Rozdział 16

Notka pod rozdziałem! Rozdział pisałam na telefonie bo laptop w naprawie, więc wybaczcie mi błędy i autokorekcie że pisała co chciała x

Wstałemz kanapy łapiąc się za głowę, koło mnie leżała pusta butelkapo Whiskey a na podłodze porozbijana szklanka. Zawołałem Anelicząc że zaraz zeskoczy ze schodów myjąc zęby i narzekając żezaraz spóźni się do pracy. Zamiast tego widoku, odpowiadała micisza. Już wyszła? Spojrzałem na zegarek, było dobrze po 8 a Onazawsze o 9:30 wyjeżdżała samochodem z podjazdu gdy u mnienocowała. Wstałem ściągając koszulkę która była już tzwdrugiej świeżości, rzuciłem ją na fotel stojący obok telewizorai przecierając zmęczone oczy ominąłem rozbite szkło, wyciągnąłemtelefon z kieszeni spodni i wybrałem numer. Od razu włączyła misię poczta a ja zrozumiałem że coś jest nie tak, pobiegłem napiętro wchodząc do sypialni licząc że moja ciemnowłosa śpi nałóżku, pusto. Leżała jedynie zmierzwiona kołdra, dwa kieliszkiwina i poduszka pobrudzona... czerwoną szminką. Ana nie używaczerwonej szminki, mówi że czuje się w niej zbyt wyzywająco.Wybrałem ponownie jej numer i tak kilka razy przez następne dwieminuty licząc że w końcu usłyszę jej głos zapewniający mnie żewszystko jest okej i że pojechała wcześniej do pracy. Walnąłemsię na łóżko mrużąc oczy i dzwoniąc do Marity któraprawdopodobnie była jedyną osobą która wie co jest grane. Bo janie rozumiałem nic.

-Hej Marit...

-Gdzie do kurwy nędzy jest Anastasia? - warknęła do słuchawkisłysząc mój głos.

-Liczyłam że Ty mi powiesz - odparłem zdumiony, czyli jednak niebyło jej tam - Co jest do cholery?

-Dzwoniła do mnie, o 3 - mówiła trzęsącym się głosem - Byłakompletnie najebana i bełkotała coś żeby się o nią nie martwić.Szukałam ją z Maćkiem i..

-Maćkiem? No nie mogłaś sobie lepszego towarzysza znaleźć -mruknąłem ironicznie, założę się że gdyby tu była zgromiłabymnie wzrokiem mówiąc żebym nie przesadzał - Nie ważne, nie mampojęcia co jest. Wieczorem byłem w domu i piłem trochę i potem...

Zamilkłem.Nagle czarna dziura zaczęła się zapełniać sytuacjami którewczoraj się wydarzyły. Przed oczami mignęła mi blondynka leżącaw moim łóżku, wino które wylało się na dywan, litry wypitegoalkoholu, paczki wyjaranych papierosów. W końcu i Anastasiasprzątającą salon, nasza kłótnia, to jak cholernie jązwyzywałem i popchnąłem na stolik. Najgorsze, łzy w jej oczachgdy dowiedziała się co zrobiłem. Jestem idiotą. Jestem pieprzonymidiotą, jebanym cwelem który rani najważniejszą dla niego osobęwygadując jakieś pierdoły i pieprząc się z jakąś laską którawłaściwie nic dla mnie nie znaczyła. I tylko dlatego żezobaczyłem jak przytula Maćka. Jestem też pieprzonym zazdrośnikiembo teraz wiem że to nic nie znaczyło.

-To moja wina - wyszeptałem - Gdzie jej szukaliście?

-Urodziców, dzwoniliśmy do Borysa, do jej przyjaciół. Miałaspisane kontakty w notesie który zostawiła w naszym biurze, nigdziejej nie ma - odparła smutno - Nie wiemy co robić.

-Zostawcie to mnie, znajdę ją - rozłączyłem się

Zastanowiłemsię chwile. Nie miałem zielonego pojęcia gdzie uciekła. Na pewnochciała żeby nikt jej nie znalazł. Abym ja ją nie znalazł.Znałem ją, znałem aż za dobrze. Zawsze gdy sobie nie radziła,uciekała. Wyciągnąłem z szafki dresy i czystą koszulkę ischodząc na parter szybko się ubrałem, złapałem kluczyki ipobiegłem do samochodu. Usiadłem za kierownicą i odpaliłemsamochód, patrzyłem chwile na dołączone do nich komplet kluczy.Wiedziałem gdzie jechać.

Anastasia'sPOV

Stałampod prysznicem a gorąca woda zmywała resztki dzisiejszego kaca,stałam i płakałam. Moje pieprzone życie legło w gruzach ipłakałam bez przerwy, robiąc sobie dziś śniadanie rozpłakałamsię gdy z szafki wyleciały jego ukochane płatki. Gdy weszłam dogarderoby a w niej leżała jego bluza do biegania. Sypialnia i jegodzwoniący o 7 budzik, łazienka i jego ukochany miętowy żel dociała, tak samo jak jego koszulka którą właśnie ubrałam naswoje ciało pod pretekstem że nie ma tu nic mojego. Jest aleniczego innego nie chciałam. Jedynie zamknąć się w tym domu nanastępny miesiąc, wyć w poduszkę i spać w jego ubraniach czującresztki perfum które na nich pozostały. Spięłam jeszcze wilgotnewłosy w koka i zeszłam do salonu, podniosłam komórkę którależała za kanapą. Włączyłam go i wystukałam wiadomość doMarity która zostawiła mi 34 nieodebrane połączenia i 10wiadomości na skrzynce. Rzuciłam się na kanapę skulając w kłębeki przeglądając telefon, czytając wszystkie wiadomości któredostałam. Nawet nie otwarłam tych od Kamila, nie potrafiłabym jeczytać i nie płakać. Nagle usłyszałam szmer zamka, podskoczyłamprzyciskając do siebie poduszkę, przerażona tym ze ktoś próbujeto wejść.

-Ana, ja pierdole jak ja się martwiłem - wbiegł szatyn podbiegająci próbując mnie przytulić do siebie, cofnęłam się przerażonado tyłu starając się go odepchnąć ode mnie. Brzydziłam sięnim, tak bardzo nie potrafiłam się do niego zbliżyć. Spojrzał namnie zdenerwowany i przerażony jednocześnie. Zrozpaczony tym jak naniego zareagowałam, ale co innego mia,łam zrobić? Spojrzał namoją koszulkę. - Wygodna?

-Przyszedłeś tu rozmawiać o koszulkach, bo jeśli tak to wyjdź -wyszeptałam najbardziej obojętnym i lodowatym tonem jaki potrafiłamz siebie wydobyć.

-To mój dom - odparł. Tak, to jego dom.

-Ja wyjdę - rzuciłam powstrzymując łzy w oczach, mówiłam. Gdytylko go zobaczę zacznę płakać jak cholerna idiotka, wstałam zkanapy próbując go wyminąć. Złapał mnie za nadgarstek ipociągnął do tyłu, ponownie na kanapę. Wyszarpnęłam swojąrękę z jego objęcia. - Po co to robisz?

-Musimy porozmawiać - odparł ciężkim głosem.

-Nie chce z tobą rozmawiać, nie rozumiesz? Nie chce - wyszeptałamcicho wbijając wzrok w swoje paznokcie. - Nie chce żebyś mniedotykał, nie chce cię widzieć, zniknij.

-Anastasia, byłem pijany i wściekły, nie myślałem - tłumaczyłsię spokojnym głosem. Nie rozumiałam jego spokoju, osobiściechciałam wydrapać mu oczy, rozpłakać się, pocałować i znowu odpoczątku. - Ja wiem..

-Ty wiesz że to Cię nie tłumaczy, w dupie to mam naprawdę Kamil.Zdradziłeś mnie z jakąś blond... kobietą - wydusiłam z siebiepróbując tej paniusi nie nazwać dziwką - Pamiętasz jak mniezwyzywałeś? Zdeptałeś jak pieprzonego robaka, jakbyś nic do mnienie czuł. I to pokazuje że tak było. Jestem dla Ciebie nikim, jakto powiedziałeś ''pobawiłem się, możesz już wyjść''. Wyszłami nie chce wracać. Gdybyś chociaż zapytał o co mi poszło zMaćkiem, do cholery spytał. Opowiedziałabym Ci wszystko odpoczątku, o tym jak do mnie zadzwonił bo chciał się pogodzić,nie chciał ode mnie nic więcej oprócz przyjaźni, dobrychstosunków. Ale ty musiałeś wymyśle sobie niewiadomo jakie gówno,że się z nim pewnie puszczam prawda?

Skinąłgłową.

-No widzisz, to nie jest zaufanie. Jak mogłeś tak pomyśleć, tymbardziej że jestem - mówiłam - umm... byłam twoją dziewczyną,nie zdradziłabym Cię z nikim. I jeśli wylecisz mi teraz żezdradzałam Maćka, to dam ci w pysk i przysięgnę że jeśli siędo mnie zbliżysz zadzwonię na psy.

Nawetnie zauważyłam jak te cholerne łzy płynęły po moich policzkach.Patrzył na mnie zszokowany tym wszystkim co powiedziałam. A jamartwiłam się że gdy się spotkamy, nie będę mogła powiedziećnic.

-Nie byłem świadom tego co mowie, naprawdę to nie była prawda. Ata laska nic dla mnie nie znaczyła. Myślałem że skoro ty mniezdradzasz to ja Ciebie też mogę - odpowiedział spuszczając głowę.- Poza tym, kurwa, Ana. Co ja miałem sobie pomyśleć jak do choleryzobaczyłem swoją dziewczynę w objęciach swojego byłego chłopaka?To raczej nie jest normalna sytuacja.

-Chyba żartujesz, próbujesz teraz zwalić winę na mnie? - warknęłamwściekle - Ja ci powiem co mogłeś pomyśleć, mogłeś podejśćdo mnie i grzecznie zapytać co się dzieje i uwierz mi żeuniknęlibyśmy całej sytuacji. Ale nie, ty wolałeś sobie cośwymyślać i iść przelecieć jakąś laskę żeby zapomnieć. Brawodla Ciebie, mistrz taktyki i dedukcji.

-Nie jesteś lepsza, dalej pastwisz się nade mną mimo iżwytłumaczyłem ci że byłem pijany i nie wiedziałem co robię -przyjął atakującą taktykę - Nie chciałem tego, rozumiesz?

-Może jeszcze mi powiesz że to moja wina, że ja Cię kurwawepchałam do łóżka tego sylikon z doczepianymi kudłami -rzuciłam ironicznie się śmiejąc - Jesteś żałosny, po tobiejedynym nigdy bym się tego nie spodziewała. Tak samo jak tego żemnie popchniesz, myślisz że jakbym tam została to śmiałbyś sięmnie uderzyć?

-Ja pierdole, tylko nie tym tonem Anastasia - warknął przybliżającsię do mnie. Dawno nie mówił mi po imieniu. - Teraz to przeginaszwymyślając jakieś głupoty. W życiu bym Cię nie uderzył, nigdykurwa. Nie jestem aż takim psycholem żeby bić osoby które są dlamnie całym światem.

Wstałamnie potrafiąc słuchać tego dalej, popędziłam do sypialni szybkoprzekręcając kluczyk w drzwiach i rzucając się na łóżko.Rozpłakałam się nie potrafiąc opanować płaczu, trudno było mioddychać, łkałam z każdą minutą coraz bardziej nie wierząc wto wszystko co się dzieje. Słyszałam że tłukł się do drzwibłagając żebym otwarła, nie chciałam wstawać. Chciałam żebywyszedł, żeby mnie zostawił i żebym mogła dalej leżeć w tymłóżku i płakać, zanosić się płaczem. Darł się do drzwi,wstałam i otwarłam je patrząc na niego z z pogardą. Patrzył namnie z furią w oczach, miał zmierzwione włosy. Gdy się denerwowałnadmiernie je poprawiał dłonią.

-Zostaw mnie samą - wydusiłam ostatkami z sił - Kamil, błagam.

-Anastasia, kocham Cię rozumiesz? To wszystko to był błąd,wszystko. Nic nie jest kurwa ważniejsze niż Ty, nic.

-Widzisz co ze mną zrobiłeś? - wyszeptałam powstrzymując płacz -Widzisz jak ja wyglądam? Niszczysz mnie, cholernie mnie niszczysz aja nadal tak bardzo Cię kocham że to boli. Rozwala mnie od środka,czuje jakbym wariowała, i powinnam Cię zostawić. Ale nie umiem.Nie potrafię przestać mimo tego co wczoraj zobaczyłam,przepłakałam cały dzisiejszy dzień. Siedząc w tej cholernejwilli, wszędzie gdzie są twoje rzeczy. Ale nie miałam gdzie uciec,musiałam przemyśleć. Myśl że Ty z nią... Nie mogę,przepraszam. - próbowałam zatrzasnąć drzwi ale napotkałam opór,trzymał je dłonią próbując coś powiedzieć.

-Nie zostawiaj mnie, Anastasio. Wiem że Ci na mnie zależy, a mi natobie. Nie zniósłbym kolejnej straty. Za dużo już ich poniosłem.Wiem, wiem że to z mojej głupoty, jestem idiotą przez to cozrobiłem i w to nie wątpię. Przemyśl to wszystko, przemyślisz?Ja naprawdę Cię kocham, jak nikogo innego. Przy tobie chce byćlepszy, dla Ciebie. Chce się zmieniać, tylko na lepsze. Chce byćprzy tobie cały czas, patrzeć jak śpisz. Jak cieszysz się życiem,jak śmiejesz się ze mnie, czerwienisz bo nadal wstydzisz sięprzede mną rozbierać bo nie lubisz swojego ciała. I nie wierze żeto mówię ale chce kiedyś zaciągnąć Cię do kościoła, poślubići przenieść przez próg naszego domu. Chce mieć z tobą dziecko,patrzeć jak chodzisz w ciąży, być przy porodzie, wychowywać tąfasolkę. Potem zestarzeć się w małym domku nad jeziorem icodziennie powtarzać że warto było wtedy porozmawiać na tymcholernym balkonie. I oszalałem, ześwirowałem kompletnie na twoimpunkcie bo nie powiedziałem czegoś takiego żadnej kobiecie w moimżyciu, i to po tak krótkim czasie od naszego poznania - patrzyłczekając na moją odpowiedź, jego spojrzenie było takieprzygnębiające. Mieszanka przerażenia i zrozpaczenia. Nigdy nieusłyszałam od niego takich słów. Od nikogo z kim byłam blisko.Nigdy nie mówił wprost czy mnie kocha, a teraz byłam takzaskoczona że zapomniałam o tym wszystkim co wydarzyło sięwcześniej i myślałam o tym co właśnie mi powiedział. Poczułamże słabnę, obraz w moich oczach rozmazał się. Zrobiło sięciemno.

Obudziłamsię, spojrzałam na zegarek. Mijała 13, nie wiedziałam ile spałam.W pokoju było duszno, poduszka była wilgotna a ja przytulałam siędo kołdry. Spojrzałam w lustro. Byłam wrakiem, wrakiem człowieka.Moja twarz była czerwona, oczy podpuchnięte. Zmierzwione włosywydobywające się spod gumki która jeszcze jakiś czas temuutrzymywała koka. Wstałam na równe nogi i cicho uchyliłam drzwi,na piętrze było pusto. Zeszłam do kuchni, na stole rozłożonabyła zastawa. Kamil stał przy kuchni mieszając coś w garnku,odsunęłam cicho krzesło i usiadłam na nim po turecku obserwującjak zmaga się z sałatką. Mimo iż nie powinnam, uśmiechnęłamsię nieśmiało. Nagle odwrócił się w moją stronę trzymając wdłoni garnek i łyżkę która wyleciała mu z dłoni, najwyraźniejnie spodziewał się że wstanę i będę siedzieć i się właściwiena niego gapić. Uśmiechnął się przeźroczyście, wyglądałrównie źle jak ja. Wyglądał jakby też płakał ostatnie godziny.Odblokowałam telefon i zadzwoniłam do Taty.

-Hej tato - mruknęłam do telefonu oczekując awantury z jego strony,zawsze był porywczy ale nie dziwiłam mu się. Jako młodsza córka,zawsze byłam bardziej pilnowana niż Maja. Właśnie, co z mają? -Co z Majką?

- Wybudziła się, pytała o Ciebie - odparł troskliwie - Wszystko wporządku? Mama i ja bardzo się martwiliśmy gdy Marita pytała czyjesteś u nas.

-Tak, wszystko okej. Nie chciałam was martwić, jesteście u niej? -spytałam cicho.

-Tak, chcesz z nią pogadać?

-Oczywiście.

-Marita ktoś do Ciebie - usłyszałam jeszcze w słuchawce.

-Ana?

-Tak, cała i zdrowa w przeciwieństwie do Ciebie. - mruknęłamśmiesznie, roześmiała się cicho po chwili zagłuszając tokaszlem. - Jak się czujesz?

-Oprócz tego że mam złamaną rękę i kilka kostek w stopie, jestempoobijana i dostałam mocne dawki paracetamolu to całkiem okej -odparła ironicznie - a Ty? Podobno zginęłaś na 24h.

-Tak jakby, zresztą opowiem ci wszystko. Nie ma mnie w domu. -odpowiedziałam trochę bardziej podniesiona na duchu tym że z Mająjest coraz lepiej.

-Gorąca randeczka z Stochem? - spytała znacząco a ja wzdrygam sięna jego nazwisko.

-Nie do końca - wyszeptałam smutno.

-Coś się stało? No dobra, nie ważne. Opowiesz mi jak przyjedziesz,zadzwoń jutro. - odpowiedziała. Pewnie teraz przygryzła wargęsmutna z tego że coś się stało.

-Kocham Cię, trzymaj się tam i pozdrów Nikodema. Siedział przytobie jak wierny pies. - mruknęłam stukając paznokciami o blatstołu.

-Serio? Ej Nikoś, ona porównała Cię do psa - roześmiała sięstarsza Roztocka po chwili znowu kaszląc. - Ałć, murze sięprzyzwyczaić że to będzie jeszcze boleć.

-Cześć głupku - zakończyłam rozmowę i rzuciłam telefon nastolik.

-Zjesz kolacje? - spytał Kamil przyciszonym głosem, skinęłamgłową. Nałożył mi sałatki i łososia którego sam robił.Gdzieś w głębi serca byłam dumna że udało mu się upiec łososianie przypalając go. Nawet nie wiem czemu o tym myślałam, powinnambyć cholernie wściekła i przybita a nie czułam... nic. Nicnegatywnego, żadnej złości ani smutku, zmęczenie. Skubałam swojąsałatkę próbując na niego nie patrzeć, jemu wychodziło tofantastycznie. Jestem pewna że cały czas wgapiał się w tącholerną sałatkę, a ja musiałam uważać żeby mnie nie zauważył.Byłam taka zła na siebie, cholera, patrzyłam na niego i chciałamsię rozpłakać nad sałatką. Ale pewnie spytałby mnie dlaczegopłacze. A ja bym odparła że cebuli którą kroił kilka minuttemu. Fajna wymówka. Dlaczego nie mogę być typową, normalnądziewczyną która wyrzuciłaby go z mieszkania, wzięła lody inastępne półtorej tygodnia jadłaby lody i oglądała jakąśtelenowele? A, bo tak. Powód numer jeden: Jego mieszkanie, powódnumer dwa: nie jestem normalna, powód numer trzy: im dłużej bymsiedziała sama i go nienawidziła, tym bardziej bym za nim tęskniła,podwód numer cztery: gdybym jadła lody narzekałabym potem że mamuda jak słoń, powód numer pięć: nienawidzę telenoweli,szczególnie tych typu klan albo szansa na sukces którą musiałamoglądać gdy byłam mała na coniedzielnym obiedzie u babci.Dlaczego brat kuzynki Huanity, ciotki siostry kuzynki od strony mężaHulio Ricardo właśnie przespał się z matką kuzynki ciotki Jorgeod strony syna jej żony? Dokładnie tak to dla mnie wyglądało. Inadal wygląda. Uśmiechnęłam się sama do siebie wzbudzającciekawość Kamila, bardzo mądrze. Zamiast starać się unikać jegozainteresowania, sama je wzbudzam. Podziękowałam cicho i wstałamaby odnieść talerz, na nieszczęście oboje sięgnęliśmy po niegow tym samym momencie co spowodowało że stłukł się w drobny mak.

-Posprzątam to - mruknęłam idąc po zmiotkę.

-Ja to zrobię.

-Kamil, to że zemdlałam nie oznacza że jestem jakaśniepełnosprawna - wyrzuciłam z siebie spoglądając na niegoukradkiem. - Zrobię to. Ty posprzątaj resztę.

Zbierałamgołymi palcami resztki rozbitego szkła, nagle z mojego palcapuściła się krew a ja zasyczałam cicho. Wstałam i podeszłam doszafki wyciągając plaster, oczywiście mój towarzysz jak nazawołanie pojawił się kolo mnie prosząc abym zostawiła szkło,opatrując mój palec. Był nieznośny. Ale chciał dobrze. Ale byłcholernie nieznośny. Kłóciłam się ze swoim mózgiem i duszą, totak jak w tych bajkach gdy po jednej stronie ramienia pojawia ci sięaniołek a po drugiej diabełek.

-Dzięki - wymruczałam spoglądając na palec.

-Byłem w twoim mieszkaniu i przywiozłem ci ubrania - powiedziałcicho odwracając wzrok ode mnie.

-Skąd wiedziałeś że tu będę? - ciekawość dała górę nadwszystkim. - Nikomu nic nie mówiłam.

-Uciekłaś, chciałaś być sama, miałaś klucz. Droga dedukcjiAnastasio - powiedział a mnie przeszedł dreszcz. - Zimno?

-Tak... tak, trochę - odparłam pocierając nerwowo skórę,spojrzałam na niego. Zdjął swoją bluzę i na siłę opatulił niąmnie. Znowu to robił. Byłam tak cholernie rozerwana, z jednejstrony to co się stało, a z drugiej ta wielka chęć przytuleniasię do niego, uśnięcia w jego ramionach jak zawsze. Chyba byłamtak c w nim zakochana że mimo wszystkiego co się stało, pragnęłamjego bliskości. Stałam obok niego, czekając aż zrobi jakikolwiekruch. Ale nie, ta cholera wgapiała się we mnie przez kilka minut.

-Nie gap się na mnie - mruknęłam w końcu znudzona tą zabawą.

-Czemu?

-Bo nie wiem co zrobić, co myśleć. - wymruczałam otulając się wkońcu bluzą. Jestem pewna że teraz się uśmiechnął. - Czuje sięniezręcznie.

-Przy mnie?

-Um..tak?

Parsknąłcicho śmiechem.

-Właśnie ze sobą porozmawialiśmy - powiedział spokojnie - krok doprzodu?

-Na pewno nie do tyłu - odsunęłam się od niego. Złapał mójnadgarstek a ja spojrzałam na jego dłoń a potem na jego samego. -Chce się położyć.

-Odpowiesz na jedno moje pytanie?

-Jedno.

-Czy jeszcze będzie jak wcześniej?

Zawahałamsię.

-Ja...Chciałabym - wyrzuciłam z siebie. - Ale to nie jest takieproste...

Coja pierdziele po tym co mi powiedział wcześniej miałam ochotęrzucić mu się na szyje bo wiem że mówił to szczerze i że seriomnie kocha. Ale nie mogę, mam jakąś głupią blokadę w swoimciele że nie potrafię mimo że chce. Tak mocno go kocham.

-Wiem, no nic. Spij dobrze - odparł cicho. Poszłam na górę irzuciłam się na łóżko przytulając do kołdry, i licząc że senpo tym męczącym dniu szybko mnie zmorzy. Myliłam się. I to grubo.Następną godzinę przewracałam się z prawej strony, na lewą.Tworząc coraz dziwniejsze pozy, i ułożenia. Odkrywając się,przykrywając, rzucając i już mając łzy w oczach bo tak bardzopotrzebowałam tego snu. Nie dopuszczałam do siebie nawet myśli żeto tylko przez to że nie ma go obok, przez to że chce się w niegowtulić a jego nie ma obok. Okej, zaczęłam godzić się z tą myśląi moje cholerne serce miało dość tej samotności i zmusiło mniedo tego abym to zrobiła. Otwarłam z drzwi i bez cienia strachuzeszłam po schodach, leżał na kanapie wpatrując się w laptopa ipisząc coś szybko. Spojrzał na mnie zdziwiony.

-Nie śpisz?

-Nie mogę zasnąć - wydukałam cicho siadając na schodku. - Kamil amoże...

-Tak? - spytał, jestem pewna że zapytał specjalnie aby mnieonieśmielić. Że teraz uśmiechał się sam do siebie zadowolony ztego co zrobił. Uwielbiał to robić.

-Nie, nie ważne - poddałam się, ewentualnie cykałam się. Podniósłsię do pozycji siedzącej i wpił we mnie wzrok prosząc abymdokończyła. - Nie mogę usnąć... Nie wiem, może mógłbyś...nie, nie mogę. Posiedzieć w sypialni, źle się tam czuje sama.Boże, jak to głupio zabrzmiało. Przepraszam, idę spać.

-Przyjdę zaraz - usłyszałam jego głos gdy weszłam na piętro,zagryzłam wargę z zadowolenia. Chciałam tego, podświadomiechciałam aby pilnował moich snów. Trudno się przyznać gdy z kimśsię źle układa, a i tak nadal się kocha drugą osobę. Położyłamsię cichutko na łóżku, po chwili drzwi otwarły się a On usiadłna fotelu dalej.

Kamil'sPOV.

Niemogła usnąć sama. Jak mnie to bardzo cieszyło, że tu siedzę iże wpatruje się jak usypia. Smuga światła z korytarza padała najej twarz, te usta, te oczy. Nagle otwarła je i usiadła na łóżkuskrywając twarz w dłoniach.

-Nie, kurwa. Nie mogę tak - wyszeptała po chwili pojawiając siękoło mnie, pociągnęła za dłoń. Stałem naprzeciwko jej,popchnęła mnie delikatnie na łózko kładąc się tuż obok iprzyciskając do mojego ciała. - Przepraszam, jestem słaba.

Zacisnąłemrękę wokół jej pasa. Nawet nie wie jak jestem zadowolony że tozrobiła, pocałowałem ją w szyje. Chciała się odsunąć, alebyła przyciśnięta do mnie. Jestem głupi, jakieś kilka godzintemu się pokłóciliśmy, jakiś dzień temu ją zdradziłem a terazod tak sobie ją całuje. Leże koło niej słysząc jej oddech,zasypia. Odgarniam włosy z jej czoła, i przyciskam do niego swojeusta. Tylko tyle mogę.

Anastasia'sPOV.

Jestembipolarna, teraz mam pewność.

Kotki,

Ostatnio było tu dość, um... pusto. Nie chce was szpikować gadaniem że szkoła bla bla bla, więc wytłumacze się krótko i sensownie. Faktycznie do mojej nieobecności wkład miała też szkoła, poprawianie ocen etc, ale głównie nie było mnie tu ze względu na ''weny'', przez 2 czy tam 3 tygodnie nie potrafiłam napisać sensownego rozdziału a nie chciałam dodawać tu byle czego, w końcu nie po to zaczynałam to ff. Na szczęście ostatnio udało mi się napisać dwa rozdziały więc prędko wam je wrzuce! *pamiętajtagwiazdkimilewidziane* *komentarzejeszczemilej*




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top