia dupę. Młode ale głupie, chociaż, jakby pomyśleć to powinni się już zachowywać.
- Powiedzieli że jej płace.
Zapadła cisza.
- Powiesz coś?
- No bo wiesz...
- Co wiem?
- Kurde stary wybacz - zaczął. - Ale my też na początku tak myśleliśmy.
Uderzyłem dłonią w szafkę. Ałć.
- Przestań, to było dla jaj przecież - dodał. - Tylko w sumie Stefana to jedynie nie bawiło... Ale wiesz, teraz wiemy jak jest.
- Dzięki, pocieszyłeś mnie bardzo. Moi przyjaciele myśleli że płace własnej dziewczynie. - burknąłem cicho.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi? - zamrugał szybko. - Jak uroczo Kamiś.
- Nie przesadzajmy. - potarłem brodę, nagle drzwi obok uchyliły się a z nich wyszło 3 młodych chłopaków, odzianych jedynie w ręczniki. Nie żebym miał ochote im wszystkim teraz dać w mordę albo coś, chociaż ściągnięcie im tych ręczniczków równierz by mnie zadowoliło.
- Jak trening? - zaczął jeden z nich, siadając naprzeciwko mnie. - Podobno trener Cię dziś mocno wycisnął.
Żebym ja cię zaraz nie wycisnął.
- Um, było okej - odpowiedziałem. - A jak tam u was? Grzywa dalej szuka sobie chłopaka? Uważajcie, w tych ręczniczkach możecie być niezłym łupem. Idziesz?
Kubacki kiwnął głową. Wszedłem pod prysznic aby w końcu zmyć z siebie resztki dzisiejszego treningu. Nagle usłyszałęm głośne huknięcie i głos przyjaciela.
''Kurwa, chyba złamałem nogę''
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Anastasia's POV
- Ana? - usłyszałam męski głos.
Odwróciłam głowę i ujrzałam wysokiego chłopaka. Liczyłam na spokojne siedzenie, w okolicznej kafejce i czekanie na mojego księcia z bajki.
- To ja, Wojtek.
Świat zawirował a ja z nim. Zaczęłam rozpoznawać kruczo czarne włosy, te brawie białe oczy i bladą cere. Teraz stał koło mnie po prawie 4 latach odkąd ostatni raz się widzieliśmy.
- O mój boże - wymsknęło mi się, na co zareagował uśmiechem. - Siadaj bo musze się otrząsnąć. Pierw powiedz, co ty tutaj robisz?
Gimnazjum, 2012 rok. Bal absolwentów, on w garniturze a ja w tej pięknej pudrowo-różowej sukience, z bukiecikiem na dłoni. Pierwszy taniec, ostatni taniec. Fajerwerki i ostatni dzień razem. I ten cudowny pocałunek i ta dwutygodniowa przelotna miłość, która chyba tylko mi, utnęła w pamięci na miesiące.
- Biore udział w tej akcji ''Mistrzowie - a Ty w czym jesteś mistrzem?'' z Fundacji Ewy Błaszczykowskiej. Cały dochód przechodzi na kształcenie dzieci z ubogich rodzin - podsunął mi ulotke na której widniał On, trzymający w dłoni piłkę. - Dzisiaj jest wspólne zdjęcie, a że sporty letnie mają przerwe bo jest sezon na zimowe, sprowadzili nas tutaj.
Uśmiechnął się. Tym swoim okropnie pięknym uśmiechem, ukazując te cudowne dołeczki i ledwo widoczne dziurki po kolczykach.
- A Ty? -spytał. - Zbieg okoliczności że się spotkaliśmy.
- Jestem z chłopakiem na długim weekendzie... Albo tygodniu, właściwie jeszcze nie wiem - odparłam upijając łyk kawy.
- Szczęściarz z niego - uśmiechnął się promiennie. - Uwierz że gdyby nie to jak oryginale zawsze miałaś naszywki na torebce, to bym Cię nie poznał.
-Poznałeś mnie po naszywkach? Nie po mojej urodzie? - prychnęłam zabawnie, jego oczy rozpromieniły się.
- Zmieniłaś się -dodał. - Ale dalej jesteś cholernym patyczakiem.
Odwrócił się i zawołał kelnerkę.
- Szarlotka z bitą śmietaną, bez cynamonu - powiedział swobodnie do blondynki która zjadała go wzrokiem. - Ma uczulenie.*
- Nie jestem patyczakiem - mruknęłam znużona. - Za to ty nadal jesteś wysokim słupem.
- Słupem? - roześmiał się. - Miło mi.
- Mówie co sądziłam od 3 klasy gimnazjum - westchnęłam głęboko, wspominając tamte czasy. - Co właściwie się z tobą stało?
- A co miało? Dostałem się do najlepszej szkoły w Warszawie, więc przeprowadziliśmy się. Byłem na nie, ale rodzice mnie zmusili.
- To dlatego zniknąłeś tak nagle - zamyśliłam się.
Wciąż pamiętam dzień, gdy liczyłam że przyjdzie pod dom moich rodziców, zadzwoni dzwonkiem. Ale dni mijały, nim zauważyłam był lipiec, a po nim sierpień, wigilia, wakacje, wigilia, matura...A jego nie było, nawet nie zadzwonił, bez żadnego znaku życia.
- Chciałem Ci o tym powiedzieć, ale rodzice powiedzieli że jeśli zatre wszystkie kontakty, nie będę cierpiał. W sumie i tak cierpiałem...
- Pamiętasz jak myślałam że to Dominik chciał iść ze mną na obiad, a byłam na Ciebie obrażona i go uderzyłam bo myślałam że to Ty? - próbowałam rozładować napięcie.
Roześmiał się.
- Śliwe miał następne półtorej tygodnia. Tak samo ja zamknąłem Cię w toalecie bo myślałem że to Anka - dorzucił swoje trzy grosze. - Gimnazjum to była bajka.
- Jak kto woli - podniosłam głowę i odebrałam talerzyk z szarlotką. - Chcesz trochę?
- Nie, wpieprzaj dzieciaku.
- Jesteś starszy ode mnie o miesiąc, nie zaczynaj. - powiedziałam unosząc prowokująco brew. - Bierzesz, czy nie?
Nagle jego palec wylądował w mojej bitej śmietanie i przybliżył się do moich ust. Poczułam słodki zapach i speszona cofnęłam się odrobinę do tyłu. To było zbyt intymne żebym to zrobiła, jego uśmiech trochę przygasł a palec wylądował w jego ustach.
- Hm, całkiem dobre - mruknął sam do siebie. - Jeszcze jedną prosimy!
Roześmiałam się.
- To co, ile ważysz?
- Dlaczego Cię to interesuję? - zapytałam.
- Jesteś szczupła, nawet bardzo - dopomknął. - Mam nadzieje że się w żadne główno nie wpakowałaś znowu.
Znowu.
- Więc jak, ile?
- Tyle ile powinna.
Odwróciłam głowe tak zamachlę że mój wzrok spoczął na czymś ciemnym, a gdy go podniosłam zobaczyłam Sami Wiecie Kogo, i nie, nie mówie znowu o per panie Lordzie Voldemorcie, właściwie o kimś gorszym gdy strzeli tzw ''focha''. Mężczyzna jednym ruchem stanął obok Wojtka który nagle wstał jak poparzony. Mierzyli się wzrokiem dopóki... nie zastygli w braterskim uścisku. A mi szczęka nie spadła pod stół, do piwnicy, ewentualnie do jądra ziemi.
- Wy-wy, co? - wykrztusiłam wstając i wskazując palcem to na Kamila, to na Wojtka.
- Stary, nie widziałem Cię od ostatniego meczu - czarnowłosy szturchnął Stocha który rozpomienił się jeszcze bardziej. - A wy jak? Pracujecie razem czy jesteście znajomymi?
- Tak jakby znajomymi - poczułam jego dłoń moich plecach a zanim się obejrzałam jego usta obejmowały moje. Spojrzałam zawstydzona na Wojtka który wyraźnie rozszerzył oczy ze ździwienia.
- Odbiłeś mi laske - szturchnął go zabawnie, wzrok Kamila utkwił we mnie a mój w podłodzę. - Chodziliśmy razem do gimnazjum, parą byliśmy.
Houson, we have a problem.
- Przepraszam, musze Ci ją ukraść - oplutł mnie dłoniami wokół talii.
- Ana, podaj mi swój numer - podał mi swój telefon, grzecznie wpisalam 9 cyfer i zadzwoniłam do siebie. - Dzięki, to do zobaczenia.
Wyszliśmy spokojnym krokiem z pomieszczenia.
- Jak stracić kumpla w 10 sekund - mruknął do siebie. - Skąd się znacie?
- Przecież powiedział, przelota gimnazjalna miłość - odparłam cicho, wsiadając do samochodu.
- Wspomniałem już że nigdy go nie lubiałem? - spytał Kamil odpalając samochód, uderzyłam go dłonią w ramię. - Oj dobra, nie ważne. Maja do mnie dzwoniła, nie odbierałaś.
- Zajęta byłam.
- Ciekawe kim - prychnął. - Ostatnio za dużo facetów wokół Ciebie się kręci, nie żebym miał z tym jakiś problem...a, poczekaj,mam.
- Jesteś zazdrosny? To urocze. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Nawet jeśli, to nie urocze Ana - mruknął zatrzymując się na światłach. - Chyba że w ten sposób odbierasz to że cholernie Cię kocham, to moge być zazdrosny cały czas.
- Nie musisz, ja to wiem - położyłam swoją dłoń na jego dłoni, spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem. - Nie bądź takim twardzielem, nawet uśmiech ukrywasz.
Zacisnął usta i w ciszy jechaliśmy przez miasto. Nagle zamiast pod jego domem, znaleźliśmy się pod Hotelem obok Krokwii, skąd mam mase dobrych wspomnien.
''- Umówiłem się z Kamilem na piwo, mamy do pogadania - powiedział uśmiechając się nieśmiało - o wilku mowa. Odwróciłam się na pięcie i moja twarz prawie wylądowała na torsie Stocha, spoglądnęłam do góry przepraszającym wzrokiem a ten zaregował uśmiechem na twarzy. Wyglądał inaczej niż na skokach, ubrany w czarną koszulke która tylko podreślało jego wysporotwanie ciało prezentował sie świetnie, tak prawdziwie i naturalnie.''
Oh pamiętam to. Pewnie teraz spłonęłam rumieńcem.
- Wysiadka.
Wysiadłam z samochodu a chłodne górskie powietrze sprawiło że żałowałam tego, że nie ubrałam się cieplej. Poczułam dłoń Kamila która splotła się z moją i zaczęła ciągnąć w strone wejścia. Kilka minut później wyciągnął kartę i otworzył drzwi do pokoju. Był o wiele większy od tego w którym spał poprzedniego razu, z dwuosobowym łóźkiem i dużym osobnym balkonem.
- Co ty...
Przycisnął mnie do siebie zanim udało mi się powiedzieć c o k o l w i e k. Zacisnął swoje dłonie na mojej pupie, dosłownie każąc mi opleść go nogami. No cóż, inaczej wylądowałabym dupą na ziemi. Nie wiedząc co robić i jednocześnie bijąc się z myślami, zaczęłam myśleć o ciałach niebieskich i innych głupotach.
- Błagam, nie odsuwaj się ode mnie - wyszeptał wprost do mojego ucha a ja przestałam stawiać jakikolwiek opór.
Kamil's POV
Mijała czwarta, bawiłem się kosmykiem który opadał na twarz Anastasi. Leżała przytulona do mojego ciała. Nagle otworzyła szeroko oczy i nerwowo się uniosła.
- Co jest? - spytałem gdy spojrzała na mnie przestraszona. Przetarła oczy i naciągnęła kołdrę na nagie piersi.
- Zły sen - mruknęła.
Naglę położyła dłoń na ustach, i ciągnąc za sobą kołdrę pobiegła do łazienki zostawiając mnie w osłupieniu. Podszedłem pod drzwi próbując się dostać do środka, po kilku minutach otwarła mi blada Ana, spojrzała na mnie załzawionymi oczami i wtuliła się w moje ciało. Złapałem ją po kolanami i podniosłem, z zamiarem położenia na łóżku.
Wymiotowała.
Przyciągnąłem ją do siebie, czekając aż uśnie. Nagle mój telefon zawibrował.
''Borys wyszedł, ma alibi. Ten gnój jest na wolności''
Hejka! Przepraszam że tak długo nic nie wrzucałam, nie miałam internetu i dopiero wróciłam do domu żeby jutro (23.07) jechać do Wisły! (oczywiście jeśli zejdzie mi *kaszl* gorączka *kaszl, kaszl*) Więc z kim widzę się? Sektor A8, biała torba z Kamilandu, więc miło będzie mi kogokolwiek z Was poznać!
Napisałam również krótki rozdział tematyczny dotyczący Wisły którego nie dokończyłam więc pojawi się on już po konkursach w Wiśle x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top