Rozdział 15
PRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAM MIAŁAM DODAĆ 2 W URODZINY KAMILA ALE NIE MIAŁAM ZBYTNIO MOŻLIWOŚCI A POTEM ZAPOMNIAŁAM, MAM NADZIEJE ŻE WYBACZYCIE X
Wbiegłam do szpitala sprawnie wymijając pielęgniarki i ratowników, pustym korytarzem czując na twarzy jedynie mokre policzki od łez, w końcu zobaczyłam moją mamę siedzącą przed wielkimi szpitalnymi drzwiami z napisem sala operacyjna, spojrzała na mnie i wstała a ja wpadłam w jej ramiona szlochając i płacząc jej w ramie, usiadłam koło niej ukrywając twarz w dłoniach i zastanawiając się czy gdybym była teraz w moim cholernym mieszkaniu, z nią. Czy może by do tego nie doszło, może następnego dnia obudziłaby się na moim łóżku koło mnie, przeciągnęła i wstała ziewając w tym samym czasie. Pobiegła do łazienki rozumiejąc że jest spóźniona, wybiegła dopijając kawę którą bym jej zrobiła. A teraz leżała na stole operacyjnym zdana na czyiś los, uzależniona od lekarzy którzy mogą uratować lub stracić jej życie. Gdzie jest ta pieprzona sprawiedliwość? Gdybym nie zostawiła jej samej to nic takiego by się nie stało, ale gdybym tam była, to mogłabym być.. ja. Podniosłam głowę powstrzymując chlipanie, uścisnęłam dłoń mojej mamy i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i przemyłam twarz wodą, resztki tuszu i pudru znikły z mojej twarzy, przyklepałam włosy rozwiane od wiatru i zacisnęłam powieki nie pozwalając łzom wypłynąć poraz kolejny. Otarłam oczy i wyszłam z pomieszczenia, zauważyłam jego, kucał przy mojej mamie trzymając ją za dłoń a ona patrzyła na niego przerażona i wciąż dygotającaprzez to co stało się Mai. Odwrócił głowę, wstał i podszedł do mnie a ja zatopiłam się w jego uścisku, przytuliłam się do niego tak mocno że o dziwo nie złamałam mu jeszcze żeber, płakałam w tą cholerną koszulkę którą tak kocham i otuliłam się jego ciemno szarą bluzą powtarzając sobie że to moja wina. Bo to była moja wina. Nagle drzwi sali otworzyły się a z nich wyszedł młody lekarz, zdjął maskę i zaczął rozmowę.
- Stan jest krytyczny ale stabilny, operacja się udała - odparł profesjonalnie - Następne godziny będą decydujące.
- Kiedy będzie można ją zobaczyć? - spytałam prawie szeptem odwracając do niego twarz, spojrzał na mnie skruszonym i współczującym wzrokiem. Drzwi ponownie się otworzyły odwracając moją uwagę, dwóch pielęgniarzy prowadziło łóżko a pomagająca im pielęgniarka trzymała kroplówkę, spojrzałam na przykrytą do szyi kobietę. To była Majka, która nie wyglądała jak Majka. Była blada, miała zamknięte oczy, posiniaczoną szyje i podbite oko, zadrapania na twarzy i rozcięty łuk brwiowy, podbiegłam do jej łóżka i załkałam cicho szukając w pościeli jej dłoni, złapałam delikatnie bojąc się ze sprawie jej tym ból, bałam się na nią patrzeć, bałam się zastać czegoś czego nie chciałabym zobaczyć, co mogłoby kompletnie mnie załamać.
- Kocham Cię, słyszysz? Nie zostawiaj mnie, Majka nie zostawiaj mnie błagam - rozpłakałam się gdy wjechali do sali a mi lekarz zakazał tam wchodzić, oparłam o ścianę i powoli zsunęłam na podłogę płacząc w rękawek. Podniosłam wzrok, spojrzałam na Kamila, wyraźnie posmutniałego i przerażonego moim ''stanem'', przyciągnął mnie do siebie i pocałował delikatnie.
- Chcesz tu zostać? Możemy pojechać do mnie i wrócić tu rano - wyszeptał unosząc delikatnie mój podbródek, nie chciałam aby widział mnie w takim stanie, rozpłakaną, rozmazaną i przerażoną.
- Tata przyjedzie za godzinę, wymieni mnie przy czuwaniu - odezwała się mama posyłając mi smutny i przeźroczysty uśmiech - Pojedź, przyjedziesz rano. Tak będzie najlepiej.
- J-ja chce być przy niej. O-obiecałam jej że nigdy jej nie zostawię - mówiłam przez płacz.
- Nastka, nie zostawiasz jej, ona śpi. Tylko śpi, i chce żebyś ty się wyspała i przyjechała rano do niej - mówił Kamil, znowu traktował mnie jak dziecko. Tłumaczył jak dziecku, mówił jak do pieprzonej 11 latki i nie rozumiem czemu zaczęłam myśleć o tym a nie o Mai. Wstałam i skinęłam głową, tak będzie najlepiej. Wracając, nie lubiłam tego uczucia. Traktował mnie jak pieprzoną nastolatkę która nie rozumie powagi sytuacji, rozumiem, miał te 10 lat więcej, więcej przeżył ale czasami zachowywał się w stosunku do mnie jak ojciec a nie chłopak czy partner. Pewnie w jego oczach byłam dziewczynką, nie kobietą. Jak 19 latka ma być kobietą? Wyprowadził mnie ze szpitala.
Kamil's POV.
Przepłakała prawie całą noc, do 5 łkała cicho leżąc obok mnie a ja jedyne co mogłem to przytulić ją do siebie. Odkąd wróciliśmy do mojego mieszkania w głowie miałem jedną myśl. Że gdyby nie ta cholerna kolacja to ja odwiedzał bym ją teraz w szpitalu. Egoistyczne myślenie, ale nie wiem co bym zrobił gdyby jej cokolwiek się stało. Patrzyłem na jej zaczerwienioną od płaczu twarz i zmierzwione włosy, miała podkrążone oczy i nerwowo przytulała poduszkę. Spała niespokojnym snem jakby za dwie minuty miała obudzić się z płaczem. Ubrałem koszulkę i zeszłem do kuchni, nalałem sobie kawy, odwróciłem się i zobaczyłem ją stojącą na schodach, patrzyła na mnie obojętnie swoimi błękitnymi oczami które przerażająco przekrwione były od płaczu, podszedła na palcach i wtuliła się we mnie. Uniosła głowę i pocałowała w policzek, nie uśmiechnęła się. Jakby wyparowały z niej wszystkie dobre i szczęśliwe uczucia, odnalazła moją dłoń i splotła ją ze swoją.
- Kim ja dla Ciebie właściwie jestem? - spytała cicho, unosząc głowę i wbijając we mnie wzrok. - Pogubiłam się w tym wszystkim.
- Jesteś drugą połową mojego serca, idealnie dopasowaną do mnie - wymruczałem oplatając ją ramionami, spojrzała na mnie niepewnie zagryzając wargę - O czym myślisz?
- Czuje się przy tobie jak, jak dziewczyna...Nie jak kobieta - wyszeptała odgarniając opadające kosmyki włosów. Uniosłem jej podbródek jak zawsze gdy chciała odwrócić ode mnie wzrok, zawstydzona Anastasia, urocza.
- Tylko przez to że jesteś młodsza? - uśmiechnąłem się niedowierzająco spoglądając na nią, jej policzki zarumieniły się a ona przewróciła oczami denerwując mnie tym - Nie żartuj, proszę Cię.
- Tyle że jestem młodsza o 10 lat, nie 2 czy 3 - mruknęła cicho - Poza tym dajesz mi to czasami do zrozumienia swoim zachowaniem.
- Niby kiedy? - spytałem unosząc brew ze zdziwienia, zmrużyła oczy ze złości a ja postanowiłem ratować sytuacje - Dobra, nie ważne. Nie będę już. - pocałowałem ją w czoło a przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, martwiłem się o nią tak bardzo, wyglądała gorzej niż jej siostra. Tak niezdrowo.
Nagle odezwał się jej telefon, odebrała go, cicho przytakiwała kilka minut a potem odłożyła go na stolik.
Anastasia's POV.
- Cześć - wyszeptałam do telefonu niepewnie, tak dawno z nim nie rozmawiałam. Nie dzwonił, nie pisał.
- Jak się czujesz? - spytał opanowanym głosem który przeszywał wszystkie cząsteczki mojego ciała - Słyszałem o tym co się stało, bardzo mi przykro Ana.
Dawno nie nazywał mnie Aną.
- Jest okej, daje rade - odparłam cicho próbując opanować trzęsawkę. - Rozmawiałam z rodzicami, jest z nią lepiej. Za kilka dni będą próbować ją wybudzać.
- Może... może chcesz żebym przyjechał? - spytał niepewnie ściszając ton - Do szpitala albo gdzie chcesz.
- Maciek, to chyba nie jest dobry pomysł - mruknęłam smutnie do telefonu zanim mi przerwał.
- Jako przyjaciel - wtrącił niepewnie - zapewniłem Cię że zawsze możesz na mnie liczyć. Widziałem Cię na lotnisku, ciesze się twoim szczęściem, przecież wiesz że nie chce dla Ciebie źle.
- Hm... Będę za godzinę w szpitalu, wyśle ci adres sms - odpowiedziałam - to...do zobaczenia Maciek.
Jestem idiotką.
Siedziałam przed salą mojej siostry pijąc kawę i czytając książkę, pielęgniarka przed chwilą wygoniła mnie z sali ze względu na wymianę kroplówki i parę innych duperel. Czytałam Majce jej ulubioną ,,Zanim się pojawiłeś'', zawsze płakała na samym końcu choć znała to na pamięć. Słuchałam z nią jej ukochanej płyty Mansa Zellmerow'a, pamiętam gdy mówiła że nikogo nie pokocha tak jak Mansa. A wtedy pojawił się Nikodem, najlepszy chłopak, jej wymarzony narzeczony a mój przyszły zięć. Siedział z nią przez cały czas aż w końcu udało mi się go wygonić aby chociaż chwile przespał się w ich mieszkaniu, wyglądał jak wrak człowieka. Nagle usłyszałam kroki, spojrzałam na drzwi. Kilka metrów dalej stał on. Tak dobrze mi znany a jednak nieznajomy. Szatyn z tymi samymi brązowymi oczami i orzechowymi włosami, opalenizną i nieśmiałym uśmiechem. Ta oaza spokoju z którą dzieliłam życie, mieszkanie, pasje, łóżko, łazienkę a wszystko co było moje, było i jego. Patrzył na mnie obojętnym wzrokiem aż w końcu jego usta rozszerzyły się w delikatnym uśmiechu, a ja dalej jak ta idiotka wpatrywałam się w niego jakbym zobaczyła pieprzonego ducha, pieprzonego ideała Patricka Swayzyego, mojego ukochanego aktora. Ale to nie był on, to był Maciek, Maciek który coraz bardziej zbliżał się do mnie z bukietem róż a ja coraz bardziej panikowałam i nie wiedziałam co zrobić. Miałam ochotę uciec a zarazem wbiec w jego ramiona i przytulić go jak kiedyś. Jak najlepszego przyjaciela. A może kogoś więcej? To było dziwne uczucie. Z jednej strony strach, a z drugiej dziwna tęsknota. I teraz myślę o tym co kiedyś powiedziała mi Marita, i to niedorzeczne. Kochałam go, czułam się przy nim bezpieczna i spokojna. Ale nie kochałam go tak jak Kamila, który daje mi nie tylko bezpieczeństwo i spokój, ale całego siebie i dla którego miłości zrobiłabym wszystko. To przeraża. Wstałam a nogi miałam jak z waty, zrobiłam krok do przodu i zbliżyłam się do niego. Kurde, uwielbiałam to jak na mnie patrzył, nadal to uwielbiam. Nadal bardzo mu ufałam.
- Cześć, jestem Maciek. - powiedział spokojnie - Możemy znowu się poznać?
Nachalnie wzięłam bukiet róż i kalecząc sobie dłonie położyłam je na stoliku. Pieprzyć to. Równie nachalnie się w niego wtuliłam, nie spodziewał się. W końcu objął mnie równie mocno. Wierzyłam że odbudujemy to co utraciliśmy, ale odbudujemy w inny sposób. Jako przyjaźń i zaufanie. Potrzebowałam jego jako przyjaciela, jako brata, nie jako chłopaka. Nie umiałam darzyć go tak głębokim uczuciem.
- Cześć, jestem Anastasia. - odparłam. - Miło mi Cię poznać.
Spojrzał na mnie szczęśliwie jakby zaskoczony tym co powiedziałam. A jednak. Poznam go od nowa. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Odruchowo spojrzałam w prawo. Stał gromiąc mnie wzrokiem, zaciskając pięści. Wyszedł równie szybko jak wszedł, mocno trzaskając drzwiami.
***********************
Szukałam kluczyka w mojej torbie. Ostatnie godziny spędziłam na dzwonieniu do Stocha, wyłączył komórkę. Zostałam u Mai do wieczora czekając aż rodzice przyjadą z nią posiedzieć. Otwarłam drzwi i stojąc w przedpokoju ściągnęłam ubrania, słyszałam cicho lecącą muzykę w salonie. Paliło się światło. Czyli tam był. Idąc do niego odrzucił mnie zapach wypalonych papierosów, nie jednego. Nie dwóch. Kilku paczek papierosów. Stanęłam w framudze i spojrzałam na pokój. Kilka butelek whiskey stało na stoliku, popielniczki pełne od petów, rozrzucone poduszki i cicho idący telewizor. Westchnęłam głęboko. Gdyby tylko został, gdyby nie wyłączył tego cholernego telefonu, pozwolił by mi wytłumaczyć to wszystko, ale uciekł i wolał sobie wymyślić to czego nie było. Rzuciłam torbę na fotel i zabrałam się za sprzątanie tego syfu. Otworzyłam okno aby wywietrzyć pomieszczenie, pusta butelka wina stała koło stolika. Nie lubił białego wina, nigdy go nie pił. Zasłoże się że nic więcej nie było z alkoholu więc wziął i to. Koło kanapy leżała jego ulubiona koszulka z Adidasa, podniosłam ją i przełożyłam przez ramię. Usłyszałam kroki, odwróciłam się. Schodził ze schodów, wyraźnie wstawiony. Spojrzał na mnie obojętnie, po chwili uśmiechając się szyderczo. Oparł się o blat kuchenny i patrzył na moje ruchy.
- Dlaczego nie odbierałeś? - odważyłam się zapytać, uniósł brew zdziwiony tym że w ogóle się do niego odezwałam. - Odpowiesz mi?
- Byłem zajęty - warknął upijając whiskey ze szklanki, ściągnęłam sweter i rzuciłam na fotel czując że zaraz atmosfera będzie jeszcze gorętsza i to nie dzięki naszym miłosnym uniesieniom czy jak to tam nazwać. - Co u Maćka?
- Dobrze - mruknęłam szybko zasłaniając rolety, odwróciłam się i ujrzałam jego odpalającego kolejną fajkę. Podeszłam i wyrwałam mu ją z ust, złapał mnie mocno za nadgarstek patrząc na mnie wściekłym wzrokiem, wyrwałam mu się. Spojrzał w prawo a ja patrzyłam przerażona a rozwój wydarzeń. Ze schodów schodziła blondynka ubierając w tym samym czasie koszulkę.
- Powtórzmy to jeszcze - wypowiedziała przesłodzonym głosikiem, w końcu ujrzała mnie. Mnie wkurwioną, złą, przerażoną, zranioną, smutną i prawie płacząca mnie. Mnie zszokowaną tym co widzę, do tego stopnia że wpatrywałam się w kobietę następne kilka minut aż w końcu odzyskałam zdolność mówienia.
-Pieprzyłeś się z tą ździrą? - spytałam niedowierzająco. Gdzie jest mój Kamil? - Odpowiedz mi kurwa.
- Może grzeczniej - warknęła blondi paniusia o nogach do sufitu, zgromiłam ją wzrokiem, była głupim pofarbowanym pustakiem z sylikonowymi cyckami i tłustym tyłkiem, z takimi to nawet nie warto gadać.
- Radze ci wyjść zanim obije ci tą szpachlowaną mordkę mała i wyrwę te tlenione doczepiane kudły dobrze?- rzuciłam podchodząc powoli do niej, cofnęła się aby wziąć torebkę i ubrać szpilki. Wzięłam jedną z nich leżącą obok mnie i wycelowałam w pustaka, było blisko.
Chciałam wyrwać ją za te blond włoski i wyrzucić sama z domu, w końcu wybiegła na swoich szpilkach trzaskając drzwiami. Odwróciłam się od Stocha, łapiąc głęboki oddech i próbując nie rzucić się na niego z pięściami. Dlatego jego koszulka była tam. Dlatego to wino. Dlatego zszedł w samych spodniach. Chciałam zapaść się pod pieprzoną ziemie, zdechnąć, uciec stąd jak najdalej. Nie mogłam, spojrzałam na niego, zimnego i niewzruszonego.
- Ta, przynajmniej Ona była w tym dobra - syknął złośliwie nalewając sobie kolejną szklankę płynu - Może Maciek lubi zabawiać się z naiwnymi dziewczynkami ale mnie to nie kręci,kochanie. Co mi może zaproponować jakaś 19 latka? Błagam Cię.
Patrzył na mnie, bez jakichkolwiek uczuć i chyba zadowolonego z tego co zrobił.
- Myślałaś że będę się tobą opiekował i cackał? - warknął śmiejąc mi się w twarz - Jesteś pieprzonym dzieckiem, nic mi nie dasz, bawisz się w cnotkę latając ode mnie do Kota. Zabawne prawda?
Milczałam wysłuchując jak łamie mi serce, na części i kawałki pierwsze. Czekałam na ten głupi cios ostateczny i w duchu modliłam się aby nadszedł już teraz, chyba wolałabym aby w złamał mi serce na pół, niż rozbił je w drobny mak.
- Jesteś niczym, pierdolonym zerem, zapamiętaj to sobie - rzucił rozbijając szklankę pod moimi nogami, odskoczyłam przerażona. Był tak bardzo pijany że nawet nie wiedział co robi, ale do cholery to go nie usprawiedliwiało- Widzisz, jesteś jak szkło. Wystarczy cię strącić a rozpadasz się, jesteś nikim, głupim małoletnim ścierwem które myślało że znajdzie sobie księcia, pomyliłaś sobie bajki. Pobawiłem się, a teraz możesz wyjść.
https://youtu.be/yNVxwL8UGio
(Polecam włączyć xx)
Moje oczy łzawiły, bo do cholery nie chciałam przyznać że płacze. Moje nogi przyrosły do ziemi, moje oczy patrzyły na jego zadowoloną twarz. Moje uszy wysłuchiwały wszystkiego co o mnie mówił, mój mózg to przetwarzał a uczucia rozpadały się. Jak ta pieprzona szklanka.
- Co ja Ci zrobiłam?- podeszłam do niego kładąc swoją dłoń na jego twarzy, spojrzał na mnie lodowato i mocno odepchnął mnie od siebie. Gdzie jest mój Stoch, co się z nim do cholery stało. Upadłam na stolik, uderzając głową o jego kant, rozcinając sobie skórę na karku. Dotknęłam krwi która spływała po moim kręgosłupie, czerwona ciecz płynęła po moich palcach. Rozpłakałam się cicho nie chcąc aby to zobaczył. Otworzyłam oczy, kucał przy mnie patrząc przerażony na to co się stało. Chyba wróciła mu świadomość tego co mówił i co mi zrobił.
- Ana, Jezu nic ci nie jest?- szeptał gubiąc się i próbując pomóc mi wstać, cofnęłam się od niego przerażona że zrobi mi coś jeszcze. - Ja nie chciałem, Ana...
Wstałam o własnych siłach mimo niemiłosiernego bólu rozrywającego mój kark, próbując nie wybuchnąć żałosnym płaczem ze świadomością że jeśli teraz stąd nie wyjdę, to właśnie to zrobię, postanowiłam uciec. I to jak najprędzej. Zarzuciłam swój sweter, ignorując jego słowa, ignorując to co do mnie mówi, odpychając jego dłoń gdy łapał moją. Krwawiłam coraz bardziej, płakałam coraz bardziej, umierałam coraz bardzie, wzięłam torebkę i trzasnęłam drzwiami siadając na chwile na schodach, brawo ja że wzięłam zapasowy kluczyk i zamknęłam go od zewnątrz. Obliczając miałam 3 minuty aby chociaż odrobinę przestać się trząść zanim znajdzie klucze. Nagle wszystko było coraz bardziej, jedynie kochałam coraz mniej. Wybiegłam z posesji ignorując jego krzyki i słysząc tysięczny raz moje imię, roztrzęsiona wsiadłam do auta odjeżdżając boczną ulicą. Zatrzymałam się kilka przecznic dalej, patrzyłam w ciemne niebo. Patrzyłam, rozpadał się deszcz. Niebo płakało tak mocno jak ja. Grzmiało a pioruny trzaskały, siedziałam sama obserwując co dzieje się na zewnątrz. 8 nieodebranych połączeń, 20 sms. Z jego numeru. Dwa od Marity, jeden od Maćka. Wyłączyłam telefon, odpaliłam samochód. Wiedziałam gdzie jechać aby nikt mnie nie znalazł. To było miejsce w którym spędziłam cudowne chwile, i miejsce w którym nikt mnie nie odnajdzie. Nawet On. Rzuciłam się na poszukiwanie zapasowego kluczyka w moim schowku. Śmignęłam na Zakopiankę, po jakimś czasie zjeżdżając do tego samego lasku co z Kamilem, na polane, do tego samego oszklonego domu. Zaparkowałam i podbiegłam do drzwi w nadziei że się otworzą, weszłam do ciepłego pomieszczenia, zapaliłam światło. Tu nadal wszystko było jak wtedy. Jakby czas zatrzymał się w tym dniu kiedy wszystko było okej. Na stole stała szklanka z której rano pił sok, na fotelu jego koszulka do biegania, papierosy w popielniczce. W lodówce sorbet cytrynowy który jedliśmy. Na stoliku laptop, otworzyłam go sprawdzając szybko media, licząc że jeśli zajmę się tymi głupimi portalami społecznościowymi to moje urażone ja chociaż na chwile się zamknie. Spam na Facebooku, spam na inChat, kilka maili. Moją uwagę zwrócił jeden, od nieznanego nadawcy. Kliknęłam w niego, zawierał zdjęcie. Zdjęcie bukietu który zobaczyłam przy łóżku Majki, który nie był ani ode mnie, ani od jej chłopaka. Od nikogo z przyjaciół i rodziny. Nie rozumiałam, nie rozumiałam do czego to zmierza, napaść, maile, włamanie do mnie. Przestałam czuć się bezpieczna gdziekolwiek ale teraz byłam pewna jednego. Ten kto to zrobił, był na wolności. I prawdopodobnie to ja byłam jego celem, nie Maja. Ściągnęłam ubrania i opatuliłam się kocem, pozamykałam wszystkie możliwe wejścia do domu, pozsuwałam rolety, samej w tak wielkim metraż, pewnie gdyby nie to leżelibyśmy teraz na kanapie a ja bawiłabym się jego włosami, albo gotowałby dla mnie swoje popisowe dania a ja znosiłabym przypaleniznę i jego przykrą minę, albo brałabym prysznic a on znowu wszedłby mi do łazienki, w samym ręczniku posadził na umywalce i mówił jak bardzo mnie kocha a potem usprawiedliwiał że kocha mnie wszędzie i nawet w łazience . Wyciągnęłam z baru kieliszek czerwone Cart Dor, płakałam i piłam. Piłam i płakałam. Bawiłam się żyletkami w dłoni jak głupia psycholka, coraz więcej myślałam i więcej piłam, a powinno być na odwrót. Powinnam pić coraz więcej, i myśleć coraz mniej, ale nie, jestem Anastasia i zawsze muszę mieć gorzej.. Aż do 3 kiedy uznałam że to nie ma sensu, rzuciłam ostrze na ziemie. I ledwo świadoma, nadal się nie poddałam się. Czy znowu ja wszystko spieprzyłam? Bo to zawsze moja wina, zawsze ja dostaje po dupie od życia. Tak bardzo go kochałam że nie potrafiłam nawet tego zapić, tego bólu po tym co mnie zastało. Obietnic że nigdy mnie nie opuści, że jestem przy nim bezpieczna, że jestem jego szczęściem, że...że mnie po prostu kocha. A tak naprawdę nie znałam człowieka którego kiedyś uważałam za swój największy autorytet, a potem za swój cały świat. Zresztą to takie zabawne, ktoś kogo zawsze oglądałam w telewizji i dostawałam głupka na jego widok, stał się moją piękną codziennością, jak śpi, jak je, jak jedzie na trening, biega po mieszkaniu w poszukiwaniu kluczyków, przylatuje, odlatuje. Czy gdybym nie dostała wtedy tej akredytacji, czy moje życie wyglądałoby inaczej? Włączyłam telefon i zadzwoniłam do Marity, wybełkotałam że nic mi nie grozi i poprosiłam żeby zadzwoniła do rodziców, rozłączyłam się i rzuciłam go na podłogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top