Rozdział 17
Leżała wtulona w poduszkę, na jej ramiona opadały jej brązowe włosy a usta były lekko rozwarte. Wyglądała dziś pięknie. Powoli odrzuciłem kołdrę próbując nie budzić jej z spokojnego snu który przyszedł po bezsennej nocy. Przycisnąłem dłoń do klamki.
- Zostawiasz mnie? - usłyszałem cichy szept, siedziała podkulając pod siebie nogi i wiercąc dziurę w moim ciele.
- Prędzej ja mógłbym o to spytać - przybliżyłem się i usiadłem obok niej na łóżku, nerwowo mięła róg pościeli starając się nie patrzeć na mnie. -Spójrz na mnie, błagam.
Podniosła zaszklony i pełen emocji wzrok.
- Co?
- Potrzebuje Cię, twojej bliskości - westchnąłem głęboko. - Nie potrafię znieść tego że nie mogę Cię dotknąć, wiesz że ja...
- Nie mów więcej - powiedziała płaczliwym głosem. - Nie przypominaj mi umm... tego.
- Nie mogę myśleć że się odsuwasz i że jak pocałuje Cię to uciekniesz mi z łóżka. - dokończyłem. - Co ja mogę zrobić, kurwa, potrzebuje Cię.
Potarłem swój kilkudniowy zarost ze zdenerwowania, chyba najgorsze było to że nie mówiła nic. Wolałbym żeby wydarła się na mnie jak wariatka i zaczęła ciskać we mnie wazonami, lampkami i wszystkim co ma pod ręką niż żeby siedziała spokojnie i wpatrywała się we mnie tym pozbawionym emocji wzrokiem.
- Nie zgalaj zarostu - dotknęła delikatnie mojej brody a ja poczułem ten ciepły prąd który zawsze czuje gdy tylko mnie dotknie.
- Spakuj się, torba jest w garderobie z twoimi ubraniami - powiedziałem stanowczym głosem, w głowie ciesząc się jak dziecko z mojego nowego pomysłu.
- Nie jadę nigdzie.
- Owszem jedziesz.
- Nie będziesz o mnie decydował - wtrąciła.
- Będę decydował o naszym szczęściu - odparłem wstając i zapinając zegarek na nadgarstku. Czułem się władczo, nawet zbyt bardzo bo obrzuciła mnie sprzeciwiającym się wzrokiem po czym westchnęła głęboko prawdopodobnie zgadzając się. Triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, zbiegłem na taras i odpaliłem papierosa. Oparłem się o ścianę i pozwoliłem niezdrowemu dymowi wedrzeć się do płuc, jestem pewien ze kiedyś wyjebią mnie z PZN jeśli dowiedzą się że pale, muszę to rzucić. Mijały minuty a ja dopalałem w ciszy papierosa, zastanawiając się co do cholery muszę zrobić aby odzyskać jej zaufanie i czy w ogóle mi się to uda. Tak długo o nie walczyłem i tak szybko je straciłem. Wszedłem do mieszkania i znalazłem torbę, wrzuciłem do niej kilka ubrań i podstawowe rzeczy, resztę dokupię na miejscu. Usłyszałem ciche kroki i zobaczyłem Ane, stała wpatrując się we mnie beznamiętnie i z tak dużą obojętnością we wzroku że to aż bolało. Uniosła brew i ruszyła w stronę wyjścia bez słowa. Szedłem za nią, zamknąłem drzwi od posiadłości i odblokowałem bagażnik pilotem. Podniosłem go i wrzuciłem swoje rzeczy, podszedłem do drzwi i otwarłem je małej brunetce, spojrzała mi w oczy i posłusznie wsiadła zapinając pasy.
***
Stałem przed dużym drewnianym domem, przede mną rozlegał się ten znajomy z dzieciństwa górski widok. Ząb, moje korzenie.
- Ufasz mi jeszcze? - spytałem prawie szeptem odwracając twarz do dziewczyny, podniosła wzrok który przez ostatnie 15 minut wlepiała w góry, zagryzła wargę jakby odpowiedź którą mi udzielić, była najtrudniejszą w jej życiu.
- Nie - powiedziała chłodnym głosem.
Nie powiem, zabolało.
- Zaufasz mi jeszcze kiedyś? - spytałem wyczekująco.
- Nie wiem.
- Lepsze to niż nie - mruknąłem do siebie, zanim mi przerwała.
- Czyli co, teraz mam udawać przed twoimi rodzicami że jesteśmy szczęśliwą parką? - prychnęła szyderczo nabierając pewności w swoim głosie.
- Nie, nie masz nic udawać. Zabrałem Cię tu żeby odciąć się od tego gówna które zrobiłem - powiedziałem, nerwowo prostując plecy. - Po prostu Cię kocham i chce abyś znowu była tylko moja.
- A kiedykolwiek byłam? - warknęła.
- Próbujesz mnie sprowokować czy co? - rzuciłem odpinając pasy. - Wiem że zniszczyłem wszystko i nic mnie nie usprawiedliwia, ale do cholery chociaż pozwól spróbować mi to naprawić.
- Nie chce nic naprawiać, chce przestać cierpieć.
- Nie chcesz? - przybliżyłem się do niej dotykając jej twarzy, a drugą ręką masując jej dłoń. - Tego też nie chcesz? - przejechałem kciukiem po jej wardze, a ta rozszerzyła oczy rozchylając przy tym bardziej wargi ze zdziwienia.
- N-nie... - wyszeptała zanim moje usta dotknęły kącików jej. - Kamil proszę...
- Powiedz mi że tego nie chcesz a przestane - mruknąłem w jej usta, wpijając się w nie delikatnie. - Pozwól mi...
Nagle usłyszałem ciche pukanie, odwróciłem nagle głowie ujrzałem niską szatynkę o matczynych oczach uśmiechającą się do mnie.Odsunąłem szybę.
- Zauważyłem że przyjechałeś i... - mówiła, po chwili uśmiechając się szerzej. - Synku jest tak piękna jak opowiadałeś! - wykrzyknęła uradowana a ja z sekundy na sekundę czułem się coraz bardziej zażenowany całą sytuacją, a tak właściwie do momentu gdy nie usłyszałam cichego śmiechu dziewczyny. - Przerwałam wam, przepraszam dzieci, idę do babci bo na obiad chcieliśmy ją z tatą zaprosić. Kamil, oprowadź swoją dziewczynę po domu dobrze?
Skinąłem głową i oparłem się o zagłówek fotela zakrywając dłonią oczy. Czy to się stało na serio?
- Urocza kobieta - usłyszałem nieco cieplejszy głos Anastasii. - Chcesz tu tak siedzieć?
Westchnąłem głęboko i wysiadłem z samochodu otwierając drzwi dziewczynie, oparła się o samochód i wzięła głęboki oddech. W końcu stanęła obok mnie rzucając ciche '' idziemy?'' i ruszyła w stronę domu. Powoli przycisnąłem klamkę i poczułem zapach miodu i drewna.
- Kryśka, czegoś znowu zapominała oprócz mózgu? - usłyszałem donośny głos ojca który po chwili wyłonił się z kuchni trzymając w dłoni patelnie która prawie wypadła z jego dłoni gdy zobaczył Anastasie, ta za to spłonęła czerwienią a ja wstydem połączonym z dławicą śmiechu. W końcu home sweet home.- J-ja, dajcie mi moment.
Zniknął za ścianą, po czym wyłonił się ponownie tym razem w bardziej rozgarniętym stanie.
- Bronisław Stoch. Ty zapewne jesteś Anastasia, odkąd matka się dowiedziała to świergocze o tobiejmniej dwa razy w tygodniu - powiedział znaczącym głosem, odrywając się od dziewczyny i zwracając do mnie. - Synu.
- Tato - przytuliłem rodzinnie ojca. - Oprowadzę ją.
Anastasia's POV.
Weszłam do dużego i jasnego salonu rozglądając się po nim ciekawsko. Wszystko było urządzone domowo zachowując przy tym swoje góralskie tradycje. Duży kominek, drewniany stół pokryty serwetami i duże wygodne kanapy. Czuć było tu miłością i rodziną. Poczułam ciągnięcie za dłoń i po chwili znalazłam się na piętrze domu idąc korytarzem w stronę dużych dębowych drzwi, chłopak uchylił je a mi ukazał się pokój. Łóżko stało pod ścianą obwieszoną plakatami skoczków, autografami sław takich jak (...), na szafie wisiał niewielki malinowy kombinezon narciarski a w rogu pokoju oparte stały równie nieduże narty z napisem Kamyk. To był jego pokój, jego narty i kombinezon. Usiadł na pojedynczym łóżku rozglądając się po pokoju, zrobiłam to samo zastanawiając się jaki był gdy tu mieszkał. W tym samym momencie wyobraziłam sobie jak mały chłopiec mierzący 140 biega niesfornie po pokoju pakując się na trening, wychodzi z dużymi wtedy nartami i biegnie na skocznie. Parsknęłam śmiechem zwracając na siebie uwagę ciemnowłosego.
- Jak to Kamil jest w domu? Co to za święto? - usłyszałam damski, młody głos dobiegający z dołu. - Kamil, nie schowasz się przede mną w szafie jak to robiłeś w dzieciństwie gówniarzu.
Nagle drzwi z hukiem się otworzyły a ja zobaczyłam niską dziewczynę o takich samych niebieskich oczach i jeszcze jaśniejszych brązowych włosach. Zrobiła zdziwioną minę patrząc to na mnie to na Kamila.
- Ty jesteś prawdziwa... o mój boże - pisnęła podekscytowana na mój widok, po chwili zjawiając się przy mnie i ściskając tak że traciłam oddech - Przepraszam, jejku, tyle o tobie słyszałam że myślałam że ten pacan to sobie wymyślił.
- Jak się oddzywasz do starszych? - syknął Stoch uśmiechając się krzywo.
- Stary pantofel z Ciebie bracie - powiedziała przytulając się do niego i składając buziaka na policzku. Gdy odsunęła się od chłopaka wybuchła śmiechem na ślad który zostawiła jej czerwona szminka.
- Jestem Natalia a Ty nawet nie musisz mi się przedstawiać bo gada o tobie cały dom, tak w ogóle to dobrze, nigdy nie lubiłam Nadii - powiedziała szczęśliwie ściskając mnie. - Zaraz przyjdzie Anka, więc zejdźcie na dół.
Wyszła.
- Przepraszam, są bardzo...
- Rodzinni - zasugerowałam na co przytaknął. - Są mili.
- Gdy E... - uciął nagle. Chciał powiedzieć że gdy Ewa przyszła tu pierwszy raz, powiedziała to samo. - Nie ważne, idziemy?
Skinęłam głową i podążyłam za chłopakiem, zeszliśmy schodami a ja ujrzałam drugą z sióstr Stoch, prawdopodobnie tą starszą i spokojniejszą bo nie zaczęła piszczeć na mój widok a za to obdarowała mnie szczerym i promiennym uśmiechem.
*********
- Było naprawdę pysznie, dziękuje - powiedziałam ściskając dłonie mamy Kamila, kobieta czule i przyjaźnie na mnie spoglądała. A ja bałam się tego spotkania, a tym bardziej tego że wyszło to tak nagle.
- Jesteś cudowna Anastasio, Kamil ma wielkie szczęście - powiedziała uprzejmie. - Przygotuje wam zaraz pokój gościnny i się rozpakujecie. Wiesz może na ile mój syn Cię tu porwał?
- Nie mam pojęcia - zagryzłam nerwowo wargę na wiadomość że przygotuje nam ten cholerny pokój, nie że nie chciałam spać z Kamilem ale nie czuje się z tym dobrze, nie mogę wymazać tej jednej rzeczy. To mnie blokuje. Postanowiłam go poszukać, stał na tarasie rozmawiając z starszą siostrą, mimo że dla mnie wyglądało to bardziej na kłótnie.
- Kamil, zastanów się. Ona jest młoda, i widać że mocno Cię kocha więc radze ci nie odpierdalać więcej takich rzeczy - warknęła zbyt głośno, tak że usłyszałam uchylając powoli drzwi. - Nie wytrzyma jeśli zrobisz jeszcze raz coś takiego, to nie jest Ewa żeby tolerowała takie coś.
- Nie zamierzam, nie widzisz że też ją kocham? I wiem że jestem takim idiotą ale nie skrzywdzę jej, przestałem latać za panienkami już dawno temu - powiedział dziwnie spokojnym głosem. Czyli jednak rozmawiali o mnie.
- I tego się trzymaj - trąciła go palcem w pierś, odwróciła się zmierzając w moją stronę. Potarła dłonią pocieszająco moje ramie i zniknęła w domu. Przybliżyłam się do Kamila, stając obok niego i ciesząc się widokiem wieczornego Zakopanego. Nagle poczułam jego dłonie oplatające moją talie i przyciągające mnie do niego. Zadrżałam pod jego dotykiem co wyraźnie odczuł, poluźniając uścisk. Oparł podbródek na mojej głowie.
- Nie kłóciliśmy się przez 3 godziny, nowy rekord? - spytał ironicznie.
- Nie drażnij mnie - powiedziałam z udawaną złością. Przez te 3 godziny byłam naprawdę szczęśliwa i nie chciałam aby cokolwiek to zniszczyło.
- Musimy się rozpakować, chodź. - pociągnął mnie za rękę do pokoju. Weszliśmy do jasnego od świateł lamp pomieszczenia, było naprawdę przytulne. W beżowo-brązowych kolorach, duże łóżko z wieloma poduszkami gwarantowało idealną noc więc jedyne na co miałam ochotę to położyć się natychmiast spać. Rzuciłam się na łózko i zamknęłam oczy.
- Nie za wygodnie Ci? - mruknął Stoch stojący w drzwiach i patrzący na mnie z roześmianymi iskierkami w oczach. - Rozpakuj się, serio mówię.
Prychnęłam cicho i otwarłam torbę wyciągając z niej po kolei ubrania i bieliznę, rzucając ją na łóżko.
- Naprawdę? - usłyszałam prowokujący głos Kamila, odwróciłam się i otwarłam buzie patrząc na tego idiotę. W ręku trzymał moje koronkowe majtki, które właściwie więcej odkrywały a nie zakrywały, a wpakowałam je dosłownie przypadkiem. - Bardzo źle że je tu zabrałaś. - uśmiechnął się szelmowsko. Wyrwałam mu je z rąk i wpakowałam z powrotem do torby z pewnością że moje policzki są pięknie czerwone. Włożyłam poskładane ubrania do komody, wyciągając jedną z koszulek Kamila. Uniósł brew a ja posłałam mu obojętne spojrzenie.
- Odwróć się - rozkazałam cicho, czekając na jego reakcje.
- Ana przecież...
- Odwróć się - ponagliłam, widząc jego zniesmaczony wyraz twarzy. - Dobra, sama się odwrócę.
Ściągnęłam powoli moje czarne rurki i rzuciłam je na fotel, zabierając się za koszulkę. Rozpięłam stanik, przyciskając go jeszcze do swoich piersi i wzięłam koszulkę Kamila w dłoń. Nagle poczułam jego dłonie na moim brzuchu, cofnęłam się i mentalnie zamknęłam w sobie.
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam półgłosem. To było zbyt nie znośne a On zamiast przestać, dalej to robił. Ale to było cholernie dobre, i przyjemne.
- Każ mi przestać a to zrobię.
- Przestań - wyszeptałam w końcu.
- Nadal nosisz moje koszulki?
- Zapomniałam piżamy - skłamałam bardziej niż zwykle. Kochałam w nich spać, ba, w mieszkaniu miałam ich więcej niż myśli. A każda pachniała jego ciałem. Jego ręce cofnęły się a ja szybko narzuciłam na siebie koszulkę i wgramoliłam się pod kołdrę. Nagle światło zgasło i poczułam że łóżko ugina się pod jego ciężarem. Położył się do mnie plecami a ja poczułam dziwną chęć ich dotknięcia. To jest tak głupie że przed chwilą kazałam mu się nie dotykać a teraz sama tego pragnęłam. Odwróciłam się powoli i palcami zaczęłam jeździć bo jego kręgosłupie i wyrzeźbionych plecach. Nie spał, słyszałam jego cięższy oddech powstrzymujący się aby mnie dotknąć. W końcu przybliżyłam się do niego i usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top